Akowcy zjechali do Gdańska

Po raz pierwszy w 35-letniej historii Zarząd Główny Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej zebrał się poza Warszawą - na zaproszenie prezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz - w Centrum Dolna Brama. Podczas dwudniowej wizyty goście zwiedzili Muzeum II Wojny Światowej, a prezes ZG ŚZŻAK Janusz Komorowski wręczył prezydent Gdańska najwyższe odznaczenie Związku: „Za Zasługi dla Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej”.
26.09.2025
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Mężczyzna w podeszłym wieku ze słuchawkami na uszach w muzeum.
Podczas czwartkowej wizyty w Muzeum II Wojny Światowej. Nz. prezes ZG ŚZŻAK Janusz Komorowski, kapitan WP w stanie spoczynku, harcmistrz
Fot. Grzegorz Mehring / www.gdansk.pl

Niezniszczalni

Sprężysta sylwetka, mocny uścisk dłoni, silny głos, niezmącona pamięć, ujmujący czar. W wieku 96 lat to wszystko robi wielkie wrażenie.

- Może wózek albo balkonik? - zapytał pracownik Muzeum II Wojny Światowej.

Niepotrzebne. Kapitan Wojska Polskiego w stanie spoczynku, harcmistrz Janusz Komorowski pseud. „Antek” (rocznik 1929) przez prawie dwie godziny zwiedzał placówkę o własnych siłach, mimo że w czasie wojny, z powodu odniesionej rany, był bliski utraty nogi. W muzealnych salach przysiadał jedynie od czasu do czasu na ławeczkach. Wraz z nim kilkadziesiąt osób, które zjechały do Gdańska by wziąć udział w pierwszym w 35-letniej historii Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej wyjazdowym walnym zgromadzeniu Zarządu Głównego, którego prezesem jest właśnie on.

Skąd taka moc?

- No, trzeba mieć siłę i zdrowie, żeby cieszyć się życiem - odpowiada w żołnierskich słowach powstaniec, choć potrafi opowiadać długo i barwnie. W końcu całe zawodowe życie przepracował jako dziennikarz w różnych redakcjach, od dwutygodnika „Młodzi idą”, wydawanego jeszcze w czasie wojny, przez Ekspres Wieczorny po Życie Warszawy. Do dziś sam sobie pisze przemówienia. A przemawia często, choćby podczas sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego w Strasburgu w maju tego roku z okazji 80. rocznicy zakończenia II wojny światowej.

- Oddawali życie za wolność także innych narodów, w nadziei, że brutalna siła burzycieli pokoju zostanie złamana na zawsze - mówił do europosłów o Polakach, którzy walczyli o wolność i niepodległość. - Dziś chcę podziękować tamtemu wojennemu pokoleniu, ale także Parlamentowi Europejskiemu za to, że stał się ostoją pokoju, wolności i demokracji oraz za niezłomną obronę tych wartości.

Ludzie, którzy przeszli taką szkołę życia jak on, to twarde jednostki, niezniszczalni, choć odchodzą w ostatnich latach na wieczną służbę coraz liczniej.

- Przykładem jest to, co się stało w Gdańsku. W ciągu wakacji odeszły trzy osoby - Czarek Burkiewicz, Andrzej Kaczorowski i Witek Kasprowicz - mówi Wojciech Rakowski z Fundacji "Kotwica i Gryf", który opiekował się delegatami podczas zjazdu.

Stąd na zjazd do Gdańska przyjechało jedynie dwóch panów, którzy pamiętają wojnę - oprócz Janusza Komorowskiego z Warszawy, jeszcze Leon Kasperski, 95-letni adwokat ze Słupska. To zasłużona postać polskiej palestry. Od wielu lat działa w Światowym Związku Żołnierzy Armii Krajowej, choć sam żołnierzem AK nie zdążył zostać - miał zaledwie 14 lat, gdy kończyła się wojna.

Pozostali uczestnicy to już kolejne pokolenia, którym dawni żołnierze przekazują pałeczkę pamięci i etos Armii Krajowej. Choć wojna ich szczęśliwie ominęła - w pewnym sensie czują się "akowcami", czyli Polakami, dla których umiłowanie ojczyzny i praca dla kraju są najwyższym obowiązkiem moralnym. Takie właśnie było to wojenne pokolenie. 

Mężczyzna w podeszłym wieku pozuje do zdjęcia.
Leon Kasperski, zasłużony adwokat, który od wielu lat działa w Światowym Związku Żołnierzy Armii Krajowej, choć sam żołnierzem AK nie zdążył zostać - miał zaledwie 14 lat, gdy kończyła się wojna
Fot. Grzegorz Mehring / www.gdansk.pl

Najwyższe odznaczenie

Walne zgromadzenie ZG ŚZŻAK odbyło się w czwartek, 26 września rano w Centrum Dolna Brama, gdzie mieści się Centrum Weterana i Edukacji Patriotycznej, a siedzibę ma kilkanaście organizacji kombatanckich, w tym Koła Gdańsk i Wrzeszcz Okręgu Pomorskiego ŚZŻAK. Tego samego dnia popołudniu delegaci zwiedzili MIIWŚ. Następnego dnia rano, w piątek, 26 września delegacja odwiedziła prezydent Gdańska, na której zaproszenie zjazd akowców odbył się w naszym mieście.

Aleksandra Dulkiewicz nie kryła zaskoczenia i wzruszenia, gdy najpierw Janusz Komorowski wręczył jej medal 35-lecia ŚZŻAK, a chwilę potem najwyższe odznaczenie organizacji „Za Zasługi dla Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej”, przyznawane od 2011 roku.

Obchody 83. rocznicy powołania AK. Ponad 600 zapalonych zniczy

- Jesteśmy niewypowiedzianie wdzięczni za okazywaną serdeczność, życzliwość, troskę, pomoc, no i oczywiście za bardzo miłą gościnę. Dziękuję bardzo - mówił weteran, przypinając do klapy prezydent order z kotwicą Polski Walczącej wpisaną w krzyż Armii Krajowej.

- Jestem bardzo wdzięczna, choć jest to też wyraz wdzięczności dla moich współpracowników, ale także chyba docenienie tego, co robimy na co dzień, nie tylko organizując wydarzenia rocznicowe, ale także troszcząc się o edukację patriotyczną - tłumaczy prezydent Dulkiewicz, jak rozumie uznanie ze strony Światowego Związku Żołnierzy AK. - Wspólnie z różnymi stowarzyszeniami kombatanckimi podjęliśmy decyzję, żeby w Centrum Dolna Brama udostępnić bezpłatnie pomieszczenia i lokale na działalność i siedziby właśnie tych stowarzyszeń. Ale co jest jeszcze chyba ważniejsze, że tam właśnie mają okazję na współdziałanie z różnymi organizacjami, a także na współpracę międzypokoleniową.

Starszy mężczyzna przypina młodszej kobiecie order.
Janusz Komorowski odznaczył prezydent Gdańska Aleksandrę Dulkiewicz odznaczeniem „Za Zasługi dla Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej”
Fot. Piotr Wittman / www.gdansk.pl

Od fryzjera do Szarych Szeregów

Choć delegacja akowców spieszyła się z powrotem do Warszawy i innych miast, by przygotować się na obchodzoną 27 września 86. rocznicę powstania Polskiego Państwa Podziemnego i Szarych Szeregów, to Janusz Komorowski znalazł czas, by opowiedzieć swoją wojenną historię.

- Ja jestem warszawiakiem od kilku pokoleń - zaczął opowieść gość, który w czasie okupacji Warszawy dorabiał jako 13-latek w zakładzie fryzjerskim. - W tym czasie przychodził tam taki facet elegancko wystrojony. To też był bardzo młody człowiek. I raz on mówi: „Ty to chyba jesteś harcerzem". Ja mówię: „Byłem harcerzem, ale teraz nie ma harcerstwa". A on: „Jest teraz harcerstwo w konspiracji. Jakbyś się postarał, to może bym ci jakoś pomógł, żebyś wstąpił do tego harcerstwa”.

Nieletni fryzjer zgodził się. Na próbę od Zygmunta Kaczyńskiego ps. „Wesoły” otrzymał rozpoznanie niemieckiego posterunku. Zadanie wykonał i usłyszał: „Ładnie się spisałeś, ale teraz mam inne dla ciebie zadanie. Chciałbym, żebyś jeździł kolejką EKD do Pruszkowa i byś przewoził prasę konspiracyjną. Ale to jest bardzo niebezpieczne zadanie. Musisz być bardzo czujny, ostrożny, uważny”.

Zmarł Andrzej Kaczorowski, weteran AK, powstaniec warszawski

Kilka razy się udało, ale jesienią 1941 r. wpadł. Bity przez niemieckich żandarmów na Dworcu Zachodnim, tłumaczył, że nie wiedział co jest w paczce, że chciał tylko dorobić. Kiedy zemdlał po kilkudziesięciu razach pałką w krzyż i w dłonie, musieli go po przesłuchaniu wyrzucić na bruk.

- Nie wiem, co się dalej stało, bo obudziłem się w eleganckim pokoju. Na więzienie mi to nie wyglądało, myślałem, że to mieszkanie jakiegoś gestapowca. A okazało się, że to był internat Rady Głównej Opiekuńczej na ul. Sienkiewicza 14.

Gdy doszedł do siebie i wylizał rany, pozostał tam na dobre. Przyjęty do drużyny „Zawiszy” Szarych Szeregów, 3 maja 1942 roku wraz z 17 kolegami złożył przyrzeczenie. Otrzymał pseudonim „Antek”, stopień młodzika i ołowiany krzyż harcerski, po czym przeszedł podstawowe szkolenie harcerstwa konspiracyjnego.

Bombardowanie

W międzyczasie internat przeniesiono do Otwocka. Podczas odwiedzin Janusza w domu rodzinnym na Ochocie, w maju 1943 r. nad miasto nadleciały sowieckie bombowce.

- Bomba uderzyła w nasz dom. Zabiło mi ojca, zabiło mi siostrę. Ja miałem rozwalone całe udo. Złapał mnie jakiś mężczyzna, zdjął pasek ze spodni i ściągnął mi od razu na udzie. Rano pozbierali nieboszczyków i rannych. Akurat sanitariusz z karetki okazał się synem właścicielki zakładu fryzjerskiego, w którym pracowałem. Zobaczył mnie, zabrał do karetki i przywiózł do Szpitala Maltańskiego w Warszawie. Groziła mi całkowita amputacja nogi, ale lekarze postanowili robić wszystko, żebym jej nie stracił.

Udało się, ale po kilku dniach zachorował na tężec. Po długich cierpieniach, cudownie wyleczony końskimi dawkami surowicy wrócił do internatu w Otwocku, gdzie ukończył szkołę podstawową i rozpoczął naukę w gimnazjum na tajnych kompletach. W styczniu 1944 r. uzyskał stopień wywiadowcy i został włączony do Bojowych Szkół Szarych Szeregów.

Powstanie i wyzwolenie

Gdy wybuchło Powstanie Warszawskie, 15-letni harcerz został włączony do grupy „Zawiszaków”.

- Byliśmy na Ochocie. Potworne rzeczy tam się działy. Przy kościele świętego Jakuba była dzwonnica drewniana, na której Niemcy ustawili karabiny maszynowe i siekli wszystkich ludzi, którzy byli na mieście. Dopiero jak noc nastawała, to myśmy zbierali nieboszczyków i rannych i tam się im okazywało pomoc.

13 sierpnia wypędzono mieszkańców na Zieleniak, a stamtąd na Dworzec Zachodni do wagonów towarowych. Januszowi udało się uciec z transportu w Ursusie. Trafił do internatu RGO na ul. Hynka, kierowanego przez płk Jerzego Strzałkowskiego, którego wychowankowie, również harcerze Szarych Szeregów, nazwani „Jerzykami” wykonywali zadania w Powstańczych Oddziałach Specjalnych. W połowie października wpadł w łapankę i trafił do obozu pracy, którego więźniowie pracowali przy fortyfikacjach w różnych punktach Warszawy.

W styczniu 1945 Niemcy uformowali dużą kolumnę wojskowych i cywili i pośpiesznie wyprowadzili ją w kierunku Błonia. Na całej trasie trwał silny sowiecki ostrzał armatni i lotniczy. Nad ranem wszyscy znaleźli się w Puszczy Kampinoskiej, gdzie kolumna rozproszyła się i każdy radził sobie jak mógł. Komorowski przeszedł na mrozie 30 km do wyzwolonej już Warszawy. Tu wstąpił ochotniczo do Wojska Polskiego. Po pół roku zdemobilizowany związał się znów z harcerstwem.

- Jeżeli dziś ktoś poddaje w wątpliwość, czy Powstanie Warszawskie było konieczne czy potrzebne, to ja to obalam. Bo to jest dla powstańców obelga, jeżeli ktoś im powie, że powstanie było niepotrzebne. Taka ofiarność, zaangażowanie, dzielność, taka postawa młodego pokolenia, które zostało ukształtowane przez pokolenie piłsudczyków dwudziestolecia międzywojennego. Pomimo, że to była tragedia, to myśmy byli dumni i ufni, że stworzymy Polskę – podsumował swą opowieść Janusz Komorowski.

TV

“Chciałbym ‘mówić’ coraz mniej”