• Start
  • Wiadomości
  • Gwiazda światowej urbanistyki Jan Gehl: Gdańsk może być jak Kopenhaga!

Gwiazda światowej urbanistyki Jan Gehl: Gdańsk może być jak Kopenhaga!

Oblegany przez młode architektki z całej Polski, chcące zrobić sobie z nim selfie, duński urbanista, architekt i rewolucjonista Jan Gehl odwiedził Gdańsk. W ECS mówił: - Musicie posprzątać po autach. Im więcej ludzi będzie jeździć na rowerach, tym będziecie zdrowsi! Może za 20 lat będziecie mogli zamknąć jeden z waszych szpitali. To spora oszczędność!
16.03.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Jan Gehl i młode kobiety, które wychowały się na jego ideach: od lewej Aneta Lehmann i Agata Ruchlewicz-Dzianach

Otoczony wianuszkiem młodych kobiet, był niby gwiazda rocka.

A przecież nie jest gitarzystą The Rolling Stones. Jest architektem i urbanistą. I ma 80 lat.

Mimo to w środę, 15 marca 2017 r., w ECS, otaczały go fanki z całej Polski: z Gdańska, Wrocławia, Poznania, Lublina i Katowic. I to fanki szczególne: inteligentne studentki i świeże absolwentki architektury, urbanistyki, gospodarki przestrzennej z polskich politechnik.

Jak to fanki mają w zwyczaju, dziewczyny robiły sobie z idolem tzw. selfie.

Jan Gehl, Duńczyk, jest światową gwiazdą urbanistyki, architektury i planowania przestrzennego. Jak sam przyznał w ECS: - Mój plac zabaw to teraz cały świat. Dostaję zaproszenia z każdego zakątku globu. Wiem, że po Gdańsku chce mnie już gościć sześć kolejnych miast w Polsce!
 

Wizjoner w akcji, czyli Jan Gehl podczas wykładu w ECS

Czy ludzie przeszkadzają architektom? 

Co takiego zrobił Gehl? Zrewolucjonizował myślenie o mieście. W największym skrócie: miasto ma być przyjazne człowiekowi, a nie samochodom, czy architekturze, choćby nie wiadomo jak majestatyczna była. Miasto ma być miłe do życia, bezpieczne, wygodne. Do tego ma dawać mieszkańcom radość i przyjemność zmysłową obcowania z pięknem, z kulturą, z innymi ludźmi. 

Jak to osiągnąć? Gehl w czasie środowego wykładu w Gdańsku tłumaczył, że jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku miasta projektowano bez zastanawiania się, czego właściwie chcą jego mieszkańcy. Skrajny przykład: urbaniści z Kanady zaprojektowali miasteczko na przedmieściach Toronto, w którego środku miało być ogromne centrum handlowe, a wokół niego... wieżowce. Koszmar? Tak miało być najwygodniej i najmilej! Projektowano miasta na papierze, w pracowniach, a potem dziwiono się, że ludzie nie chcą w nich mieszkać. 

Gehl był jedną z tych osób, które zaczęły to podejście zmieniać: - Moja żona jest psycholożką - wspominał Gehl. - Pytała mnie już w latach 60., jak to możliwe, że my, urbaniści, nie zastanawiamy się, czego chcą ludzie, nie pytamy ich, nie badamy ich zachowań. Wiedzieliśmy więcej o życiu miłosnym słoni i zachowaniu goryli w dżungli, niż o człowieku w mieście. Moja żona, psycholog, pytała mnie: “jak to możliwe, że twoi koledzy, architekci, idą robić zdjęcia miasta o czwartej nad ranem, czyli wtedy, kiedy w mieście nie ma ludzi? Przeszkadzają wam?!”

Gehl, jako pracownik kopenhaskiego uniwersytetu, zaczął już w latach 60. XX wieku prowadzić badania wśród ludzi. Ich efektem jest jego pomysł na miasto, który sprawdza się w jego rodzinnej Kopenhadze, ale też w innych miastach skandynawskich, w Australii czy Nowej Zelandii. Miasto pełne zieleni, skwerów, deptaków i promenad, miasto zwrócone ku wodzie (tzw. waterfront), miasto, którego mieszkańcy do pracy jeżdżą komunikacją miejską czy rowerami, a auta zostawiają w domu.

Jednym z takich miast-sukcesów, które zmieniło się przez ostatnie lata jest Melbourne: - Melbourne to teraz najlepsze miasto na południowej półkuli, jest jak Paryż, ale z lepszą pogodą! - chwalił Gehl.

Po odejściu z uniwersytetu architekt założył własną firmę Gehl, z pracowniami w Kopenhadze, Nowym Jorku i San Francisco. Jeździ po całym świecie jako konsultant, doradzając władzom wielu miast, jak rewitalizować ich centra, place, skwery, tereny postindustrialne; jak z zatłoczonych czteropasmówek robić przyjazne ludziom deptaki. Jak ożywić tereny brzegowe. 

- W 2012 roku mer Moskwy Sergej Sobyanin powiedział mi, że mam 12 miesięcy na uczynienie jego miasta bardziej ludzkim i zapytał, kiedy mogę zacząć. Powiedziałem: “w poniedziałek” - opowiadał ze śmiechem Gehl.

Duński urbanista pokazywał w czasie wykładu w ECS zdjęcia z Nowego Jorku, Melbourne, Sydney, czyli z miast, w których pracował. - Nie chodzi o to, żebyście wzywali do pomocy akurat moją firmę Gehl Architects - mówił. - Tylko, żebyście zaczęli się zastanawiać, jak zmienić miasto na bardziej przyjazne dla mieszkańców, korzystając z gotowych już rozwiązań z moich książek. 

Gehl napisał trzy książki, a dwie z nich ukazały się już w Polsce. To “Miasta dla ludzi” i “Życie między budynkami”. W sumie te książki zostały przełożone na ponad 30 języków!

- Dzwonią do mnie Grecy i mówią “wydamy twoją książkę” - wspominał Gehl. - Ja na to: “Nie! Macie inne problemy! Nie stać was teraz na wydanie mojej książki. Przeznaczcie pieniądze na coś ważniejszego”. A Grecy na to: “nie martw się, to Duńczycy zapłacą za greckie wydanie”.

W 2013 roku ukazała się nowa książka Gehla “How To Study Public Life”. Nie ma jeszcze polskiego wydania.

Żaglowiec przy ul. Starowiślnej w Gdańsku. Miasto ma dużo terenów nadwodnych (tzw. waterfront), które trzeba w przyszłości wykorzystać

 

Gorąca miłość do aut 

Czy jednak w XXI wieku idee Gehla z lat 70. i 80. ubiegłego stulecia wciąż są aktualne? Odpowiada: - Człowiek to zwierzę społeczne. Musi spotykać się z innymi, choćby dla reprodukcji (śmiech). Ale nie tylko! iPhony nam nie starczą, a cyberprzestrzeń nie zastąpi prawdziwych miejsc publicznych, gdzie ludzie chcą się spotykać. Trzeba zachęcać mieszkańców do ruchu, do wychodzenia z domu. Pomyślcie: im więcej ludzi będzie jeździć na rowerach, tym będziecie zdrowsi! Może za 20 lat będziecie mogli zamknąć jeden z waszych szpitali. To oszczędność!

Z sali padło pytanie, czy uda zmienić się Gdańsk, tak jak udało się zmienić Kopenhagę? Gehl: - Chodzi o zmianę ludzkiej mentalności. O Duńczykach też mówiło się, że nigdy nie będą Włochami, że w Kopenhadze jest za zimno, że nie będą chcieli spędzać czasu na zewnątrz, w kafejkach nad kanałami. A my z roku na rok jesteśmy coraz bardziej włoscy, coraz dłużej siedzimy na zewnątrz, no i pijemy coraz więcej cappucinno. Bycie razem, spotykanie się w miłych dla ludzi miejscach jest ważne dla życia społecznego i dla demokracji. Trzeba zaprosić ludzi do uczestnictwa w życiu miasta.

Mikołaj Chrzan, redaktor naczelny “Gazety Wyborczej Trójmiasto”, przytoczył w czasie spotkania z Gehlem statystykę, z której wynikało, że mieszkańcy Trójmiasta kupują z roku na rok coraz więcej samochodów: w efekcie w Gdańsku i Gdyni mamy 600 aut na 1000 mieszkańców, a w Sopocie nawet 1050 aut na 1000 mieszkańców (!). Jak tu mówić o zmianie Trójmiasta na bardziej przyjazne rowerom?

- W Kopenhadze 45 procent mieszkańców jeździ do pracy i do szkoły na rowerach, włączając w to duńską rodzinę królewską, księżną i małego księcia - chwalił swoje miasto Gehl. - Mamy około 200 aut na 1000 mieszkańców. Nie wiedziałem, że wasza miłość do samochodów jest aż tak rozpalona.

Gehl opowiedział dla inspiracji, jak przez kilkanaście lat Kopenhaga walczyła z autami: - Nasz główny inżynier ds. transportu samochodowego zrobił trzy rzeczy: po pierwsze z roku na rok zmniejszał ilość miejsc parkingowych w centrum miasta. Więc było coraz trudniej o parking. No i coraz drożej! Po drugie: tam, gdzie były największe korki, to zamiast dołożyć jezdnię, on… zabierał jezdnię! Dawał ją rowerzystom, więc ludzie nie chcieli tam jeździć autami. Po trzecie wprowadził “zasadę bramkarza przy wejściu do dyskoteki”: tak, jak gość stojący przy drzwiach nie wpuszcza już do dyskoteki ludzi, gdy jest w niej zbyt duży tłok, tak Kopenhaga nie wpuszczała do centrum aut, gdy było ich już tam za dużo! Zmiany były wprowadzane powoli, stopniowo, bez rewolucji. Teraz w Kopenhadze w pierwszej kolejności odśnieżamy chodniki, potem ścieżki rowerowe, a na koniec ulice. Jeżeli już robicie nowe ścieżki rowerowe to róbcie je porządnie, a nie tak, żeby jazda na rowerze była sportem ekstremalnym, żeby nie groziło nikomu zderzenie z autem. Rowerzyści muszą się czuć bezpiecznie. W Kopenhadze już tak dużo ludzi jeździ na rowerach, że na ścieżkach rowerowych robią się teraz korki i musimy je... poszerzać. Oczywiście, kosztem ulic dla aut.

Architekt z Danii mówił, że przy wprowadzaniu zmian niezwykle ważna jest pozytywna informacja: - W Sydney, gdzie trwa proces zmiany miasta na bardziej przyjazne dla pieszych i rowerzystów, nie mówi się, że coś jest robione przeciw kierowcom, ale że jest robione dla ludzi, dla ich zdrowia, dla ich dobrego samopoczucia. Informacja musi być pozytywna, a nie negatywna. Coś w stylu: “Zmieniamy miasto, ale nie martwcie się, bo dopiero na 2030 rok. Wtedy miasto będzie lepsze dla waszych dzieci i wnuków”. Gdańsk też musi mieć plan: jeżeli chcecie coś zrobić na 2030 rok, to zastanówcie się, po co chcecie to robić i dokąd chcecie dojść. Nie róbcie akupunktury w stylu “tu wbijemy szpilkę, w jedno miejsce, i będzie po sprawie”. Ogarnijcie miasto całościowo. Potrzebna jest wam dobra wizja.

Żeby jednak nie było tak różowo: Gehl pokazywał na slajdach negatywne przykłady miast skolonizowanych przez auta i wysokościowce, miast zakorkowanych: Dubaj, Moskwa, Bukareszt. Ale pokazał też dzielnicę szarych biurowców w… Kopenhadze, mówiąc, że w tym samym mieście można mieć część żyjącą, aktywną, pełną ludzi i część obumarłą. Wszystko zależy od pomysłu.
 

Targ Węglowy w Gdańsku: czy ten parking dałoby się zamienić na ładny, przyciągający mieszkańców deptak?

Zrobić Gehla na sposób gdański 

W przerwie między wykładem Gehla a debatą z nim, podeszło do niego wiele młodych osób z prośbą o selfie i autograf w jego książce. Kolejka była naprawdę długa. Jedną z tych osób była Aneta Lehmann, absolwentka kulturoznawstwa UG, obecnie pracująca w biurze projektów wnętrz. Powiedziała Gehlowi, że napisała o nim pracę magisterską. Ten w rewanżu powiedział, że wyśle jej pdf książki, którą niedawno napisano o nim

Zapytałem Lehmann, jak ważny jest dla niej duński urbanista: - Uważam go za postać bardzo ważną. Zainteresowałam się nim na studiach. Wprowadził do architektury otwartość na człowieka. Odświeżył zatraconą ludzką skalę w miastach. Gdańsk ma ogromny potencjał, na przykład tzw. waterfront, więc idee Gehla można tu spokojnie wykorzystać.

Młoda gdańska architektka wnętrz Agata Ruchlewicz- Dzianach, doktorantka w Pracowni Projektowania Wnętrz Miejskich Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, dodała: - Gehl w pracę biura architektonicznego włączył badania; wyszedł z pracowni i zaczął obserwować ludzi i ich zachowania. To są najcenniejsze spostrzeżenia. Miasto Gdańsk powinno wziąć pod uwagę idee Gehla. Potrzebna jest większą integracja urzędów odpowiedzialnych za urbanistykę z uczelniami, choćby z naszą Pracownią Projektowania Wnętrz Miejskich; dobrym pomysłem byłoby włączenie studentów w prace miejskie, w badania. Mamy dużo młodych architektów, tylko pozwólmy im działać. Możemy, wzorując się na Gehlu, wypracować własne, gdańskie plany i własne pomysły.



TV

Profilaktyka piersi w tramwaju w Dzień Kobiet