Sąd Apelacyjny w Warszawie potwierdził, że nowa - powołana po wyborach w 2015 roku - dyrekcja Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku wprowadziła do wystawy stałej zmiany, które naruszają dobra osobiste twórców tej ekspozycji i ich reputację jako naukowców. Prawomocny i wykonalny wyrok to nakaz wpłaty 10 tys. zł na cel charytatywny i usunięcie filmu animowanego, który zmienia wydźwięk całości. Jednocześnie, zdaniem sądu, nie trzeba przywracać pierwotnego kształtu wystawy, bowiem 16 innych ingerencji w treść ekspozycji nie jest dostrzegalnych dla przeciętnego widza.
Muzeum II Wojny Światowej ma wpłacić 10 tys. zł na cel charytatywny - za zmiany w wystawie
W środę, 26 kwietnia, w programie Agnieszki Michajłow "Jestem z Gdańska" dr Janusz Marszalec mówił m.in. o procesie i wyroku sądu dotyczącym zmian w wystawie stałej Muzeum II Wojny Światowej, działaniach Ministerstwa Kultury, zapowiadaniu i tworzeniu nowych muzeów przez rząd.
ZOBACZ CAŁĄ ROZMOWĘ ROZMOWĘ Z JANUSZEM MARSZALCEM
Agnieszka Michajłow: Przegraliście, pan i kilku kolegów, swój bój o Muzeum Drugiej Wojny Światowej. Sąd prawomocnie stwierdził, że obecna dyrekcja nie musi przywracać większości zmian, które zostały dokonane po tym, jak odeszliście z Muzeum. Oprócz właściwie finałowego filmu. Tak rozumiem ten wyrok.
Janusz Marszalec: - Sprawa jest bardzo skomplikowana. Nie jest to ani triumf, ani zgon. Powiedziałbym nawet o połowicznym sukcesie, który nas nie zadowala, dlatego składamy kasację, idziemy do Sądu Najwyższego i tam będziemy dalej walczyć o nasze dobra. O nasze prawa autorskie. (...) Sąd uznał, że wystawa jest utworem chronionym prawem autorskim. To znaczy, że nie można dowolnie zmieniać kształtu wystawy, wpływać na ogólny jej przekaz. Niestety sąd uznał też, że większość wprowadzonych zmian nie ma charakteru generalnego, zasadniczego i dlatego pozwolił, ażeby one nadal funkcjonowały na zmienionej wystawie. Natomiast zablokował wyświetlanie filmu "Niezwyciężeni", animacji, którą określił już jako zmianę niedopuszczalną, za daleko ingerującą w kształt wystawy. Czyli, proszę zwrócić uwagę, że sąd stanął na straży integralności wystawy, ale z jakichś względów uznał, że niektóre zmiany wprowadzone przez nową dyrekcję nie mają większego znaczenia, bo przeciętny, tak zwany przeciętny, zwiedzający nie jest w stanie ich zlokalizować, rozróżnić.
Ale może właśnie tak jest, że przeciętny oglądający nie zauważa i nie robi na nim wrażenia, że ta Irena Sendlerowa jest bardziej na pierwszym planie niż wy zaplanowaliście.
J.M.: - Ale kto to jest przeciętny zwiedzający? Spotkałem się z wieloma, którzy jednak mają dobre oko i widzą, że pewne zmiany są niedopuszczalne.
Na przykład?
J.M.: - Kolejna bardzo generalna zmiana dotycząca wprowadzenia wielkoformatowej fotografii rodziny Ulmów z napisem: "Postawy Polaków wobec Żydów". W tym wypadku mamy również nie tylko naruszenie naszych praw autorskich, prawa do integralności wystawy, ale mamy też fałsz, dlatego, że postawa Ulmów nie była dominującą. Wobec tego my protestujemy również wobec takich zmian i co ciekawe sąd uznał, że zmiany te, większość tych zmian, siedemnaście czy osiemnaście, to zmiany nieistotne, niezauważalne.
Zamierzacie do skutku i wiecznie chodzić do sądu i jako ci twórcy pierwotni wskazywać, że ktoś coś zmienił?
J.M.: - Proszę mi wierzyć, nie jesteśmy awanturnikami, zamiast wydawać pieniądze i marnować czas na sądy, wolelibyśmy zająć się pracą naukową czy muzealną, czy czymkolwiek innym. Natomiast nie bez przyczyny walczymy o integralny kształt wystawy i o to, żeby politycy nie angażowali się w zmienianie wystaw. To nie jest tylko sprawa dla nas, ale i to jest sprawa dla całego środowiska. To jest sprawa dla wszystkich. Nie może być tak, że każda następna ekipa zmienia kształt wystawy, a potem może zacznie zmieniać literki w książkach albo wpływać w jakikolwiek inny sposób na wolność nauki. To nie jest walka o tantiemy, o naszą dobrą cześć. To jest to jest walka de facto o całe środowisko i o wolną kulturę.
Dotychczas nie rozumiałam tego, że nie można zmienić czegoś na wystawie w muzeum. Myślałam, że to jest tak, że te wystawy często są jakoś zmieniane. To jest pewien rodzaj precedensu.
J.M.: - Na pewno tak. Nie było do tej pory tak wielkiego sporu o prawa autorskie dotyczące wystawy. Wystawa to nie jest prosty pomysł na ustawienie kilku eksponatów. To jest bardzo przemyślana opowieść o o historii. Mówimy tutaj o wystawach narracyjnych z wykorzystaniem rozmaitych środków wyrazu, przede wszystkim z pewną osnową, opowieścią historyczną. Z całą masą didaskaliów, anturażu, typu światło, dźwięk. To jest pewien spektakl, można powiedzieć, który nie bez kozery porównujemy również do filmu i w tym spektaklu uczestniczą widzowie.
Więc muzealnictwo bardzo mocno się zmienia, profesjonalizuje.
J.M.: - I słusznie sąd uznał, że wystawa narracyjna bezwzględnie jest utworem. Oczywiście nie mamy aspiracji, żeby porównywać się do "Słoneczników" van Gogha, ale to akurat ustawodawcę, który prawo autorskie ustalał, nie interesuje czy są to "Słoneczniki" van Gogha, czy jest to taka opowieść o historii, którą my wspólnie z Pawłem Mackiewiczem, Piotrem Majewskim, Rafałem Wnukiem i siedemnastoma innymi osobami, stworzyliśmy.
Muzeum Gdańska to dziś pańskie miejsce, także pańskie miejsce pracy.
J.M.: - To inne muzeum, dlatego, że mamy dziesięć oddziałów. Każdy z oddziałów może być, czy mógłby być oddzielnym muzeum i właściwie najwspanialsze zabytki Gdańska, to nasze oddziały: Ratusz, Dwór Artusa, Poczta Polska, Dom Uphagenów, kuźnia, Muzeum Bursztynu otwarte w Wielkim Młynie. Jeżeli chodzi o sprawy wojenne to mamy oddział Wartownia numer 1 na Westerplatte. Obecnie trochę otoczone przez Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 roku, więc jesteśmy trochę taką wioską galijską, otoczoną przez wojska Cezara. Mówiąc żartobliwie. Natomiast w naszej misji jest również opowieść o roku 1939, o majorze Sucharskim, o tym co wydarzyło się we wrześniu '39 na Westerplatte.
Westerplatczycy pochowani na nowym cmentarzu. Tak przebiegały uroczystości. WIDEO i ZDJĘCIA
Pomiędzy wioską a cesarstwem jest duże napięcie?
J.M.: - Najgorsze chwile już za nami. Jeszcze w 2019 roku Westerplatte było częścią Gdańska, można tak powiedzieć. A właściwie to miasto Gdańsk, gmina miejska dysponowała Westerplatte. W 2019 roku Ministerstwo Kultury ogłosiło przygotowania do uchwalenia specustawy. Rozpoczęła się naprawdę paskudna kampania, która miała pokazać, że Miasto nie dba o Westerplatte. Stare sztuczki, pokazywanie kilku papierów rozrzuconych na trawniku i to miał być dowód na to, że Westerplatte jest w niegodnych rękach. W wyniku specustawy z 2019 roku Westerplatte zostało zabrane, nasze plany, świetne plany rozwojowe, nad którymi pracowaliśmy od 2017 roku na prośbę prezydenta Adamowicza, przedyskutowane w kręgu i architektów i gdańszczan, nie mogły być realizowane i pewno nie będą już zrealizowane. Są też momenty, za które należy Muzeum Drugiej Wojny Światowej pochwalić, to chociażby identyfikacja obrońców Westerplatte.
Śledzi pan to, co się dzieje w Polsce, jeśli chodzi o powstawanie nowych placówek muzealnych?
J.M.: - Tak, naturalnie, śledzę. I zadam pytanie. Jesteśmy na Pomorzu. W 2016 roku zostało zapowiedziane utworzenie Muzeum Piaśnickiego. Ja się pytam: co z Muzeum Piaśnickim, co z remontem willi, którą przekazano w 2017 roku? Jest 2023 rok a nikt jeszcze tego muzeum nie odwiedził, więc wielkie środki wydane na remont, na prace koncepcyjne, które poszły w studnię chyba, bo ja nie widzę żadnego efektu. A nas krytykowano o przedłużającą się inwestycję, o wielkie wydatki, o powolność w działaniu. A nasz zespół Muzeum Drugiej Wojny Światowej przygotował naprawdę wielkie, narracyjne muzeum w szybkim tempie.