• Start
  • Wiadomości
  • Tzw. ustawa Kamilka: "Maltretowanych dzieci było w Polsce zbyt wiele"

Chronić dzieci przed złem. Pedagożka i prawnik mówią, o co chodzi w tzw. ustawie Kamilka

Od nowego roku szkolnego będą obowiązywać nowe standardy ochrony małoletnich. Zostały wprowadzone po tragicznej śmierci ośmioletniego Kamilka, który był przez długi czas maltretowany przez ojczyma, a nikt z dorosłych nie zareagował. Jak nowe standardy zadziałają, przekonamy się od 1 września. O zmianach w tym zakresie rozmawiamy z nauczycielką Agnieszką Tomasik i adwokatem Janem Suchankiem. - W polskiej praktyce można było wcześniej nie zauważyć siniaka na ciele dziecka. Mam nadzieję, że teraz te siniaki będą zgłaszane. Bo od sinika często zaczyna się dramat dziecka - mówi Agnieszka Tomasik.  
23.08.2024
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
dwoje ludzi stoi na wprost aparatu pozując do zdjęcia, w tle widoczna zieleń i elementy architektury
Dyrektorka ZSO nr 8 Agnieszka Tomasik i mecenas Jan Suchanek
Piotr Wittman / www.gdansk.pl
  • Nowa ustawa została uchwalona po tragicznej śmierci ośmioletniego Kamilka z Częstochowy, który został dosłownie zakatowany przez swojego ojczyma. Ta okrutna śmierć wywołała szok w całym kraju. Kamil zmarł 8 maja 2023 roku po 35 dniach walki lekarzy o jego życie. Chłopiec był wcześniej wielokrotnie maltretowany przez ojczyma, 27-letniego Dawida B. Mężczyzna znęcał się nad dzieckiem ze szczególnym okrucieństwem. Matka Kamilka, 35-letnia Magdalena B., mimo że wiedziała, co robi jej mąż, nie próbowała go powstrzymać. Kamilek wielokrotnie uciekał z domu. Inni dorośli - krewni, sąsiedzi, instytucje, też nie zareagowali, gdy był jeszcze na to czas.
  • W największym skrócie: nowa ustawa ma zwiększyć bezpieczeństwo i ochronę najmłodszych, a także spowodować szybkie i skuteczne reagowanie na ich krzywdę. Wytyczne do wyznaczenia standardów ochrony dzieci w szkole sporządziło Ministerstwo Sprawiedliwości. Na ich podstawie szkoły przygotowały swoje dokumenty, które będą obowiązywać od nowego roku szkolnego. 
  • Według danych Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, każdego roku w Polsce stwierdza się prawie cztery tysiące przestępstw fizycznego i psychicznego znęcania się nad dziećmi. Jednocześnie 41 proc. dzieci przyznaje, że doświadczyło przemocy ze strony bliskich im dorosłych, zwykle ojca lub matki. Dane policji wskazują, że w 2023 r. ponad 17 tys. małoletnich doznało przemocy domowej. W wyniku przemocy w rodzinie 611 dzieci umieszczono w ub. roku w pieczy zastępczej.
  • Szacuje się też, że co roku ok. 30 dzieci traci życie w wyniku przemocy ze strony dorosłych.

Dlaczego ustawa była potrzebna, co nowego wnosi i co nadawało się już do nowelizacji - o tym wszystkim mówią w rozmowie z naszym portalem Agnieszka Tomasik, dyrektorka Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 8 w Gdańsku i mecenas Jan Suchanek, zajmujący się prawem oświatowym

Sebastian Łupak: Do szkół i innych instytucji wchodzi tzw. ustawa Kamilka czyli nowe standardy ochrony małoletnich. Dlaczego była nam potrzebna? 

Jan Suchanek: W Polsce trochę niesłusznie funkcjonuje mit “świętej rodziny opiekuńczej”, która jest najlepszym środowiskiem dla wychowania dziecka. A niestety - jak pokazał przykład Kamilka - nie jest to zawsze prawda, bo wśród rodziców mamy również osoby niekompetentne czy przemocowe, które mają własne problemy i te problemy odreagowują na dzieciach, co potrafi skończyć się nawet ich śmiercią.  
 
Niestety nie zawsze jest tak, że rodzice chcą najlepiej dla własnego dziecka i są zawsze najlepszymi opiekunami. Dlatego właśnie państwo musi czasem wziąć na siebie obowiązek ochrony dzieci nawet przed własnymi rodzicami czy niektórymi nauczycielami.  Państwo musi zorganizować system, w którym te dzieci są chronione, czasem także przed swoimi rodzicami. Sytuacja Kamilka potwierdza, że tego rodzaju problem istnieje. Nowe prawodawstwo ma być odpowiedzią na takie dramatyczne sytuacje.   
 
Agnieszka Tomasik: Kamilków było już w Polsce zbyt wielu. Dlatego uważam, że państwo trochę za późno wchodzi z działaniem interweniującym w rodzinę.
 
Dlaczego za późno? 
 
AT: Jeżeli jako dyrektorka szkoły pisałam do sądu rodzinnego o wgląd w sytuację rodziny, to często było tak, że kurator umawiał się z tą rodziną na niedzielny obiad. Rodzina siedzi i nic: tata nie bije, mama nie rzuca wyzwiskami w dziecko. Rodzice odgrywają teatrzyk i wszystko jest cudownie, idealnie. I nic się dalej nie dzieje. Taki kurator często nawet później nie pofatygował się do szkoły, choć powinien. Nie było żadnego ciągu dalszego.  
 
JS: Rzeczywiście z punktu widzenia wymiaru sprawiedliwości system był niedoskonały. Miejmy nadzieję, że ten nowy będzie lepszy. 
 
Problem polega na tym, że sędziowie dostający informację, że coś złego dzieje się w rodzinie, oceniają materiał dowodowy, ale mają mocno ograniczony kontakt z taką rodziną. Na sali sądowej jest to krótka rozmowa, w oparciu o którą trzeba wyciągnąć bardzo wiele wniosków. Poza tym sędziowie sami przyznają, że nie mają szkoleń z zakresu psychologii i tego, jak rozmawiać z dziećmi. 
 
Ta ustawa też ma to zmienić?
 
JS: Ta ustawa ma wprowadzić dodatkowe możliwości szkoleniowe i obowiązki dla sędziów, którzy orzekają w wydziałach rodzinnych. Właśnie po to, żeby właściwie diagnozować tego rodzaju sytuacje i być mniej podatnymi na manipulacje, czyli wciąganie kuratorów w jakiś teatr, gdzie patologiczna rodzina stara się pokazać jako przykładna, jako właściwie funkcjonująca, a tak naprawdę pod tymi pozorami kryje się głęboka patologia. 
 
Rozszerzą się też kompetencje kuratora. Jeśli rodzic nieprawidłowo wykonuje władzę rodzicielską i działa na szkodę dziecka, sąd będzie miał rozszerzone możliwości ustanawiania kuratora, a więc osoby niezależnej, chociażby w postaci adwokata czy radcy prawnego, który będzie reprezentował w takim postępowaniu interesy dziecka niezależnie od rodziców. Kurator będzie miał określone obowiązki sprawozdawcze, po to, żeby jak najlepiej dziecko mogło swoje prawa egzekwować w toku postępowania sądowego, nawet w sporze z własnymi rodzicami. 
 

Wchodzi tzw. “ustawa Kamilka”. Od września dzieci w szkołach pod specjalną ochroną

 
Rozumiem, że teraz wszyscy - rodzice, nauczyciele, sędziowie - będą musieli zmienić swoje podejście do ochrony dzieci. To ma być rodzaj przeorania naszej świadomości, jeśli chodzi o prawa dzieci?
 
JS: Dokładnie! W naszym społeczeństwie dość  niefortunnie funkcjonuje określenie “władzy rodzicielskiej”. A musimy pamiętać, że każda władza to też odpowiedzialność. I przede wszystkim w odniesieniu do dzieci powinniśmy mówić o odpowiedzialności. 
 
Pojawiają się nawet pomysły, aby zmienić przepisy Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego i mówić nie o “władzy rodzicielskiej”, a właśnie o “odpowiedzialności rodzicielskiej” po to, żeby pokazać, że jako rodzice jesteśmy odpowiedzialni za to, co się dzieje z dziećmi, bo są one podmiotem prawa, a nie jego przedmiotem. 
 
AT: Dzieci wychowuje się w Polsce według strasznego motto: “dzieci i ryby głosu nie mają”. Nie tylko w domu, ale i w hierarchii szkolnej przyzwyczaja się je do tego, żeby się nie odzywały, żeby były grzeczne, żeby nie komunikowały swoich potrzeb.
 
Jesteśmy przyzwyczajeni, że można zmuszać dzieci np. do tego, żeby coś na siłę zjadły. Albo, że dorosłe osoby muszą to dziecko wycałować na powitanie, choć dziecko sobie tego nie życzy. Nikt nie pyta dzieci o to, jakie są potrzeby ich ciała i ich potrzeby psychiczne. Dziecko jest po prostu maskotką, której używają dorośli. 
 
Ta ustawa to zmieni?
 
AT: Ta ustawa wydaje się surowa i bezwzględna dla dorosłych, bo jest napisana właśnie pod kątem przekroczeń, które czynimy wielokrotnie dzieciom i młodzieży, na przykład używając języka przekraczającego granice ich intymności. 
 
I dlatego bardzo ważnym elementem nowych standardów, które wprowadza ministerstwo, jest graficzne opowiedzenie, czego nie wolno robić dzieciom. 
 
Co to znaczy: graficzne opowiedzenie?
 
AT: W każdej szkole powinna zawisnąć na ścianie infografika, z informacją, czego nie wolno dziecku robić. Idealnie ta grafika powinna być jak plakat stworzony językiem dziecka. Taki plakat stworzyła psycholożka Izabela Banaszczyk i każdy dyrektor może pobrać go ze strony Kreatywnej Pedagogiki.
 
Czego na przykład nie możemy? 
 
JS: Choćby siłą brać dziecka na kolana. Dzieci nie są od tego, żeby zaspokajać potrzeby dorosłych: nauczycieli, rodziców. 
 
Weźmiemy dziecko na kolana - to źle? 
 
JS: Nawet jeżeli nie ma w tym żadnego podtekstu seksualnego, to mimo wszystko nie powinniśmy dążyć do tego, żeby z obcym nam dzieckiem mieć kontakt fizyczny, żeby je przytulać, całować, sadzać na kolanka, bo to nie jest ani zdrowe, ani potrzebne, jeżeli dziecko samo w danej chwili takiej potrzeby nie artykułuje. Oczywiście, co innego, kiedy dziecko płacze, bo coś je boli i szuka chwilowego kontaktu po to, żeby ten ból ukoić. 
 
Jeśli natomiast na siłę sadzamy dziecko na kolano, całujemy, bo taki mamy akurat kaprys, to przekaraczmy jego granice intymności i robimy mu krzywdę.
 
plakat informacyjny
Plakat informacyjny autorstwa Izabeli Banaszczyk
Izabela Banaszczyk/Kreatywna Pedagogika
 
Przy okazji nowej ustawy wraca pytanie, czy dzieci i nauczyciele powinni być w tych samych grupach w mediach społecznościowych?  
 
JS: Kwestia: w jaki sposób nauczyciele powinni albo nie powinni się komunikować z uczniami jest bardzo ważna. 
 
Nauczyciele nie powinni specjalnie zakładać żadnych grup na portalach społecznościowych i wchodzić w komunikację z dziećmi. Ich działanie w tym zakresie powinno być tylko i wyłącznie responsywne. Powinni odpowiadać na jakieś uzasadnione potrzeby dzieci. Jeżeli dziecko na przykład pisze do nauczyciela w pilnej sprawie, to powinniśmy jego potrzebę zaspokoić, ale bez zbędnego inicjowania kontaktu i wchodzenia w relacje emocjonalne.
 
Natomiast uważam, że niedozwolone jest inicjowanie towarzyskiego kontaktu z uczniami, bo nauczyciele nie są od tego, żeby być ich kolegami, koleżankami uczniów, żeby ich wyciągać na imprezy, żeby na przykład z nimi pić piwo, nawet kiedy są pełnoletni. 
 
Nauczyciele mają być swego rodzaju mentorami. Ten stosunek ma być służbowy. Nauczyciele mają być pomocni uczniom w rozwiązywaniu ich bieżących problemów, a nie być jakimiś towarzyszami zabaw i uciech. To tworzy niezdrowe relacje.
 
AT: Dlatego w dobie mediów społecznościowych ustawa wprowadza konieczność oficjalnego uregulowania tych kontaktów. 
 
Jak to działa w Pani szkole?
 
AT: W mojej szkole jedyną oficjalną drogą kontaktu z rodzicami i uczniami jest platforma GPE, czyli Gdańska Platforma Edukacyjna. I nic więcej!
 
I jeżeli mój nauczyciel zgodnie z nowymi standardami utworzy wspólną grupę na Messengerze ze swoją klasą, to on już nie przestrzega standardów.  
 
Ale przecież może zdarzyć się sytuacja, że dziecko napisze na jakiejś grupie, że jest mu źle, że ma depresję, że jest nękane. I wtedy nie będzie tam dorosłego, nie będzie nauczyciela i nikt nie zareaguje! 
 
AT: My, nauczyciele, mamy w tych kwestiach wiele dylematów: młodzież w sytuacjach kryzysowych kontaktuje się z nami najszybciej jak potrafi – czyli poprzez media społecznościowe. Ktoś na przykład na Messengerze napisze, że jest mu czy jej dzisiaj bardzo ciężko, nie może znaleźć sobie miejsca i co ma robić? I to jest mój uczeń, który ma do mnie zaufanie. 
 
I co ja mam zrobić w tej sytuacji?
 
No właśnie, co?
 
AT: Uważam, że to jest sprawa problematyczna. Mam  wątpliwości, czy powinnam wykorzystać tę nieformalną drogę.
 
Jakie jest zdanie prawnika? 
 
JS: Oczywiście, kiedy widzimy, że sytuacja sygnalizowana przez dziecko może nosić znamiona zagrożenia życia czy zdrowia, to powinniśmy jak najszybciej i jak najbardziej profesjonalnie zareagować. Upewnić się, czy zdrowie i życie tego dziecka nie jest zagrożone, zapewnić mu pomoc, łącznie z interwencją pogotowia czy policji. 
 
Mówimy tu o sytuacjach dramatycznych. Ale zdarzają się przecież sytuacje o wiele bardziej niewinne. 

Mama z rodziny zastępczej: "Takich dzieci jak Kamil z Częstochowy, jest bardzo dużo"

 
Na przykład?
 
JS: Na przykład uczeń, który wraca do domu i nie pamięta, jaką miał przeczytać lekturę, albo nie pamięta, co się działo na lekcji, pisze do nauczyciela na Messengerze: “O czym pani mówiła na lekcji? Czy mogłaby pani jeszcze raz napisać, o co w tym wszystkim chodzi?”
 
No i taki dobry, empatyczny nauczyciel myśli: “odpiszę mu, bo gapa zapomniał”. 
 
To źle?
 
JS: Uważam, że nauczyciel nie powinien wchodzić w taką korespondencję, bo to zaburza równość uczniów w klasie. Dlaczego ten uczeń nie zapyta swoich kolegów, tylko pyta nauczyciela po godzinach pracy, żeby ten mu coś dodatkowo tłumaczył. Jak się do tego mają wszystkie inne dzieci w klasie, które być może też nie zapamiętały lekcji, ale nie mają odwagi, żeby pisać do tego nauczyciela? Albo uważają, że to jest niestosowne. A ten jeden uczeń uzyskuje tę informację kosztem prywatnego życia nauczyciela i również kosztem innych uczniów. 
 
Więc ja bym minimalizował te kontakty z uczniami tylko i wyłącznie do sytuacji niezbędnych, ratujących życie lub zdrowie.
 
kobieta pozuje do zdjęcia
Agnieszka Tomasik
fot. Piotr Wittman/gdansk.pl
 
Ustawa zajmuje się też ochroną wizerunku dziecka, co też wzbudza wątpliwości. Dzieci jadą na wycieczkę i rodzice są ciekawi, co dzieci robią. Nauczyciel zrobi jedno, drugie zdjęcie czy filmik, że bawią się, grają, zwiedzają, mają ognisko, i wyśle to zdjęcie rodzicom czy wstawi na grupę. Teraz to będzie zakazane?
 
AT: To też jest dosyć problematyczne. Mamy sytuację wycieczki - dzieci wyjeżdżają i nauczyciel robi im zdjęcia. No i któryś z rodziców pisze od razu: “A moje dziecko na tym zdjęciu się nie uśmiechało”. I zaczyna wciągać nauczyciela w pytania, dlaczego to dziecko się nie uśmiechało, co się tam dzieje. Na linii rodzic-nauczyciel zaraz powstają trudności.
 
JS: Zauważyłem np., że w niektórych szkołach i przedszkolach trwa wyścig nauczycieli czy dyrektorów, którzy chcą pokazać, jaką to są multimedialną placówką i dla każdej grupy czy klasy tworzą profile na Facebooku, na którym zamieszczają zdjęcia: dzisiaj była u nas pani od muzyki; dzisiaj urodzinki miał Jasiu i z tego tytułu był u nas tort. 
 
Wychodzi na to, że z nauczycieli, którzy powinni cały czas zajmować się dziećmi, tworzymy dodatkowo fotoreporterów. Oni cały czas muszą myśleć o tym, żeby robić zdjęcia tym dzieciom i wrzucać opis na Facebooka. Nie dość, że nakładamy im dodatkowe obowiązki, to być może odciągamy ich od tego, co jest naprawdę ważne, czyli żeby poświęcali czas dzieciom i czuwali nad ich bezpieczeństwem i dobrostanem.
 
AT: Dodam, że ochrona wizerunku dziecka dotyczy nas wszystkich, także rodziców. Rodzice - chcąc poprawić swój własny wizerunek - posługują się wizerunkiem dziecka. A to wrzucą biało-czerwony pasek na świadectwie na Facebooka, a to zdjęcia jak dziecko tańczy, śpiewa, gra w piłkę w klubie. 
 
Nie powinni tego robić? 
 
AT: Rodzice chwalą się tym wizerunkiem, nie pytają czy dziecko tego chce. Za kilka lat dziecko może powiedzieć, że to nie było wcale takie fajne. To też może być traktowane jako przekroczenie władzy rodzicielskiej. 
 
Ta nowa ustawa poddaje pod refleksję kolejny problem: to znaczy ingerencję rodziców w życie dzieci. Istnieje pojęcie tzw. rodziców-helikopterów…
 
Czyli rodziców nadopiekuńczych?
 
AT: Takich, którzy nadzorują nieustannie życie swoich dzieci, monitorują je, po prostu krążą nad ich głowami. Chcą mieć kamery w przedszkolu, żeby patrzeć, jak to dziecko się zachowuje. Nieustannie wypytują nauczycieli, czy to dziecko zjadło marchewkę i czy było dzisiaj wesołe przez cały dzień i dlaczego nie siedziało z tą samą Anią, z którą siedziało wczoraj.  
 
Za dużo kontroli? 
 
AT: Dziecko jest bytem autonomicznym i dzięki temu uczy się ról społecznych. My, rodzice, nie nauczymy ich całego pakietu zachowań. Musimy nauczyć dziecko poruszania się w świecie samodzielnie. Tak więc z jednej strony ustawa ma chronić dzieciaki, ale z drugiej strony buduje zdrowe relacje między dorosłymi a dziećmi.  
 
Czy ta ustawa pozwoli zapobiec kolejnej śmierci dziecka zakatowanego przez własnego ojca?  
 
JS: Mam taką nadzieję. Jedną kwestią jest jednak ustawa, a inną nasza bierność, milczenie. Myślę, że sprawa Kamila powinna nie tylko być wstępem do zmiany prawa, ale powinna przede wszystkim poruszać nasze sumienia i być taką uwierającą nas szpilą, przypominającą nam, że każdy z nas ma w obowiązku zareagować, jeżeli widzimy krzywdę dziecka. 
 

Dziecko zabite w rodzinie - w Polsce jest więcej takich tragedii. Jak ratować? ROZMOWA

 
Powinniśmy zgłaszać nasze podejrzenia odpowiednim organom?
 
JS: Mamy prawo do tego, żeby nasze podejrzenia artykułować i żeby składać zawiadomienia. Nie jest to żadna szykana wobec takich rodzin. Jeżeli dana rodzina nie działa na szkodę dziecka, jeżeli go nie krzywdzi, to nie powinna się obrażać na to, że ktoś zadaje im pytania, że ktoś chce zweryfikować, jak oni postępują w stosunku do własnego dziecka. Moim zdaniem lepsza jest tutaj lekka nadwrażliwość niż izolacja i odwracanie głowy od sytuacji potencjalnie niebezpiecznych. 
 
To nie jest kwestia wprowadzania kolejnych ustaw, tylko pewnej wrażliwości społecznej, którą powinniśmy w sobie wyrobić. No a prawo jest tylko takim minimum przyzwoitości, które nasze państwo jest w stanie zapewnić.
 
Czy ta ustawa zmusi szkoły do szybszej reakcji, jeśli zachodzi podejrzenie znęcania się nad dzieckiem? 
 
AT: Tak naprawdę jako dyrektorka wcześniej miałam takie same obowiązki. Zgodnie z prawem każdy, kto powziął uzasadnione podejrzenie, że dziecku dzieje się krzywda, powinien był zawiadomić odpowiednia organy. Problematyczny był wyraz “każdy”.
 
Bo "każdy" znaczy często nikt? 
 
AT: Mogło się zdarzyć, że nauczyciel w jakiejś wiejskiej szkole, gdzie wszyscy się znają, zgłaszał coś dyrektorowi, a dyrektor nie chcąc problemów, nie wzywał rodziny, nie puszczał tego dalej. A w tej nowej ustawie jesteśmy dosłownie nazwani: kto to konkretnie powinien być, w jakim momencie powinien powiadomić organy i jakie czynności powinien wykonać. 
 
W polskiej praktyce wszystko można było dotąd zamieść pod dywan i nie zauważyć siniaka na ciele dziecka. Mam nadzieję, że teraz te siniaki będą już zgłaszane. Bo od sinika często zaczyna się dramat dziecka.  
 
mężczyzna pozuje do zdjęcia
Mecenas Jan Suchanek
fot. Piotr Wittman/gdansk.pl
 
Czy ta ustawa ma jakieś niedociągnięcia, mankamenty?
 
AT: Od dłuższego czasu pytałam Ministerstwo Edukacji, czy każda osoba, która wchodzi na teren szkoły, musi od teraz przedstawić dyrektorowi zaświadczenie o niekaralności i czy ja muszę ją sprawdzić w rejestrze sprawców przestępstw seksualnych.
 
To problem? 
 
AT: Jest to duży kłopot, ponieważ my zapraszamy bardzo dużo instytucji, prowadzimy różnego rodzaju konferencje, spotkania, pogadanki na terenie szkoły. No i teraz gdybym ja każdego miała przepytywać, no to po pierwsze ten, kto wchodzi, musiałby co miesiąc odnawiać swoje zaświadczenie o niekaralności, a po drugie byłoby z tym dużo pracy. 
 
I co odpowiedziało ministerstwo? 
 
AT: Są dwie sytuacje, kiedy dyrektor ma obowiązek sprawdzić taką osobę w Rejestrze: pierwsza wtedy, kiedy podpisuje umowę o pracę z osobą, która stanie się pracownikiem. A druga: kiedy ktoś prowadzi działalność oświatową na terenie szkoły. 
 
Ten drugi punkt był sporny wśród dyrektorów. Mieliśmy poczucie, że teraz zamkniemy szkoły bardziej niż za ministra Przemysława Czarnka dla organizacji, stowarzyszeń, klubów. 
 
Interpretacja ministerstwa też była taka, że jeżeli nauczyciel zaprasza jakiegoś gościa na spotkanie, to on - jako nauczyciel - cały czas prowadzi działalność edukacyjną, a gość jest tylko gościem i jest w szkole na odpowiedzialność nauczyciela, który ma obowiązek być w tym czasie czas ze swoimi uczniami i czuwać nad przebiegiem spotkania. 
 
Natomiast, jeżeli wprowadzamy do szkoły stowarzyszenia, kluby sportowe, które prowadzą działalność samodzielnie, bez nadzoru nauczyciela, to musimy dokonać tego sprawdzenia.
 
Co na to prawnik?
 
JS: To jest art. 21 ust. 3 tej ustawy i mówi o tym, że “przed nawiązaniem z osobą stosunku pracy lub przed dopuszczeniem osoby do innej działalności związanej z wychowaniem, edukacją, wypoczynkiem, leczeniem, świadczeniem porad psychologicznych, rozwojem duchowym, uprawianiem sportu lub realizacją innych zadań przez małoletnich, na osobie tej ciąży obowiązek przedłożenia pracodawcy informacji z Krajowego Rejestru Karnego w zakresie tego, czy była karana”. 

Chcesz być lepszy dla bliskich? Skorzystaj z bezpłatnej pomocy psychologicznej

 
Czy to jest taki duży problem?
 
JS: Dam przykład. My, jako adwokatura, organizujemy cały szereg zajęć edukacyjnych dla młodzieży. To np. czytanie bajki “Miś adwokat” w przedszkolu, ale nie tylko. Przychodzimy do szkół podstawowych i ponadpodstawowych, gdzie rozmawiamy o hejcie. 
 
No i my, jako Naczelna Rada Adwokacka, zainteresowaliśmy się czy my musimy również przedstawiać takie zaświadczenia o niekaralności. Uważaliśmy, że nie, dlatego, że my nie prowadzimy takich zajęć w sposób zupełnie indywidualny, samodzielny i niezależny od nauczyciela. To są zawsze zajęcia przeprowadzane w obecności opiekuna. 
 
Dlatego, rozmawiając z przedstawicielami ministerstwa, zasugerowałem, że w takim razie, jeżeli my musimy przedstawić takie zaświadczenie przed wejściem do szkoły, to również pani Rzecznik Praw Dziecka i pani minister edukacji, jadąc z wizytą do szkoły, powinny również takie zaświadczenie o niekaralności przedstawić. 
 
Co byłoby już dość absurdalne… 
 
JS: Ale dopiero sprowadzenie sprawy do absurdu uświadomiło przedstawicielom prawodawcy, że należy to w sposób rzetelny rozwiązać. Zapis powinien dotyczyć osób, które rzeczywiście z tymi dziećmi są sam na sam, a nie takich osób, które incydentalnie w ramach jakiegoś wydarzenia, lekcji przybywają do szkoły i w obecności innych osób z tymi dziećmi obcują w sposób krótkotrwały czy też wcześniej ustalony.
dwoje ludzi pozuje do zdjęcia na tle kolorowego graffiti namalowanego na betonowej ścianie. Kobieta nieco bliżej aparatu uśmiecha się patrząc w obiektyw, mężczyzna za nią ma splecione ręce
Agnieszka Tomasik jest koordynatorką Kreatywnej Pedagogiki - gdańskiego projektu sieciowania nauczycieli i ekspertką Pomorskiego Kuratorium Oświaty ds. wspomagania szkół. Mecenas Jan Suchanek współpracuje z miastem Gdańsk w zakresie obsługi prawnej szkół
Piotr Wittman / www.gdansk.pl
 
Chodzi o to, aby ustawa w sposób realny chroniła dzieci przed potencjalnym zagrożeniem, a nie tworzyła dodatkowe niepotrzebne, żmudne formalności, powodujące utrudnienie w funkcjonowaniu placówek szkolnych.
 
AT: Dodajmy, że podobny problem mają dyrektorzy szkół, którzy wysyłają swoich uczniów na praktyki. Tam też należałoby doprecyzować, kto jest odpowiedzialny za osoby, które opiekują się praktykantami. Albo studenci, którzy przychodzą do szkoły na praktyki - należałoby doprecyzować, czy to opiekun praktyk jest odpowiedzialny za to, aby sprawdzić takie osoby w Rejestrze, czy dyrektor szkoły czy może uczelnia. 
 
Słyszałem, że nawet studenci medycyny, którzy będą mieli praktyki na oddziałach pediatrycznych szpitali, będą musieli przedstawić zaświadczenie o niekaralności. A jest jeszcze kwestia obecność rodziców w szkole…
 
JS: Mamy do czynienia z sytuacjami w przedszkolach czy też w szkołach, w nauczaniu początkowym, kiedy rodzice przychodzą i prezentują dzieciom, kim są. Tata - strażak. Mama - lekarz. Przychodzą i zostają z tymi dziećmi na lekcji. Czy również tych wszystkich rodziców, którzy chcą poświęcić swój czas i coś o sobie opowiedzieć maluchom musimy zobowiązywać do tego, aby legitymowali się, że nie są przestępcami seksualnymi? 
 
Trzeba się nad tym zastanowić i zrobić z tym porządek. Słusznie więc ministerstwo wzięło się do nowelizacji ustawy.
 
Co się zdarzy 1 września? Czego powinni oczekiwać rodzice, a czego nauczyciele? 
 
AT: Wszyscy się muszą oswoić z nową sytuacją. Standardy powinny być już przyjęte w szkołach do 15 sierpnia. Mieliśmy pół roku. Ale oczywiście w świetle nowelizacji ustawy przedyskutujemy wszystko w czasie rad pedagogicznych. I będziemy to wdrażać od września. 
 
Zapewne rodzice spotkają się na wywiadówkach z nauczycielami, którzy będą na ten temat mówić. W szkołach pojawią się tablice adresowane do dzieci. Odbędą się godziny wychowawcze, gdzie dzieci i młodzież będą rozmawiać na ten temat z nauczycielami. 
 
Dyrektorzy zapewne zamówią dodatkowe szkolenia w swoich organach prowadzących, czy też samodzielnie będą szukać jakichś spotkań z prawnikami czy z ekspertami. To będzie rozłożony w czasie proces. 
 
JS: Do mnie zgłaszają się już dyrektorzy szkół, którzy dzwonią i pytają, czy mógłbym przeprowadzić szkolenie dla rady pedagogicznej. Myślę, że będzie więcej prawników i pedagogów, którzy będą się starać dotrzeć do jak największej liczby nauczycieli, również za pośrednictwem szkoleń online. I nie tylko po to, żeby przedstawić im swoją interpretację funkcjonowania ustawy w praktyce, ale też żeby odpowiedzieć na wszystkie pytania i wątpliwości, które będą się nasuwać w najbliższym czasie.
 
rozmawiał Sebastian Łupak 

 

Agnieszka Tomasik doktor nauk humanistycznych, pedagog specjalny i polonistka, innowatorka, autorka wielu metod aktywizujących w pracy z uczniami wokół idei „Lekcja jako spotkanie”, ekspertka zmiany, specjalizująca się w nowoczesnych narzędziach w edukacji, budowaniu nowych relacji w szkole,  opartych na psychologii pozytywnej i tutoringu. Popularyzuje edukację prawną i równościową oraz idee konektywistyczne w zarządzaniu. Odpowiada za wdrażanie edukacji obywatelskiej w gdańskich szkołach i przedszkolach, należy do Rady Wolontariatu przy Prezydent Miasta Gdańska. Realizuje miejskie projekty dobrostanu i zdrowia psychicznego w szkołach w ramach sieci współpracy szkół i przedszkoli. Wykładowczyni WSB Merito, dyrektorka Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 8 w Gdańsku, koordynatorka Kreatywnej Pedagogiki - gdańskiego projektu sieciowania nauczycieli, ekspertka Pomorskiego Kuratorium Oświaty do spraw wspomagania szkół.

Jan Suchanek - współpracuje z gminą miasta Gdańska w zakresie obsługi prawnej szkół, w tym dyrektorów placówek oświatowych; prowadzi projekty popularyzujące edukację prawną uczniów i nauczycieli; absolwent WPiA UG oraz aplikacji przy ORA w Gdańsku. Adwokat od 2010 r; założyciel i wspólnik w kancelarii Suchanek, Stramski i Wspólnicy. Pełni ponadto funkcję Przewodniczącego Komisji ds. Komunikacji i Relacji Zewnętrznych przy Okręgowej Radzie Adwokackiej w Gdańsku.

TV

Kamienica przy Toruńskiej 27 odzyskała blask