• Start
  • Wiadomości
  • W Gdańsku specjaliści rozmawiali o katastrofie demograficznej. Są rozwiązania

W Gdańsku specjaliści rozmawiali o katastrofie demograficznej. Są rozwiązania

Czy możemy mówić o katastrofie przyrostu naturalnego? Jakie mogą być konsekwencje tego zjawiska i jak można mu przeciwdziałać? Czy ten problem dotyczy też Gdańska? O tym rozmawiali eksperci z całej Polski w Europejskim Centrum Solidarności podczas Debaty Gdańskiej pt. „Katastrofa demograficzna - kto za nią odpowiada?”.
17.06.2018
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Debata Gdańska pt. Katastrofa demograficzna - kto za nią odpowiada?  odbyła się w Europejskim Centrum Solidarności, 17 czerwca 2018 r.
Debata Gdańska pt. "Katastrofa demograficzna - kto za nią odpowiada?" odbyła się w Europejskim Centrum Solidarności, 17 czerwca 2018 r.
Fot. Dominik Paszliński / www.gdansk.pl

Debata Gdańska pt. „Katastrofa demograficzna - kto za nią odpowiada?”, która w niedzielny wieczór, 17 czerwca, do Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku przyciągnęła specjalistów z całej Polski i wszystkich zainteresowanych, poprzedzała odbywającą się w Sopocie od poniedziałku, 18 czerwca, Akademię Europejskiego Kongresu Finansowego. Uczestnikami jej byli wybitni eksperci oraz przedstawiciele młodego pokolenia.

Debatę otworzył Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska, który podkreślił, że problem demograficzny to temat kluczowy, który powinien być traktowany przez polityków jako jeden z trzech najważniejszych problemów, przed którymi stoi nasze społeczeństwo.

O tym, jakie mogą być skutki niżu demograficznego, opowiedział na gdańskim przykładzie.

- W Gdańsku brakuje 100. kierowców autobusów. Według danych gdańskiego Urzędu Pracy w wielu grupach zawodowych mamy ogromne deficyty pracowników i nie jest to tylko związane ze spadkiem bezrobocia - jakby wydawało się na pierwszy rzut oka - podkreślił Adamowicz. - Jest to związane z tym, że mamy do czynienia z narastającym wejściem niżu demograficznego oraz problemem wyjazdu ponad 2 mln Polaków i Polek za granicę. Jak wynika z danych Pomorskiego Urzędu Wojewódzki i Urzędu Pracy, 10% gdańszczan to dzisiaj Ukraińcy i Ukrainki, którzy częściowo pomagają rozładować problemy na rynku pracy.

Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz
Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz
Fot. Dominik Paszliński / www.gdansk.pl

Jest praca dla kierowców i motorniczych. GAiT szuka pracowników

Migracje zarobkowe, jego zdaniem, nie pomogą jednak rozwiązać problemu braku rąk do pracy całkowicie. Do tego dochodzą inne kwestie związane ze starzejącym się społeczeństwem.

- Mamy w Gdańsku ponad 120 tysięcy osób - na 460 tysięcy - powyżej 60. roku życia. Zapaść demograficzna, której jesteśmy uczestnikami i obserwatorami, dotyka każdej dziedziny życia w naszym kraju - przestrzegł prezydent. - Warto o tym podyskutować, wymienić opinie i zastanowić się, co w zamian. Powinniśmy sobie zadać pytanie, jak możemy się obronić przed tą katastrofą i w jaki sposób zneutralizować jej skutki. Mam nadzieję, że po tej debacie wszyscy będziemy bogatsi o taką wiedzę.

Dr Paweł Kubicki, adiunkt w Instytucie Gospodarstwa Społecznego w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie dodał: - To, że żyjemy dłużej to sukces. Ale trzeba zastanowić się jak przekuć go tak, żeby nie mówić o katastrofie. To jest dzisiaj główny problem polityki społecznej.

Zaznaczył, że dłuższe życie nie oznacza życia w zdrowiu, wręcz przeciwnie - duża część starości w Polsce to starość w chorobie.

- Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że na ulicach będziemy widzieli coraz więcej osób starszych. Nie będzie to, co siódma czy piąta osoba, ale dwie na pięć - powiedział Kubicki. - Niekoniecznie będzie tak w Gdańsku, które podobnie jak całe Pomorze starzeje się relatywnie wolniej niż inne części kraju - np. Polska Wschodnia.

Paweł Kubicki, adiunkt w Instytucie Gospodarstwa Społecznego, Szkoła Główna Handlowa w Warszawie
Paweł Kubicki, adiunkt w Instytucie Gospodarstwa Społecznego, Szkoła Główna Handlowa w Warszawie
Fot. Dominik Paszliński / www.gdansk.pl

To nie oznacza, że i naszego miasta ten problem nie dotyczy. Dla porównania, w 2016 roku w Gdańsku na 463 tys. 754 mieszkańców przypadało 91 tys. 200 osób (czyli 19,5%) w wieku 65+, oraz 23 tys. 419 osób (5%) w wieku 80+. Według prognoz, w 2030 roku na 472 tys. 415 mieszkańców przypadać będzie już natomiast 108 tys. 832 osób (23%) w wieku 65+, oraz 33 tys. 351 (7%) w wieku 80+.

Jak można się ratować przed skutkami starzejącymi się społeczeństwa? Zdaniem dra Kubickiego niezbędne jest wydłużenie wieku emerytalnego.

- Możemy sprawić, że starość się przesunie, będzie zaczynała się od 70. roku życia. Dobrze by było, gdybyśmy do tej 70. byli maksymalnie zdrowi i sprawni - przyznał. - Osoby starsze to największy kapitał, w kilku wymiarach. Może nie są bogaci w gotówkę, ale są bogaci w zasoby. Po drugie mają kapitał, którego brakuje wszystkim innym - czas. I doświadczenie. Pytanie, na ile jesteśmy w stanie te wszystkie zasoby wykorzystać.

Podkreślił, że problemem polityki społecznej nie jest starość, ale proces starzenia się ludności i to, co z tym procesem robimy. Uspokoił jednak, że nie ma potrzeby, by mówić o katastrofie demograficznej.

- Powinniśmy tak działać, żeby za 20 lat było coś lepszego. To oznacza dwa typy działań, które powinny być prowadzone równolegle. Jednym jest działanie na proces starzenia się. 500+ jest dobrym programem socjalnym, ale nie demograficznym. A w perspektywie długookresowej będziemy starzejącym się krajem - tłumaczył. - To nie jest pytanie do mnie, co z tym zrobimy. Jako 40-latek będę jednym z ostatniego pokolenia, które załapie się na system emerytalny. To pytanie do osób 20 lat młodszych i do polityków jak, zaprogramują przyszłość naszego kraju.

Podczas debaty o problemie mogli wypowiedzieć się także obecnie rządzący. Jak się okazuje, z punktu widzenia polskiego rządu nie można mówić o katastrofie, a o „wyzwaniu”. Do takiego postrzegania problemu namawiał podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, dr hab. Sebastian Skuza.

- Jestem ofiarą wyżu demograficznego z lat 70. To był wtedy problem, teraz problemem jest niż demograficzny. Widzę to jako wyzwanie, któremu musimy sprostać, jako proces, którym musimy nauczyć się zarządzać - zachęcał.

Dr hab. Sebastian Skuza, Podsekretarz Stanu, Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Dr hab. Sebastian Skuza, Podsekretarz Stanu, Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Fot. Dominik Paszliński / www.gdansk.pl

Przypomniał, że obniżenie wieku emerytalnego było zgodne z oczekiwaniami społecznymi i zostało spełnione zgodnie z obietnicą wyborczą. Przywołał też optymistyczne dane.

- Wskaźnik dzietności nieznacznie się poprawił: w 2015 roku wynosił 1,35, a w 2017 - 1,45. Do tego liczba nowych urodzeń w 2017 roku przekroczyła 400 tys. - wyliczał Skuza.

Podczas debaty polityk zapowiedział podwojenie ilości żłóbków w 2030 roku i przywołał gorący obecnie temat projektu Ustawy 2.0. Jak przekonywał, ustawa mogłaby pomóc odwrócić obecny, niekorzystny trend na polskich uczelniach - w ostatnich latach liczba studentów zmalała z 1 mln 900 tys. do 1 mln 300 tys.

- W projekcie ustawy znalazły się takie zapisy, jak kwestie szkół doktorskich, w których przewidywane jest stypendium dla każdego. Stypendium będzie oskładkowane, czas spędzony na doktoracie będzie więc również liczony do czasu pracy. Dodatkowo studentka będąca w ciąży będzie mogła liczyć na urlop dziekański oraz indywidualną organizację studiów.

Jednak nie tylko polskie uczelnie borykają się z problemem dramatycznego niżu demograficznego. W równie niekomfortowej sytuacji znaleźli się przedsiębiorcy, o czym alarmowała Małgorzata Winiarek-Gajewska, prezes zarządu NDI S.A.

- Biznes nie zajmuje się przeciwdziałaniem tym zjawiskom, jest konsumentem tych zjawisk, reaguje na bieżąco. Dlatego widzimy pewne przemiany, które dotyczą nas bezpośrednio - podkreśliła. - Dzisiaj z jednej strony mamy prosperity w gospodarce i ogromne plany inwestycyjne, jednocześnie jest ewidentny niedobór pracowników. Musimy zastanowić się, jak poradzić sobie z realizacją obecnych i nowych zadań, i jak tworzyć perspektywy rozwoju, mając do czynienia z sytuacją niedoborów kadrowych.

Czytaj też: Brak rąk do pracy. Na wagę złota - w branży mechanicznej i elektrycznej

Debata przyciągnęła wielu chętnych w różnym wieku
Debata przyciągnęła wielu chętnych w różnym wieku
Fot. Dominik Paszliński / www.gdansk.pl

Jak podkreśliła, sami przedsiębiorcy mają ograniczone pole działania. Polega ono na skupieniu się na obecnych pracownikach, na tym, żeby chcieli w danej firmie pracować, ale też chcieli zostać w kraju - uznali, że jest tu dla nich przyszłość i mają szansę rozwoju. A to powinno leżeć w interesie wszystkich.

- Powinniśmy zastanowić się, dlaczego ci, którzy już wyjechali, nie chcą tu wrócić? Czy są mechanizmy, które by im na to pozwoliły? Może wystarczy wsparcie w rozwijaniu biznesu w Polsce? - zastanawiała się Winiarek-Gajewska. - Jako przedsiębiorcy oczekiwalibyśmy szeregu działań, które powinny być nakierowane na rozwiązanie tych problemów. Ważnym aspektem jest tutaj wspieranie się migrantami zarobkowymi. To wszystko wymaga wsparcia państwa, ułatwienie z jego strony tych działań.

Zaznaczyła, że kwestie związane z dzietnością są nie do nadrobienia. Celem powinno być szukanie nie tylko rozwiązań na przyszłość, ale także tych w krótkiej i średniookresowej perspektywie - które pozwolą przedsiębiorcom sprostać prowadzonym przez nich zadaniom.

- Brak pracowników powoduje zwiększenie kosztów produkcji i wydłużenie jej czasu. To jest nie do uniknięcia. Koszty zmian demograficznych są widoczne tu i teraz, a będą się tylko powiększać.

Podobnego zdania jest dr Marta Anacka, zastępca dyrektora Ośrodka Badań nad Migracjami na Uniwersytecie Warszawskim, choć zaznaczyła, że nie mówiłaby w tym przypadku o katastrofie.

- Przyrost naturalny w naszym kraju jest na poziomie około 0 - być może na niewielkim minusie - przyznała. - Nie jest to proces gwałtowny, jak w przypadku katastrofy, od początku lat 90. mamy w Polsce do czynienia ze spadkiem płodności. Do tego doszła emigracja zewnętrzna, która była powstrzymywana w czasach PRL. To będzie się pogłębiało. To proces, który jest rozłożony na lata. Doświadczają go wszystkie kraje Europy Zachodniej.

TV

Mevo się kręci!