• Start
  • Wiadomości
  • Wybiegł z restauracji, uratował od pożaru sklep, a może i kamienicę

Wybiegł z restauracji, uratował od pożaru sklep, a może i kamienicę

Co prawda ulica Szeroka nie zmieni nazwy na Piotra Zagórskiego, ale właściciel restauracji Grass w pełni zasługuje na miano bohatera. Ryzykując zdrowiem wyniósł z sąsiedniej kamienicy płonącą kanapę. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby nie ta błyskawiczna i odważna reakcja. Nad sklepem w parterze, gdzie pojawił się ogień, są przecież mieszkania.
12.08.2025
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

gcm-download-1920-20250811KJAS6174-689b144804e6e
Niepokojący widok w sklepie można było dostrzec z niewielkiej odległości
fot. Kamil Jasiński/ gdansk.pl

Miał być dzień jak co dzień

To był wtorek, 22 lipca, ok. godziny 10.00. W czasach PRL obchodziliśmy w tym dniu święto państwowe, ogłoszenie manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Dziś, szczęśliwie po 36 latach to już zwykła lipcowa data. W centrum Gdańska mieliśmy dość senny jeszcze poranek. Nieliczni przechodnie. Większość sklepów jeszcze zamkniętych. Ale na ulicy Pańskiej łączącej się z Szeroką ustawiono już stragany w związku z rozpoczynającym się cztery dni później Jarmarkiem św. Dominika.

Piotr Zagórski, właściciel restauracji Grass, mieszczącej się na rogu ulicy Szerokiej, zaczynał swoją kolejną gastronomiczną “dniówkę”.

- Tak godzinę wcześniej przychodzimy, zanim wystartujemy. Trzeba wszystko przygotować. Taka rozgrzewka. Ja po prostu sobie chodziłem, może rozkładałem obrusy. I nagle naprzeciwko, w zamkniętym jeszcze sklepie, widać jakiś dziwny kolor. Wszystko w środku jest czarne a nagle staje się żółte. Nienaturalnie to wyglądało - opowiada restaurator.

Postanowił więc sprawdzić z bliska, co się rzeczywiście dzieje w sąsiedniej kamienicy.

- Patrzę, a tam w środku kanapa się hajcuje. Mówię sobie, że to w sumie tylko mebel się pali, więc da się to uratować - mówi Piotr Zagórski.

W UCK dwusetna transplantacja płuc. Pacjent oddycha pełną piersią

Czy miał chwilę zawahania, że bezpośrednia interwencja może być groźna dla jego zdrowia, a może nawet życia?

- Nie, bo to nie wyglądało groźnie w pierwszym momencie. To było tylko takie małe zajęcie ogniem. Nie było się czego bać. Jak w pierwszym momencie człowiek wszedł to mówi: "aha, nic tam się nie dzieje". Sprawdziłem wytrzymałość drzwi. Jakoś je wyłamałem i wyciągnąłem płonącą kanapę na chodnik - mówi Piotr Zagórski.

Spóźniony o pół minuty ...

Do akcji ratunkowej włączył się też przypadkowy przechodzień.

Restaurator postanowił jeszcze raz wejść do sklepu. - Wróciłem, bo chciałem też wynieść jakieś wieszaki, towar, inne rzeczy. Ale już się nie dało - opowiada.

gcm-download-1920-20250811KJAS6127-689b140de2d4b
Restaurator opowiada, że na początku nie czuł żadnego zagrożenia. Dopiero po drugim wejściu do sklepu zrozumiał, że pożar jest poważny
fot. Kamil Jasiński/ gdansk.pl

Pół żartem, pół serio mężczyzna dodaje, że zabrakło mu tylko pół minuty.

- Okazało się, że byłem trochę za późno, że trochę refleksu mi zabrakło. Bo jak wszedłem drugi raz, to już się zajęły boki i coś tam jeszcze. Jakbym wszedł 30 sekund wcześniej, to myślę, żeby w ogóle żadnych strat by nie było. Jak drugi raz wchodziłem było już za gorąco, żeby tam zostać na dłużej. Nie czułem się tam zbyt komfortowo. Było już tam ze 100 stopni. Więc powiedziałem, że dzwonię po strażaków - dodaje przedsiębiorca.

Teatr dla dzieci w ECS. Opowiedzą o Solidarności

Straż pożarna był na miejscu szybko, po około 10 minutach.

- Przyjechali, zrobili “pszsz”, no i po robocie. Chłopaki znają się na tym. Dla nich to był pewnie mały lokal. To nigdzie nie poszło specjalnie na boki, ani w górę, więc to dla nich było 15 sekund zabawy. Takie ogniska gaszą zapewne kilkanaście razy dziennie - ocenia Piotr Zagórski.

Do wesela się zagoi

Z bohaterskiej akcji nie wyszedł, niestety, bez szwanku. Poparzył sobie prawą stopę i do dziś widać na skórze ślady, jakie pozostawił ogień. Pan Piotr bagatelizuje jednak te obrażenia, obracając wszystko w żart.

IMG-20250805-WA0000 (1)
Pierwsze minuty po bohaterskiej akcji. Jak widać stopa pana Piotra mocno ucierpiała
mat. prywatne

- A tak..., pamiątkę jakąś mam. Może mi nawet zostać. Trochę się mi noga usmoliła. Nawet nie wiem, jaki to stopień oparzenia. Lekarz był, wyczyścił, opatrzył. Kiedyś się zagoi, pewnie jakaś blizna pozostanie. Jeszcze trochę swędzi. Nikt nie umarł, nikomu się nic nie stało - komentuje ze śmiechem.

Czy czuje się bohaterem? - Pewnie. Mam nadzieję, że ulica zmieni nazwę - odpowiada żartobliwie. No a tak poważnie? - dopytujemy. - Tak poważnie, to nie wiem. Strażacy powiedzieli, że pomogłem na pewno i to znacząco. Ale czy to prawda, to nie mnie oceniać. Bo kompletnie o tym pojęcia nie mam - dodaje z dużą skromnością.

W sześć dni 800 km - wszyscy kolarze po przeszczepach

Co dzielny przedsiębiorca ma do przekazania mieszkańcom Gdańska, gdyby któryś z nich znalazłby się w podobnej sytuacji? - Dzwońcie po strażaków. Ja już drugi raz mogę nie przechodzić obok - kwituje dowcipnie.

Bohater, bez dwóch zdań

Sklep Aplug z komfortowymi butami sportowymi i odzieżą, w którym doszło do pożaru, przez dwa tygodnie był nieczynny. Konieczny był remont. Nie obeszło się bez malowania ścian i wymiany podłogi. Trzeba też było wykonać nową instalację elektryczną. Jak się okazało, to właśnie jej awaria była właśnie przyczyną powstania ognia w środku lokalu. Sklep rozpoczął ponownie działalność w minioną sobotę, 9 sierpnia.

gcm-download-1920-20250811KJAS6238-689b14758195e
Jest superbohaterem - tak o Piotrze Zagórskim mówi przedstawiciel sklepu Aplug, pan Jakub
fot. Kamil Jasiński/ gdansk.pl

- Na szczęście, nasi sąsiedzi tutaj okazali się bohaterami. Szczęście w nieszczęściu, że nikogo nie było w sklepie. I nikomu nic się nie stało - podkreśla pan Jakub, przedstawiciel sklepu Aplug.

Ten wtorkowy, lipcowy poranek zapadł mu oczywiście głęboko w pamięć.

W sześć dni 800 km - wszyscy kolarze po przeszczepach

- Zadzwonił do mnie szef, że sklep się pali, że mamy wszyscy szybko się tam dostać. Jak przyjechaliśmy, to już policja i straż pożarna była na miejscu. Wszystko było pod kontrolą. A wcześniej pan z restauracji naprzeciwko jak superbohater, w ogóle nie zwracając uwagi na poparzenie, wybił szybę w drzwiach i wyniósł kanapę ze środka. Dzięki temu sklep naprawdę poniósł niewielkie szkody. To oprócz kanapy, dosłownie 3-4 pary butów i kilka koszulek. Gdyby nie on, to nie wiem, czy mielibyśmy co zbierać - podkreśla pracownik Aplug.

Na dniach w sklepie powinna pojawić się nowa kanapa dla klientów.

Bonus na zakupy do końca życia

W ramach podziękowań i wdzięczności właściciel restauracji Grass otrzymał od sklepu dla siebie i pracowników trzy pary butów sportowych.

gcm-download-1920-20250811KJAS6270-689b17f120ce6
Ślady groźnego pożaru wciąż widać na płytach chodnika
fot. Kamil Jasiński/ gdansk.pl

- Pan Piotr ma u nas zawsze zniżkę już do końca życia - zaznacza pracownik sklepu Aplug.

Pewną zagadką pozostaje do dziś to, jak restauratorowi udało się rozbić kopnięciem nogi antywłamaniowe drzwi. Przyjmijmy, że zapewne zadziałała tu moc adrenaliny.

ZOBACZ FILM: 

TV

Zupa na Monciaku