• Start
  • Wiadomości
  • 6. urodziny Biblioteki Manhattan: tłumy fanów na spotkaniu z Dorotą Masłowską

6. urodziny Biblioteki Manhattan: tłumy fanów na spotkaniu z Dorotą Masłowską

- Nie będziemy dzisiaj rozmawiać o „Wojnie” - podkreślała Dorota Masłowska podczas spotkania w Bibliotece Manhattan. I słusznie, bo dla publiczności była to okazja, żeby poznać ją może z innej strony - jako autorkę felietonów kulturalnych, badaczkę kultury popularnej i języka, i poniekąd ofiarę „Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną”.
04.03.2018
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Dorota Masłowska - pisarka, autorka sztuk teatralnych, felietonistka. Pochodzi z Wejherowa

- Wiele z tego, co zrobiłam w ostatnich latach ciągle pozostaje w cieniu „słynnej” „Wojny polsko-ruskiej”, której znaczenie, wydaje mi się, nie jest aż tak doniosłe ani dla historii literatury polskiej, ani dla Doroty Masłowskiej, żebym do końca życia uchodziła za autorkę tej jednej książki - mówiła Masłowska na spotkaniu z fanami w gdańskiej Bibliotece Manhattan, w piątek, 2 marca, 2018 r.

Pisarka przyznała, że jakkolwiek to właśnie debiut literacki przyniósł jej rozpoznawalność i otworzył drzwi do dalszych ciekawych projektów i kariery, musiała za niego zapłacić wysoką cenę. Choć od wydania głośnej powieści minęło 15 lat, a 8 od premiery filmu Xawerego Żuławskiego pod tym samym tytułem, nadal zarówno sama Masłowska, jak i jej twórczość, oceniane są przez pryzmat jej pierwszej książki.

- Przez „Wojnę polsko-ruską” zostałam kimś w rodzaju wiecznej 19-latki. Ciągle uchodzę za „dziewczynkę literatury polskiej”. Nie pomaga mi moja uroda oraz niezbyt poważny głos. Mimo to staram się pracować i nie dać się „Wojnie” zdominować - podkreśliła pisarka.

Tłumy fanów twórczości Masłowskiej, a także przypadkowi czytelnicy Biblioteki Manhattan zajęli niemal całą przestrzeń placówki

Masłowska przyznała, że ubolewa nad tym, że dziennikarze nadal konfrontują ją z tym, co powiedziała w 2003 czy 2007 roku, pomimo tego, że w świecie pisarskim jest obecna od 16. lat, więc nie powinna musieć tłumaczyć się z rzeczy, które powiedziała na początku kariery.

- Jestem bezustannie pociągana do odpowiedzialności i zmuszana do komentowania rzeczy, które wypowiadałam, czasem nawet powtarzania ich. Mam wrażenie, że wielu dziennikarzy chce ode mnie tylko tego, żebym zgadzała się z tym, co powiedziałam wtedy, nie chcą ode mnie czegoś się dowiedzieć, ale usłyszeć jedynie to, co już wcześniej sobie założyli. Myślę, że to wynika z tego, że czytelnicy nie chcą się niczego nowego dowiadywać - skonstatowała smutno Masłowska.

Stąd podczas dość krótkiej rozmowy w Bibliotece Manhattan (pisarka padła ofiarą paraliżu Szybkiej Kolei Miejskiej wynikłym z braku zasilania na trasie Gdańsk Główny-Sopot, w związku z czym spóźniła się nieomal pół godziny na własne spotkanie autorskie), kilkukrotnie wspomniała, że „nie będziemy dzisiaj rozmawiać o >>Wojnie<<”. Jednak, o ironio, to właśnie ten temat co jakiś czas wypływał, jakby faktycznie nad Masłowską krążyła klątwa „Wojny polsko-ruskiej”.

Po spotkaniu pisarka chętnie rozdawała autografy, mimo tego, że ustawiła się do niej kilkunastometrowa kolejka miłośników jej twórczości

Przybyła tłumnie publiczność, która zajęła nie tylko wszystkie przygotowane przez organizatorów krzesła, ale ustawiała się także między regałami, żeby móc przysłuchiwać się rozmowie, miała też jednak okazję poznać twórczynię słynnej powieści z innej strony. Na przykład jako autorkę traktowanych z przymrużeniem oka felietonów kulinarnych, a także badaczkę kultury popularnej i języka.

Przykładem tego, że Masłowska dobrze radzi sobie w tych dziedzinach, może być choćby jej cykl „Jak przejąć kontrolę nad światem, nie wychodząc z domu”, w którym m.in. skomentowała znany program telewizyjny „Kuchenne rewolucje” - właśnie pod kątem językoznawczym i kulturowym.

- On daje ciekawy obraz współczesnej polszczyzny. Moją uwagę zwróciła schizofrenia obecna w języku bohaterów. Z jednej strony jest skrajnie wulgarny, agresywny, obrzydliwy. Na przestrzeni ostatnich 20. lat wulgarność języka się zneutralizowała, nie jest żadnym zaburzeniem normy czy patologią, po cichu przeszła do języka publicznego i oficjalnego. W języku potocznym zajmuje bardzo dużo miejsca - oceniła Masłowska, odwołując się do felietonu. - Jednocześnie, jakby dla neutralizacji, pojawiają się zdrobnienia, które są przejawem pozornej czułości. Kiedy to studiowałam, wydało mi się, że Polacy zdrobnieniami odreagowują to, w jak wulgarny i agresywny sposób się porozumiewają ze sobą. Wydało mi się to bardzo ciekawe.

Podczas rozmowy o języku polskim, znów jak bumerang powrócił temat „Wojny”, z którą zapoznał się cały przekrój tych bardziej i tych mniej czytających w Polsce, m.in. z racji tego, że fragmenty powieści trafiły do kanonu szkolnych lektur. Pisarka wspomniała jej sposób opisywania świata, nie tylko zresztą w tej książce, ale i w kolejnych pozycjach, spotykał się wielokrotnie z ostrym sprzeciwem.

- Pokazanie ludziom języka, którym mówią, budzi niesłychany sprzeciw i agresję. Jest to jedna bardziej ofensywnych rzeczy, które można im zrobić. Wolimy, żeby literatura była nośnikiem mitu i piękna, a nie pokazywała chama, który jest w nas - skomentowała zdziwiona pisarka.

TV

Profilaktyka piersi w tramwaju w Dzień Kobiet