Niespełnione marzenie
Trwa jubileuszowy rejs gdańskiego żaglowca STS Generał Zaruski. 50 lat temu, w 1975 roku, statek po raz pierwszy popłynął na archipelag Svalbard. Nie wszystkie cele udało się wtedy załodze - pod dowództwem kapitana Andrzeja Rościszewskiego - zrealizować. Zamysłem i marzeniem kapitana było opłynięcia Spitsbergenu dookoła, trasą prowadzącą od północy, przez cieśninę Hinlopen, wzdłuż wschodniego wybrzeża tej największej wyspy archipelagu Svalbard i Norwegii.
„Po kilku godzinach żeglugi dotarliśmy do miejsca, gdzie cieśnina wyraźnie się zwężała. W poprzek rozciągała się ogromna bariera lodowa - wielkie pole lodowe z wmarzniętymi nieregularnymi bryłami. Nie chciałem od razu rezygnować, choć sprawa utrzymania kursu na południe była przesądzona. Lód ciągnął się od Ziemi Północno-Wschodniej, więc wykonaliśmy zwrot w prawo i powoli, sprawdzając głębokość, poszliśmy wzdłuż bariery ku zachodniemu brzegowi. (…) Czy mogłem ryzykować bezpieczeństwo dużego jachtu i jego załogi, wchodząc w tak ciasny przesmyk? Aby rozwiać wątpliwości, wszedłem z Januszem pod saling grotmasztu. Z wysoka, nawet przez lornetkę, nie było widać końca bariery - wypełniała całą szerokość cieśniny. W jej powierzchni tkwiły ogromne góry lodowe” -napisał później w książce „Północne rejsy” kpt. Rościszewski, który musiał zawrócić u północnego wejścia do cieśniny z powodu owych gór lodowych.
Może tym razem?
11 sierpnia br., po zmianie załogi w Longyearbyen, rozpoczął się III etap jubileuszowego rejsu „Zaruskiego”. To pierwszy etap po Gdańskiej Szkole pod Żaglami oraz wyprawie naukowej Uniwersytetu Wrocławskiego, na którym przewidziano wolny nabór uczestników, a jednocześnie pożegnanie jachtu ze Spitsbergenem i ostatnia okazja, by zrealizować sen kapitana Rościszewskiego.
Honorowymi gośćmi na pokładzie są Joanna Wyderko i Mirosław Dyndo, uczestnicy rejsu sprzed 50 lat. Cała załoga to barwny zespół w wieku od 18 do 70 lat, o zróżnicowanym doświadczeniu: od nowicjuszy po doświadczonego w rejsach polarnych, kapitana jachtowego Adama Walczukiewicza. Po dokładnym przygotowaniu statku do rejsu, zaprowiantowaniu oraz wnikliwym sprawdzeniu prognoz pogody i warunków lodowych, zapadła decyzja by uhonorować poprzednią wyprawę i podjąć próbę opłynięcia legendarnego Spitsbergenu.
Zmiana załogi na Generale Zaruskim
Klamka zapadła
Żaglowiec wyruszył z Longyearbyen do Tromso 12 sierpnia o godz. 22.30. Następnego dnia rano zawitał w Stacji Polarnej Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu na półwyspie Kaffioyra na Spitsbergenie.
- Tam rzuciliśmy kotwicę i po desancie większości załogi na ląd zwiedziliśmy bazę oraz odbyliśmy spacer po okolicy, chronieni przed niedźwiedziami polarnymi przez uzbrojoną załogę stacji. Dobrze było posłuchać historii polarników, tym bardziej, że także dla UMK jest to rok wyjątkowej rocznicy 50-lecia ich stacji polarnej. Opowiadane historie rozbudzały wyobraźnię załogi „Zaruskiego”. Na koniec zaś część naukowców wizytowała statek. Po owocnym spotkaniu, krótkie hasło: kotwica w górę! - piszą w relacji z rejsu Agnieszka Marach, oficer wachtowa i Adam Walczukiewicz, kapitan statku.
Wieczorem tego samego dnia kolejny przystanek na wyspie - w najbardziej wysuniętej na północ, stale zamieszkanej osadzie ludzkiej na świecie Ny-Alesund, gdzie 50 lat temu zawitała także poprzednia wyprawa. Tu załoga odwiedziła lokalne muzeum, pomnik wyprawy Amundsena, sklep z pamiątkami i pocztę.
- Był to też ostatni moment gdzie mogliśmy spokojnie ocenić sytuację i rozważyć dalszą trasę rejsu. Ku radości całej załogi zapadła ostateczna decyzja kapitana: Płyniemy na północ! Opłyniemy Spitsbergen! Zatem przed nami ponad 500 Mm żeglugi non stop do Wyspy Niedźwiedziej na morzu Barentsa - relacjonują dalej Marach i Walczukiewicz.
Klamka zapadła - 14 sierpnia, wieczorem żaglowiec wypłynął z Ny-Alesundu na północ, by opłynąć wyspę.
Generał Zaruski na Spitsbergenie. Gdański remake
Sukces po półwieczu
- Godziny nocne, powszechnie kojarzone z ciemnością, były słoneczne i piękne, jednak poranek w Smeerenburgfjorden przywitał nas gęstą mgłą i dużą ilością dryfującego lodu z cielących się lodowców. Dało nam to przedsmak żeglugi, jaka miała nas czekać w cieśninie Hinlopen - czytamy dalej w relacji.
Następnego dnia jacht dopłynął do wyspy Moffena, znanej z kolonii morsów. Dalej kierunek Nordenporten passage, czyli północne wejście do cieśniny Hinlopen.
- Cieśninę zaczęliśmy forsować o godzinie 22, walcząc z przeciwnym wiatrem do 20 węzłów. Po znacznej zmianie warunków meteorologicznych noc upłynęła nam na żegludze w dość trudnych warunkach co prawda przy braku wiatru, lecz w bardzo gęstej mgle i pomiędzy rozległymi obszarami dryfującego lodu. 16 sierpnia rano udało nam się zrealizować marzenie kapitana Rościszewskiego oraz całej obecnej załogi „Zaruskiego” i szczęśliwie pokonać cieśninę Hinlopen - informują Agnieszka Marach i Adam Walczukiewicz.
Przez Wyspę Niedźwiedzią do Tromsø
Po opłynięciu cieśniny Hinlopen statek pożeglował na zachód, by przejść pomiędzy Spitsbergenem a mniejszą wyspą Barentsa, gdzie czekał na niego silny przeciwny prąd, którego prędkość dochodziła do 7 węzłów. Był na tyle silny, że zapadła decyzja, by wyspę Barentsa opłynąć, zamiast przechodzić między nią a Spitsbergenem.
- 19 sierpnia nad ranem udało nam się zakotwiczyć w północno-zachodniej części Wyspy Niedźwiedziej, z której serdecznie pozdrawiamy - napisali w relacji oficer wachtowa i kapitan statku.
Po kolejnych kilku dniach żeglugi STS Generał Zaruski, w późnych godzinach nocnych, 24 sierpnia zacumował w porcie w Tromsø.