Wystawa na poziomie -3 w Muzeum II Wojny Światowej nosi tytuł "Fake for Real: A History of Forgery and Falsification" ("Historia fałszerstw i falsyfikatów"). Jej kuratorką jest Joanna Urbanek pracująca na co dzień w brukselskim Domu Historii Europejskiej. Wystawa była pokazywana już w Brukseli, Atenach i Budapeszcie. Można ją teraz oglądać w Gdańsku, w MIIWŚ.
Jak wyjaśnia kuratorka, od wieków ludzie wykorzystują fałszerstwa i oszustwa, aby osiągnąć różnorakie cele – wojenne, polityczne, gospodarcze itp. Misternie skonstruowane fałszerstwa ukrywają fakty. Dziś żyjemy w epoce, w której liczba, zasięg i powszechność manipulacji informacjami osiągnęły bezprecedensowy poziom.
Kurator Joanna Urbanek powiedziała nam: - Wystawa pokazuje, że fałszerstwa, falsyfikaty i fejk newsy nie są czymś nowym, ale czymś, co jest stare jak historia ludzkości. W dobie szybkich informacji, którymi jesteśmy bombardowani przez media i internet, potrzebujemy szerszej perspektywy, żeby zrozumieć, że ludzie przed wiekami też walczyli z fałszerstwami. Na wystawie pokazujemy historię fałszerstw od okresu antycznego, od Rzymu, a kończymy na dezinformacji w kontekście wojny w Ukrainie. To jest historia całego kontynentu. Z perspektywy polskiej, ważnym elementem jest historia kłamstwa katyńskiego. Komuniści osnuli bowiem polską historię całą siecią falsyfikacji.
Od Rzymu do Aliantów
Każdy z prezentowanych na wystawie obiektów skrywa opowieść o oszustwie – od wymazanych imion rzymskich cesarzy, poprzez sfałszowane żywoty średniowiecznych świętych, fantastyczne relacje z podróży, które nigdy nie miały miejsca, aż po czasy II wojny światowej, kiedy to Alianci wykorzystali fikcyjną armię jako element strategii wojennej. Chodzi o operację “Bodyguard”, kiedy to Anglicy stworzyli fikcyjne jednostki wojskowe, makiety czołgów i nadmuchiwane samoloty. Do tego dołożyli pozorowane ruchy żołnierzy i wymyślone rozmowy radiowe, by wprowadzić niemiecki wywiad w błąd.
Wśród eksponatów znajdują się także historie dokumentów o fundamentalnym znaczeniu dla dziejów Europy, jak „Donacja Konstantyna” czy sfałszowane listy, które doprowadziły do niesprawiedliwego skazania Alfreda Dreyfusa. Wszystkie te przypadki pokazują, jak emocje, ideologie i osobiste przekonania potrafią kształtować – lub też zniekształcać – nasze rozumienie rzeczywistości.
Westerplatte. Pole Bitwy w nowoczesnej odsłonie
Polskiego zwiedzającego na pewno zainteresuje, jak w PRL fałszowano historię Katynia. Pokazano na wystawie m.in. wydawaną po polsku gazetę Związku Pisarzy ZSRR (organ komunistycznego Związku Patriotów Polskich), która zaprzeczała sowieckiej odpowiedzialności za masowy mord na polskich oficerach, twierdząc, że “zajmujący się robotami budowlanymi polscy jeńcy wpadli w ręce faszystowskich oprawców”.
Paderewski na nim nie grał
W związku z wystawą w przestrzeni muzeum stanął jeszcze jeden obiekt – przykład współczesnego falsyfikatu. Na poziomie -3 budynku można zobaczyć fortepian zakupiony jako rzekomą własność należąca niegdyś do polskiego pianisty i polityka Ignacego Jana Paderewskiego (był premierem i ministrem spraw zagranicznych w 1919 roku).
Przypomnijmy, że fortepian został kupiony w 2022 roku przez związany z PiS Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego od prywatnego kolekcjonera ze Szwajcarii. Na czele Instytutu stał wtedy były senator PiS Jan Żaryn. Zakupu dokonano mimo dwóch opinii podających w wątpliwość autentyczność obiektu. W wyniku kompleksowej ekspertyzy stwierdzono, że fortepian nie należał nigdy do Paderewskiego. Ustalona data produkcji fortepianu marki Bösendorfer, czyli 1927 rok, nie zgadzała się z deklaracjami kolekcjonera.
Zapytany, dlaczego fortepian został dołączony do wystawy, prof. Rafał Wnuk, dyrektor MIIWŚ, powiedział nam: - Fortepian, na którym Paderewski nigdy nie grał, a prawdopodobnie nigdy koło niego nie stał, znalazł się na wystawie, bo idealnie wpisuje się w przesłanie tej wystawy. Różne instytucje manipulują historią i instrumentalizują przeszłość dla osiągnięcia swoich politycznych celów. Tenże fortepian doskonale ilustruje sytuację, gdy jakaś instytucja chce koniecznie odnieść wielki sukces - który pokaże, że ta instytucja jest poważna i wartościowa - i stara się za wszelką cenę kupić na rynku coś, co udowodni tę tezę. W efekcie szef takiej instytucji przymyka oko na to, że ta “pamiątka” historyczna jest fałszerstwem. To okazuje się silniejsze niż zdrowy rozsądek.
Sprawa kupna fortepianu trafiła do prokuratury. Władze IDMN tłumaczyły, że mogły paść ofiarą oszustwa.