Długo jeszcze nie będzie gdańszczanina, który by znaczył tak wiele dla miasta i kraju, co przywódca Sierpnia ‘80 i pierwszej „Solidarności”. Do Trójmiasta zawija wielki amerykański wycieczkowiec - turyści chcą obejrzeć lokalne atrakcje, a największą z nich jest „Lech Waleza”. Odwiedzają go w Europejskim Centrum Solidarności albo zapraszają na statek na specjalne spotkanie - każdy chce zrobić sobie z nim zdjęcie.
Głupi ci Amerykanie... Który Polak chciałby się dzisiaj fotografować z Wałęsą? My tutaj wszyscy znamy jego śmiesznostki i słabości. Wałęsa lubi wypowiadać się na każdy temat - czasem jak coś palnie, to człowiek kładzie się ze śmiechu. Przykłady? Proszę bardzo. We wtorek, 22 grudnia, w wywiadzie dla Radia Gdańsk powiedział m.in.: „Moja prezydentura powinna być błogosławiona”.
Ha! Pamiętam, jak lata temu potrzebowałem w domu pomocy elektryka. Przyszedł, przy robocie lubił rozmawiać - więc pogadaliśmy. Zeszło na Wałęsę. „E tam. Guzik się znał na rządzeniu, to i guzik mu wyszedł. Ja bym rządził nie gorzej niż on” - stwierdził pan elektryk. Czasem zastanawiam się, co pobrzmiewało w tej wypowiedzi. Zwykła ludzka zawiść? Odwieczna skłonność do anarchii w naszym polskim myśleniu?
Kto chce, może dorzucić Wałęsie do plecaka swoje zastrzeżenia. Wolny kraj - to i mówimy, co nam się podoba. Największy zarzut jest taki, że Wałęsa ukrył swoją współpracę z SB i potem nie umiał się z tego wyspowiadać przed społeczeństwem.
Myślę sobie: może nie wierzył w mądrość i miłosierdzie Polaków? Jednego dnia dzielimy się opłatkiem nawet z tymi, których nie lubimy. Innego - jesteśmy gotowi utopić sąsiada w łyżce wody. Nie wszyscy na pewno - ale wielu, zbyt wielu.
Wyobrażam sobie, że wśród tych tysięcy obcokrajowców, którzy się z Wałęsą fotografowali w ciągu ćwierćwiecza, znalazł się niejeden elektryk. Nie przyszło mu do głowy, że mógłby lepiej rządzić państwem. Zdjęcie z tym sławnym Polakiem trzyma w rodzinnym albumie i z dumą pokazuje znajomym. Rozumie, że miał zaszczyt spotkać człowieka, który był jednym z wielu robotników, ale jakimś niesamowitym zrządzeniem historii zdobył sławę i szacunek na całym świecie. Jak to nazwać? Los? Przeznaczenie? Palec Boży?
Jakże niemądrym trzeba być, by myśleć, że na miejscu Lecha Wałęsy mógł znaleźć się ktoś inny. Ktoś bez wąsów i bez znaczka z Matką Boską w klapie marynarki.
Dlatego myślę, że to raczej amerykańscy turyści - a nie niechętni Wałęsie rodacy - mają rację.
Dlatego też mam śmiałość w imieniu życzliwej części gdańszczan złożyć Lechowi Wałęsie życzenia, właśnie we wtorek, 22 grudnia, w 25 rocznicę zaprzysiężenia Go na prezydenta RP.
Przede wszystkim dużo zdrowia, Panie Lechu. Zrobiłeś Pan dla Polski kawał dobrej roboty - dawałeś nadzieję w czasie, gdy nadziei bardzo brakowało. Co się nie udało, najpewniej udać się nie mogło i nie ma czego żałować. Sto lat, Panie Lechu, pozostawaj jak najdłużej żywą atrakcją Gdańska. Niech jak najwięcej osób z całego świata zrobi sobie z Tobą zdjęcie i trzyma je w albumie jako swój prywatny skarb.