Mąż gotuje, żona planuje
Na stole dymiące pierogi z kapustą i grzybami oraz ruskie, okraszone podsmażonym boczniakami i cebulką, miseczka z kwaśną śmietaną do polania. Na deser - ciasto marchewkowe z kremem pistacjowym i mandarynkami oraz sernik z czekoladą. No i domowa konfitura z moreli oraz miód do herbaty. Wszystko przygotował „na szybko” Roman Jacuński. Jak zdradził, w Kazachstanie robi się inne pierogi np. z samymi ziemniakami. Te, które przygotował na wizytę prezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz, nauczył się robić już w Polsce. Przepisy na ciasta wymyślił sam. Tylko przepis na konfiturę, która wybitnie przypadła do smaku pani prezydent, pochodzi ze starego kraju. Roman jest kucharzem, pracuje w jednym z lokali na Garnizonie we Wrzeszczu, więc bawi się mieszaniem składników i smaków.
Jego sześcioletni syn Mirek przez całą godzinną wizytę prezydent Gdańska grał na tablecie w Minecraft’a: - Można tu budować domy - mówił podekscytowany chłopczyk.
Groby na stepie. Nasza pamięć w nowych groźnych czasach
Aleksandra Dulkiewicz odwiedziła rodzinę Jacuńskich z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia i po prostu, by dowiedzieć się, jak im się w Gdańsku żyje. Z zainteresowaniem więc wypytywała Katarzynę o szczegóły przyjazdu i adaptacji, podczas gdy jej mąż podawał do stołu.
- U nas jednak zazwyczaj to kobiety krzątają się w kuchni - mówiła z podziwem prezydent Gdańska.
- Ale na co dzień tak dobrze nie ma! - śmiali się gospodarze. Katarzyna, która pracuje w gdańskim Urzędzie Pracy, też w domu gotuje, gdy mąż pichci w restauracji. Ale jej domeną jest planowanie. To ona wymyśliła i zaplanowała przeprowadzkę do Polski.
Marzenia się spełniają
- A kto z was ma polskie korzenie? – interesowała się Aleksandra Dulkiewicz.
- Oboje, ale tylko ja miałam dokumenty. Moja babcia Helena, jak miała 6 lat, została w 1939 roku wysłana z mamą do Kazachstanu – tłumaczyła Katarzyna, pokazując stare zdjęcie babci do dokumentów, które znalazła w archiwum w Ałmaty.
Katarzyna, rocznik 1991, zdążyła jeszcze babcię Helenę poznać. Po tylu latach, żyjąc w wiosce pod Pietropawłowskiem na północy Kazachstanu, zdominowanej przez ludność kazachską, rosyjską i niemiecką, babcia słabo już mówiła po polsku, ale czytała, miała polski modlitewnik. Rodaków we wsi było mało, a ci co byli, bali się po polsku mówić, bo a nuż znów wywiozą, jeszcze dalej na Wschód.
Rada Europy zainteresowana gdańskimi doświadczeniami z uchodźcami
Gdy rozpadł się Związek Radziecki, rodzina nie myślała o wyjeździe do Polski. Inaczej było z Kasią: - Kiedy byłam w czwartej klasie szkoły średniej, do szkoły przyszli dziennikarze zapytać o czym marzą uczniowie. Pierwsze zdanie, jakie napisałam na karteczce, było, że chcę się przeprowadzić do Polski.
Marzenie spełniło się we wrześniu 2022 roku. Wcześniej Katarzyna wysłała zapytanie o możliwość przyjazdu w ramach repatriacji do kilkunastu polskich miast. Pozytywnie odpowiedział tylko Gdańsk.
Kurier z Karagandy
- Nie mogłam w to uwierzyć, gdy dostałam maila z Gdańska z zaproszeniem. Musiałam jeszcze uzupełnić ręcznie formularz i odesłać do Urzędu Miejskiego - opowiada nam Katarzyna.
Była tak podekscytowana wizją przeprowadzki, że nie chciała czekać, aż list z Pietropawłowska dojdzie pocztą do Gdańska. Dała więc kopertę z dokumentami studentowi, który leciał z Karagandy do Warszawy, a on ją przekazał koleżance Katarzyny, która z kolei przywiozła papiery do Gdańska.
Gdy już wszystko było dograne, rodzina sprzedała mieszkanie, meble i spakowawszy życie w trzy walizki wyruszyła w podróż do nowego domu. Zabrali dokumenty, ubrania, zabawki Mirka, kilka książek i dobry mikser kuchenny Romana.
Dwa pierwsze tygodnie mieszkali w akademiku Politechniki Gdańskiej, po czym wprowadzili się do częściowo już wyposażonego i umeblowanego mieszkania komunalnego od miasta. Start więc był dobry.
W Gdańsku najważniejsze było, by szybko nauczyć się porządnie polskiego. Wprawdzie uczyli się jeszcze w Kazachstanie, ale inaczej rozmawia się na spotkaniach Polonii, a inaczej w polskich urzędach, czy szukając pracy. Kurs, tak jak mieszkanie, zapewnił samorząd.
Roman już po miesiącu dostał pracę w restauracji, bo już wcześniej w kilku lokalach w Polsce pracował. A Katarzyna niewiele później, po półtora miesiąca. Z wykształcenia jest geografką, ale w Kazachstanie pracowała w banku. Tu pierwszą posadę dostała w administracji, w firmie sprowadzającej pracowników z krajów dawnego ZSRR. Zdecydowało doświadczenie w finansach i perfekcyjny rosyjski.
Burger z rakami i kanapka z wagyu. Smacznie na Jarmarku Bożonarodzeniowym
Ale najtrudniej na początku nie było z nauką polskiego czy znalezieniem pracy, a poradzić sobie z samotnością. W Kazachstanie zostały ich rodziny, przyjaciele, znajomi. Dziś, po trzech latach od przeprowadzki, mają już fajnych sąsiadów, dobre koleżanki i kolegów w pracy. No i cieszą się życiem w Gdańsku - kąpielami w morzu, spacerami w lasach i parkach oraz samym miastem.
- Gdańsk to miasto kultury, historii, jest dużo wydarzeń, jak teraz Jarmark Bożonarodzeniowy. No naprawdę fajnie – podsumowała opowieść Katarzyna.
- Dziękujemy pięknie za taką wspaniałą ucztę. Bardzo się cieszę, że tak sobie dobrze radzicie i tworzycie miasto Gdańsk - powiedziała żegnając się z gospodarzami Aleksandra Dulkiewicz. A dla portalu gdansk.pl uzupełniła: - Gdańsk jest miejscem, które nie tylko mówi o solidarności, ale także realizuje ją w praktyce. Naszym zadaniem jest sprawić, by powrót do Polski był początkiem bezpiecznego, godnego życia. Dlatego powracającym zapewniamy mieszkanie, wsparcie finansowe, pomoc w znalezieniu pracy i edukację dla dzieci. Gdańsk to wspólnota, w której każdy znajdzie swoje miejsce.
Wsparcie miasta
Gdańsk realizuje program repatriacji rodzin polskiego pochodzenia z republik środkowoazjatyckich byłego ZSRR od 1996 roku. Początkowo miasto przyjmowało do dwóch rodzin rocznie. Od 2021 roku, decyzją Rady Miasta Gdańska, przyjmowanych jest do 4 rodzin rocznie.
Miasto zapewnia repatriantom m.in.:
- pomoc w załatwianiu formalności urzędowych,
- pokrycie kosztów transportu z lotniska, pierwszego miesiąca przejazdów po mieście oraz czasowego zakwaterowania,
- tłumaczenie dokumentów,
- lokal komunalny i częściowe wyposażenie mieszkania,
- jednorazową pomoc finansową,
- wsparcie w znalezieniu pracy,
- lekcje języka polskiego prowadzone zarówno online dla osób jeszcze przebywających za granicą, jak i stacjonarnie po przyjeździe.
Cztery rodziny repatrianckie zamieszkają w Gdańsku
Do tej pory na zaproszenie miasta osiedliło się 51 rodzin z Kazachstanu, Uzbekistanu, Gruzji i azjatyckiej części Rosji. Kilkanaście rodzin przyjechało także do Gdańska na własną rękę. Dziś mieszkają, pracują, wychowują dzieci i współtworzą życie lokalnej społeczności.
W tym roku, zgodnie z Uchwałą Rady Miasta Gdańska z marca 2025 r. zaproszono do osiedlenia się w Gdańsku kolejne cztery rodziny repatrianckie. Łącznie jest to 12 osób.