• Start
  • Wiadomości
  • Z internetu na deski teatru. Efekt zaskakujący. Recenzja „Betonu” Teatru Miniatura

Z internetu na deski teatru. Efekt zaskakujący. Recenzja „Betonu” Teatru Miniatura

Przeznaczony dla młodzieży i widzów dorosłych monodram Wojciecha Stachury to druga premiera Teatru Miniatura tuż po odmrożeniu teatrów - obok komedii familijnej „Najbrzydsze zwierzę świata”. Co prawda „Beton” w reżyserii Michała Derlatki, od kilku miesięcy można oglądać w internecie, ale na żywo dostarcza innych emocji, niż wersja spektaklu online, która poprzedziła premierę stacjonarną. Czy warto zobaczyć, jeśli się już widziało?
10.06.2021
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
„Beton” to monodram Wojciecha Stachury, inspirowany historią najdłuższego gdańskiego falowca. Miał dwie premiery - po znakomicie przyjętej listopadowej wersji online artyści przygotowali wersję sceniczną
„Beton” to monodram Wojciecha Stachury, inspirowany historią najdłuższego gdańskiego falowca. Miał dwie premiery - po znakomicie przyjętej listopadowej wersji online artyści przygotowali wersję sceniczną
fot. Piotr Pędziszewski / Miejski Teatr Miniatura

 

 

Po ponad sześciu miesiącach spektakl „Beton” Teatru Miniatura w reżyserii Michała Derlatki doczekał się drugiej premiery - tym razem stacjonarnej. Fikcyjna opowieść o twórcy słynnego gdańskiego falowca na Przymorzu, na podstawie powieści Moniki Milewskiej „Latawiec z betonu”, która zdobyła Pomorską Nagrodę Literacką „Wiatr od morza”, w listopadzie ubiegłego roku została zaprezentowana online, na YouTubie teatru. Twórcy wykroczyli znacznie poza realizację zapisu przedstawienia - udało im się stworzyć ciekawy w formie, niezależny film, z brawurową rolą (a właściwie rolami) Wojciecha Stachury, który wciela się w kilkanaście postaci - m.in. inżyniera, mieszkańców bloku, córkę czy milicjantów.

Atutami produkcji są przede wszystkim ciekawy montaż i zdjęcia - na uwagę zasługują szczególnie czarne-białe sceny retrospektywne, oraz muzyka, za którą odpowiadają bracia Michał i Mateusz Sarapata. Sfilmowana historia dostarcza także oglądającym całego wachlarza emocji - nie brakuje humoru, ale i smutku okraszonego melancholią, towarzyszymy również bohaterowi w chwilach, gdy ogarnia go zwątpienie, ale i złość czy frustracja wynikające z bycia niedocenionym i uwikłanym w system. Wartka akcja pełna wzlotów i upadków inżyniera wzbogacona jest o ciekawy sposób snucia tej wielowątkowej opowieści przez aktora, grającego w żywym oraz lalkowym planie. Całości dopełniają głosy z offu trójki aktorów Teatru Miniatura: Edyty Janusz-Ehrlich, Piotra Srebrowskiego i Zofii Bartoś, dopracowana scenografia według koncepcji Wojciecha Stachury, oraz wizualizacje i animacje przygotowane przez Sebastiana Łukaszuka.

 

Wojciech Stachura wciela się m.in. w rolę bezimiennego inżyniera, fikcyjnego twórcy słynnego falowca. To postać złożona, która budzi w widzach zarówno sympatię, jak i niechęć
Wojciech Stachura wciela się m.in. w rolę bezimiennego inżyniera, fikcyjnego twórcy słynnego falowca. To postać złożona, która budzi w widzach zarówno sympatię, jak i niechęć
fot. Piotr Pędziszewski / Miejski Teatr Miniatura

 

To wszystko sprawia, że premiera „Betonu” online była najważniejszym „wirtualnym” wydarzeniem teatralnym minionego roku, który obfitował w różnego rodzaju propozycje w internecie, jednak żadna nie mogła pochwalić się taką jakością, pomysłem i realizacją. Sam spektakl, o którym wiadomo było, że miał trafić do stałego repertuaru już po ponownym otwarciu teatrów po lockdownie, zapowiadał się na najlepszą premierę Teatru Miniatura na przestrzeni kilku lat - od czasu głośnych i wielokrotnie nagradzanych „Krzyżaków” na podstawie powieści Henryka Sienkiewicza, w reżyserii gdańszczanina Jakuba Roszkowskiego, obecnie związanego z Teatrem im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Oczekiwania poniekąd zostały spełnione - „Beton” na żywo jest niezwykle ciekawym formalnie eksperymentem teatralnym, prezentującym szerokie możliwości teatru lalkowego, który zdecydowanie zyskuje w bezpośrednim kontakcie.

Przyjemnie także na żywo oglądać Wojciecha Stachurę, który tworzy rozbudowaną rolę, umiejętnie łącząc w swojej postaci cechy niepozornego, bezimiennego inżyniera, orędownika komunizmu, donosiciela i oportunisty, ale także superbohatera swoich czasów, opowiadającego widzom o falowcu z megalomańską fantazją. Aktor nie ma łatwego zadania, bo jego bohater podróżuje w czasie - rolę przewodnika po przeszłości odgrywa falowiec, którego każdy z segmentów pogrążony jest w innej epoce. To oznacza, że ich mieszkańcy żyją zupełnie odmiennymi wydarzeniami historycznymi: dla jednych czas się zatrzymał w latach 70., a inni są już daleko w latach 90. Każdy z okresów Wojciech Stachura stara się symbolicznie pokrótce pokazać, w szalonym tempie, które zachwyca widza, ale dla aktora jest okupione morderczym wysiłkiem. Stąd pojawiają się w spektaklu różne potknięcia, których udało się uniknąć w wersji online, dzięki montażowi. W grze na żywo mnogość postaci do odegrania chwilami przytłacza Stachurę, który wykonuje niezwykle ambitny one man show. W zawrotnym pędzie zmienia rekwizyty i lalki, które w jego rękach stają się pełnoprawnymi aktorami drugoplanowymi, ogrywanymi bardziej lub mniej udanie.

 

roześmiany złowieszczo mężczyzna w białym golfie, okularach przeciwsłonecznych i czapce, pozuje z góry, opierając się białą meblościankę, na której wyświetlona jest wizualizacja balkonów falowca i mężczyzna jako demon i anioł
Cieszą bogate animacje i projekcje Sebastiana Łukaszuka, które jeszcze bardziej uatrakcyjniają grę aktora w żywym planie, dobrym pomysłem okazało się też zaproszenie do tworzenia muzyki Michała i Mateusza Sarapatów, czyli Sarapata Sound Workers
fot. Piotr Pędziszewski / Miejski Teatr Miniatura

 

Niekwestionowaną przyjemność sprawia możliwość zobaczenia spektaklu na żywo, zwłaszcza z powodu rozbudowanej i przemyślanej w najdrobniejszych szczegółach scenografii - falowiec w spektaklu występuje w aż trzech odsłonach. Możemy go podziwiać w formie białej makiety, jego obraz wyświetlany jest ponadto na meblościance znajdującej się za plecami aktora, która także zbudowana jest na wzór falowca, z małych kwadratowych klatek, w których chowają się kolejno odsłaniane przez aktora mieszkania. „Beton” na żywo w odróżnieniu od spektaklu prezentowanego online, jest też przede wszystkim okazją do współuczestnictwa i pełnego przeżywania emocji.

Co ciekawe, w tym przypadku zupełnie innego rodzaju emocji. Zdarzyło się bowiem coś zaskakującego - dowcip i absurd niezwykle wyraźnie widoczne w wirtualnej premierze, utrzymanej w konwencji groteski i parodii filmów kryminalno-sensacyjnych, w spektaklu granym na żywo ustępują miejsca pewnego rodzaju powadze i nostalgii, zyskując nieobecny wcześniej ciężar dramatyczny.

 

W „Betonie” aktor na scenie dwoi się i troi w zawrotnym tempie, wcielając się w różne postaci. Nie jest to łatwe zadanie, ale Wojciech Stachura dość dobrze sobie z nim radzi, wykorzystując różne pomysły czerpiące z teatru formy
W „Betonie” aktor na scenie dwoi się i troi w zawrotnym tempie, wcielając się w różne postaci. Nie jest to łatwe zadanie, ale Wojciech Stachura dość dobrze sobie z nim radzi, wykorzystując różne pomysły czerpiące z teatru formy
fot. Piotr Pędziszewski / Miejski Teatr Miniatura

 

Finalnie jest to nadal zrealizowany niezwykle pomysłowo teatr lalkowy dla dorosłych i młodzieży - nie tylko dla mieszkańców falowca. Trzeba być przygotowanym na spektakl pod wieloma względami inny niż online, ale warto zobaczyć. Tym bardziej, że nie sposób przejść obojętnie obok najsłynniejszego bloku mieszkalnego w Polsce, o którego losach „Beton” opowiada - gdański falowiec, przez lata cieszył się złą sławą, dziś przecież może się pochwalić mianem obiektu kultowego, podobnie jak Pałac Kultury i Nauki czy perły gdyńskiego modernizmu, także przez wielu znienawidzone. Fakt, że PRL-owski gdański mrówkowiec jest trzecim pod względem długości budynkiem mieszkalnym w całej Europie, zaraz po blokach w Wiedniu i Rzymie, czyni go wręcz atrakcją turystyczną, polecaną między innymi przez „National Geographic”. Spektakl „Beton” jest ciekawą formą promocji tego obiektu i świadectwem pamięci, które pozwala spojrzeć na niego inaczej niż na nieprzyjazną bryłę - z perspektywy ludzkiej.

 

 

TV

W zoo zamieszkały dwa lemury