- Jedziemy na mecz z zawodnikami, którzy są. Nie ma co załamywać rąk, tylko wyjść i grać. Na boisku gra się po jedenastu - mówił trener Piotr Stokowiec. Ale czy wierzył w sukces we Wrocławiu? Chyba nie. Jego przedmeczowe wypowiedzi były jednak stonowane.
Inaczej Flavio Paixao.
- Faktycznie nastąpiło trochę zmian w naszym zespole, ale uważam, że jesteśmy przygotowani bardzo dobrze. Jedziemy do Wrocławia po to, żeby przywieźć stamtąd trzy punkty - mówił kapitan Lechii przed meczem ze Śląskiem.
"Trochę zmian" to delikatne stwierdzenie. Z Lechii odeszło pięciu zawodników (czterech z pierwszego składu), kilku innych jest kontuzjowanych, trzech następnych się rozchorowało. W tej sytuacji trener Piotr Stokowiec do Wrocławia zabrał aż dziesięciu młodzieżowców i juniorów.
Wszyscy biadolili - dziennikarze, komentatorzy, kibice. Lechia nie ma piłkarzy, Lechia nie ma kim grać. Ale rację miał Paixao. Sam strzelił we Wrocławiu dwa gole, wykorzystując świetne podania Conrado Buchanelli Holza i Filipa Mladenovicia. Szkoda tylko, że biało-zieloni stracili gola w doliczonym czasie gry. Zamiast zwycięstwa, skończyło się remisem 2:2.
Jak więc było w piątek, 7 lutego, we Wrocławiu?
W wyjściowej jedenastce Lechii znaleźli się: Kuciak - Kobryń, Nalepa, Maloca, Mladenović - Tobers, Makowski, Conrado, Mihalik, Gajos - Paixao.
Pierwszą próbę akcji ofensywnej gdańszczanie podjęli w 4. minucie. Conrado biegł z piłką lewą stroną boiska, ale został zatrzymany przez Lubambo Musondę.
W rewanżu Robert Pich strzelał z prawej strony, ale Dusan Kuciak nie miał problemów ze złapaniem piłki.
W 6. minucie Jaroslav Mihalik ładnie dograł na prawej stronie do Conrado, który świetnie przejął piłkę, wbiegł w pole karne, zagrał na długi słupek, niepilnowany przez nikogo Paixao wpakował z bliska głową piłkę do siatki. 1:0 dla Lechii.
Gdańszczanie się cofnęli, gospodarze nacierali.
W 15. minucie Dino Stiglec trafił piłką będącego w swoim polu karnym Rafała Kobrynia. Sędzia Tomasz Musiał pierwotnie nie dopatrzył się przewinienia, jednak nasłuchiwał wieści ze stanowiska VAR. Po chwili sam pobiegł sprawdzić. Podtrzymał swoją decyzję i nie podyktował rzutu karnego.
W 20. minucie biało-zieloni zupełnie odsłonili swoją lewą stronę, piłkę tuż przed polem karnym dostał Krzysztof Mączyński, strzelił, ale świetnie wślizgiem interweniował Tomasz Makowski.
Niedługo później w trudnej sytuacji - po uderzeniu Przemysława Płachety - trzy metry od linii bramkowej wybijał piłkę Mario Maloca.
Groźnie było jeszcze w 26. minucie, gdy Erik Exposito dostał piłkę na 14 metrze, jednym zwodem przechytrzył dwóch zawodników Lechii i strzelił. Metr obok słupka.
W 34. minucie w końcu udana akcja Lechii. Filip Mladenović przed polem karnym wyłożył piłkę dobrze spisującemu się Makowskiemu. Ten jednak strzelił zbyt słabo i mało precyzyjnie. Szkoda.
Pod koniec pierwszej połowy Mladenović został zaatakowany przez Musondę, który wpadł na piłkarza Lechii i łokciem trafił w twarz. Zawodnik Śląska dostał żółtą kartkę, Mladenović długo był opatrywany a sędzia Musiał w tym czasie całe zajście obejrzał jeszcze na podglądzie VAR. I tym razem swojej decyzji nie zmienił.
Po wznowieniu biało-zielni mieli rzut rożny. Wrzucał Gajos, przed linią bramkową piłkę dotykali Nalepa i Kristers Tobers, Matus Putnocky wybijał. I jeszcze z boku próbował trafić Kobryń - niecelnie.
Po zmianie stron gdańszczanie od razu ruszyli. Mladenović poszedł lewą stroną, fenomenalnie zagrał w pole karne. Podania nie przecięli ani Musonda ani Diego Żivulić, za to do piłki dopadł Paixao, który pewnie strzelił obok bramkarza Śląska. Tego nikt się nie spodziewał!!! Lechia prowadziła 2:0, gospodarze byli w szoku.
Podopieczni trenera Stokowca w ciągu kolejnych kilku minut wyprowadzili trzy akcje, ale dobić rywala się nie udało. Za to inicjatywę przejęli wrocławianie. Najbliżej byli bodaj w 68. minucie, gdy Filip Raicević główkował, ale znakomicie interweniował Kuciak.
Chwilę później stało się... Michał Chrapek przedzierał się w polu karnym, trafił na Makowskiego i padł na murawę. Arbiter pokazał na "wapno". Do "jedenastki" podszedł Mączyński, uderzył w prawy róg bramki Lechii, tam też rzucił się Kuciak. Zabrakło centymetrów. 2:1.
Ostatni kwadrans to głównie ataki Śląska. Sędzia doliczył jeszcze pięć minut i niestety gospodarze wykorzystali szansę - świetną akcję zakończył celnie Chrapek. 2:2.
Gdańszczanie oddali 12 strzałów, w tym dwa celne. Wrocławianie 19, w tym cztery celne. Gdańszczanie przebiegli 117 km, wrocławianie 119 km.
- Mecz był do wygrania. Śląsk w drugiej połowie przejął inicjatywę, ale dobrą organizacją gry zasłużyliśmy na trzy punkty - podsumował po meczu na antenie Canal+Sport szkoleniowiec Lechii. - Przy bramce popełniliśmy błąd. Ten karny też nie był taki jasny.
Lechia pierwszy mecz tej wiosny w ekstraklasie zremisowała. Za tydzień - w piątek, 14 lutego - do Gdańska przyjedzie mistrz Polski Piast Gliwice. We Wrocławiu trener Stokowiec zrobił jedną zmianę, dopiero w 87. minucie - Paweł Żuk zastąpił Mihalika. W meczu z Piastem za kartki nie zagra Makowski. To może być problem. Ale trener Stokowiec pewnie coś wymyśli a Paixao nastawi kolegów do meczu optymistycznie.
Śląsk Wrocław - Lechia Gdańsk 2:2 (0:1)
0:1 - Flavio Paixao 6'
0:2 - Flavio Paixao 46'
1:2 - Krzysztof Mączyński 71' (k.)
2:2 - Michał Chrapek 90+3'
Żółte kartki: Musonda, Puerto (Śląsk), Kobryń, Makowski, Gajos (Lechia).
Śląsk: Matus Putnocky - Lubambo Musonda (83' Sebastian Bergier), Israel Puerto, Diego Zivulić, Dino Stiglec - Jakub Łabojko, Krzysztof Mączyński - Robert Pich (72' Damian Gąska), Michał Chrapek, Przemysław Płacheta - Erik Exposito (58' Filip Raicević)
Lechia: Dusan Kuciak - Rafał Kobryń, Michał Nalepa, Mario Maloca, Filip Mladenović - Kristers Tobers - Jaroslav Mihalik (87' Paweł Żuk), Maciej Gajos, Tomasz Makowski, Conrado Buchanelli Holz - Flavio Paixao