- Nie wiadomo którędy dotarła do centrum miasta i dlaczego znalazła się w rzece - mówi Wojciech Siółkowski, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Gdańsku. - Dziełnie pływała, była jednak wystraszona i zdezorientowana. Sama nie umiała wyjść na ląd. Dzięki pomocy strażników miejskich i strażaków, zwierzęciu udało się wrócić na ląd.
Wszystko zaczęło się w środę, 22 marca, około godz. 10.45. Patrolujący okolice ul. Stągiewnej funkcjonariusze Referatu Interwencyjnego Straży Miejskiej zauważyli, że w Motławie pływa sarna. Zwierzę nie było w stanie wyjść z wody, bowiem wokół miało wysokie, kamienne brzegi kanału.
- Sarna świetnie radziła sobie w wodzie, ale gdyby nie zdołała wyjść na brzeg, na pewno utonęła by z wycieńczenia i z wychłodzenia - podkreśla Wojciech Siółkowski.
Za pośrednictwem Stanowiska Kierowania strażnicy poprosili o pomoc Straż Pożarną. Ratownicy bardzo szybko dotarli na miejsce. Dwaj z nich ubrali specjalne kombinezony i weszli do wody - chwilami tracąc grunt pod nogami.
Zadanie nie było łatwe: płochliwa sarna, nie rozumiejąc ich intencji, nie chciała dać się złapać. Trzeba było użyć fortelu.
Strażacy postanowili zapędzić zwierzę do miejsca, gdzie miałoby możliwość samodzielnego wyjścia na ląd. Starania trwały ponad pół godziny, ale zakończyły się sukcesem. Cała i zdrowa sarna wskoczyła na brzeg. A potem od razu co sił w nogach pomknęła trawiastym nabrzeżem w kierunku terenów zielonych…