• Start
  • Wiadomości
  • “Solidarność” z proszkiem iXi. Koniec społecznej wystawy w stoczni?

“Solidarność” z proszkiem iXi. Koniec społecznej wystawy w stoczni?

Wystawa “Szatniowiec”, na którą od pięciu lat do Stoczni Cesarskiej zaprasza Morska Fundacja Historyczna, to połączenie podróży do materialnego świata PRL i lekcji historii o ludziach, którzy kiedyś pracowali w stoczni. Budynek, od którego nazwę wzięła ekspozycja, zostanie rozebrany. Wystawa będzie dostępna jeszcze tylko do końca grudnia 2025 r. Jarosław Żurawiński, prezes Fundacji, poszukuje nowej przestrzeni dla cieszącej się dużą popularnością ekspozycji.
01.12.2025
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Mężczyzna siedzi na krześle z założonymi rękami i nogą, w otoczeniu licznych starych urządzeń technicznych, narzędzi oraz sprzętu fotograficznego. Za nim widać półki z archiwalnymi przedmiotami i duże zdjęcia przedstawiające stoczniowe sceny.
Jarosław Żurawiński, prezes Morskiej Fundacji Historycznej, na wystawie Szatniowiec
Piotr Wittman / www.gdansk.pl

Tablica przy szatniowcu

W październiku 2018 roku otwarto szlak zwiedzania dawnej Stoczni Cesarskiej w Gdańsku. Współautorem trasy i tablic edukacyjnych jest Jarosław Żurawiński, prezes Morskiej Fundacji Historycznej, niegdyś stoczniowiec (który nie cierpiał tej roboty, o czym później), dziś przewodnik i kultywator historii dawnej Stoczni Gdańskiej im. Lenina i jej poprzedniczek. W ciągu ostatnich dziewięciu lat (fundacja powstała w 2016 roku) oprowadził ponad trzy tysiące wycieczek po stoczniowych terenach i oprowadza je nadal - świątek, piątek, czy sylwester.

Jedna z tablic szlaku stoi w podwórzu przy ul. Narzędziowców, obok tzw. szatniowca. Informuje, że takie plomby w historycznej zabudowie stoczni wzniesiono w połowie XX wieku, by zapewnić zaplecze socjalne gwałtownie rosnącej załodze.

Stocznia Cesarska dostępna dla każdego - zwiedzaj kiedy chcesz nowym szlakiem spacerowym

Na pierwszym planie widać błotnisty plac budowy z kałużami, na którym stoją dwie koparki w pomarańczowych barwach. W tle znajdują się stare, ceglane i betonowe zabudowania przemysłowe z dużymi oknami, noszące ślady zużycia i przygotowań do prac rozbiórkowych.
Koniec listopada 2025 roku, teren dawnej Stoczni Cesarskiej, Szatniowiec to budynek w środku kadru, z jasnym najwyższym piętrem - wkrótce zostanie rozebrany
Piotr Wittman / www.gdansk.pl

Wystawa “Szatniowiec” tylko do końca grudnia

Szatniowiec przy Narzędziowców, podobnie jak kilka innych, wtórnych dla historycznej zabudowy Stoczni Cesarskiej budynków, zostanie wkrótce rozebrany. Wraz z nim zniknie przestrzeń, która od pięciu lat była przystanią dla niezwykłej wystawy pt. “Szatniowiec” - wystawy nieco szalonej, bo przypominającej raczej skarbiec przedmiotów na strychu u dziadka, niż przemyślaną ekspozycję muzealną, ale cóż z tego, skoro (a może właśnie dlatego?) odwiedziło ją przez ten czas ponad 130 tys. osób.

“Perełka dla miłośników PRL. Świetnie zachowane eksponaty: zabawki, radioodbiorniki, odkurzacze Zelmera i inne przedmioty codziennego użytku, które przywołały lawinę wspomnień. Zdecydowanie warto - zarówno dla turystów, jak i dla mieszkańców Trójmiasta!” - czytamy w opiniach na Google (wśród blisko stu pełnych zachwytu jest tylko jedna krytyczna) i dalej: - “Perfekcyjne miejsce na sentymentalną podróż do czasów PRL”. “To takie Back to the future... Śmiech, łzy, nostalgia. Powracają wspomnienia.”

JAROSŁAW ŻURAWIŃSKI O NAJCIEKAWSZYCH EKSPONATACH

 

Ponad 60 tys. eksponatów, w tym filmowe

Do Szatniowca na bezpłatne zwiedzanie można przyjść jeszcze tylko do końca grudnia 2025 roku (wystarczy zadzwonić na nr telefonu Fundacji, żeby się umówić).

Zbiory MFH to ponad 60 tys. eksponatów, efekt kolekcjonerskiej pasji członków fundacji i zaufania ok. 130 darczyńców, w tym wielu dawnych pracowników Stoczni Gdańskiej. 

Niedawno serwis stołówkowy ze zbiorów Fundacji “zagrał” w powstającym właśnie filmie „Nasza rewolucja. Historia miłości Grażyny i Jacka Kuroniów”, w scenach kręconych w Sali BHP. Rekwizytów na potrzeby produkcji wypożyczono znacznie więcej.

Stół i walizki wypełnione są różnymi przedmiotami z minionych dekad, takimi jak dokumenty, pieczątki, banknoty, odznaczenia i drobne narzędzia. W pomieszczeniu wisi portret radzieckiego przywódcy w mundurze, otoczony kolekcją medali i pamiątek historycznych.
Mydło i powidło? W tej metodzie jest reguła - eksponować jak najwięcej i wymieniać całą wystawę od czasu do czasu...
Fot. Piotr Wittman/gdansk.pl

Film o Jacku i Gajce Kuroniach z gdańskim wsparciem. Mamy zdjęcia z planu!

Serwis leży zawinięty w folię, nie ma już sensu go rozpakowywać. Czy znajdzie się nowa lokalizacja dla wystawy będącej połączeniem podróży do materialnego świata PRL i lekcją historii o życiu zwykłych ludzi, którzy tu kiedyś pracowali? Jak zapewnia Jarosław Żurawiński, trwają intensywne starania o taką przestrzeń. 

- Wdzięczny jestem spółce Stocznia Cesarska Development za dotychczasową współpracę. Gdyby nie ich zaangażowanie, nie byłoby nas w stoczni. Najpierw, w 2020 roku umożliwili nam udostępnienie części kolekcji w Hali 42A, a później wynajęcie Szatniowca. Mieliśmy tu być tylko dwa lata, a mija piąty rok - mówi Jarosław Żurawiński.

Stół i walizki wypełnione są różnymi przedmiotami z minionych dekad, takimi jak dokumenty, pieczątki, banknoty, odznaczenia i drobne narzędzia. W pomieszczeniu wisi portret radzieckiego przywódcy w mundurze, otoczony kolekcją medali i pamiątek historycznych.
Kadry z wystawy "Szatniowiec"
Fot. Piotr Wittman/gdansk.pl

Wow, bądź o rany

Wchodząc do przestrzeni na I piętrze Szatniowca nie sposób nie powiedzieć “wow” (albo swojsko “o rany”), ponieważ zwiedzającego momentalnie ogarnia olbrzymia ilość przedmiotów w zasięgu wzroku.

Meblościanki wypełnione kryształami, zdjęciami i książkami walczą o uwagę z motocyklami i rowerami. Telewizory z dawnego gdańskiego Unimoru formują rzędy, podobnie jak opakowania ikonicznych produktów z PRL jak proszek iXi, pasta do zębów “Biały ząbek”, czy stosy dawno niewydawanej prasy (Kobieta i życie, Szpilki, Film). Na wieszakach odzież robocza konkuruje z wyjściowymi sukienkami, nad stołem turystycznym z szachownicą wisi morze proporczyków. A między tym wszystkim od czasu do czasu wyłania się “Solidarność” i “Stocznia Gdańska” - na zdjęciach, tkaninach, przypinkach, w dokumentach.

- 90 proc. odwiedzających, którzy jeszcze coś pamiętają z tamtych lat, wchodząc tu robi “wow”, pozostałe 10 proc. to ludzie, którzy nigdy w życiu “wow” nie zrobili i nie zrobią też u nas, ale widać, że też są zainteresowani, bo robią zdjęcia - uważa Jarosław Żurawiński. - Rodzice i dziadkowie przyprowadzają tutaj młode pokolenie żeby pokazać, jak kiedyś było, ale też bardzo często to młodzi przyprowadzają dziadków, by sprawić im przyjemność.

Tłumacząc metodę eksponowania zbiorów, prezes MFH podkreśla, że starają się udostępniać jak najwięcej, dlatego w ciągu roku wystawa była całkowicie zmieniana dwu-, a nawet trzykrotnie.

- To także powód, dla którego ludzie do nas wracają i przyprowadzają znajomych, rodzinę. Gości przysyła nam także środowisko przewodników - zaznacza Jarosław Żurawiński. - Można powiedzieć, że wrośliśmy z naszą wystawą w stocznię, zwłaszcza od kiedy umieściliśmy na Google pinezkę z lokalizacją.

Na drewnianej gablocie stoją modele okrętów wojennych, a obok nich ustawiono drobne pamiątki marynistyczne. Wewnątrz przeszklonych szuflad znajduje się rozbudowana kolekcja medali, odznak i okolicznościowych talerzy dekoracyjnych.
Eksponaty na wystawie "Szatniowiec" to nie tylko dzieje Stoczni Gdańskiej im. Lenina, są tu też ciekawe pamiątki z czasów jej poprzedniczek
Piotr Wittman / www.gdansk.pl

“Wybitny” stoczniowiec

Internetowa pinezka umieściła na mapie stoczni wystawę, ale prezes MFH  pojawił się tutaj już w czasach, gdy eksponowane na wystawie telefony tarczowe i magnetofony kasetowe były szczytem techniki i marzeń każdego Polaka.

W 1983 roku Jarosław Żurawiński odbył w Stoczni Gdańskiej im. Lenina obowiązkową praktykę jako uczeń nieistniejącego już dziś Technikum Stoczniowego przy al. Marksa w Gdańsku (dziś al. Hallera). Pracę rozpoczął trzy lata później, na Wydziale Kadłubowym.

- Muszę przyznać, że byłem “wybitnym” pracownikiem, bo przez trzy dni szukałem swojego miejsca pracy, aż w końcu znalazł mnie mój kierownik - wspomina były stoczniowiec. - W zakładzie było jak w wojsku, dyscyplina drakońska, a pieniądze żadne. Po dwóch latach, kiedy człowiek poznał trochę tutejsze układy było trochę łatwiej, ale jak tylko mogłem, czyli pół roku później, stąd uciekłem. Nigdy bym nie pomyślał, że wrócę, a tym bardziej, że będę tutaj codziennie oprowadzał wycieczki. 

Podkreśla jednak, że nielubiana praca dała mu bardzo dużo z dzisiejszej, przewodnickiej perspektywy - kursując wózkiem elektrycznym po zakładzie w charakterze posłańca poznał go bardzo dobrze.

Na manekinach ustawiono różne hełmy ochronne i wojskowe, a obok nich znajduje się maska przeciwgazowa z długim wężem. Całość otacza gęsto ustawiony sprzęt techniczny i narzędzia, tworząc wrażenie magazynu dawnych wyposażeniowych pamiątek.
Kolekcja stoczniowych kasków, każdy wydział miał swój kolor
Piotr Wittman / www.gdansk.pl

Od dróg do wolności po “ogórka”

Stocznia jakby sama upomniała się o swojego byłego pracownika, mimo że Jarosław Żurawiński obrał ostatecznie zupełnie inną drogę zawodową. W 2001 roku rozpoczął kurs licencjonowanego przewodnika, a rok wcześniej, w 20. rocznicę Porozumień Sierpniowych w Sali BHP otwarto wystawę “Drogi do wolności”. 

- Na kursie był duży naciski na nową wystawę, ale ja z rozmysłem unikałem oprowadzania po niej, specjalizowałem się m. in. w wycieczkach na Westerplatte i w Górze Gradowej - wspomina. - To był chyba 2003 rok, kiedy koleżanka zachorowała i poprosiła, żebym ją zastąpił na “Drogach”. Wówczas oprowadzało się tam sześć, siedem grup dziennie. I tak się to zaczęło.  

Jarosław Żurawiński przy “Drogach do wolności” pracował do zamknięcia wystawy w 2014 roku (przejęło ją wówczas Europejskie Centrum Solidarności włączając najcenniejsze eksponaty do swojej wystawy stałej). 

Pomieszczenie wypełniają dawne sprzęty gospodarstwa domowego, takie jak wagi, żelazka, naczynia i termosy, ustawione na półkach i stołach. W tle widać starą lodówkę, półki z opakowaniami produktów spożywczych i narzędzia, tworzące atmosferę muzealnej rekonstrukcji sklepu lub zaplecza z minionych dekad.
Niejeden scenograf z zapotrzebowaniem na rekwizyty z PRL znajdzie na tej wystawie odpowiednie rzeczy....
Piotr Wittman / www.gdansk.pl

Właściciel kiosku łącznikiem z historią

Jak podkreśla były stoczniowiec “codzienna przygoda” z dawnym zakładem pracy zaczęła się na poważnie w 2009 roku, kiedy został jednym z przewodników w ramach projektu “Subiektywna linia autobusowa”. Wycieczki po niedostępnych wówczas dla zwykłych śmiertelników terenach dawnej Stoczni Gdańskiej odbywały się na pokładzie zabytkowego Jelcza “ogórka”.

- To był przełom, który w pełni uświadomił mi potencjał i ogromne zainteresowanie zwiedzaniem stoczni. Od tej pory skupiłem się już tylko na niej - wyznaje.

Równie ważne, jak nie ważniejsze, było dla Jarosława Żurawińskiego poznanie Tadeusza Olszewskiego, właściciela kultowego kiosku z pamiątkami “Souvenir” na Placu Solidarności (Tadeusz Olszewski, syn Aleksandry Olszewskiej, społecznej opiekunki Placu, patronki jednego z gdańskich tramwajów, zmarł w czerwcu 2025 r.). 

Aleksandra Olszewska, słynna gospodyni placu Solidarności - patronką gdańskiego tramwaju

- Tadek słyszał z kiosku, jak oprowadzam wycieczki. Podobało mu się, w jaki sposób to robię i tak zaczęliśmy rozmawiać. Zaprzyjaźniliśmy się. Dzięki niemu poznałem grono osób, które albo były z kręgów solidarnościowych, albo pracowały w stoczni - wspomina Jarosław Żurawiński, który z czasem, wspierany przez kilku poznanych “na stoczni” kolegów, dojrzał do założenia Morskiej Fundacji Historycznej (Tadeusz Olszewski do końca życia był pełnomocnikiem zarządu). 

Trzech mężczyzn siedzi wewnątrz pojazdu lub kabiny, rozmawiając ze sobą, a jeden z nich trzyma mikrofon skierowany do rozmówcy w czerwonym kombinezonie. W tle przez okno widać żurawie portowe i fragment nabrzeża, co sugeruje rozmowę związaną z pracą lub wydarzeniem w stoczniowym otoczeniu.
Subiektywna Linia Autobusowa, od lewej - Grzegorz Klaman, pomysłodawca projektu; Jarosław Żurawiński oraz Paweł Zinczuk, nieżyjący już stoczniowiec. (zdjęcie archiwalne, sierpień 2009 r.)
Jerzy Pinkas / www.gdansk.pl

Retrospekcja z humorem

- Musiałem dojrzeć do zmierzenia się z opowieścią na temat stoczni. Od początku założyłem, że do żadnej partii się nie zapiszę i żadna idea, czy ideologia nie będzie promowana przez Fundację - wyznaje prezes MFH. - Wygraliśmy pod tym względem. Nikt nas nie może poczytać ani za przyjaciół, ani za wrogów. Nasza narracja w 90 proc. jest taka sama na każdej wycieczce. Nie wchodzimy w tematy polityczne, tylko trochę humorystycznie, a trochę na zasadzie retrospekcji, opowiadamy o stoczni, której już nie ma. O zakładzie, po którym jeździło się autobusem i na rowerze, bo rozciągał się na odcinku 4,5 km i zatrudniał osiem tysięcy ludzi. Chodzi o to, żeby grupie gości w różnym wieku, z Polski i z zagranicy, przekazać informację, która się rozejdzie do kolejnych setek osób: że stocznia to jest ciekawe miejsce, że warto tutaj przyjść i jedna wycieczka tego nie załatwia, że są tu i dawne Stocznia Cesarska i Schichaua, i to co się dzieje obecnie na ich terenach. Jest też Europejskie Centrum Solidarności, Sala BHP i Nomus. Jeżeli ktoś te klimaty lubi, to na pewno tam coś znajdzie - wylicza.

Jaka wystawa w innym miejscu?

Pierwszym punktem na trasie wycieczek MFH jest Sala BHP, z dioramą i makietami obrazującymi zmiany w zagospodarowaniu terenów stoczniowych na przestrzeni wieków.

- Sala BHP od początku jest naszym partnerem, a także związani z nią szeregowi ludzie Solidarności, w tym emerytowani działacze. Integracja tego środowiska to jeden z celów Fundacji - zaznacza przewodnik. - To od tych ludzi mamy dużo ciekawych materiałów w naszej kolekcji, takich typowo osobistych. Część naszych darczyńców już nie żyje. Ciąży więc na mnie bardzo duża odpowiedzialność za to, co się stanie ze zbiorami.

I tu wracamy do wystawy “Szatniowiec”, która jest ostatnim punktem każdej wycieczki MFH po stoczni. Czy ekspozycja miałaby sens gdziekolwiek poza stocznią, która mozolnie, krok po kroku, staje się Młodym Miastem?

- Zależy od tego, gdzie byłoby to nowe miejsce. Jeżeli będzie na tyle blisko, że wciąż da się połączyć stocznię i nową siedzibę rozsądnej długości trasą dla pieszych, to wciąż ma sens - uważa Jarosław Żurawiński. - Jeżeli to miałoby być gdzieś dalej, to sądzę, że na kanwie naszych zbiorów powinna powstać profesjonalna wystawa muzealna poświęcona społeczeństwu i czasom, takie gdańskie muzeum PRL, ze stocznią jako jednym z wątków. 

TV

“Chciałbym ‘mówić’ coraz mniej”