• Start
  • Wiadomości
  • Jak to się robi na ul. Ojcowskiej. Recepta na sąsiedzką integrację

Jak to się robi na ul. Ojcowskiej. Recepta na sąsiedzką integrację

Ulica Ojcowska na Siedlcach - długa na 250 metrów, wijąca się jak rozciągnięte „S”, z dwiema pierzejami zbudowanych w 1930 roku domów szeregowych – 56 numerów po jednej i 54 po drugiej stronie drogi. Dość nietypowa ze względu na topografię i architekturę, ale też mieszkańców - wyjątkowo aktywnych i zżytych w atomizującym się społeczeństwie. Jaka jest ich recepta na sąsiedzką integrację?
16.05.2025
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Ludzie tańczą na ulicy, wzdłuż której ciągną się jednopiętrowe domki szeregowe kryte dachówką.
Choć kończącego się lata jest szkoda, to pożegnalna impreza musiała być wesoła
Fot. archiwum ul. Ojcowskiej

Szafa na książki i zapach pizzy

Kluczem do poznania sekretu lokalnej integracji ma być spotkanie w jednym z domów przy ul. Ojcowskiej. Jej historią ulicy dzieli się z nami dwóch mieszkańców - Andrzej i Roman.

Do ciepłej kuchni wchodzi się prosto z ganku. Za oknem widać brukowaną, wyremontowaną kilka lat temu ulicę, oświetloną nowymi stylowymi latarniami. Przy chodniku stoi drewniana szafa jak domek ze spadzistym dachem. To biblioteczka zbudowana wspólnie przed rokiem. Zaczęło się od tego, że jeden z mieszkańców ogłosił na internetowym forum ulicy, że ma do oddania stare, oryginalne drzwi od domu. Wtedy zrodził się pomysł: zróbmy szafę na książki! Na oficjalnym otwarciu biblioteczki było spotkanie z pisarką, autorką książek dla dzieci, Elżbietą Pałasz.

- Nie boicie się, że przyjdzie ktoś z innej ulicy, zabierze książki i nie odda?

- A niech biorą! O to nam chodzi - śmieje się gospodarz i wyciąga z lodówki miskę z domowym ciastem na pizzę.

Jedna blacha, druga blacha, bo nie wiadomo ilu przyjdzie sąsiadów. Roman wykłada drewnianą łyżką ciasto, polewa oliwą. Ale nie wałkuje, tylko rozprowadza po powierzchni palcami. Smaruje paprykowym pesto, nakłada plastry pieczarek i pomidorów, piórka cebuli, posypuje serem. Wreszcie wstawia blachy na dobre pół godziny do pieca.

Na sąsiedzkiej grupie napisał tydzień wcześniej, że zaprasza na pizzę, bo przyjdzie dziennikarz posłuchać o ich wspólnocie.

Przyszedł Andrzej z naprzeciwka.

Później dołączyła Iza, żona Romana.

Gdańskie Dni Sąsiedzkie 2025. Czas start!

Początek tygodnia, wieczorna godzina, może innym nie pasowała pora. Jednak z rozmowy przy chrupiącej pizzy wyłania się pomału przepis mieszkańców Ojcowskiej na integrację:

garść prawdziwych potrzeb; ze dwie, trzy osoby, którym się naprawdę chce (może być więcej, tego składnika nigdy w nadmiarze); dobra komunikacja; czar kameralnej uliczki; duch społecznictwa; uprzejmość na co dzień. Wreszcie zasada, by się nie zniechęcać, nie strzelać focha, gdy coś nie wyjdzie, gdy nikt nie przyjdzie. Całość wyrabiać delikatnie, nie wałkować, długotrwale wypiekać. Jak domową pizzę.

Tego wieczora może innym mieszkańcom ul. Ojcowskiej zabrakło czasu, a może tej „prawdziwej potrzeby” na spotkanie. W końcu mają wiele spotkań w ciągu roku. Nic na siłę - ale zdjęcie pizzy poleciało na grupę.

Ludzie siedzą na chodniku na krzesełkach i oglądają mecz w telewizorze wystawionym przez okno.
Wspólne kibicowanie jednoczy
Fot. archiwum ul. Ojcowskiej

Wiśnie od inżyniera marksisty

Czar małej uliczki był tu chyba zawsze. Choć miało to być największe osiedle szeregowców w Wolnym Mieście Gdańsku, to wytyczono je wzdłuż polnej drogi i początkowo były tu tylko piesze ścieżki. Wokół rozciągały się wzgórza poprzecinane pasami pól i liniami przydrożnych drzew.

Jako że fasady, drzwi i dachy szeregowców były identyczne, by ułatwić rozpoznanie dzieciom ich rodzinnych domów, przy drzwiach oprócz numerów gdański architekt Franz Tominski umieścił terakotowe płaskorzeźby, przedstawiające głównie zwierzęta. - Gdzie mieszkasz? - Pod liskiem - rozmawiały pewnie dzieciaki.

Dziś elewacje domków pomalowane są na różne kolory, niektóre wyłożone klinkierem, ale wciąż można tu znaleźć ceramicznego królika, sowę, byka, czy wiewiórkę, ale i kwiaty.

A kiedy pojawiła się integracja?

Gdy Andrzej mieszkał w bloku na Zaspie, nic takiego się tam nie działo, jak tu, na Ojcowskiej. Przez długie lata udało się zrealizować tylko jedną inicjatywę sąsiada - „inżyniera marksisty”, jak sam o sobie mówił. Wymyślił on, że na podwórku, wzdłuż długiego bloku posadzą wiśnie. Zebrało się kilku facetów, którzy na co dzień gadali przy samochodach, zrobili zrzutkę, kupili i posadzili drzewka. Piękna alejka wiśniowa przetrwała do dziś. A wiśnie tak się udały, że przychodzili mieszkańcy z okolicznych bloków zbierać je wiadrami. Ale później już nic podobnego tam się nie wydarzyło.

Ludzie zbierają śmieci przy ulicy, na której mieszkają.
"Sprzątanie świata" zainicjowane przez ośmioletnią Martynę
Fot. archiwum ul. Ojcowskiej

Mamo, zróbmy sprzątanie świata!

Kiedy Roman mieszkał jeszcze na Przymorzu, zauważył, że jego kolega polubił na Facebooku profil Ulica Ojcowska. - Dlaczego to polubiłeś? - zapytał. - Przyjedź, to zobaczysz, tam mieszka mój kolega - usłyszał. A że szukali akurat mieszkania, kolega zaczął ich oprowadzać od domu do domu. Sąsiedzi pokazywali swoje mieszkania i opowiadali, jak się żyje - plusy i minusy starych domostw. Ujęli ich otwartością i szczerością. Więc może duch społecznictwa też krąży po ulicy Ojcowskiej od dawna.

Jak mówią sąsiedzi, większość inicjatyw rodzi się tu sama. Choć zapalnik musi być, choćby najmniejszy. Tak było na przykład przed rokiem ze sprzątaniem świata. Na końcu ulicy, za dawnym spożywczakiem przy Kolonii Wyżyny znajduje się niezagospodarowany placyk, a dalej za nim wąwóz. Z czasem nagromadziło się tam dużo śmieci - butelki zostawione przez lumpów, graty wyrzucone pod osłoną mroku przez niektórych mieszkańców. Wielu kłuło to w oczy, ale ktoś musiał zrobić pierwszy krok.

- Nasza ośmioletnia sąsiadka Martyna wróciła raz do domu i mówi: mamo, taki jest tu bałagan, może zrobimy „sprzątanie świata”? I z inicjatywy dziewczynki zebrało się jakieś 30 - 40 osób. Zebraliśmy ze dwa tiry śmieci - opowiada Roman. - I fajne jest to, że jak już wysprzątaliśmy, to do tej pory nikt nic tam nie wyrzuca. Bo jak sąsiedzi sprzątają, to trochę głupio jest sąsiadowi robić pod górę.

A jak jest już pomysł, to dalej idzie siłą rozpędu.

- Ktoś rusza do miasta i przywozi worki na śmieci, ktoś inny dysponuje taczką spalinową. I tak się ludzie wspomagają - dopowiada sąsiad z naprzeciwka.

Wystawa fotografii na płocie przy ulicy.
Wystawa archiwalnych fotografii zorganizowana w ramach projektu ECS "Zrozumieć Sierpień"
Fot. archiwum ul. Ojcowskiej

Potrzeba matką współpracy

Jak rodzi się uliczna wspólnota? Moi rozmówcy są zgodni: z prawdziwej potrzeby.

- Z tego co wiem, zaczęło się którejś zimy, gdy napadało bardzo dużo śniegu i trzeba było działać, bo nie dało się wjechać na ulicę samochodem. I od tego czasu, krok po kroku, różne rzeczy się działy - opowiada Roman o czasach, kiedy tu jeszcze nie mieszkał.

Tak sroga zima była w 2010 roku. Sypało z nieba, do pracy na ulicach zagoniono nawet więźniów - ale nie na Ojcowską. Tu mieszkańcy sami się skrzyknęli i zrobili porządek z tonami śniegu.

Dziś na płocie, na początku ulicy wisi kilka plansz z wydrukowanymi zdjęciami z życia ulicy. Wystawa powstała w 2014 roku w ramach projektu Europejskiego Centrum Solidarności „Zrozumieć Sierpień”. Na zdjęciach widać długie na pół metra sople zwisające z dachów, góry śniegu i szuflujących w pocie czoła mieszkańców.

Na kolejnych, nowszych fotografiach dzieciaki biegają w barwnych pióropuszach na Dzień Dziecka. Dalej inne sytuacje: św. Mikołaj w czerwonym stroju na koniu w otoczeniu podnieconej dziatwy, bitwa wodna w dyngusa, dzień pirata, gra w bule, strefa kibica z krzesłami na chodniku i telewizorem w oknie podczas Euro 2012.

- Później ludzie znów mieli trochę mniej czasu, dzieciaki wyrosły i przestały się bawić na ulicy. Ale kilka lat temu życie znów zaczęło się reanimować. Dziewczyny dostały grant na zabawę ludową, było wspólne kręcenie filmu „6 do setki", za który dostaliśmy nagrodę w konkursie "Filmujemy Gdańsk" - ciągnie opowieść Roman.

Remont dzięki samoorganizacji

Za 6 lat ulica będzie świętować setne urodziny, stąd taki tytuł filmu. W dokumencie mieszkańcy pokazują stare fotografie, a potem odtwarzają sceny ze zdjęć we współczesnej aranżacji.

- Było huczne zakończenie lata, święto latawca, targ letni. Jest też tablica informacyjna - uzupełnia Andrzej, który ją wykonał. Tablica z opisaną historią ulicy i zdjęciami z lat 30. i 60. XX wieku a także z czasów uciążliwej przebudowy w latach 2017-2018 budzi spore zainteresowanie turystów zmierzających z pobliskich pensjonatów w kierunku Głównego Miasta. Dzięki wspomnianej przebudowie oprócz nowej nawierzchni i oświetlenia uliczka zyskała nową instalację wodociągową i kanalizacyjną.

Remontu Ojcowskiej też by tak szybko nie było, gdyby nie samoorganizacja. Ulica, choć w ciężkim stanie, nie była na liście najpilniejszych miejskich inwestycji. Mieszkańcy wychodzili ją w urzędzie sami.

- Zrobiło się bardzo ładnie. Wcześniej chodniki były nierówne, krawężniki tak wysokie, że nie dało się na nie wjechać samochodem - chwali Andrzej, ale i dodaje do miodu łyżkę dziegciu. Zrobił się bowiem problem z odprowadzaniem wody opadowej, o której zapomnieli wykonawcy przebudowy. Woda z rynien rozlewa się po chodnikach i w czasie przymrozków robi się ślizgawka. Bywa to niebezpieczne i wbrew przepisom.

- Brakuje mi jeszcze jednej rzeczy - dodaje sąsiad. - Jest bardzo mało zieleni. Jak zaczynano przebudowę uliczki, to wycięto trzy drzewa.

Kobiety siedzą przy stole wystawionym na chodnik przed domami. Na stole stoją ciasta.
Na imprezach ciasta muszą być domowe
Fot. archiwum ul. Ojcowskiej

Łączy ich muzyka

Wydarzenia na Ojcowskiej są przeróżne. To dlatego, że inicjatywy wychodzą od różnych mieszkańców, a każdy ma inną zajawkę. Wspólną dla wielu jest muzyka. Koncertów było więc sporo - muzyki dawnej, śpiewaczki operowej, która odwiedziła jednego z mieszkańców, zespołów z Węgier i ze Śląska, którego muzycy zajechali na Ojcowską przez przypadek. Gdy Roman zobaczył ich przez okno, wyszedł, żeby zrobić im kawał: - No, wreszcie przyjechaliście! Od godziny czekam na kuzynów – zagaił z uśmiechem. A jak zobaczył, że mają w aucie instrumenty, to już musieli zostać i zagrać dla sąsiadów.

Jeszcze inny koncert, a właściwie potańcówkę wymarzyły sobie Iza, Magda i Bogusia, kiedy były na potańcówce, na której grała Kapela Niwińskich. Tak im się spodobało, że postanowiły ich ściągnąć na Ojcowską. Zdobyły środki od Instytutu Kultury Miejskiej, włączyły w organizację młodzież z ulicy i dopięły swego. Kapela Niwińskich przyjechała, zagrali i przenocowali.

- Gdzieś ich położyliśmy, w jednym, drugim domu - śmieje się Iza.

Mają tu też swoich muzyków - małżeństwo Magdę i Adama, którzy także animują muzyczne życie ulicy. Adam jest również fotoreporterem (zamienił saksofon na aparat), więc dokumentuje też życie na Ojcowskiej.

dziewczynka gra na skrzypcach na chodniku przy pierzei domków szeregowych krytych dachówką. Wokół siedzą kobiety przebrane w kolorowe stroje.
Każdy sąsiad ma swoją zajawkę, ale wielu łączy muzyka
Fot. archiwum ul. Ojcowskiej

Tego nic nie zastąpi

Profil na Facebooku to nie tylko kronika, ale i kanał komunikacji. Podobnie jak czat na komunikatorze. Trwa tam stała wymiana zdań i potrzeb. Przykładowo: ktoś napisał, że przyjął do domu ukraińską rodzinę z małym dzieckiem i potrzebny jest wózek - znalazł się u Andrzeja, bo akurat miał dwa. Albo takie ogłoszenia: oddam dwa fotele ogrodowe w dobrym stanie; podzielę się kompostem; mam do oddania raz używane korki piłkarskie. Na wszystko znaleźli się chętni.

Sąsiadka z czwórką dzieci potrzebowała kilku biurek. Znalazły się, sąsiedzi je przywieźli i sami wtargali na piętro. Oczywiście nic za to nie wzięli. A gdy jeden z mniej sprawnych mieszkańców potrzebował wózeczek na czterech kółkach do poruszania się, a nikt na ulicy takim nie dysponował, to zrobiono zrzutkę i kupiono mu nowy wózek.

Udostępniają też sobie wydarzenia z nieodległego Domu Sąsiedzkiego „Zakopianka", bo tam również dużo się dzieje. Takie dzielnicowe sieciowanie.

Te media online są potrzebne i przydatne, ale rozmowy twarzą w twarz nic nie zastąpi.

- Każdy się kłania każdemu, dzieli się uśmiechem. Jesteśmy jak ojcowska rodzina – mówią zgodnie sąsiedzi.

Tablica informacyjna o historii ulicy wystawiona przy chodniku.
Tablica informująca o historii ulicy przyciąga zainteresowanie przechodzących turystów
Fot. archiwum ul. Ojcowskiej

Po pierwsze: nie zrażać się

Wspólną zajawką Romana i Andrzeja jest dbanie o zieleń, do czego próbują wciągnąć innych sąsiadów, ale tu akurat idzie jak po grudzie.

- Staramy się bardzo dbać o nasz klomb. Teraz przydałoby się przekopać chwasty, posadzić hortensje. Przy popularnych akcjach zbiera się z 30-50 mieszkańców, jak na przykład podczas zbiórki karmy i koców dla zwierzaków w schronisku, a na akcje ogrodnicze przychodzą 2-3 osoby - tłumaczy Roman. - W dzisiejszych czasach każdy żyje w innym świecie. Niektórzy wypisują się z grupy na czacie, bo tak jesteśmy przeładowani informacjami, że trzeba się bronić przed nadmiarem. Więc czasem, żeby zgromadzić ludzi, to jest naprawdę wyzwanie. Potrzebny jest ten moment, ta prawdziwa potrzeba, no i co najmniej 2-3 osoby, które chcą coś robić. Najważniejsze, żeby się nie zrażać.

- Napełnia optymizmem to, że gdy inni ludzie się dowiadują, co robimy na Ojcowskiej, to mówią: ale tu u was jest fajnie - dodaje Iza i nalewa herbatę z dzbanka, gdy ze stołu znika pizza.

Ulica Ojcowska nie zbudowała swojej wspólnoty na wielkich hasłach, tylko na drobnych gestach, współodpowiedzialności i sąsiedzkim cieple. To dowód, że lokalna solidarność nie musi być abstrakcją - może się mieścić między gankiem a kuchnią z pachnącą pizzą.

 

TV

Już 225 defibrylatorów w autobusach i tramwajach