• Start
  • Wiadomości
  • Śladami pamięci i pytań. Gdzie spoczywa kapral Andrzej Kowalczyk, obrońca Westerplatte?

Śladami pamięci i pytań. Gdzie spoczywa kapral Andrzej Kowalczyk, obrońca Westerplatte?

Podczas przeprowadzonej przez Muzeum II Wojny Światowej 16 marca ekshumacji na Cmentarzu Żołnierzy Wojska Polskiego na Westerplatte okazało się, że w miejscu, gdzie miały spoczywać szczątki kaprala Andrzeja Kowalczyka pochowany został najprawdopodobniej niemiecki żołnierz. Jak to się mogło wydarzyć? Co wiemy o bohaterskim kapralu? Gdzie należy szukać jego szczątków?
19.03.2021
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Rok 2018. Westerplatte Światłocienie  - plenerowe widowisko organizowane przez Muzeum Gdańska, podczas którego mieszkańcy zapalali znicze na grobach żołnierzy. Nz. grób kaprala Andrzeja Kowalczyka
Rok 2018. "Westerplatte Światłocienie" - plenerowe widowisko organizowane przez Muzeum Gdańska, podczas którego mieszkańcy zapalali znicze na grobach żołnierzy. Nz. grób kaprala Andrzeja Kowalczyka
zdj. Grzegorz Mehring/gdansk.pl


Szczątki, które uważane były dotąd za należące do kaprala Kowalczyka chowano na Westerplatte w 1992 roku wyjątkowo uroczyście. Wydarzenie miało miejsce w dniu 1 września i odbywało się z zachowaniem pełnego ceremoniału wojskowego. Patronował mu ówczesny wojewoda gdański Maciej Płażyński, w uroczystości uczestniczyli ks. prałat Henryk Jankowski, a także ówczesny prezydent Gdańska Franciszek Jamroż. Mszę św. koncelebrowali abp. Tadeusz Gocłowski i biskup polowy Wojska Polskiego Sławoj Leszek Głódź. Trumnę ze zwłokami nieśli żołnierze kompanii reprezentacyjnej. Jak to możliwe, że po niemal 29 latach od tamtej uroczystości, na Westerplatte znaleziono zbutwiałą trumnę, a w niej - ludzkie szczątki, które najprawdopodobniej należą do kogoś zupełnie innego?

Historia życia i śmierci kaprala Andrzeja Kowalczyka budzi zainteresowanie od kilkudziesięciu lat. Według cytowanych w różnych źródłach świadectw zginął on już 1 września 1939 r. podczas obrony Westerplatte. Wykonywał wówczas zadanie bojowe, polegające na obrzuceniu granatami wnętrza wartowni Schupo. Ta misja, jak wynika z relacji kolegów, zakończyła się dla niego tragicznie. Jej opis znaleźć można m.in. w artykule Józefa Gradowskiego "Losy znane i nieznane poległych na polu chwały" (Dziennik Bałtycki, 31.10-2.11, 1986):

Porucznik Pająk kapralowi Kowalczykowi wydał rozkaz obrzucić wiązkami granatów ręcznych wnętrze wartowni Schupo. Niespodziewanie z drewutni, obok silnie uszkodzonego budynku Schupo, Niemcy otworzyli ogień z broni maszynowej w kierunku wartowni nr 1, odcinając odwrót. Pająk wydał wówczas Kowalczykowi i Ussowi rozkaz zniszczenia drewutni granatami ręcznymi. Obydwaj podczołgali się do resztek muru z przygotowanymi wiązkami granatów. Kowalczyk podniósł się i rzucił granaty do środka drewutni, nagle odskoczył do tyłu i trzymając się za prawą pierś upadł na ziemię.

tak całą akcję relacjonował chorąży Jan Gryczman.

Według kolegów, ranny Andrzej Kowalczyk był niesiony drogą i wówczas został ugodzony jeszcze raz, tym razem odłamkami granatu. Gdy zaciągnięto go do rowu, prosił o to, by go zostawić. Ciężko rannego kaprala wspominał też plutonowy Władysław Baran:

Mniej więcej w połowie drogi między stanowiskiem placówki „Prom” a wartownią natknąłem się na kaprala Kowalczyka. Choć ciężko ranny, był żywy i przytomny - rozmawialiśmy. Na moje słowa, że go koledzy porzucili podczas wycofywania, Kowalczyk odpowiedział: "Władziu, ze mnie i tak już nic nie będzie, wy się tylko trzymajcie i nie poddajcie".

 

Artykuł o kapralu Andrzeju Kowalczyku w Dzienniku Bałtyckim w 1986 r.
Artykuł o kapralu Andrzeju Kowalczyku w Dzienniku Bałtyckim w 1986 r.
źródło: WiMBP w Gdańsku


Andrzej Kowalczyk po walkach na Westerplatte uznany był za zaginionego aż do roku 1963. Wtedy to, podczas prowadzonych prac inwestycyjnych w gdańskim porcie, kiedy robiono wykop pod silos na cement, natrafiono na szczątki ludzkie. Były przy nich naboje karabinowe, gwizdek bakelitowy jakiego używali polscy podoficerowie, polski granat ręczny, ładownica na naboje i resztki harmonijki ustnej - instrumentu, na którym grywał kpr. Kowalczyk. W artykule "Dla Bohatera - miejsce na Westerplatte" (Dziennik Bałtycki, 4.08.1992 r.) Stanisławy Górnikiewicz-Kurowskiej, wieloletniej opiekunki westerplatczyków i autorki książek o nich, pojawia się bardzo znamienny fragment, dotyczący tego, jak w 1963 roku próbowano obejść się ze znaleziskiem.

Otóż, pisze Stanisława Górnikiewicz-Kurowska:

Gdy o zaistniałym fakcie dowiedziały się władze miasta, zajęły jednoznaczne stanowisko: osobiste pamiątki należy przekazać do Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni, szczątki zaś zaorać, nie dopuszczając do opublikowania tego faktu ogółowi społeczeństwa.


Z tym jednak nie chcieli się pogodzić towarzysze broni kpr. Kowalczyka, do których doszła ta wiadomość. Trzej mieszkający w Gdańsku westerplatczycy - Michał Gawlicki, Władysław Deik i Leonard Piotrowski - wobec przekonania co do tego, że mają do czynienia z prochami podoficera Andrzeja Kowalczyka, postanowili zaopiekować się nimi na własną rękę. Jak relacjonowała Stanisława Górnikiewicz, zebrali oni szczątki kaprala do drewnianej skrzyneczki i zanieśli je na cmentarz Srebrzysko. Nie dokonano żadnego oficjalnego pogrzebu, ale oddano skrzynkę brygadziście cmentarza, p. Ireneuszowi Sienko. Ten złożył ją w ziemi - z kontekstu artykułu może wynikać, że już samodzielnie. Dokonano odpowiednich adnotacji w księdze cmentarnej, która jest dostępna także i dziś.

Miejscem pochówku - zgodnie z tymi zapisami - został rejon IX, taras I - dzieci, II rząd, grób 344. W księdze cmentarnej pochówek figuruje pod nr 10170, a w opisie znajdują się następujące informacje: „NN” szczątki zwłok znalezionych na Westerplatte, przy nabrzeżu 25 lipiec 1963 r.” U dołu rubryki jest jeszcze dopisek - ołówkiem - „Kpr. Kowalczyk poległy na Westerplatte w 1939 r.”.

Przedmioty znalezione wówczas przy szczątkach znajdują się obecnie w zbiorach Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni (chociaż część z nich została użyczona Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie).

Jak dalej pisze Stanisława Górnikiewicz, w 1986 roku dotarł do niej “zza oceanu” list napisany przez “niejakiego pana K. Reynerta”. Był on reakcją na wydaną w 1977 roku książkę Rafała Witkowskiego pt. “Westerplatte. Historia i dzień dzisiejszy”, w której opisano okoliczności pochówku. R. Witkowski nazywa w niej pochówek na Srebrzysku “tymczasowym”, mającym trwać “do czasu pozytywnej weryfikacji”. K. Reynert w liście pyta, czy szczątki zostały już odpowiednio zweryfikowane:

...Pomiędzy znalezieniem szkieletu w 1963 a wydaniem książki R. Witkowskiego upłynęło czternaście lat i nadal jest niewiadome, czy zwłoki były ostatecznie zweryfikowane i przeniesione z odpowiednim ceremoniałem na Westerplatte.

Stanisława Górnikiewicz-Kurowska musiała brać te wątpliwości na poważnie, skoro próbowała zweryfikować informacje, szukając wzmianek w ówczesnych gazetach - jednak niczego nie udało jej się ustalić, ponieważ gazety niczego nie napisały. Także rozmowy z westerplatczykami nie prowadziły do konkluzji. Michał Gawlicki już nie żył, Władysław Deik był przykuty śmiertelną chorobą, a inny westerplatczyk Józef Malak wcale nie pamiętał zdarzenia. Został jedynie starszy ogniomistrz Leonard Piotrowski, który wprawdzie cierpiał na całkowity zanik pamięci, jednak do sprawy mogła coś wnieść jego małżonka. Tak relacjonuje rozmowę z nią Stanisława Górnikiewicz:

Jego żona, w momencie gdy już opuszczałam mieszkanie, na chwilę mnie zatrzymała. “Owszem dokładnie pamięta, w poprzednich latach, kiedy to mąż prowadził ją pod górę, na kwaterę grobów dziecięcych, tam składali wiązankę kwiatów i zapalali świeczkę na nieistniejącym formalnie grobie. Stawał się wówczas bardzo smutny i mówił o spoczywającym w tym miejscu kpr. Kowalczyku, którego przed laty odnaleźli w ziemi westerplackiej, a którego po dziś dzień godnie pochować nie są w stanie.

Należy tu zaznaczyć, że Stanisława Górnikiewicz-Kurowska była wieloletnią opiekunką westerplatczyków i autorką książek o nich. Nazywana była przez żołnierzy „matką” i cieszyła się ich autentycznym szacunkiem i wdzięcznością za wywalczenie dla nich wielu ważnych spraw. Sama w czasie II wojny światowej walczyła w I Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Nikt jednak nie wiedział, że pomagając obrońcom Westerplatte była jednocześnie porucznikiem Służby Bezpieczeństwa…

Stosunek władz PRL do Westerplatczyków na przestrzeni lat zmieniał się. Była wrogość, niechęć, niedocenianie ich roli, ale pojawiały się też epizody, kiedy to komuniści - ze względów propagandowych - okazywali bohaterom z 1939 r. stosunek bardziej przychylny. Przykładem jest choćby sprowadzenie do Polski w 1971 r. prochów dowódcy obrony Westerplatte majora Henryka Sucharskiego. Jak się powszechnie uważało, była to próba zatarcia wspomnień o Wydarzeniach Grudniowych. Towarzyszyły temu w Gdańsku uroczystości na wielką skalę. Major żegnany był z honorami przez Ludowe Wojsko Polskie, a generał Wojciech Jaruzelski odznaczył go pośmiertnie Krzyżem Komandorskim Orderu Virtuti Militari. To wszystko miało miejsce kilka miesięcy masakrze robotników w grudniu 1970 r.

Westerplatte 1 września 1971 r. Generał Wojciech Jaruzelski nad urną z prochami majora Henryka Sucharskiego
Westerplatte 1 września 1971 r. Generał Wojciech Jaruzelski nad urną z prochami majora Henryka Sucharskiego
zdj. Zbigniew Kosycarz/KFP


Także później w prasie, mimo cenzury pojawiały się artykuły o Westerplatte, w tym także krytykujące władze i będące wołaniem o pamięć wobec żołnierzy. Za taki właśnie należy uznać przywołany na wstępie artykuł Józefa Gradowskiego sprzed 35 lat. Jego - zmuszającym do zastanowienia - pokłosiem był także list do redakcji Dziennika Bałtyckiego, opublikowany w rubryce „Śmiało i szczerze” 10 sierpnia 1989 r., a więc trzy lata po artykule Józefa Gradowskiego. Czytelniczka, pani Jadwiga Karaś, opisuje w nim jak wraz z koleżanką chciała upamiętnić kaprala Andrzeja Kowalczyka i w dniu Wszystkich Świętych udała się z kwiatami i zniczami na jego grób, korzystając z opisu zamieszczonego w gazecie.

Niestety w wymienionym miejscu na grób kaprala Kowalczyka nie natrafiłyśmy. Były natomiast na tym miejscu inne groby, bardzo ciasno usytuowane, a nawet stał na jednym - świeżo zbudowany pomnik. Żadnej numeracji nie było.

- pisze czytelniczka.

Jak widać, ta relacja potwierdzałaby stan opisany przez żonę ogniomistrza Piotrowskiego.


1 września 1992 r., a więc już w czasach wolnej Polski, odbył się na Westerplatte uroczysty pochówek domniemanych szczątków kaprala - a według dostępnych informacji, ekshumowano je ze Srebrzyska. To miało być zadośćuczynienie pamięci poległego. Mszę św. o godz. 14-tej koncelebrował - jak czytamy w relacji prasowej (To już 53 lata. W hołdzie bohaterom Września, Głos Wybrzeża 2.09.1992 r.) - arcybiskup Tadeusz Gocłowski.

Relacja z obchodów w Głosie Wybrzeża z 2 września 1992 r.
Relacja z obchodów w Głosie Wybrzeża z 2 września 1992 r.
źródło: WiMBP w Gdańsku


Tego dnia padał ulewny deszcz. Niewiele osób uczestniczyło w tej uroczystości - zaledwie kilkadziesiąt, ale ranga wydarzenia była duża. Pochówek był głównym punktem obchodów 53. rocznicy wybuchu II Wojny Światowej. Była osiemnastoosobowa delegacja środowiska westerplatczyków, była orkiestra wojskowa, Kompania Reprezentacyjna Brygady Obrony Wybrzeża i młodzież z Morskiego Liceum Zawodowego. Wcześniej, przed południem urna z rzekomymi szczątkami kaprala Andrzeja Kowalczyka wystawiona została w Kościele Garnizonowym we Wrzeszczu, a wartę honorową pełnili żołnierze, młodzież z Morskiego Liceum i członkowie ZBOWiD (Związek Bojowników o Wolność i Demokrację). Odbyła się też msza św., po której urnę na Westerplatte transportowano m.in. okrętem Morskiego Oddziału Straży Granicznej.

Na zdjęciu z uroczystości widać żołnierzy w skupieniu niosących małą trumnę, a za nimi grupę uczestników. Wśród nich jest ówczesny wojewoda gdański Maciej Płażyński. Wtedy to właśnie wojewoda, w imieniu państwa zarządzał terenem Westerplatte. Za zgodą wojewody i prezydenta Gdańska Franciszka Jamroża powstał komitet, który przygotował całą uroczystość. Zarówno władze, jak i kombatanci mogli mieć wówczas poczucie, że całkowicie dopełnili obowiązku, a bohater wojenny został pochowany należycie i z pełnymi honorami.

Westerplatte - 1.09.1992 r. Uroczysty pochówek kaprala Andrzeja Kowalczyka. Za żołnierzami niosącymi trumnę idzie m.in. ksiądz Henryk Jankowski (pod parasolem) i wojewoda gdański Maciej Płażyński
Westerplatte - 1.09.1992 r. Uroczysty pochówek kaprala Andrzeja Kowalczyka. Za żołnierzami niosącymi trumnę idzie m.in. ksiądz Henryk Jankowski (pod parasolem) i wojewoda gdański Maciej Płażyński
zdj. Zbigniew Kosycarz/KFP


Teraz jednak, prawie 30 lat po tych wydarzeniach okazało się, że historia ta to wciąż otwarty rozdział. Muzeum II Wojny Światowej, które planuje zrealizować na Westerplatte swoją koncepcję wystawienniczą, rozpoczęło ekshumacje na tutejszym cmentarzyku. Podczas oględzin szczątków mających należeć do kaprala Kowalczyka pojawiły się wątpliwości. Znajdowało się bowiem przy nich ”typowe wyposażenie wojskowe żołnierza niemieckiego” m.in. klamra wojskowa z napisem „Gott mit uns”. Także wstępne oględziny szczątków - w szczególności uzębienia - wskazały, że nie należą one do polskiego żołnierza.


Gdzie w takim razie znajdują się szczątki kaprala Andrzeja Kowalczyka? Czy zostały prawidłowo zebrane z Westerplatte przez jego towarzyszy, którzy w odruchu serca tego dokonali? Czy - jeśli w ogóle to zrobili i zrobili nieprofesjonalnie - ktokolwiek mógłby mieć do nich jakiekolwiek pretensje?! Czy może zostały pomylone na cmentarzu Srebrzysko - choćby dlatego, że pochowano je w ukryciu a może nawet nie całkiem legalnie? Czy też popełniono błąd już przy ekshumacji i przenosinach na Westerplatte? Czy można mieć jakiekolwiek pretensje do wojewody, prezydenta Gdańska, weteranów i innych osób, że pełni dobrej wiary pożegnali być może niezidentyfikowanego człowieka?

Są to wszystko pytania jak najbardziej zasadne. Warto na nie szukać odpowiedzi mając jednak na uwadze to, że na polu bitwy krew dawnych nieprzyjaciół, w jakiejś mierze na zawsze pozostanie przemieszana.

Westerplatte - 1.09.1992 r. Warta na Cmentarzu Żołnierzy Wojska Polskiego, przed grobem kaprala Andrzeja Kowalczyka płonie znicz
Westerplatte - 1.09.1992 r. Warta na Cmentarzu Żołnierzy Wojska Polskiego, przed grobem kaprala Andrzeja Kowalczyka płonie znicz
zdj. Zbigniew Kosycarz/KFP


Dziękujemy Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Gdańsku za pomoc w kwerendzie.

Autorzy:
Marek Wałuszko i Lech Parell

TV

Światowa stolica bursztynu