Link do opisu wydarzenia: Wystawa w Gdanskiej Galerii Fotografii MNG "Turecki Ślad"

Wystawa w Gdanskiej Galerii Fotografii MNG "Turecki Ślad"

Data: 25.05.2008 - 10.06.2008
Godzina: 17.00
Gdańska Galeria Fotografii MNG (vis a` vis Kaplicy Królewskiej)
Miejsce: Gdańsk ul. Grobla I 3/5
Organizator: Muzeum Narodowe w Gdańsku

Szczegóły wydarzenia

Bilety 1 i 2 złote. W soboty wstęp wolny.

MUZEUM NARODOWE W GDAŃSKU

Oddział Sztuki Współczesnej, Gdańska Galeria Fotografii

"Turecki Ślad"

25 maja (niedziela) 2008 o godz. 17.00

ul. Grobla I 3/5, PL-80 834 Gdańsk (vis a` vis Kaplicy Królewskiej)

tel/fax 058 301 71 47

Galeria: http://artfoto.infinity.net.pl  Studium Fotografii Artystycznej: http://studium.infinity.net.pl

e-mail: ggf@muzeum.narodowe.gda.pl

 

Wszystko zaczęło się w sierpniu 2005 od wystawy tureckiego artysty Iszıka Aksoya „Agonia zapomnianych domów” w Gdańskiej Galerii Fotografii MNG. Obecna wystawa jest pochodną tej pierwszej. Stanowi efekt bardzo udanego pleneru słuchaczy Studium Fotografii Artystycznej połączonego z ich wystawą „Pastisz. Mona Lisa z wąsami”, która została otworzona w Ankarze w końcu września 2007 (premiera wystawy GGF 2006).

Ekspozycja do 10 lipca (w zaproszeniu podaliśmy mylnie 4 lipca). Bilety 1 i 2 złote. W soboty wstęp wolny.

 Od 1 czerwca przyjmujemy zapisy dorosłych i młodzieży na dwuletnie Studium Fotografii Artystycznej, działające przy Gdańskiej Galerii Fotografii na prawach uniwersytetu otwartego.

Zapowiadamy ogłoszenie niebawem międzynarodowego otwartego konkursu fotograficznego „Album dla Gdańska”. Będzie to cykl dorocznych konkursów z finałem w roku EURO 2012. Szczegóły niebawem na stronach  www.gdansk.pl  www.ecwybrzeze.pl  http://artfoto.infinity.net.pl   http://studium.infinity.net.pl

Prace prezentowane na wystawie Turecki ślad powstały podczas pleneru fotograficznego, który odbył się w Ankarze i Kapadocji na przełomie września i października ubiegłego roku. Wszystko zaczęło się od propozycji zaprezentowania wystawy słuchaczy Studium Fotografii Artystycznej Pastisz. Mona Lisa z wąsami w galerii Wydziału Sztuki, Architektury i Projektowania Uniwersytetu Bilkent w Ankarze. Dziekan wydziału, Bűlent Őzgűç zapewnił noclegi w miasteczku uniwersyteckim grupie czworga studentów, jednemu wykładowcy Studium Fotografii Artystycznej i kurator z ramienia Działu Fotografii MNG. Z kolei Ambasada RP w Ankarze pokryła koszty podróży oraz druku katalogu. Mariusz Sładczyk, wykładowca Uniwersytetu Bilkent (a także inicjator całego przedsięwzięcia) był naszym opiekunem, przewodnikiem po stolicy oraz organizatorem czterodniowego pleneru fotograficznego w Kapadocji.

Na wystawę składa się wybór fotografii Witolda Biangi, Pawła Borkowskiego, Włodzimierza Piechowicza, Piotra Sokołowskiego, Mariusza Sładczyka, Violetty Musiał-Świątkiewicz, Sylwii Stańczyk i Anny Szynwelskiej, przedstawiających Ankarę, niezwykłe plenery Kapadocji (m.in. Göreme, Çavuşin, Ürgüp, Paşabağ, Ağzikarahan, Kizilçukur i Uçhisar), scenki uliczne i portrety ludzi. Turecki ślad stanowi także naszą fotograficzną refleksję na temat współczesnej Turcji, jej kultury, natury i tożsamości.

Wielkie reformy Kemala-Paszy szybko idą naprzód. Turcja chce być krajem cywilizowanym i “okcydentalizuje” się bardzo szybko. Nie chce mieć cywilizacji europejskiej, narzuconej sobie przez obcych, ale chce mieć własną cywilizację turecką, opartą na wzorach europejskich. Pozbywszy się upokarzających “kapitulacyj”, nie poda już wolnej szyi w niczyje jarzmo. Myśli nawet o własnym przemyśle i szuka tylko takich związków międzynarodowych, które mogłyby jej do tego dopomóc, szuka narodów, do których mogłaby mieć zaufanie. (...)

Zniknęły barwne stroje, zniknęły także zasłony kobiet i niewiasta turecka patrzy już dzisiaj śmiałym okiem na Europejczyka. Została jednak, pomimo wszystko, poezja dawnych, jeśli nie lepszych, to z pewnością pięknych czasów. Zostały stare, cudowne studnie, arcydzieła sztuki budowniczej, zostały okucia i kraty w oknach, nad które nie ma piękniejszych, zostały przylepione do małych, drewnianych domków, niby gniazda jaskółcze, kryte, mauretańskie “loggie”, został nade wszystko bazar, kolorowa bajka nie z tysiąca i jednej nocy, lecz z białego, słonecznego, upalnego dnia wschodniego. (...)

Turcy w ogóle uśmiechają się, jak Japończycy. Nie śmieją się, ale uśmiechają. Ten uśmiech należy do ich stylu, do ich etykiety towarzyskiej. Co się poza nim kryje, tego Europejczyk nigdy nie dowie. Mam jednak przekonanie, że w stosunku do mnie, jako do Polaka, był to uśmiech istotnej przyjaźni. (...)

Poza tem wszystkiem Turek jest moralny, bez porównania moralniejszy od Europejczyka, dzięki islamowi, który, jak to trafnie określają sami Turcy, nie jest tylko religią, lecz całą, odrębną, zamkniętą w sobie cywilizacją. Tej cywilizacji Europa nie zna i nie docenia. Uważa ją ona, za “barbarzyńską”, gdy tymczasem jest ona tylko “inna”.

Zdzisław Dębicki, Z południa i północy, Nakład Gebethner i Wolf, Warszawa 1926, s. 294-332

Z dołu wzniesienia dochodziły nas pokrzykiwania niewidocznych dzieci. Kiedy słońce znikło za pędzącymi przed siebie, zdecydowanymi, ciemnymi chmurami, zobaczyliśmy dzieciarnię grającą w piłkę na odległej równinie. Odgłos kopnięcia dochodził do nas z dwu-, może trzysekundowym opóźnieniem. Doktor Narin powiedział, że niektórzy z tych chłopców popełniają drobne kradzieże.

Upadek wielkich cywilizacji i utrata ludzkiej pamięci sprawiają, że to właśnie dzieci pierwsze tracą moralność, bo szybko i bezboleśnie zapominają o przeszłości i z łatwością zaczynają marzyć o tym, co nowe. Dodał, że chłopcy przyszli tu z miasta. (...)

Wygląda na to, że my, żałośni przegrani w ruletce historii, już zawsze będziemy wysadzać w powietrze swoje ciała i dusze, z miłości do Boga, księgi, historii czy świata wtykać bomby do pudełek po cukierkach, w tomy Koranu i do skrzyń biegów, a wszystko po to, by przekonać samych siebie, że jednak coś zyskaliśmy, i choć przez chwilę poczuć smak zwycięstwa. To wcale nie jest takie złe, pomyślałem i zobaczyłem światło w naszym oknie. (...)

Wygląda na to, że niektóre spośród osób przyjezdnych zapomniały, iż są tutaj tylko gośćmi. Czego chcą? Czy pragną poniżyć wszystko, co uznawane jest za świętość w naszym mieście, od wieków przywiązanym do swoich meczetów, świąt, religii, proroka, szejchów i pomnika Atatürka? O nie! Nie zmusicie nas, byśmy pili wino i coca-colę. Nie będziemy czcić bożka, Ameryki i szatana, ale Wielkiego Allacha! Dlaczego to właśnie w naszym spokojnym mieście spotykają się wszyscy wariaci, których głównym celem jest naśladowanie semickiego agenta Maksa Rulo (...). Czy mamy spokojnie patrzeć na to, Czy po to Atatürk przegonił Greków? Jeśli dziś nie przywołamy do porządku tych, którzy zapomnieli, że są tu gośćmi, i nie nauczymy porządku wszystkich nieostrożnych, którzy ich tu zaprosili, jak jutro będziemy mogli spojrzeć sobie w oczy? (...)

Orhan Pamuk, Nowe życie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008, s.132,116,110

Zwiedzamy Ulus – starą dzielnicę Ankary, gdzie roi się od prowizorycznie postawionych domków – podobno budowano je w jedną noc z tego, co było pod ręką – desek, cegieł, kamieni, gliny, blachy falistej – bo tureckie prawo nie mogło zabronić budowy… gdy budynek już stał. Teraz brakuje pieniędzy na remont tych domów, więc wiele z nich popada w ruinę – zresztą zdaje się, że ich rachityczna konstrukcja i tak z góry miała wpisany upadek w swój życiorys. Szkoda, że ta trochę chaotyczna zabudowa stopniowo rozpada się albo jest wyburzana przez władze miasta, bo pomimo wszystkich swych niedoskonałości ma w sobie niepowtarzalny charakter. Nowe budynki, mocno wzorowane na europejskich, wydają się zbyt kubistyczne w formie, wyjałowione kulturowo – sprawiają wrażenie ciał obcych, które przypadkowo spadły z nieba i wbiły się w piaszczystą ziemię. Próby przełamania ich formy przez 'urozmaicanie' kopułkami czy pseudo-orientalnymi filarami tylko pogarsza sprawę, tworząc architektoniczny koszmar. (...)

Przechodzimy przez targowisko, gdzie mieszają się intensywne barwy i zapachy ze stoisk z przyprawami, warzywami, owocami i świeżymi rybami. Zewsząd słychać głośne rozmowy targujących się ludzi. Zastanawiają stoiska z makabrycznie obdartymi ze skóry baranimi łbami i racicami (Wątpliwe, żeby to był jakiś lokalny przysmak... A może gotuje się z tego wywar do zupy..?).

Wszyscy sprzedawcy są dumni ze swoich kramów – chętnie pozują do zdjęć, szczerze uśmiechają się do obiektywów. Niektórzy zapraszają mnie, żebym ustawiała się razem z nimi do zdjęć. Ktoś robi mi fotkę przy swoim stoisku z kiełbasami aparatem w telefonie komórkowym na pamiątkę, albo też w ramach wymiany: fota za fotę, poza za pozę. Inni zwołują do zdjęcia przyjaciół z sąsiednich stoisk. Wszyscy są życzliwi, sympatyczni i nie oczekują niczego w zamian – nikt nie obraża się, że po sfotografowaniu nie kupimy nic z jego stoiska. Nawet nie widać po nich poirytowania z powodu ramazanu i całodziennej głodówki. (…)

W sklepie z pamiątkami sprzedawca zaintrygowany sprzętem Włodka nawiązuje z nami rozmowę – okazuje się, że sam zajmował się profesjonalnie fotografią. Pokazuje nam wycinki z amerykańskich pism fotograficznych z lat 50., gdzie porównują go do Cartier-Bressona. Wydobywa stos czarno-białych fotografii oprawionych w passe-partout, na których uwiecznił rolników, robotników, tureckie plenery… To niezwykle miłe i zaskakujące spotkanie. Zapraszamy go na naszą wystawę i idziemy dalej. (...)

Anna Szynwelska, Fragmenty zapisków z pleneru fotograficznego w Turcji