Spektakl “Z miłości” powstał na podstawie tekstu uznanego dramaturga, Alana Ayckbourna (docenionego także w Polsce - został zwycięzcą prestiżowej Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej za sztukę biograficzną „Tęsknię za domem”). Jego “Things we do for love” natomiast została okrzyknięta przez brytyjskich krytyków za “arcydzieło tragicznej komedii i komicznej tragedii”.
I choć to tekst na wskroś angielski (warto zwrócić uwagę na zawarte w nim niuanse, choćby na podejście jednej z bohaterek do Szkotów i Irlandczyków), to zarówno cięty humor, jak i sam, uniwersalny przecież, temat sztuki, trafia także do polskiej publiczności. Tekst doczekał się kilku polskich adaptacji: w Teatrze Nowym w Łodzi i warszawskim Teatrze 6 Piętro, a teraz, w reżyserii Radosława B. Maciąga, trafiła na deski Teatru Wybrzeże.
Barbary, karierowiczki i właścicielki sporego wiktoriańskiego domu, który przerobiła na kilka mieszkań i w którym wynajmuje zarówno piętro, jak i suterenę. Miejsce akcji niejako “wymusza” na twórcach interesujące rozwiązania scenograficzne, co świetnie wykorzystano w spektaklu Wybrzeża. Wnętrze domu jest zarówno efektowne, jak i bez wątpienia funkcjonalne - pozwala aktorom swobodnie przemieszczać się pomiędzy “piętrami” i pokojami. Warto dodać, stylowo urządzonymi, i tu należy docenić dowcip z lokowaniem nazwy jednego z popularnych sklepów wnętrzarskich.
Innego końca świata nie będzie. Znakomity “Memling” w Teatrze Wybrzeże
Kalejdoskop osobowości
Choć “Z miłości” to opowieść o miłosnym czworokącie, to w adaptacji Wybrzeża warto docenić duet aktorek-przyjaciółek: twardo stąpającej po ziemi Barbary (Katarzyna Kaźmierczak) i niepoprawnej, wręcz naiwnej romantyczki Nikki (Agata Woźnicka). Aktorski tandem wypada świetnie, zarówno w scenach przyjacielskich plotek i wygłupów, jak i poważniejszych wątkach wymagających wzajemnego wsparcia.
Solidną dawkę komizmu wprowadza Piotr Łukawski w roli podkochującego się w Barbarze Gilberta (szczególnie w scenach wspólnej kolacji i w finale). Nieco w tyle za kolegami z obsady pozostaje Piotr Chys, który wprawdzie mocno rysuje postać dzielącego przyjaciółki Hamisha, ale w newralgicznych, namiętnych scenach chwilami wypada mało przekonująco.
W brytyjskim miłosnym uścisku
Niemniej, miłosne uwikłanie czwórki bohaterów, choć przewidywalne, ogląda się z zainteresowaniem. Na pytanie jednak, na ile ze względu na wciągającą historię, a na ile ze względu na zastanawianie się, ile można poświęcić w imię uczucia, każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Czy, jeśli zgodnie z założeniem Ayckbourna, jesteśmy zdolni do aktów najgorszych, zdolni to czy nadal można to nazywać miłością? I czy miłość wszystko wybaczy?
Miasto przywraca piękno XVII-wiecznemu Zespołowi Sierocińca