Z Promyka do domu: 66 psów odzyskanych z pseudohodowli

W pierwszej połowie kwietnia, w ciągu jednego dnia do schroniska Promyk trafiło 66 psów. To ofiary pseudohodowli, która zlokalizowana została w gdańskiej dzielnicy Orunia - św. Wojciech - Lipce. Zlęknione, zapchlone, skrajnie wycofane i zaniedbane psy są już bezpieczne i zaopiekowane. Jak potoczą się ich losy? Czy trafią do adopcji? O tej ponurej historii rozmawiamy w tym odcinku z Anną Madejek - lekarzem weterynarii i Joanną Nowak - wolontariuszką.
24:07
2024-04-26
Produkcja:

Gdańskie Centrum Multimedialne

Kategoria: Z Promyka do domu
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Takiej historii w schronisku Promyk jeszcze nie było. 9 kwietnia br. w ramach przeprowadzonej przez Straż Miejską interwencji do placówki dla bezdomnych zwierząt trafiło blisko 70 psów, które odzyskane zostały z gdańskiej pseudohodowli. Mowa o zwierzętach w różnym wieku, począwszy od kilkutygodniowych szczeniąt, skończywszy na kilkunastoletnich seniorach. By opanować tę niecodzienną sytuację pracownicy i wolontariusze pracowali siedem dni w tygodniu. Każdemu zwierzęciu trzeba było poświęcić czas - przebadać, założyć kartę i poddać zabiegom pielęgnacyjnym, ponieważ większość z nich przypominała jeden wielki śmierdzący kołtun. 

 

- Na pierwszy ogień pielęgnacyjny poszły psy w typie rasy shih tzu, bo one z racji predyspozycji rasowych mają włos, który najbardziej się kołtuni, rośnie bez przerwy i przyjmuje w siebie wszelakie możliwe brudy, nieczystości – powiedziała Joanna Nowak, wolontariuszka ze schroniska Promyk. – Kiedy zobaczyłam te psy na zdjęciach, wiedziałam już, że to nie będzie łatwa przeprawa. Natomiast widok tych psów na żywo, a przede wszystkim może i zapach tych psów na żywo, to było coś, co naprawdę wstrząsnęło zarówno mną, jak i koleżanką, która od wielu lat już w groomingu działa i widziała wiele. To były psy zarośnięte kilkuletnią warstwą sierści, kołtunów, dredów. Pod tym wszystkim były stada pcheł, odparzenia, świeże rany, stare blizny, a przy samej skórze u większości z tych psów, znalazłyśmy łańcuchy na których te psy były pewnie kiedyś prowadzane czy po prostu trzymane. Zapach, który się wydobył w momencie, jak zaczynałyśmy rozcinać tę skrorupę z brudu, odchodów, resztek jedzenia, to jest coś, czego nie da się opisać. To było trochę tak, jak byśmy się zamknęły w komorze z samym amoniakiem, bo oddychanie było naprawdę ciężkie. 

 

Psy, które trafiły do Promyka z pseudohodowli były nie tylko zaniedbane fizycznie, ale też psychicznie. Gdy nasza ekipa wideo przyjechała je sfilmować, naszym oczom ukazał się widok zesztywniałych ze starchu psiaków. Najbardziej kontaktowe były szczenięta, jednak starsze psy nie wchodziły w żadne interakcje. 

 

- Już przy momencie pielęgnacji widać było, że z tych psów emanuje skrajny lęk, przerażenie i przede wszystkim wyuczona bezradność – dodała wolontariuszka. - Te psy są nauczone tego, żeby nie reagować. Są pozbawione każdych naturalnych zachowań społecznych, specyficznych dla tego gatunku. 

 

Zmorą naszych czasów jest fakt, że ludzie ulegają modzie i niestety w kwestii posiadania zwierząt moda jest widoczna w parkach i na ulicach. Psy w typie rasy shih tzu, cavalier – są aktualnie bardzo popularne. Ile z nich pochodzi z pseudohodowli, a ile ze świadomych hodowli, gdzie dba się o zdrowie i dobrostan zwierząt? To wiedzą ci, którzy takie psy kupili. Jednak należy pamiętać, że rasowy pies kosztuje kilka tysięcy złotych. Wystarczy prześledzić portale sprzedażowe, by znaleźć tam „rasowe” psy za cenę kilkuset czy tysiąca złotych. 

 

Rasowe psy są drogie. Takie psy pochodzą z hodowli, gdzie zwierzęta przeznaczone do rozrodu są badane i kojarzone w taki sposób, by wykluczyć chory genetyczne - przynajmniej w teorii, bo stuprocentowej gwarancji, że zwierzę będzie zdrowe, nikt dać nie może. W dobrych, świadomych hodowlach socjalizuje się szczenięta, by uniknąć problemów behawioralnych. Są to kwestie niezwykle ważne, ponieważ rasy o których rozmawialiśmy w tym odcinku, szczególnie shih tzu, to rasy chorowite, a leczenie takich zwierząt często kosztuje krocie. 

 

- U tych ras możemy się spodziewać chorób serca – wyjaśniała Anna Madejek, lekarz weterynarii. - Druga sprawa, to są zwierzęta, które mają skrócone czaszki, żeby pięknie wyglądały, kojarzyły się bardziej z dziećmi niż z psiakami, dlatego mają skróconą czaszkę i duże oczy, więc tu mamy problemy okulistyczne i to też bardzo dobrze widać po zwierzętach, które mamy przyjęte, ponieważ tam są stare schorzenia oczu. Te psy mają ogromne problemy, jeżeli chodzi o uzębienie. Tam praktycznie każdy ząb jest ustawiony w inną stronę.  

 

W przypadku shih tzu mowa też o problemach oddechowych, dermatologicznych, alergicznych. Jak zaznaczała Anna Madejek, to cały cykl chorób, które zaczynają się przy oczach, przy kufie, a kończą się wewnątrz psa. 

 

Także słodkie cavaliery nie są wolne od chorób genetycznych. Często zdarza się, że zapadają na chorobę zwaną Malformacją Chiariego w przebiegu której dochodzi do zmniejszenia objętość dołu tylnego czaszki w którym znajduje się móżdżek i pień mózgu. Krótkoczaszkowość jest głównym czynnikiem występowania tej choroby. 

 

- Świadomy hodowca będzie eliminować z hodowli i dalszego rozrodu zwierzęta u których potem w potomstwie występują takie wady – wyjaśniała Anna Madejek. - W tej chwili na świecie panuje tendencja, żeby odchodzić od skróconych czaszek (…).

 

W ramach przeprowadzonej interwencji do schroniska trafili też pojedynczy reprezentanci danych ras. Mowa o pekińczyku, mopsie, yorku i buldożku francuskim. 

 

- Może to świadczyć, że są to „pozostałości” po rasach, które jeszcze parę lat temu były modne, które były rozmnażane w tej pseudohodowli, natomiast w związku z tym, że sprzedaż tej rasy przestała przynosić zyski, to hodowla pozbyła się większości egzemplarzy, zostawiając sobie tylko po jednym z każdej rasy – komentowała Joanna Nowak. 

 

Kiedy psy odebrane z nielegalnej hodowli będą mogły zostać zaadoptowane? Nie jest to kwestia tygodni. Aktualnie sprawą zajmuje się policja, która przesłuchuje świadków. 

 

- To będzie długi proces, nim te psy trafią do adopcji – powiedziała wolontariuszka. - Aby móc wydawać te zwierzęta do adopcji potrzebujemy albo zrzeczenia właścicieli na rzecz schroniska albo wyroku, który prawnie odbierze właścicielom te psy. Takie rzeczy trwają i to trwają niestety bardzo długo. 

 

Naszych Czytelników i Widzów zachęcamy do przemyślenia omawianego w tym programie tematu. Dopóki jest popyt, jest i podaż. To człowiek jest odpowiedzialny za psie dramaty, które w tym przypadku rozgrywały się latami w gdańskiej, nielegalnej hodowli. Takie miejsca nie powinny istnieć. Dopóki kupują Państwo zwierzęta z pseudohodowli, dopóty fabryki żywym towarem będą produkować dalej. Przemyślcie to, bardzo prosimy. Jednocześnie zachęcamy do odwiedzin schroniska Promyk. Jest tam wiele zwierząt, które latami czekają na dom. 

Więcej z: Z Promyka do domu