Skala robi wrażenie
Raz w miesiącu Marcin Waryszak wsiada do samolotu na lotnisku im. Lecha Wałęsy w Gdańsku, ląduje na Luton i dojeżdża samochodem do Cambridge. Jego pracodawcą jest tamtejszy uniwersytet, jeden z najbardziej prestiżowych na świecie.
Na terenie tamtejszego kampusu znajduje się Uniwersytecki Szpital Addenbrooke’s, który nie tylko leczy chorych na nowotwory, ale także posiada dziesiątki laboratoriów, w których najlepsi naukowcy prowadzą badania nad nowotworami. Nowy szpital onkologiczny ma tam powstać w 2029 roku.
Po sąsiedzku, jak tłumaczy mi Waryszak, stoi także siedziba słynnej spółki AstraZeneca, która dała nam jedną z pierwszych szczepionek na Covid-19.
Gdańszczanin pracuje dla oddziału onkologii Uniwersytetu w Cambridge oraz Cancer Research UK Cambridge Centre, głównego ośrodka zajmującego się badaniami nad rakiem w Wielkiej Brytanii. Pieniądze na badania pochodzą od rządu Jego Królewskiej Mości, z fundacji i od prywatnych filantropów.
Zadaniem zespołu Waryszaka jest obsługa informatyczna wszystkich tych przedsięwzięć i ludzi: naukowców, lekarzy, personelu i chorych. To około 1200 osób pracujących nad nowotworami. (W sumie na kampusie pracuje, bądź uczy się około 30 tysięcy osób)
Waryszak musi zintegrować dane szpitalne z systemami informatycznymi. Trafiają do tych systemów: opisy chorób, zdjęcia, skany, zgody pacjentów, itd.
Nasz rozmówca wyjaśnia: - Zajmujemy się aplikacjami, systemami wspierającymi, analizą danych oraz wdrażaniem nowych narzędzi, by usprawnić badania naukowe i kliniczne. Pilnujemy też, żeby w danych panował porządek. Jeśli w systemie jakaś tkanka, czy część narządu pobrana do badań naukowych, jest przechowywana w danym budynku, na danym piętrze, w danej lodówce i na danej półce, to wszystko musi się zgadzać. Ona musi tam być.
W systemie znajdują się dane wrażliwe pacjentów, zdjęcia z tomografów, cyfrowe skany mikroskopowe, zapisane jest sekwencjonowanie genomowe i mutacje nowotworowe, wywiady z chorymi i pełna historia choroby. To wszystko też musi być przechowywane i chronione zgodnie z aktualnym prawem.
W sumie to 1,7 mln tkanek do “obrobienia” w ramach elektronicznej dokumentacji medycznej. Brzmi jak dosyć stresująca praca. Czy taka jest?
Marcin Waryszak: - Skala faktycznie robi wrażenie, ale paradoksalnie im większy porządek i lepsze systemy, tym mniej stresu w codziennej pracy. Moją rolą jest właśnie to, żeby naukowcy i lekarze nie musieli się martwić technologią, tylko mogli skupić się na pacjentach i badaniach. Oczywiście to ogromna odpowiedzialność, bo pracujemy na danych wrażliwych i materiale biologicznym, którego nie da się „odtworzyć”. Dlatego wszystko opiera się na jasno zdefiniowanych procesach, automatyzacji i kontroli jakości, a nie na improwizacji. Kiedy systemy działają dobrze, stres pojawia się głównie wtedy, gdy coś przestaje działać, i wtedy właśnie wchodzimy my. Dla mnie to raczej praca wymagająca skupienia i zaufania do zespołu niż ciągłe życie pod presją. Świadomość, że te dane realnie przyczyniają się do lepszego leczenia pacjentów, daje dużo satysfakcji i sensu tej odpowiedzialności.
35-latek pracuje hybrydowo między Gdańskiem a Cambridge. Ma co prawda dom w Anglii, ale po 11 latach wrócił z żoną do Polski z powodów rodzinnych. Jego pracodawca w Cambridge zgadza się, by pracował z Wrzeszcza.
W zespole gdańszczanina pracują ludzie z Egiptu, Indii, Hong Kongu, Irlandii i Anglii. Zespół jest międzynarodowy, bo Cambridge, mimo Brexitu, przyciąga najlepszych z całego świata.
Czas na AI
Marcin Waryszak ukończył najpierw biotechnologię na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie (pochodzi z Giżycka), a później wyjechali z żoną do Anglii. Ona skończyła tam farmakologię i biotechnologię na Sheffield Hallam University, on ma dyplom z University of Wolverhampton, gdzie ukończył bioinformatykę i biologię molekularną.
Aby się utrzymać i opłacić studia (5 tysięcy funtów za rok) łapał się różnych prac. W Anglii robił np. fotografie ślubne, a potem został - jak sam mówi - królem spamu.
- Pracowałem dla sieci Co-op, która dostarcza energię, ale też prowadzi supermarkety, przedszkola, biura podróży itp. i wysyłałem ponad milion e-maili tygodniowo do skrzynek mailowych klientów z ofertami - wyznaje. - Mało brakowało a na początku pracowałbym “na taśmie”, przy picking and packing, czyli pakowaniu towarów, bo taką ofertę też miałem.
Co dalej? Zamierza dostać się na studia doktorskie na Cambridge. Temat: wdrożenie AI we wczesnym wykrywaniu raka nerki.
Jak więc Waryszak widzi przyszłość AI w medycynie? Czy sztuczna inteligencja nie zabierze pracy lekarzom i jemu?
- Sztuczna inteligencja nie ma zastępować lekarzy, ale ich realnie wspierać. Jej największą siłą jest możliwość szybkiej analizy ogromnych ilości danych: badań obrazowych, danych genetycznych czy wyników laboratoryjnych, i wskazywania wzorców, które dla człowieka mogą być trudne do wychwycenia. Ostateczne decyzje diagnostyczne i terapeutyczne zawsze pozostają jednak po stronie lekarza.
- Uważam, że AI powinna stać się nieodzowną częścią nowoczesnej pracy szpitalnej. Już dziś jest wdrażana w wybranych jednostkach szpitalu w Cambridge, a nasze badania naukowe, na przykład nad wczesnym wykrywaniem nowotworów, są projektowane tak, aby mogły być integrowane z codzienną pracą kliniczną i badawczą. Równolegle dążymy do pełnej integracji modeli AI w zarządzanych i tworzonych przez nas aplikacjach i systemach - dodaje Waryszak.
- Wbrew obawom, rozwój AI nie oznacza końca pracy dla specjalistów, wręcz przeciwnie. Do bezpiecznego i odpowiedzialnego wdrażania tych technologii potrzebna jest wiedza, doświadczenie i zrozumienie ich ograniczeń. Samo korzystanie z narzędzi opartych na AI nie czyni nikogo ekspertem. Trzeba wiedzieć, na którym etapie modele mogą się mylić i jak je korygować. Dlatego o przyszłość swojej pracy, ani pracy lekarzy, raczej się nie obawiam - ocenia nasz rozmówca.
Bioinformatyk z Gdańska chciałby także wejść w kontakt z polskimi uczelniami medycznymi, NFZ i Ministerstwem Cyfryzacji, aby zaproponować na miejscu rozwiązania stosowane w Cambridge.
- W Anglii zamiast urządzać debaty panelowe, przede wszystkim rozwiązuje się konkretne problemy - mówi. - W Polsce też można usprawnić system. Frustracja przy spotkaniu pacjenta z lekarzem wciąż jest w Polsce za duża. Można wprowadzić narzędzia, które pomogą obu stronom. To, co dzieje się w Cambridge, z powodzeniem można stosować choćby w UCK.