Gdyby Lechia przegrała albo zremisowała we Wrocławiu - zajęłaby dopiero siódme miejsce w tabeli. Zwycięstwo dało miejsce czwarte, a to z kolei przekłada się na dochody klubu z transmisji telewizyjnych meczów. Różnice finansowe między kolejnymi miejscami w tabeli idą w setki tysięcy złotych.
Trener Lechii Piotr Stokowiec miał w niedzielę dylemat typu “jak zjeść ciastko i nadal mieć to ciastko”. Wystawienie w meczu ze Śląskiem najsilniejszego składu mogło dać zwycięstwo i lepszy wynik w lidze, ale poważnie zmniejszałoby szanse pięć dni później, w meczu finału Pucharu Polski przeciwko Cracovii w Lublinie. Ewentualna obrona Pucharu Polski (Lechia zdobyła go w sezonie 2018/2019) przyniesie Biało-Zielonym premię w wysokości ponad 6 mln zł - przegrany otrzyma zaledwie 500 tys. zł. I najważniejsze - ten, kto wygra Puchar Polski, będzie grał w eliminacjach do Ligi Europy. Zarówno dla Lechii jak i dla Cracovii jest to jedyna szansa, aby w tym sezonie wystąpić na arenie międzynarodowej. Jest więc o co walczyć.
Dlatego Piotr Stokowiec postawił we Wrocławiu na eksperymentalny skład drużyny, w dużej mierze rezerwowy. W bramce Lechii wyjątkowo nie stanął Dusan Kuciak, który przez środowisko piłkarskie został uznany za najlepszego ligowego goalkeepera w tym sezonie. Trener zlecił to zadanie Zlatanowi Alomeroviciovi, który na co dzień w lidze siedzi na ławce rezerwowaych, ale za to broni w meczach pucharowych. Alomerović ma bronić również w piątkowym finale Pucharu Polski, dlatego mecz we Wrocławiu był dla niego dodatkową okazją, by “się ograć”.
Na boisko we Wrocławiu wybiegli w większości zawodnicy rezerwowi - podobnie jak kilka dni wcześniej, w bezbramkowo zremisowanym meczu z Legią Warszawa. Była to, z grubsza rzecz biorąc, grupa młodzieży, wspierana w obronie przez doświadczonych Michała Nalepę i Mario Malocę, a w ataku przez Łukasza Zwolińskiego.
Plan maksimum został wykonany - również dlatego, że w tym wyrównanym meczu gdańszczanom dopisało szczęście.
- Lechia objęła prowadzenie w 17 minucie, po bardzo efektownej akcji w polu karnym Śląska. Lipski kapitalnie odegrał piętką do Haydary’ego, który wbiegał z lewej strony boiska. Haydary przejął piłkę, podbiegł z nią jeszcze trochę w kierunku bramki i z zimną krwią strzelił technicznie do siatki rywali. Bramkarz próbował interweniować, ale gdańszczanin posłał sprytnie piłkę tuż przy jego głowie.
- W 19. minucie był już remis. Śląsk atakował, piłka spadła pod nogi Mączyńskiego, a ten strzelił płasko przy lewym słupku bramki Lechii. Gdańska obrona mogła pewnie spisać się lepiej, ale w tamtej chwili dała “popis” bierności.
- Zwycięska dla Lechii bramka padła w 56 minucie. Udovicić wykonywał rzut rożny z lewej strony boiska, wstrzelił górną piłkę w pole karne Śląska, a tam obrońca gospodarzy Tapas próbował ją wybić głową - tak nieszczęśliwie, że wpadła do bramki wrocławian tuż przy lewym słupku. Gol samobójczy.
Obie drużyny miały w tym meczu więcej szans na zmianę wyniku, ale czasem brakowało kilku centymetrów do strzelenia bramki. Śląsk raz obił poprzeczkę i raz słupek bramki gości. Lechia po kapitalnej kontrze raz trafiła w słupek (Mihalik).
ŚLĄSK WROCŁAW - LECHIA GDAŃSK 1:2 (1:1)
0:1 - Omran Haydary 17'
1:1 - Krzysztof Mączyński 19'
1:2 - Mark Tamas 56' (sam.)
- Sędziował: Mariusz Złotek (Stalowa Wola)
- Żółte kartki: Celeban (Śląsk), Makowski, Ze Gomes (Lechia).
SKŁADY:
Śląsk Wrocław: Matus Putnocky - Piotr Celeban, Israel Puerto, Mark Tamas, Dino Stiglec - Jakub Łabojko, Krzysztof Mączyński (82' Sebastian Bergier) - Mathieu Scalet (79' Marcin Szpakowski), Adrian Łyszczarz, Filip Marković - Erik Exposito.
Lechia Gdańsk: Zlatan Alomerović - Paweł Żuk (90' Filip Dymerski), Michał Nalepa, Mario Maloca, Żarko Udovicić - Patryk Lipski (74' Flavio Paixao), Tomasz Makowski, Egzon Kryeziu - Omran Haydary (61' Ze Gomes), Łukasz Zwoliński, Jaroslav Mihalik.