• Start
  • Wiadomości
  • “Worstseller” debiut literacki Tymoteusza Skiby. Wywiad z autorem 

“Worstseller” - debiut literacki Tymoteusza Skiby to zabawna i inteligentna gra z czytelnikiem

Zaskakująca, świeża, choć zanurzona w literackiej tradycji, intelektulna i pełna humoru gra z czytelnikiem - taka jest pierwsza książka Tymoteusza Skiby. “Worstseller” to zbiór opowiadań z gatunku fantastyki, ale nie dajmy się zwieść powierzchownym ocenom, ponieważ odpowiedź na pytanie: “o czym jest ta książka?” - brzmi: “to skomplikowane”. A co na to pisarz?
19.10.2022
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
młody mężczyzna w bluzie z kapturem siedzi przy stoliku, oparty o ceglany mur
Tymoteusz Skiba - niezależny schulzolog, niespełniony koszykarz i niedoszły zawodnik StarCrafta. Doktor nauk humanistycznych zakochany w science fiction, dwudziestoleciu międzywojennym i podwójnej hawajskiej. Od wielu lat związany z Centrum Sztuki Współczesnej „Łaźnia” w Gdańsku
fot. Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

Gdańskie Targi Książki. Będzie 70 wydawnictw, ponad 60 autorek, autorów i zaproszonych gości

Recenzja

Jedno z opowiadań z tomiku "Worstseller" nosi tytuł “KTO NAPISAŁ BRUNONA SCHULZA” i powstało w duchu „Próżni doskonałej” Lema, w której polski futurolog recenzował nieistniejące książki. Skiba powołuje się na ten zabieg, ale jego bezpośrednią inspiracją jest inny twórca - Jacek Dukaj i jego “Kto napisał Stanisława Lema?”, pozycja również w tradycji „Próżni doskonałej”. Dukaj ocenia w niej monografię pośmiertnej twórczości Stanisława Lema pt. „Apokryfy Lema”. Dlaczego pośmiertnej i jak to możliwe? Apokryfy napisali Lemowie wskrzeszeni, dzięki symulacji komputerowej, zdobyczy inżynierii genetycznej, odkryciom neurologii oraz analizie tekstu - po jego śmierci. Są więc tacy sami jak Lem i piszą to samo, ale nie mają ludzkich ograniczeń, więc po dacie śmierci Lema, tworzą nadal, a ich pośmiertne dzieła to właśnie apokryfy, które ocenia autor.

Skiba swoje opowiadanie opatruje mottem z Dukaja, podsuwając nam w ten sposób trop do źródła, ale na bohatera swoich zabiegów obiera Bruno Schulza. Uff.

Takich smaków jest w “Worstsellerze” aż 16 - tyle, ile małych, zawartych w nim form. Ich język operuje celną ironią, nie unika dosłowności, tworząc precyzyjnie utkaną szaradę z wieloma odniesieniami do historycznych postaci literackich i współczesnych wydarzeń. Do tego poszczególne opowiadania przeplatane są mniejszymi formami, które również są ze sobą związane. Dają oddech, lecz w miarę smakowania całości układają się w kolejną opowieść. 

Autor umieścił ich akcję w przyszłości. Taka narracja być może najbardziej odpowiada duchowi naszych czasów - gdy patrzymy z tak bliska, że trudno nam ogarnąć całość, ale już czujemy zbliżającą się grozę, wtedy najlepiej uciec w świat fantazji, jak bohaterka oscarowego „Labiryntu fauna”.

Choć nie jest łatwa, od książki Skiby trudno się oderwać. Można ją porównać do literackiej matrioszki. Jest dowcipna, czasem chwyta za gardło a czasem wzrusza. Zaskoczenie szybko zamienia się w podziw dla wyobraźni twórcy i z radością dajemy się prowadzić przez kolejne akapity pragnąc, by językowe potyczki autora miały szczęśliwe zakończenia.

młody mężczyzna w bluzie z kapturem na głowie, ma brodę i okulary, uśmiecha się
Autor publikował opowiadania w „Schulz/Forum”, „Blizie”, „Czasie Kultury”, „Stronie Czynnej”, „Drobiazgach”, „Tlenie Literackim” i „Bravo Girl”. W 2020 roku wyróżniony w II Ogólnopolskim Konkursie na Książkę Literacką Nowy Dokument Tekstowy w kategorii epika: za opowiadania "Kto napisał Brunona Schulza?" oraz "Rozmowy ze spamem"
fot. Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

Wywiad z Tymoteuszem Skibą

Anna Umięcka: - “Worstseller” to zbiór 16 opowiadań, które mają różnych bohaterów, ale utrzymane są w jednej stylistyce. Taki zabieg powoduje, że w miarę czytania tworzy nam się w głowie spójna wizja pewnej dystopii. Taki był od początku twój zamiar?

Tymoteusz Skiba: - Rzeczywiście, najczęściej zbiory opowiadań zawierają teksty pisane przez jakiegoś autora na przestrzeni wielu lat, często do różnych antologii czy na zamówienie, a potem ktoś decyduje: “ok, zróbmy z tego książkę”. Ma to oczywiście sens, ale rządzi tym przypadek. Ja pisałem od początku z myślą o jednym tomie. Nie weszły więc do niego na przykład opowiadania, poza jednym, z comiesięcznego cyklu, który przygotowywałem do programu prowadzonego przez moich kolegów muzyków z zespołu an-hoer w Radiu Kapitał.

Takie układanie klocków to było ciekawe zadanie, ewolucja trwała, materiał narastał, poprosiłem też znajomych grafików i komiksiarzy, również moją żonę, o wykonanie ilustracji. Dobierałem konkretną osobę do opowiadania, potem spotykaliśmy się na kawie czy piwie i tłumaczyłem, jaki efekt chcę uzyskać. Czasem ktoś się zgadzał, czasem miał inny pomysł i dyskutowaliśmy. Grafikę okładki zrobił na przykład Jan Rosiek. 

To twój debiut literacki, jak długo nad nim pracowałeś?

- Książka powstawała przez kilka lat, weszły do niej opowiadania pisane od 2017 roku. Zawsze lubiłem pisać i wiedziałem, że to jest moja silna strona, kiedy więc dwa lata temu uznałem, że zakończyłem proces twórczy, zacząłem wysyłać materiał do różnych wydawnictw i na konkursy. Ale nic z tego nie wynikało. Trochę żartując mogę powiedzieć, że moi wydawcy z Części Prostych, przez kilka lat byli moimi jedynymi fanami. W końcu sami zapytali o moje plany, a po lekturze "Worstsellera", nie przestraszyli się i przyjęli książkę z całym dobrodziejstwem inwentarza: ilustracjami, szyderczym wstępem, a nawet z okładkowymi recenzjami. Fajnie, że spotkałem ich na swojej drodze i dzięki nim, wszystko się urzeczywistniło. 

Części Proste na Gdańskich Targach Książki: "Interesuje nas to, co z miasta wynika nie wprost"

Książka ma precyzyjną konstrukcję i nie oszczędzasz czytelnikowi intelektualnych zaskoczeń.

- Nazywam ją rollercoasterem stylistyczno - emocjonalnym. Pierwsze opowiadanie to rodzaj zabawnego dyskursu naukowego, są tu odniesienia do Księgi Rodzaju, do problemów tworzenia, kreacji, rywalizacji z Bogiem, ale też dywagacje, czym jest sam tekst i postaci literackie, które zachowują się, jakby były żywymi, prawdziwymi ludźmi – ale to przecież jedynie iluzja, umowa zawarta między autorem a czytelnikiem. Kusiło mnie, aby odsłonić kulisy swojego pisania. W metaforycznych aluzjach i nawiązaniach wyrzucam więc na światło dzienne swój pisarski warsztat, aby czytelnik mógł zajrzeć do środka. 

W jednym z opowiadań objawiasz się jako znawca twórczości Brunona Schulza. Skąd fascynacja tym autorem?

- Do badań nad Schulzem pchnął nas na studiach prof. Stanisław Rosiek, świetny naukowiec, pisarz i założyciel pracowni schulzowskiej. Jest to otwarte miejsce nieskrępowane ramami godzinowymi czy planem zajęć, gdzie profesor realizuje bardzo ciekawe, edukacyjno-naukowe projekty. Uważa, że profesorowie i doktorzy są ważni, ale trzeba przyciągać też młodych naukowców, bez tytułów, bo oni mają dużo do powiedzenia, mają chęci i umiejętności. A mnie XX-lecie międzywojenne, czas odradzania się Polski i literatury, zawsze interesowało: futuryści, Gombrowicz, Witkacy i Bruno Schulz - pisarz z odległego od centrum Drohobycza, który zaproponował nowe spojrzenie na literaturę. Jego sposób tworzenia metafor jest zupełnie nieprawdopodobny. Opisuje zwykłe rzeczy w tak podniosły sposób, aż stają się rodzajem religijnego przeżycia. To fenomen, którego nie da się przecenić, wciąż powstają nowe interpretacje i przekłady jego dzieł. 

Pomysł na to opowiadanie jest przewrotny - to recenzja fikcyjnej książki o Schulzu. Jak na to wpadłeś?

- Kiedy pisałem o nim doktorat, brałem udział w konferencjach schulzowskich, które po jakimś czasie zaczęły mnie nudzić. Były bardzo poważne i przewidywalne, więc postanowiłem wszystkich zaskoczyć. Przypomniał mi się wtedy Dukaj, który napisał podobny utwór o Stanisławie Lemie. Uznałem, że to genialny pomysł i warto dokonać takiego zabiegu na Schulzu. Przygotowałem opowiadanie i wygłosiłem je na konferencji jako swój referat. A ponieważ zaczyna się jak prawdziwe przemówienie albo recenzja, wszyscy na początku byli kompletnie zagubieni: “powstała nowa książka? Dlaczego nic o niej nie wiemy?”. Później większość doceniła ten dowcip, choć niektórzy wyglądali na nieco obrażonych.

Dukaj również zainspirował się lemowskimi zbiorami apokryfów.

Tak, „Doskonałą próżnią”, “Wielkością urojoną” i “Biblioteką XXI wieku”. 

młody mężczyzna w bluzie z kapturem na głowie, ręce w kieszeniach bluzy, idzie ulicą
Tymoteusz-Skiba: - Generalnie, w życiu myślę jak optymista, ale pisząc wchodzę w inną rolę i jest w tym jakaś sprzeczność, której nie umiem wytłumaczyć. Z maską pisarza jestem bardziej pesymistyczny, nie dają mi spokoju nierówności, uzależnienia, dławiące nas gorycze i konflikty oraz czający się wszędzie bezsens
fot. Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

Prowokujesz czytelnika od pierwszych kart książki. Już tytuł jest autoironiczny (“Worstseller”), a zanim zatopimy się w lekturze, musimy przebrnąć przez jej recenzję, w której wcielasz się w rolę bardzo niepochlebnego krytyka. Uprzedzasz ciosy?

- Wobec tej formy ciężko przejść obojętnie, mocno ustawia czytelnika. Mogłem przemycić tam wiele odniesień do naszej rzeczywistości, ale też spojrzeć na własną książkę z innej strony. Jest w tym też pewna równowaga – bezlitośnie wyśmiewam innych, ale nie oszczędzam również samego siebie.

Przenosisz czytelnika w przyszłość, ale ta rzeczywistość za 50 lat jest jeszcze bardziej zagmatwana i nieprzyjazna niż obecna. Nasze dzisiejsze problemy doprowadzasz tam do absurdu. 

- Pisarze fantastyczni od dawna posługują się takim zabiegiem. Najsłynniejszy z nich - Orwell, w tytule swej książki zawarł liczbę 1984. Oznaczała spotworniałą wizję roku, w którym pisał swoją powieść. To mnie właśnie fascynuje w fantastyce, że można pokazać w jakiej rzeczywistości możemy się obudzić, jeśli przestaniemy kontrolować władzę, protestować i skupimy się jedynie na dniu dzisiejszym.

Jesteś młodym pisarzem, ale już nie optymistą?

- Generalnie, w życiu myślę jak optymista, ale pisząc wchodzę w inną rolę i jest w tym jakaś sprzeczność, której nie umiem wytłumaczyć. Z maską pisarza jestem bardziej pesymistyczny, nie dają mi spokoju nierówności, uzależnienia, dławiące nas gorycze i konflikty oraz czający się wszędzie bezsens. Oczywiście dostrzegam to wszystko na co dzień, ale jakoś staram się nad tym panowywać. Jednak w książce taki nastrój dominuje. Chociaż są też zabawne opowiadania.

Jak to, w którym bohater płaci za każdy aspekt życia? Nawet, gdy chce wyjść na zewnątrz, musi zaciągnąć kredyt na korzystanie z chodnika?

- Kiedy doprowadzamy sytuacje do absurdu, widać najjaskrawiej dokąd zmierzamy, a właśnie obserwujemy rosnące koszty wszystkiego. Płacimy abonamenty za media, parkingi, przejazdy autostradą. To dlaczego nie można by też płacić za przejazd windą czy otwarcie drzwi? W moim opowiadaniu bohater podpisuje umowę leasingową na korzystanie z chodnika, ale jak złamie nogę, to i tak będzie musiał płacić. 

Nadzieja tkwi w ludzkiej pomysłowości. I okazuje się, że można te opłaty obejść, chodząc w koślawych butach albo skacząc po dziurach, bo wtedy naliczają się zniżki. Przynosi to pewne rezultaty, ale i tak system jest bezwzględny. 

To tak jakby ukraść bułkę z marketu, który wspiera reżim Putina – mamy moralną satysfakcję, ale do obalenia systemu daleko.

To może uratuje nas spokój i “boskie zioło” [od red. tytuł jednego z opowiadań]?

- Zalążek tego opowiadania powstał jeszcze w liceum, gdy byliśmy ze znajomymi zafascynowani herbatą. Zaczęliśmy się zastanawiać, co by było, gdyby herbata była nielegalna i musielibyśmy się ukrywać z jej parzeniem. Stąd opowiadanie o świecie podporządkowanym herbacie i kawie, w którym istnieją dwie mafie: herbaciana i kawowa. To zabawa literacka, gra słowem, podejście światotwórcze i rozrywkowe do literatury. Stylizacja na opowiadanie gangsterskie, ale zupełnie absurdalne, gdzie zamiast pistoletów używa się czajników. I ma zabawną puentę. To dla mnie było ważne i starałem się, żeby każdy z moich utworów miał wyraźne zakończenie, zabawny, zaskakujący bon mot zamykający opowiadanie.

Faktycznie, opowiadanie “Wspomnienia tęczowego zbawiciela” kończy się nawet ideą narodowej zgody.

- To surrealistyczne zakończenie (śmiech).

Forma i treść tej książki wymaga pewnego skupienia.

- Piszę tak, jak czuję. Gdybym próbował inaczej, nie czerpałbym z pisania radości i nic by z tego nie wyszło. Wiele osób namawiało mnie na pisanie kryminałów, powieści sensacyjnych, nawet romansów – bo na to jest popyt. Chyba bym nie potrafił. A na pewno bym nie chciał. Dlatego właśnie powstał "Worstseller". Książka, która nie jest łatwa i przyjemna. To prowokacja, która zapewne utonie w potopie bestsellerów, to także narrator, którego nikt nie wysłucha. Dlatego na Gdańskich Targach Książki śmiałem się, że trzeba trzymać kciuki, żeby mój wydawca nie zbankrutował. Do czego szczerze wszystkich namawiam. W walce z bankructwem pomogą nam kolejne spotkania autorskie, które zaplanowaliśmy na jesień – m.in. listopadowe w Goyki 3 Art Inkubator w Sopocie, gdzie będę również czytał na głos swoje opowiadania przy akompaniamencie niespokojnych dźwięków zespołu an-hoer. Roboczo nazwaliśmy ten projekt „Worstseller w jeszcze gorszym wydaniu”.

Na napisanie książki, autor otrzymał w 2019 roku Stypendium Kulturalne Miasta Gdańska.

"WORSTSELLER" Tymoteusz Skiba, wydawnictwo Słowa na Wybiegu (imprint Części Proste).

“Fangor. Poza obraz” - wystawa prac wielkiego malarza w Pałacu Opatów

TV

Mieszkańcy Młynisk i prezydent Gdańska przy jednym stole