• Start
  • Wiadomości
  • Uchodźca z Ukrainy: - 18 lutego przyleciałem do Gdańska odwiedzić syna. Nie wróciłem, bo w moim kraju wybuchła wojna

Uchodźca z Ukrainy: - 18 lutego przyleciałem do Gdańska odwiedzić syna. Nie wróciłem, bo w moim kraju wybuchła wojna

Roman Kirieiev, Ukrainiec z polskimi korzeniami, w piątek, 18 lutego, przyleciał odwiedzić syna, który osiem lat temu przeprowadził się do Gdańska. Lot powrotny do Charkowa miał w następny piątek. Ale w czwartek, 24 lutego, w jego kraju wybuchła wojna. Teraz, razem z żoną Inesą pomagają Ukrainkom i Ukraińcom w punkcie informacyjnym przy Dolnej Bramie 8. I z lękiem myślą, co dalej.
15.03.2022
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Roman i Inesa Kirieiev przyjechali do Gdańska z Siewierodonecku w obwodzie ługańskim w objętej wojną Ukrainie. Są wolontariuszami w Punkcie Informacyjnym przy ulicy Dolna Brama 8
Roman i Inesa Kirieiev przyjechali do Gdańska z Siewierodonecku w obwodzie ługańskim w objętej wojną Ukrainie. Są wolontariuszami w Punkcie Informacyjnym przy ulicy Dolna Brama 8
fot. Dominik Paszliński / www.gdansk.pl


Baza wiedzy: Gdańsk pomaga Ukrainie. Jak to robić mądrze? Українська мова. Pусский


Siewierodonieck to około stutysięczne miasto w obwodzie ługańskim na wschodzie Ukrainy. Nazywany jest Perłą Donbasu. 7 maja 2014 roku prorosyjscy separatyści zajęli prokuraturę w miasteczku. To był kolejny krok w toczonej od 6 kwietnia wojnie w Donbasie - rozpoczętym osiem lat temu konflikcie zbrojnym pomiędzy separatystami ze wschodu Ukrainy oraz wspierającą ich Federacją Rosyjską, a siłami legalnych władz Ukrainy. Wojnie, której krwawy finał rozgrywa się teraz.

 

Na początek wysłać syna na studia

Jak wybuchła wojna w 2014 roku, mieszkający w Siewierodonecku Roman i Inesa Kirieiev postanowili, że ich syn musi wyjechać gdzieś, gdzie jest bezpieczniej. Akurat skończył szkołę, wysłali go więc do Polski na studia. Oni sami mają Kartę Polaka i polskie korzenie - Inesa ze strony dziadka, Roman ze strony babci. Angażowali się też w działalność Stowarzyszenia Polsko-Ukraińskiego.

Syn najpierw zamieszkał w Gdyni. Studiował w Wyższej Szkole Administracji i Biznesu im. Eugeniusza Kwiatkowskiego, gdzie obronił licencjat. Później przeniósł się do Gdańska. Trzy lata temu ukończył studia magisterskie na Uniwersytecie Gdańskim i zaczął pracę - w finansach, w znanej firmie PwC.

W Gdańsku regularnie go odwiedzali, raz, dwa razy do roku. Jak mówi Roman - to miasto wprawiało go w dobry nastrój. Podczas tych odwiedzin Roman całkiem dobrze nauczył się polskiego, który podszkolił jeszcze w ciągu ostatnich dwóch tygodni tutaj. Inesa radzi sobie trochę gorzej, ale i z nią spokojnie można się po polsku porozumieć.

Myśleli o tym, żeby podążyć za synem i także przeprowadzić się do Gdańska, ale za jakiś czas.

- Mówiliśmy „później, później”. Nie myśleliśmy, że będzie wojna. Pomyśleliśmy, że spokojnie podokańczamy sprawy, zamkniemy firmę, sprzedamy dom i przyjedziemy do Polski. Wtedy postaramy się o polskie obywatelstwo i kupimy mieszkanie - wspomina Roman.

Nie zdążyli.

 

Bilet w jedną stronę

W piątek, 18 lutego 2022 roku, Roman kolejny raz przyleciał do Gdańska do syna w odwiedziny. Samochód jak zawsze zostawił na lotnisku w Charkowie. Bilet powrotny na samolot miał kupiony na następny piątek - 25 lutego. Ale 24 lutego rozpoczęła się zbrojna napaść Rosji na Ukrainę. Roman nie miał już jak wrócić do domu. W ostatniej chwili z oblężonego miasta udało się jeszcze uciec jego żonie. Inesa do Gdańska dojechała 27 lutego.

- Przyleciałem do syna na siedem dni. A teraz nie mogę wrócić do mojego pięknego miasta. Moje miasto jest otoczone ze wszystkich stron przez rosyjskie wojska. Każdego dnia trwa ostrzał budynków cywilnych i bombardowania. Moja mama ukrywa się w piwnicy pod kawiarnią, bo każde wyjście na zewnątrz to narażenie się na śmierć - mówi drżącym głosem Roman.

Inesa w Siewierodoniecku była dyrektorem Funduszu Młodzieżowego, udzielającego młodym kredytów na zakup mieszkania. On jest biznesmenem. W miasteczku był właścicielem prężnie działającej firmy z branży kuźniczej - miał swój sklep, w którym sprzedawał m.in. ozdobnie kute bramy, mieli też z żoną wspomnianą małą kawiarnię.

Ukraiński rodzic w otoczonym przez Rosjan mieście pisze do gdańskiej szkoły: „Poczekajcie na Denisa”


Dzięki temu mieli pieniądze, które za rok, może dwa lata, miały im zapewnić nowe, normalne życie w Gdańsku, który w ciągu ostatnich ośmiu lat tak często odwiedzali, i który tak im się spodobał.

- Teraz nie mamy pieniędzy, nie mamy nic. Straciliśmy wszystko. I nie możemy wrócić do naszego domu w Siewierodonecku. Nie wiemy, co robić dalej. Ale trzeba jakoś żyć, szukać pracy. Teraz mieszkamy tu - mówi ze smutkiem Inesa, drobna, ale twarda kobieta.

- Wszystko będzie dobrze. Tak myślimy. Chcemy wyrobić sobie kartę stałego pobytu, złożyliśmy już odpowiednie dokumenty w urzędzie. Będziemy pracować, zarobimy pieniądze i wszystko będzie dobrze. Uda się. Jeszcze kupimy w Gdańsku mieszkanie - pociesza on, i widać, że naprawdę w te słowa wierzy.

 

Inesa ma w telefonie film ze zdjęciami z trwającej w ich kraju wojny. Widać na nim ich zbombardowane miasto i rannych cywilów
Inesa ma w telefonie film ze zdjęciami z trwającej w Ukrainie wojny. Widać na nim ich zbombardowane miasto i rannych cywilów
fot. Dominik Paszliński / www.gdansk.pl

 

Nie mogą wrócić do kraju, pomagają więc innym

Na razie pomaga im syn, a oni - pomagają siostrom i braciom Ukraińcom, którzy każdego dnia przybywają do Gdańska z objętej wojną ojczyzny.

- Zaraz po przyjeździe do Gdańska zaczęliśmy szukać centrum wolontariatu, żeby pomagać Ukraińcom w każdy możliwy sposób. Nie chcieliśmy zamknąć się w domu, nic nie robić. Chcieliśmy działać - tłumaczy Inesa, gdy rozmawiamy w Punkcie Informacyjnym przy Dolnej Bramie 8, gdzie jest wolontariuszką. To jeden z najważniejszych adresów z pomocą dla Ukraińców w naszym mieście.

Wspomina, że pierwszego dnia, gdy byli już tutaj razem, pojechali na stadion Polsat Plus Arena Gdańsk, który jest centralnym magazynem zbiórki Gdańsk Pomaga Ukrainie. Ale nie mieli tam dla nich zajęcia, szukali więc dalej. W Domu Harcerza było dla nich coś do roboty - tam pomagali przed dwa dni.

Dolna Brama 8. Zapamiętaj ten adres - centrum akcji Gdańsk Pomaga Ukrainie na pełnych obrotach


W końcu trafili na Dolną Bramę 8 i już zostali. Każdego dnia przychodzą pracować woluntarystycznie po kilka godzin. Inesa pracuje na recepcji - rejestruje uchodźców, udziela informacji, kieruje dalej. Przez punkt recepcyjny każdego dnia przechodzi około 500 potrzebujących osób. Roman pilnuje, żeby zarejestrowane osoby otrzymały odpowiednie wsparcie.

Pracy jest bardzo dużo, a im nie jest łatwo, ale nawet przez chwilę nie myśleli o tym, żeby zrezygnować z pomagania innym. Mimo tego, że każdego dnia żyją w ogromnym stresie, nerwach i strachu, śledząc doniesienia z Ukrainy, nie tracą ani sił, ani pogody ducha.

Inesa ma w telefonie zapisany film, który jest kompilacją zdjęć z wojny. Na zdjęciach jest ich Siewierodonieck - zbombardowany, z ofiarami wśród cywili, także dzieci, i zawalonymi budynkami mieszkalnymi. Kiedy go ogląda, płacze. Ale wierzy, oboje wierzą, w to, że Ukraina będzie wolna.

- Polski i ukraiński naród to narody wolne. A rosyjski naród to naród niewolników. To, co Putin mówi, to oni robią - mówi Roman. - Polacy i Ukraińcy to wolni ludzie. I dlatego są solidarni.

TV

Czwarty mikrolas już rośnie - zobacz, jak powstawał na Oruni Górnej