• Start
  • Wiadomości
  • „Koło Sprawy Bożej” to plastyczna próba obalenia romantycznych mitów. Czy udana? RECENZJA

„Koło Sprawy Bożej” to plastyczna próba obalenia romantycznych mitów. Czy udana? RECENZJA

Nowa premiera Teatru Wybrzeże wystawiana w Starej Aptece - „Koło Sprawy Bożej” w reżyserii Radka Stępnia - to opowieść z przymrużeniem oka o wieszczach i wielkich Polakach. Pomysł na odczarowanie narodowego mesjanizmu był ciekawy, ale forma może rozczarować.
18.10.2022
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
„Koło Sprawy Bożej” w reżyserii Radka Stępnia to inscenizacja sztuki Konrada Hetela o wyznawcach mesjanistycznego ruchu religijnego, którzy pewnej nocy spotykają się na paryskim strychu
„Koło Sprawy Bożej” w reżyserii Radka Stępnia to inscenizacja sztuki Konrada Hetela o wyznawcach mesjanistycznego ruchu religijnego, którzy pewnej nocy spotykają się na paryskim strychu
fot. Dominik Paszliński / www.gdansk.pl

Teatr w Blokowisku zmienia kierunek. Wywiad z reżyserem Tomaszem Kaczorowskim

Radek Stępień w Teatrze Wybrzeże zrealizował bardzo ciekawego i świeżego formalnie „Fausta” z niezwykle udanymi rolami, choćby Mirosława Baki czy Magdaleny Gorzelańczyk. Można więc było mieć uzasadnione nadzieje, że „Koło Sprawy Bożej” jeśli nie zachwyci, to przynajmniej zaciekawi i zaznaczy się mocno w repertuarze gdańskiego Teatru. Ale nowy spektakl Stępnia zaskakuje - to inscenizacja nomen omen „po bożemu”, bardzo wprost, z asekuranckim finałem.

Sam pomysł wydawał się arcyinteresujący i odważny. Radek Stępień sięgnął po powstającą na bieżąco sztukę Konrada Hetela obalającą mity, i z dystansem traktującą zarówno słynną postać Andrzeja Towiańskiego - owianego tajemnicą przywódcy, założonego w latach 40. XIX wieku, mesjanistycznego ruchu religijnego - jak i jego wyznawców, do których należeli i Adam Mickiewicz, i Juliusz Słowacki, i Seweryn Goszczyński, oraz wielu innych.

Zobacz, jak wygląda Duża Scena Teatru Wybrzeże podczas remontu. Otwarcie w 2023 roku

W spektaklu występują m.in. Joanna Kreft-Baka i Michał Jaros, którzy zagrali wiele znaczących ról w Teatrze Wybrzeże. Niestety, tym razem wybitnych kreacji nie udało się stworzyć
W spektaklu występują m.in. Joanna Kreft-Baka i Michał Jaros, którzy zagrali wiele znaczących ról w Teatrze Wybrzeże. Niestety, tym razem wybitnych kreacji nie udało się stworzyć
fot. Dominik Paszliński / www.gdansk.pl

Akcja spektaklu toczy się podczas jednej nocy, gdy spotykają się członkowie sekty towiańczyków: trzech wymienionych wieszczów, Celina Mickiewiczowa, oraz Towiański i jego żona. Autorzy scenografii Konrad Hetel i Paweł Paciorek przenoszą nas do bardzo dosłownej przestrzeni paryskiego strychu - nieduża scena Starej Apteki zostaje dodatkowo zwężona, i obudowana deskami i belkami stropowymi. Aby widz nie miał wątpliwości, gdzie rzecz się dzieje, całości dopełnia dwadzieścia przykurzonych kufrów i skrzyń, oraz kilka świec. Brak jakiejkolwiek umowności boli, ale patrzącym na tę kompozycję przestrzenną estetom może być przyjemnie. 

Sam tekst Konrada Hetela, choć bardzo przystępny, jest ciekawy i obrazowy, mocno określeni bohaterowie są wyraziści, a ich dialogi stosunkowo dynamiczne. Tymczasem na scenie akcja jest prowadzona mocno niespiesznie - szczególnie powoli upływają pierwsze sceny, ale i kłótnie poszczególnych bohaterów zdają się ciągnąć w nieskończoność. To usypianie czujności widza prowadzone jest, zdaje się, z zamysłem, aby intensywny finał wybrzmiał jeszcze bardziej brawurowo - jednak już od początku rozkłada dramaturgię spektaklu.

Bardzo przyjemnie zaskakuje Robert Ciszewski, który wciela się w poetę Seweryna Goszczyńskiego - jednego z Polaków na emigracji
Bardzo przyjemnie zaskakuje Robert Ciszewski, który wciela się w poetę Seweryna Goszczyńskiego - jednego z Polaków na emigracji
fot. Dominik Paszliński / www.gdansk.pl

Nie jest to też spektakl, w odróżnieniu od „Fausta”, z wybitnymi aktorskimi kreacjami. Pomimo niewielkiej, kameralnej przestrzeni, aktorzy zdają się pogubieni i pozostawieni bez reżyserskiej opieki. Najbardziej swoją obecność zaznacza Joanna Kreft-Baka, choć jako Towiańskiej przypada jej w udziale niewiele kwestii, a twórcy na jej postać wyraźnie nie mają pomysłu (podobnie jak na drugą postać kobiecą - Celinę Mickiewiczowa, którą gra Karolina Kowalska). Będąc jedną z ofiar kompletnie nieprzemyślanego ruchu scenicznego, snuje się przez cały spektakl po scenie w skromnej, a jednocześnie widowiskowej czarnej sukni, co jakiś czas przysiadając na skrzyni albo spoglądając w okno (brak pomysłu na uruchomienie aktorskich ciał i gestów to jedna z największych wad tego spektaklu). A jednak buduje mocną postać, która nawet milcząc wypełnia sobą całą przestrzeń i zachwyca aktorską klasą.

Ulubieniec widzów i twórca wielu znakomitych ról w spektaklach Teatru Wybrzeże Michał Jaros tym razem zupełnie nie dostał do zagrania roli, w której mógłby się wykazać, choć wciela się w samego Mickiewicza - tutaj pogubionego, pozbawionego charyzmy mężczyzny pod pantoflem żony. Niknie też zupełnie jakimś cudem jako Juliusz Słowacki Paweł Pogorzałek, aktor tak charakterystyczny, że trudno przecież, żeby nam nie zapadł w pamięć. Największe pole do popisu z aktorów wcielających się w polskich wieszczów na paryskiej emigracji dostaje Robert Ciszewski. Jest bardzo dojrzały w budowaniu swojej postaci - poety Seweryna Goszczyńskiego - zaskakująco wyważony, ale absolutnie nie transparentny. Młody aktor zachwyca też niezwykle staranną dykcją, której nie szkodzi nawet mikroport, co jest rzadkością wśród młodego aktorskiego pokolenia.

Szansy na zabłyśnięcie nie dostaje Paweł Pogorzałek, a szkoda - to aktor intrygujący i wszechstronny, który pokazał swój talent w wielu spektaklach Teatru Wybrzeże
Szansy na zabłyśnięcie nie dostaje Paweł Pogorzałek, a szkoda - to aktor intrygujący i wszechstronny, który pokazał swój talent w wielu spektaklach Teatru Wybrzeże
fot. Dominik Paszliński / www.gdansk.pl

„Koło Sprawy Bożej” jest w zamierzeniu twórców mocno ironiczną opowieścią, w której słynni mistrzowie pióra, wielcy Polacy, traktowani są z przymrużeniem oka. Ich wielkie idee i mesjanistyczne manifesty sprowadzone zostają do, w zamyśle budzących rozbawienie, bełkotliwych snów o potędze. Sami bohaterowie porównani są zaś do - jakby to określiła pewna znana piosenkarka - „naprutych winem i ziołami gości”. Przede wszystkim zaś to opowieść, w której obalony zostaje symboliczny pomnik wielkiego guru Andrzeja Towiańskiego. Przywódca sekty, w którego wciela się Maciej Konopiński, jest tutaj sprowadzony do narcystycznego władcy używającego religii do swoich celów.

I pewnie byśmy się z tego wszystkiego rzeczywiście śmiali - z całej palety gagów realizowanych przez głupkowate, przerysowane postaci, co jest przecież wyznacznikiem potrzebnego nam w Polsce, szczególnie w odniesieniu do patriotycznych haseł, dystansu - gdyby nie to, że już to wszystko gdzieś widzieliśmy. A przede wszystkim, zwyczajnie z tego wyrośliśmy. Zabrakło dojrzałości, metafory i świeżości. Ale jeśli „Koło Sprawy Bożej” miało być odczarowaniem lektur szkolnych, i zachętą dla uczniów szkół średnich, by sięgali po wieszczów, i z ochotą przychodzili do teatru, to to się naprawdę udało.

TV

Na Srebrnej posadzono mikrolas