• Start
  • Wiadomości
  • Janusz Trupinda - gdańszczanin szefem Muzeum Zamkowego w Malborku

Janusz Trupinda - gdańszczanin szefem Muzeum Zamkowego w Malborku

O krzyżackim wymiarze magii średniowiecza, o pierwszej wizycie na zamku, a także o związkach gdańsko - malborskich i o wyzwaniach na najbliższe lat rozmawiamy z dr. hab. Januszem Trupindą, gdańskim historykiem, który z początkiem roku został dyrektorem Muzeum Zamkowego w Malborku.
05.03.2018
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Inscenizacja oblężenia Malborka (odbywa się zawsze w weekend następujący po inscenizacji bitwy pod Grunwaldem) to impreza, która od lat przyciąga tłumy fanów, także z Gdańska i całego Trójmiasta

Izabela Biała: Czy bycie dyrektorem Muzeum Zamkowego w Malborku - tak niesamowitego zabytku na skalę nie tylko Polski, ale i świata, to ukoronowanie kariery muzealnika, czy raczej realizacja marzeń z czasów studiów, a może jeszcze wcześniejszych?

Dr hab. Janusz Trupinda: - Koledzy niedawno przypomnieli mi moje powiedzenie z czasów studiów: “rok bez wizyty w Malborku jest rokiem straconym”. Moja fascynacja zamkiem trwa od bardzo wielu lat. Studia to już była faza bardzo intensywna tej fascynacji, rozpoczęła się jeszcze w szkole średniej. Nie myślę o tym, że jest to największy zamek ceglany na świecie wpisany na listę UNESCO, moja radość wynika z możliwości pracy w miejscu, które mnie ekscytuje.


Rozpoczęcie pracy na stanowisku dyrektora w styczniu 2018 r. to pański powrót do Malborka, a jak trafił pan tutaj za pierwszym razem?

- Pracę w Muzeum Zamkowym w Malborku rozpocząłem w 2000 roku i pracowałem tu przez 11 lat. Byłem kierownikiem Działu Historii, a ze względu na chorobę ówczesnego wicedyrektora do spraw naukowo - konserwatorskich, nieoczekiwanie zastąpiłem go na tym stanowisku i już wtedy było to dla mnie coś absolutnie fantastycznego. Podchodzę jednak do mojej drogi zawodowej nie tylko od strony realizowania marzeń. Nowe wyzwania i zmiany miejsca pracy są zawsze ryzykowne, ale dają w konsekwencji bardzo duże doświadczenie. Zaczynałem moją karierę muzealną w Muzeum Narodowym w Gdańsku, jeszcze jako student, stamtąd trafiłem do Malborka, a w 2011 roku przeszedłem do Muzeum Historycznego Miasta Gdańska (obecnie Muzeum Gdańska - red.).


Dlaczego wrócił pan do Gdańska?

- Jestem gdańszczaninem i możliwość pracy dla Gdańska była dla mnie bardzo ważna. Zdecydowałem się na powrót do rodzinnego miasta także z przyczyn osobistych. Pracując tu mogłem spędzać więcej czasu z moją córką, lepiej ją poznać i być z nią w trudnym okresie nauki w gimnazjum. Poza tym każdy kto dorasta w Gdańsku nie może się nie zachwycić historią tego miasta i jego kulturą, tym co nazywamy “gdańskością”, co trudno dokładnie określić, ale wszyscy to czujemy i zgadzamy się z tym, że istnieje.

To był bardzo owocny czas i trochę niespodziewanie Ministerstwo Kultury zaproponowało mi powrót na zamek. Wszystko dokonało się bardzo elegancko, co jest moim wielkim kapitałem na starcie. Dyrektor Mierzwiński kierował zamkiem przez 30 lat. Został z nami, pracuje jako główny specjalista ds. konserwacji, jest moim doradcą. Wie bardzo dużo o zamku i ma bezcenne doświadczenie.


Janusz Trupinda, dyrektor Muzeum Zamkowego w Malborku

Czy idąc na studia historyczne z góry wiązał pan swoją przyszłość naukową ze średniowieczem i krzyżakami?

- Interesowałem się historią. Podążając drogą wielu chłopaków, w szkole podstawowej przeczytałem wszystko co było dostępne na temat II wojny światowej. W związku z tym, kiedy szedłem na studia nie myślałem o tej epoce, bo nieco na wyrost stwierdziłem: “co tam jest do zrobienia, ja już wszystko wiem”. A szkołę średnią wybrałem sobie dziwną patrząc na moje późniejsze decyzje, bo było to Technikum Łączności. Decyzja o pójściu na historię i zorientowaniu życia wokół niej zapadła w czwartej klasie i już wtedy byłem mocno zdecydowany na średniowiecze i krzyżaków, i na pracę naukową. Było już za późno by zmieniać szkołę, skończyłem ją, zdałem egzaminy zawodowe. Jestem technikiem telekomunikacji o specjalności teletransmisja, ale nigdy w tym zawodzie nie pracowałem.


Dlaczego więc krzyżacy?

- Zadziałała magia wypraw krzyżowych, przez które zakony rycerskie mają swoją otoczkę tajemniczości. Pewnie gdyby gdzieś w naszym regionie byli templariusze, zainteresowanie skierowałbym na nich, ale że tuż obok mieliśmy potężne państwo zakonne i ci rycerze, którzy wcześniej funkcjonowali w Ziemi Świętej, właśnie tutaj rozwijali działalność i stąd organizowali kolejne krucjaty, magia “prawdziwego średniowiecza” objawiła mi się pod ich postacią. Poza tym zawsze wolałem średniowiecze powszechne. To trudna dziedzina, ale pozwala zajrzeć w sfery niedostępne dla badaczy historii Polski.


Czy pamięta pan swoją pierwszą wizytę na zamku w Malborku?

- No pewnie. Nawet przypomniałem ją pracownikom muzeum na naszym pierwszym spotkaniu, pilnując żeby się za bardzo nie rozkleić. To był początek lat 80.tych, końcówka szkoły podstawowej. Zapamiętałem właściwie tylko fantastyczny zapach starego drewna, który mnie uderzył w pomieszczeniach zamkowych. Kupiłem sobie przewodnik, zebrałem w nim wszystkie pieczątki dostępne w kasie i przechowuję do dzisiaj. Gdyby miał dziś sam napisać taki przewodnik, pewnie zrobiłbym to inaczej, ale tu nie chodzi o treść, mam go jako pamiątkę pierwszej wizyty. W szkole średniej też tu bywałem, a na studiach, jak już wspominałem, przyjeżdżałem co roku.


Jak wyglądały te wizyty studenckie, kiedy wiedział pan już, że krzyżacy “to jest to”?

- Jako studenta nie zawsze było mnie stać na bilet wstępu. Nie miałem znajomości w zamku i nie śmiałem pisać pism do dyrekcji, więc korzystałem z tego, że na terenie zamku średniego była biblioteka. Na bramie mówiłem, że idę do biblioteki, oczywiście uczciwie do niej szedłem, jednak większość czasu spędzałem na zamku, próbując na przykład dostać się do kościoła zamkowego Najświętszej Marii Panny, który wówczas był zamknięty. Zaglądałem przez dziurkę od klucza i przez okienka od strony wieży. To było miejsce, które dobrze znałem z publikacji i bardzo chciałem tam wejść, ale nie mogłem, bo zawsze wisiała karteczka “Wstęp wzbroniony. Badania”. Kiedy zatrudniłem się na zamku, od razu poszedłem do kolegów odpowiadających za kościół.


I co? Wpuścili w końcu do środka?

- Mówili: trzeba było przyjść, zadzwonić. Łatwo powiedzieć... Są dwie konsekwencje tego niedostępnego kościoła. Razem z kolegą, dziś profesorem - Michałem Woźniakiem, namówiliśmy Mariusza Mierzwińskiego na otwarcie kościoła w 2001 roku. To była ruina, ale dyrektor dał się przekonać, żeby pokazać zwiedzającym od czego zaczynamy proces odbudowy. Zresztą wtedy nie było jeszcze zdecydowane, czy będzie ta odbudowa. Okres, kiedy można było oglądać kościół w ruinie trwał kilkanaście lat i przyniósł świetne efekty. Ludzie widzieli oryginał, ślady wszystkich epok widoczne gołym okiem, a my pytaliśmy ich, czy zabytek powinien zostać w ruinie, czy też w wersji odbudowanej, a jeśli tak - to w jakiej postaci: średniowiecznej, nowożytnej jezuickiej, czy może już w aranżacji steinbrechtowskiej (konserwator zabytków Conrad Steinbrecht odpowiadał za odbudowę zamku pod koniec XIX w. - red.)? W konsekwencji podjęto decyzję o odbudowie kościoła w modelu średniowiecznym, z poszanowaniem oryginału, z nieukrywaniem tego, co zostało zrobione po wojnie, bo takie jest jedno z podstawowych założeń w Malborku, że mury mają być czytelnym świadectwem historii. Że jeżeli coś zostało odbudowane nową cegłą w innej kolorystyce, to my ją celowo utrzymujemy, żeby nie udawać zabytku w miejscu, w którym go nie ma, żeby zachować pełną morfologię ściany.

Wnętrze zamkowego kościoła Najświętszej Marii Panny po odbudowie

Jaka jest druga konsekwencja niedostępnego dla studenta kościoła?

- Doskonale zdaję sobie sprawę, ile jest wielbicieli zamku, którzy bardzo się interesują tym, co się tutaj dzieje, ale ze względu na barierę cen biletów czy odległość, nie mogą śledzić tego na bieżąco. Kiedyś byłem zamiłowanym blogerem, trzy z moich blogów poświęcone były zamkowi malborskiemu i innym zamkom krzyżackim. Widząc reakcję i zainteresowanie ówczesnych czytelników przekonałem się, jak wielu ludzi interesują rzeczy prozaiczne: prace konserwatorskie na jednej ze ścian, detalik architektoniczny, przewiezienie jakiegoś kapitelu meleksem z miejsca na miejsce. Takich działań są tu w miesiącu setki. Nasi fani spragnieni są także ciekawostek historycznych związanych z zamkiem. Dlatego, korzystając z dobrodziejstw mediów społecznościowych, staram się otwierać zamek na zewnątrz. To już widać na naszym profilu na Facebooku, wkrótce uruchomimy także Instagrama.


Z pewnością wielką atrakcją dla wielbicieli zamku była niedawna wizyta ekipy filmowej kręcącej sławny ostatnio serial TVP.

- Tak i serial “Korona królów” jeszcze do nas wróci. W styczniu zamek Malbork odgrywał rolę zamku w Wyszehradzie i zagra ten obiekt jeszcze raz, a później już “samego siebie”. Nie współpracowaliśmy dotąd z tą ekipą, więc nie do końca wiedzieli jak to u nas wygląda. Mamy jednak doświadczony zespół pracujący przy produkcjach filmowych. Przekonali się, że jest u nas profesjonalnie i że da się wiele zrobić, więc wrócą.


Czy do obecnego dyrektora zamku w Malborku można pisać podania o bezpłatny wstęp?

- Biblioteki na zamku średnim już nie ma, ale zamek jest dostępny i będzie coraz bardziej. Studyjne grupy studenckie, naukowcy, pasjonaci mogą liczyć na nasze wsparcie, bo taką mamy misję. Oczywiście, bardzo wdzięczni jesteśmy wszystkim, którzy płacą duże pieniądze za bilety. Normalny kosztuje przecież blisko 40 zł, ale dzięki temu możemy realizować prace, które są dla muzeum podstawowe, utrzymać ten obiekt nie tylko w stanie zastanym, ale też prowadzić działania, które ten stan poprawiają, organizować wystawy i aranżować projekty przybliżające historię trzech naszych zamków, bo muzeum w Malborku ma pod swoimi skrzydłami także zamki w Kwidzynie i Sztumie, już w tym sezonie uruchomimy szlak trzech zamków ze wspólnym biletem.


Pożegnał się pan z Muzeum Historycznym Miasta Gdańska wystawą na 550.lecie II Pokoju Toruńskiego, dokumentującą dziedzictwo panowania niemieckiego zakonu w naszym mieście. Na wernisaż przyjechał sam wielki mistrz krzyżacki Bruno Platter. Czy z perspektywy muzeum w Malborku nadal będzie pan eksponował te gdańsko - krzyżackie wątki?

- Nie da się inaczej. Jeśli miałbym streścić swoje zamierzenia na najbliższe lata to dobrze opisuje je stwierdzenie, że zamki mają opowiadać swoją historię. W Malborku i pozostałych dwóch naszych zamkach brakuje wystaw stałych pokazujących historię tych miejsc, opowiadających również o ich funkcjonowaniu w kontekście całego regionu. Gdańsk więc naturalnie pojawi się na tych ekspozycjach, nie tylko w czasach krzyżackich, ale również w okresie nowożytnym, póki co słabo reprezentowanym w Malborku. Wystawa przygotowywana na rok 2020 ma się przerodzić w stałą i pokazywać nie tylko same zamki, ale także ich funkcjonowanie w strukturze administracji państwowej, w kontekście regionu.

Zaczniemy jednak oczywiście od krzyżaków, bo to jest główny temat, który ściąga tu ludzi, a wciąż nie mamy też wystawy stałej poświęconej historii zakonu.


Bruno Platter, opat i wielki mistrz zakonu krzyżackiego podczas wernisażu wystawy w Muzeum Historycznym Miasta Gdańska

Dlaczego tak jest?

- Minione dziesięciolecia w dziejach zamku były wypełnione gigantycznymi pracami budowlano - konserwatorskimi. Poza kościołem wyremontowano szereg innych pomieszczeń, które nie zostały jeszcze zagospodarowane. Teraz jest czas żeby je ożywić wystawami. To dotyczy zarówno Malborka, jak i Kwidzyna oraz Sztumu.

Warto przybliżyć odbiorcom nie tylko średniowiecze i okres nowożytny, ale także okres międzywojenny i to, co się działo po II wojnie światowej: proces objęcia obcego dziedzictwa, potraktowania go jako własnego i podjęcia decyzji o odbudowie. Ludzie po wojnie zdawali sobie sprawę z tego, że to “nie nasze”. Zamek malborski był przecież odbudowywany w drugiej połowie XIX wieku jako rezydencja cesarza Wilhelma II. Masa zachowanych do dziś dekoracji zamkowych wykonana została według wzorców średniowiecznych na jego polecenie. Zamek był jednym z symboli odradzającego się narodu niemieckiego, a Malbork i katedra w Kolonii to obiekty, które dla Niemców do dziś są święte. Długo więc zastanawiano się, czy warto pompować potężne pieniądze w wyniszczonym wojną kraju w taki zamek.


Podobne dylematy były przecież także po wojnie w Gdańsku.

- Tak, ale w Gdańsku były polskie korzenie, a Malbork był od początku budowany przez zakon, który szybko skonfliktował się z Polską i trudno powiedzieć, by było to miejsce związane z historią naszego kraju. W Gdańsku decyzję o odbudowie podjęto znacznie szybciej. W Malborku zamek na szczęście ocalał, ale tutejsze stare miasto zostało rozebrane, pozostał tylko ratusz i resztki murów. Muzeum zamkowe powstało by instytucjonalnie prowadzić odbudowę, która ruszyła dopiero w latach 60.tych i wciąż trwa. Do dziś nie udało nam się jeszcze przywrócić zamku do postaci sprzed wojny.


Janusz Trupinda, kurator wystawy o Krzyżakach i Gdańsku, która odbyła się w 550.lecie Pokoju Toruńskiego w Muzeum Historycznym Miasta Gdańska

Dlaczego tyle to trwa?

- Zamek w Malborku obejmuje blisko 20 ha powierzchni, to małe średniowieczne miasto. Zamek średni i wysoki zostały odbudowane do stanu przedwojennego, w tym roku kończymy projekt zagospodarowania części północnej przedzamcza. Przed nami ostatni nabór tzw. funduszy norweskich, w którym chcemy wystartować, by móc wypełnić tę lukę. A zostały jeszcze baszty, mury i resztki zabudowań gospodarczych, które widać kiedy się jedzie koleją przez most na Nogacie, stoją częściowo w ruinie. W tym roku zaczynamy badania archeologiczne w Sztumie, trzeba tam jeszcze wymienić dachy, a przydałoby się dokończyć prace w Kwidzynie, choćby piwnice…


Czy to już koniec wyzwań dla nowego dyrektora?

- Wyzwaniem jest także zagospodarowanie sezonu zimowego. Tendencja frekwencyjna jest póki co zwyżkowa i oby się taka utrzymała, ale te ponad 635 tys. osób, które odwiedzają Malbork kumuluje się w sezonie letnim. W zimie bywają dni, kiedy przychodzi po kilkanaście, kilkadziesiąt osób. Pracujemy nad ofertą, żeby przyciągnąć odwiedzających. To nie będą turyści z całego świata, jak latem, ale to mogą być właśnie m. in. mieszkańcy Trójmiasta. Już teraz proponujemy rodzinne oferty weekendowe, a będzie ich więcej. Zachęcam do zaglądania na nasz profil na Facebooku.

Polecam trasę rodzinną, jest fantastyczna. Mamy do niej świetny audioprzewodnik, rodzaj słuchowiska. Można sobie zrobić zdjęcia w trakcie zwiedzania, wysłać na podany w powiązanej z przewodnikiem aplikacji adres i wychodząc z zamku odebrać indywidualny album ze zwiedzania. To są drobiazgi, ale one bardzo cieszą.


Inscenizacja oblężenia Malborka

Rodziny to dla was ważny temat, skoro zamek od lat “przyjeżdża” do Gdańska na Freetime Festival, który cieszy się największym zainteresowaniem właśnie wśród rodzin z dziećmi….

- Oczywiście, ale będziemy się wystawiać także podczas targów Amberif. Kolekcja bursztynowa znajdująca się w Malborku jest jedną z najbardziej znaczących na świecie, mimo że to Gdańsk jest oficjalnie stolicą bursztynu. Aktualnie w Muzeum Bursztynu oglądać można świetną wystawę “bursztynowe art deco”. Wiele pokazywanych na niej obiektów przyjechało właśnie z Malborka.


Nie żal panu trochę, że nie będzie pan tworzył wystawy o historii Gdańska, którą zapowiada pański były pracodawca - Muzeum Gdańska?

- Bardziej szkoda mi Muzeum Poczty Polskiej. Ostatnie półtora roku pracy w Gdańsku spędziłem właśnie tam. Udało nam się razem z Markiem Adamkowiczem ukończyć projekt nowej wystawy stałej, która będzie dużym krokiem naprzód w rozwoju tego małego, ale bardzo ważnego muzeum. Mam nadzieję, że projekt zostanie zrealizowany i tak jak było planowane, 1 września 2019 r. muzeum zostanie otwarte w nowej odsłonie.

Bardzo zżyłem się w tym czasie z kołem Rodzin Byłych Pracowników Poczty Polskiej i potomkami Polaków z Wolnego Miasta Gdańska. Pretekstem była często moja książka o klubie sportowym “Gedania”. Zawsze mieli wstęp do muzeum i przychodzili porozmawiać. Chciałem żeby poczuli, że to jest ich miejsce, bo w Gdańsku tak naprawdę nie ma takiej przestrzeni, w której kultywuje się pamięć o Polakach z Wolnego Miasta. Chciałem, by stało się nim właśnie muzeum poczty. Myślę, że Marek Adamkowicz utrzyma ten kierunek.


Dyrektor Janusz Trupinda przekonuje, że także i zimą malborski zamek ma swój urok...

Przeprowadził się pan do Malborka?

- Nie, dojeżdżam codziennie. Nie chcę tu mieszkać, bo nie należy mieszkać w pracy, a codzienne dojazdy pozwalają mi spojrzeć z dystansem na całą instytucję.


Jak relaksuje się dyrektor zamku krzyżackiego?

- Idzie na siłownię, albo biega.


A te rękawice bokserskie na komodzie w dyrektorskim gabinecie?

- To prezent od Dariusza Michalczewskiego, kolegi z osiedla. Obaj jesteśmy z Przymorza, to taki mój talizmanik. Stojąca obok miniatura posągu Madonny z elewacji kościoła to przypomnienie ostatnich prac konserwatorskich, a buława to prezent od koła malborskich przewodników, z którym jestem zżyty od lat. Kiedyś dostałem ją od nich na imieniny i tak ją ze sobą wożę.


Talizman, posąg Madonny… A co oznacza buława?

- No, chyba władzę (śmiech). Może to była taka zapowiedź, przepowiednia.



TV

Mevo się kręci!