Ostatni złoty medal Paweł przywiózł na początku maja z Łodzi z mistrzostw Polski w bilardzie U-19. Rok temu stanął zaś na najwyższym podium w kategorii do lat 16. Listę dotychczasowych osiągnięć gdańskiego licealisty uzupełnia srebrny medal drużynowy reprezentacji Polski w mistrzostwach Europy juniorów, zdobyty w sierpniu ub. roku w Słowenii.17.
Na stronie internetowej Polskiego Związku Bilardowego Paweł Boguszewski jako zawodnik Green Club Gdańsk napisał, że zaczął grać w bilard “ponieważ zrobiłem rodzicom na złość”. - To jest taki głupi żart - śmieje się licealista.
- Faktycznie było jakieś święto i wszystko było pozamykane na dzielnicy. Wybraliśmy się z rodzicami na jakieś jedzenie i zobaczyliśmy, że otwarty jest Green Club. Z godzinę graliśmy sobie w bilarda. Tam był trener, który stwierdził, że mam do tego smykałkę. I potem już poszło. Zacząłem regularnie odwiedzać klub. I nie mogłem już od stołu odejść. Nie sposób było mnie od niego oderwać - opowiada młody sportowiec.
Uderzenia bilą na milion wariantów
Co jest najbardziej urzekające w bilardzie?
- Najbardziej to, że każde zagranie jest inne. Jest zawsze nowe wyzwanie na stole, coś ciekawszego. To się nigdy nie powtarza. Każdą bilę można zagrać praktycznie na milion różnych sposobów - wyjaśnił Paweł.
Jego zdaniem, fascynujące w tej grze jest także to, że czasami o zwycięstwie lub porażce decydują detale.
- Możesz miesiącami czy rok przygotowywać się do jakiegoś turnieju, a zrobisz jeden błąd, nawet minimalny i jesteś już poza zawodami. Z tego wynika też wynika ogromna presja psychiczna, która ciąży na wszystkich zawodnikach. Do tego dochodzi też wysiłek fizyczny. Jak mamy turnieje, to one trwają z reguły od rana do wieczora. Więc niewątpliwie potrzebna jest sprawność fizyczna i kondycja. Bo nie dasz rady stać tak kilka, czy kilkanaście godzin za stołem - powiedział bilardzista.
Laikom może się wydawać, że bilard jest sportem niszowym i mało popularnym. Pozory jednak mylą.
Polska czempionem bilarda na kontynencie
- W Polsce liczba zawodników grających w bilarda jest największa w Europie. Za nami są takie kraje, jak Niemcy i Holandia. Konkurencja w kraju jest straszna. Zawsze, jak rodacy jadą na zawody międzynarodowe, to pozostałe nacje wiedzą, że trzeba się liczyć z Polakami i każdy o tym wie - wyjaśnił Paweł.
W jego klubie Green Club Gdańsk na Zaspie trenuje ok. 90 zawodników. - A jeśli liczyć tych, którzy traktują bilard w bardziej amatorski sposób, to jest ok. 200 osób - dodał.
Jak się okazuje, uprawianie bilarda wcale nie należy też do tanich zajęć.
- Na moim poziomie są to już jakieś wydatki. Muszę opłacać z własnej kieszeni turnieje zagraniczne. W Polsce jest też wiele zawodów. Tu klub dokłada się do wyjazdów: do diety i noclegu. Rzadko jestem w weekend w Gdańsku. Sam sprzęt jest też drogi i muszę go sobie zapewnić we własnym zakresie. Dobre kije zaczynają się od 2,5 tysiąca złotych, a kończą na 8 tys. zł. Moje kije są warte tej niższej granicy. Wymienia się je mniej więcej co 2 lata. Moi sponsorzy dokładają się też do różnych akcesoriów. W futerale noszę trzy kije i zapasową górną część kija - opowiada o kulisach finansowych bilarda gdański licealista.
Sześć dni w tygodniu za stołem
Jak w każdej dziedzinie życia, tak i w bilardzie, aby osiągnąć sukces trzeba być pracowitym, wytrwałym i konsekwentnym.
- Trenuję sześć dni w tygodniu po 3-4 godziny. Ale raczej nie mam problemów z nauką - zapewnił mistrz Polski juniorów w bilardzie.
Paweł, który skończy w lipcu 17 lat, uczęszcza do XV Liceum Ogólnokształcącego na Zaspie. Jest teraz w drugiej klasie z rozszerzonym językiem hiszpańskim. Faktycznie, jest to jego trzecia klasa w XV LO. Pierwsze dwa semestry w szkole wraz z koleżankami i kolegami był bowiem w klasie “0”, poświęconej głównie na intensywną naukę języka Cervantesa.
Pytany o swoje plany życiowe odpowiada bez chwili wahania.
- Bilard to moja pasja, z którą chciałbym związać swoją przyszłość. To jest na poważnie w 100 procentach, a może i więcej. Bez tego nie mogę i nie mógłbym żyć. Moim marzeniem jest mistrz świata. I do tego będę dążył - podkreślił Paweł.
Najpierw Bułgaria, a potem może Portoryko
Pierwsza okazja ku temu będzie już w tym roku jesienią w Portoryko.
- Na te mistrzostwa świata juniorów każdy kontynent wystawia swoich czterech najlepszych zawodników. Razem więc będzie 28 graczy. Myślę, że mam szansę tam pojechać, ale będzie megaciężko, na pewno - ocenił młody gdańszczanin.
Najlepszą, automatyczną niejako przepustką na podróż do Ameryki Środkowej jest natomiast zdobycie tytułu mistrza Europy. Mistrzostwa kontynentu juniorów zaplanowane są na przełomie lipca i sierpnia w Bułgarii.
- Tam już pojadę jako aktualny mistrz Polski, choć oficjalne powołania mają być dopiero ogłoszone - objaśnił Paweł.
Poza tym, 16-latek przymierza się już powoli do startu w mistrzostw Polski seniorów w bilardzie, które odbędą się w grudniu w Kielcach.
Wśród sportowych celów i marzeń Pawła jest też wyjazd za ocean, gdzie bilard nosi nazwę snooker.
- W Ameryce organizowane są takie tournee, na których zawodnicy z Europy uczestniczą w np. trzymiesięcznych cyklach zawodów. Tam gra się praktycznie codziennie w bilard. Tam są największe turnieje na świecie, US Open i inne - opowiada nastolatek.
Paweł pamięta zresztą bardzo dobrze, jak był małym chłopcem i oglądał na zagranicznych kanałach sportowych transmisje ze światowych zawodów snookera. Już wtedy z dużym zaciekawieniem przyglądał się tej grze, która dziś w tak ogromny sposób zmieniła i zmienia jego życie.