Wyczyn był transmitowany na YouTube i komentowany na żywo. Transmisję śledziło w pewnym momencie 1700 widzów - Polacy z całego kraju, ale też z Australii, Grecji, Norwegii, Anglii czy Francji.
Pierwszych dziesięć kilometrów upłynęło przy słabym wietrze, półtorej godziny właściwie bez poślizgu. To go spowolniło. Później zaczęło solidnie wiać. Maciek ruszył. Zaliczył po drodze kilka “gleb”, czyli wywrotek. Mocno padało, fala była wysoka, warunki ekstremalne. Jeśli chodzi o zafalowanie, to fale płynęły na niego właściwie z każdej strony.
W rezultacie windsurfer musiał co najmniej sześć razy podnosić się z wody, podnosić żagiel i nabierać prędkości od nowa. Po każdej wywrotce motorówka asekuracyjna podpływała do niego, żeby mu pomóc. Płynął z prędkością od 30 do ponad 50 km/h. W rezultacie o godz. 11.45 miał już za sobą połowę dystansu.
Jadł po drodze żele i batony energetyczne. Miał przerwę na uzupełnienie wody.
Najpierw ujarzmił Szczęki na Hawajach, teraz Bałtyk. Kim jest Maciek Rutkowski
Zbierał na chorą dziewczynkę
W czasie wyprawy Rutkowski zbierał na chorą Malwinkę. Malwinka to córka Bartka Marszałka, który ściga się na bolidach Formuły 1 na wodzie. Choroba (zespół Retta) sprawia, że dziecko przestaje mówić, chodzić, nawiązywać kontakt. Układ odpornościowy słabnie, pojawiają się problemy z wszystkimi narządami. Często dochodzi wyniszczająca padaczka i stan zapalny mózgu. Wszystko to prowadzi do głębokiej niepełnosprawności, a nawet śmierci. Dziewczynka przyjmuje bardzo drogi syrop i czeka na terapię genową w USA. Roczne koszty leczenia to ponad 2 mln złotych.
Rutkowski do swojej skarbonki zebrał ponad 70 tysięcy zł.
Mieszkający w Gdańsku (a pochodzący ze Słupska) mistrz świata i Polski, dopłynął na plażę we Władysławowie o godz. 15.28. Ostatnie metry były bezślizgowe. Maciek musiał trafić dokładnie w specjalną bramkę na plaży. Przepłynął w sumie 227 km. Spalił 3100 kilokalorii.
- Na środku morza był hardcore, fale z trzech stron, ale jak zobaczyłem Rozewie to się poryczałem - powiedział. - Odmarzły mi nogi, stóp nie czułem. Pierwsze, co wysiadło, to skupienie, mimo kofeiny. Najciężej było mi utrzymać małe cele. Nasz Bałtyk jest niewdzięczny.
W podróży towarzyszył mu fizjoterapeuta na jednej motorówce oraz ekipa filmowa na drugiej. Teraz czas na regenerację.
Wcześniej przepłynięcia ze Szwecji do Polski na desce windsurfingowej dokonał Max Wójcik w 2013 roku. Płynął z Karlskrony do Gdyni (około 370 km) i zabrało mu to ponad 22 godziny.