Trzydzieści par świętowało imponujące rocznice małżeństwa. Wśród jubilatów znany żeglarz
Irena Świderska urodziła się 15 listopada 1920 roku w Warszawie, ale to w Gdańsku spędziła prawie całe życie. Tu pracowała i założyła rodzinę - wraz z mężem doczekała się trojga dzieci, dwóch wnuczek i czworga prawnuków.
- Mama była warszawianką od kilku pokoleń, tata podobnie. Tam się poznali i byli razem jeszcze przed wojną. Wojenna zawierucha ich rozdzieliła, ale się odnaleźli - wspomina córka, Maria Dębska. - Niestety po wojnie nie mieli do czego wracać, ich dom został zniszczony, więc przez jakiś czas pomieszkiwali to tu, to tam. Tata dowiedział się jednak, że Gdańsk nie jest aż tak zburzony, a także, że jest przedwojenna stocznia i mogą być tu większe szanse na pracę. Przyjechał na rekonesans, prawie dwa dni trwała podróż. Ocenił, że warto, i wrócił po mamę oraz jej matkę i brata. I tak najbliższą rodziną osiedli w Gdańsku. To był 1945 rok.
Niedługo po przyjeździe, w grudniu 1945 roku, wzięli w Gdańsku ślub. Pani Irena, która przed wojną skończyła szkołę handlową i miała tzw. małą maturę, podejmowała się licznych prac biurowych. Pracowała m.in. w księgowości, była główną księgową i zastępcą dyrektora Gdańskich Zakładów Futrzarskich przy ulicy Łąkowej na Dolnym Mieście - aż do emerytury. Wcześniej zajmowała także jedno ze stanowisk w działającej od 1970 roku w Gdańsku Spółdzielni Rybackiej „Jedność Rybacka”.
Sposób na długie życie? Rodzina
- Mama mojej mamy dożyła 97 lat, więc być może zostały jej przekazane „dobre geny”. Ale mama też dużo dbała o siebie, nie w jakiś wyjątkowy sposób - ot po prostu zawsze żyła tak, jak każdy kto stara się zachować zdrowie. Na pewno zawsze miała ręce pełne roboty - nas, dzieci miała trójkę, opiekowała się też trochę swoją mamą, która z nami zamieszkała - mówi córka Maria.
Dodaje, że życie rodzinne, bycie blisko najważniejszych w życiu osób, także mogło mieć zbawienny wpływ na zdrowie jej mamy, która jak na swój piękny, imponujący wiek, jest w znakomitej formie.
- Żyliśmy razem w szóstkę najpierw w dwupokojowym mieszkanku w Gdańsku. Potem zamieniliśmy je na większe, bo chodziliśmy do szkoły muzycznej i potrzebne nam było pianino. Tata jeszcze w czasie wojny przygrywał na akordeonie w Warszawie. Nie żyliśmy w luksusie, ale niczego nam nie brakowało i, co najważniejsze, mieliśmy siebie.
Zapytana o to, czego życzyć pani Irenie, odpowiada: - Mama mówi, że chciałaby się jeszcze nami trochę nacieszyć. A życzenie ma takie, żeby zgasnąć jak ta świeczka, tzn. odejść spokojnie, gdy nadejdzie czas. Naszym życzeniem na jej urodziny jest to, aby była z nami jak najdłużej. Jest naszą ostoją.
Zobacz fotorelację z urodzin pani Ireny:
Irena Rymkiewicz w środę dołączyła do gdańskich stulatków. „Zawsze pogodna i modnie ubrana”