• Start
  • Wiadomości
  • Obywatelko! Obywatelu! Ty też możesz pomóc w uniknięciu kolejnej powodzi

Obywatelko! Obywatelu! Ty też możesz pomóc w uniknięciu kolejnej powodzi

Nowy trend miejski: gospodarowanie wodą może zależeć nie tylko od władz miasta, ale też od jego mieszkańców. Każdy może zebrać trochę deszczówki i uratować miasto przed kolejną powodzią. To nie żart! Czy Gdańsk dołączy do miast niemieckich i skandynawskich?
07.09.2016
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Wszyscy zbieramy wodę deszczową i budujemy niezatapialne miasto. Naukowcy już opracowują nowe metody zapobiegania powodzi.

Fabio Masi mieszka na obrzeżach Florencji w Toskanii. Kupił jakiś czas temu piękny dom, stojący w tym miejscu już dwa wieki. Wybrał go, bo w pobliżu domu jest ogromny zbiornik na wodę deszczową, który zbudowali jeszcze poprzedni właściciele  - włoscy rolnicy. W ten sposób Fabio Masi przez całe lato odłącza się od miejskich akweduktów i zamiast płacić za wodę, używa swojej, jak rolnicy dwa wieki temu.

- Ta woda nadaję się do kąpieli, do prac ogrodowych, do gotowania - mówi Masi. - Jedynie wodę pitną kupuję, i to oczywiście w butelkach szklanych, nie plastikowych, bo deszczówka ma za mało soli.

Fabio Masi opowiada mi to wszystko, gdy stoimy nad brzegiem zbiornika retencyjnego w Gdańsku Oruni Górnej, przy ul. Augustowskiej. Fabio jest w Gdańsku na konferencji naukowej zorganizowanej przez Międzynarodową Organizację ds. Wody (IWA), przy wsparciu Politechniki Gdańskiej i Gdańskiej Infrastruktury Wodno-Kanalizacyjnej (GIWK).

Masi tłumaczy mi, że jednym z głównych trendów w architekturze miejskiej jest teraz tzw. water-sensitive urban design, czyli projektowanie miast z naciskiem na kwestie wody: jej oszczędzania, oczyszczania, zapobiegania powodziom czy suszom.

- Ogólnie jest tak, że spuszczamy wodę w toalecie i zapominamy, co się z nią dalej dzieje - mówi Masi. - Nazywamy to nawet efektem “flush and forget”, spuść wodę i zapomnij! A to błąd! Musimy mieć świadomość, co się z tą wodą dalej dzieje. Za przeproszeniem w ludzkim moczu jest dużo fosforu, który wkrótce, chcąc nie chcąc, będziemy się musieli nauczyć odzyskiwać, bo zacznie go nam po prostu brakować. To tylko jeden z przykładów.

Fosfor z moczu to pewnie jeszcze trochę science - fiction. Wróćmy do spraw nam bliższych. W lipcu mieliśmy w Gdańsku kolejną powódź. Część zbiorników retencyjnych znów nie wytrzymała takiej ilości wody, jaka spadła w ciągu kilku godzin z chmur.

Fabio Masi ostrzega: - Musimy się przyzwyczaić, że wraz ze zmianami klimatycznymi takich deszczów, a co za tym idzie, powodzi, może być, i pewnie będzie coraz więcej. Gdańsk ma sporo ekologicznych zbiorników retencyjnych i to jest duży plus. Ale moim zdaniem to za mało.

Włoski naukowiec mówi, że obywatele miast muszą w swoim myśleniu wrócić do ekologii, do tego, jak o deszczu myślał włoski rolnik: nie, co miasto zrobi za mnie, ale co sam mogę zrobić na swoim małym poletku. Dosłownie.

Weźmy małe ogródki przy domkach jednorodzinnych. Już tam można zbierać deszczówkę do specjalnych zbiorników przydomowych i wykorzystywać ją potem w ogrodzie czy w domu. Takie specjalne podziemne zbiorniki mogą być drogie, ale zaczynają się zwracać po kilku latach. Ta woda jest zdrowa i oszczędzamy na rachunkach. 

Inna kwestia: woda z rynien. Nie powinna trafiać od razu z dachów do rynien ściekowych, ale najpierw na trawę czy do ziemi, która wchłonie część opadu.

Dalej: budujmy ulice i drogi tak, by wzdłuż nich powstawały od razu kilkumetrowe wykopy wgłąb, rodzaje rynien. Woda opadowa, powodziowa, nie płynie więc asfaltem w dół, rwącą rzeką, tylko jest częściowo wchłaniana przez specjalne rynny wypełnione kamieniami, żwirem i roślinami. Dopiero stamtąd rury odprowadzają nadmiar do zbiorników retencyjnych.

I wreszcie: tzw. "zielone dachy", czyli roślinność posadzona na dachach budynków, działająca jak gąbka, wchłaniająca część opadów. Takie rozwiązania już są stosowane z powodzeniem w Szwecji, Niemczech czy Singapurze.

Efekt? Jak tłumaczy Fabio Masi każda taka indywidualna rynna, każdy mały zbiornik, każda “gąbka” na dachu, zatrzymuje w jakimś stopniu opad. - W efekcie woda powodziowa nie zbiera się w zbiorniku retencyjnym w ciągu czterech - pięciu godzin, żeby nagle wylać i zalać miasto, tylko zatrzymywana najpierw w wielu indywidualnych miejscach, spływa o wiele wolniej; dzień, dwa, trzy dni. Dzięki temu unikamy powodzi.

Fabio Masi mówi, że władze miasta powinny zachęcać ludzi, by chcieli instalować u siebie w domach w takie nowinki technologiczne, często niestety drogie, a może nawet pomagać finansowo przy ich kupnie. Z drugiej strony sami obywatele muszą zmienić swój sposób myślenia: wszyscy możemy mieć swój mały udział w tym, że unikniemy jako zbiorowość kolejnej powodzi. Możemy zacząć od naszego ogródka, naszego osiedla, bo tylko suma takich małych retencji sprawi, że duża woda będzie powstrzymana. Oczywiście to wszystko nie oznacza, że miasto powinno zapomnieć o dużych zbiornikach retencyjnych. One też są konieczne.   

Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zapowiedział już konsultacje z mieszkańcami w sprawie tzw. małej retencji. Poinformujemy o nich, jak tylko poznamy szczegóły i daty.

Więcej o nowoczesnych sposobach zapobiegania powodziom tutaj i tutaj oraz tutaj




TV

120-letnia kamienica jak nowa