PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Wspomnienie z podróży odbytej przez Prusy roku 1847

Wspomnienie z podróży odbytej przez Prusy roku 1847
Wspomnienie z podróżowania przez Prusy w 1847 roku, którego fragmenty zostaną tu przypomniane, opublikowane zostało w „Pamiętniku Literackim” we wrześniu 1850 roku. Było to wówczas „pismo tygodniowe”, którego wydawcą był dr Jan Szlachtowski.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Dyliżans pocztowy na przeprawie przez Wisłę pod Tczewem; fragment litografii C. A. Manna; ok.1845
Fot. zbiory Krzysztofa Gryndera

Jan Szlachtowski (1816-1871) jest też zapewne autorem „wspomnienia”. Przez wiele lat był kustoszem w Bibliotece Naukowego Zakładu im. Ossolińskich we Lwowie, bardzo zaangażowanym w jej organizowanie i porządkowanie. Był też wykładowcą języka i literatury polskiej na lwowskim uniwersytecie. W 1847 roku odbył podróż „celem nawiązania stosunków naukowych z innymi bibliotekami”. Odwiedził wtedy nie tylko biblioteki i archiwa w Królewcu, Elblągu, Gdańsku czy Toruniu, ale także w Petersburgu, Berlinie i Dreźnie.

Publikowane tu fragmenty relacji Jana Szlachtowskiego zostały zredagowane z zastosowaniem aktualnych zasad językowych, ale z zachowaniem oryginalnej składni. W kwadratowych nawiasach przypisy redakcji portalu.

 

 

Polaka obeznanego z przeszłością, a przejeżdżającego dzisiejsze Prusy Zachodnie i Wschodnie, dawniej Książęce i Królewskie aż po Pomorze, najrozmaitsze przejmują uczucia, jeśli myśl swą zapuści w tę przeszłość minioną, a porówna dzieje tych krajów z obecnym stanem i położeniem, tak sprzecznym i odmiennym od postaci, którą w sobie wyrobił, w którym mu się przedstawia kraj ten z czasu, gdy tenże częścią związkiem lenności, częścią ściśle z Polską połączony, dzielił jej losy, wciągał w siebie niejeden pierwiastek z życia narodu polskiego i nawzajem nań wpływał. Od Królewca do Gdańska i Torunia, w trójkącie zajmującym żyzne i rozległe obszary mieści się i dziś jeszcze wiele pamiątek historycznych, których dokładne poznanie wiele by się przyczyniło do wyświecenia [wyjaśnienia] dziejów Polski. A zabytki te nie są skąpe; w Królewcu, Elblągu, w Gdańsku i Toruniu znajdują się nie tylko pomniki architektoniczne, rzeźbiarskie i malarskie, ale w każdym z miast tych są archiwa, biblioteki i zbiory starożytności, które pomimo prac Hartknocha [Christoph Hartknoch (1644-1687), historyk, profesor Gimnazjum Akademickiego w Toruniu], Lengnicha [Gotfryd Lengnich (1689-1774), gdański historyk] i Jenichiusza [Piotr Jenichius, rektor toruńskiego gimnazjum żyjący na przełomie XVII i XVIII wieku], a w nowszych czasach Voigta [Georg Voigt (1827-1891), niemiecki historyk, profesor w Lipsku] nie są jeszcze wcale wyczerpane i publiczności przez opisy znane. Z naszych zaglądali wprawdzie do archiwum krzyżackiego w Królewcu, dawniej książę Czartoryski [chodzi prawdopodobnie o Adama Kazimierza Czartoryskiego (1734-1823)], w nowszych czasach Edward Raczyński [ (1786-1845) wielkopolski ziemianin, fundator Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu]; ale nikt dotąd nie zabrał się systematycznie do przewartowania tych skarbów obfitych, a tym ważniejszych dla nas, że przy rozproszeniu źródeł i materiałów historycznych do dziejów naszych, zbiory pruskie, dziś z zagranicznych najdostępniejsze, mieszczą niejeden dokument lub rękopis, który w nich się tylko zachował i z nich tylko wydobyty być może. […]

W obecnym położeniu naszym, gdy nie ma punktu ośrodkowego, około którego mogłyby się gromadzić polskie zbiory historyczne dla wszystkich Polaków przystępne, zbieranie tych zabytków historii i piśmiennictwa naszego zostawione jest troskliwości niewielu zakładów publicznych nie mogących mieć z sobą związku naukowego, i staraniom niewielkiej liczby niezamożnych zwykle uczonych. Masa, nie mówię całej ludności, ale czytających i do klasy ucywilizowanej należących, wcale się o zachowanie i zbieranie pomników historycznych nie troszczy, miasta zaś nasze, wystawione na tylokrotne napady, niszczone ogniem i mieczem, nie rozwinęły dość silnie życie municypalne samoistne, wskutek którego jedynie archiwa i biblioteki miejskie innych krajów stały się tak ciekawymi i obfitymi w źródła dziejowe.

Miasta pruskie: Gdańsk, Elbląg i Toruń właśnie, temu odrębnemu po części a silnemu życiu municypalnemu zawdzięczają, iż zbiory historyczne do dnia dzisiejszego w nich przechowane są obfite i porządnie utrzymane, a biblioteki gimnazjów w tych miastach liczne; bo miasta te dbały o oświecenie swoich obywateli, którzy pobierając w szkole miejskiej nauki, nawzajem zasilali nie raz zbiory naukowe szkół swoich szczodrobliwymi datkami. Królewiec, siedziba mistrzów krzyżackich, a później książąt pruskich, lenników Polski, zachował archiwum i bibliotekę krzyżacką i książęcą, mieszczące w sobie materiały do historii polskiej od XII wieku zacząwszy aż poza czasy rozbioru Polski. […]

Po obejrzeniu zbiorów naukowych w Królewcu przypadał z kolei Elbląg. W pocztowym wozie zdybują się [spotykają się] podróżni rozmaitego usposobienia i zatrudnień. Między jadącymi z Królewca do Elbląga, znajdował się tym razem radca szkolny i inspektor gimnazjów rejencji zachodnich Prus p. Bock. Młody i energiczny człowiek, chociaż jak zwykle Prusacy wychwalał instytucje swojego kraju, dawał jednak przyczyny rozumne swych twierdzeń. A gdy się wszczęła rozmowa o szkołach, jako znawca i doświadczony w swoim zawodzie, ganił, i słusznie, urządzenie gimnazjów austriackich […].

Archiwum miejskie w Elblągu niegdyś bardzo handlowym, dziś podupadłym, a jednak schludnym, posiada nadania krzyżackie i polskie, nie ma w nim jednak biblioteki lub rękopisów. Zbiory naukowe Elbląga ograniczają się do biblioteki gimnazjalnej liczącej przeszło 8000 tomów i kilkanaście rękopisów, między którymi kronika pruska od roku 1195–1525 i psalmy przekładania Kochanowskiego pisane w roku 1601w ćwiartkach [chodzi o format książki; jest to czwarta część arkusza drukarskiego] mają i dla nas interes. Szkolna młodzież klas niższych po upływie godzin szkolnych brała częścią lekcje muzyki i śpiewu, rozchodzących się po gmachu szkolnym, częścią udawała się do biblioteki, oddając książki pożyczone, a inne natomiast biorąc do czytania. Spokój, przyzwoite obejście tak uczniów jako i profesora mającego nadzór nad biblioteką okazywały dobre prowadzenie pedagogiczne i tę wyższość, jaką daje oświata w kraju rozpowszechniona.

Nie ma w Prusach miasta cokolwiek większego, w którym by się nie znalazł miłośnik numizmatyki krajowej. Zbiory te najczęściej nie na wielką stopę zakładane, obejmują jednak zwykle komplet monet miejscowych; a gdy Elbląg za rządów polskich miał prawo bicia własnej monety, znalazł się miłośnik w osobie landrata Abrahamowicza, który je posiada w komplecie. Między złotnikami tamtejszymi udało mi się dostać także rzadszego talara gdańskiego Władysława IV i parę rzadkich bardzo szelągów bitych w Elblągu podczas panowania Michała Wiśniowieckiego. Z tą małą zdobyczą przyszło się rozstać z Elblągiem, miastem dziś zupełnie niemieckim, niezupełnie jednak protestanckim; są w nim bowiem jeszcze i katolicy, co inspektor z nami jadący wpływowi gorliwego biskupa Hozjusza przypisywał, który tak w Elblągu, jak i w Brunsbergu [Braniewo] do biskupstwa warmińskiego należącym, żarliwością swoją umiał utrzymać w Brunsbergu wszystkich, w Elblągu zaś wielu mieszkańców przy wyznaniu katolickim, a to właśnie w czasie najkrytyczniejszym, gdy protestantyzm w bliskim Królewcu i Gdańsku największe zrobił postępy.

Cztery mile na zachód południowy od Elbląga leży Malborg [Malbork], czyli Marienburg, główna niegdyś siedziba mistrzów krzyżackich, z którymi przez trzy wieki z pełna Polska ciągle wojny miewała. Miasteczko Malborg nad ramieniem Wisły Nogatem zwanym położone, nie przedstawia prócz zamku krzyżackiego żadnych innych osobliwości. Zamek krzyżacki z kościołem doń przybudowanym z jednej strony przypiera do Nogatu, z innych stron głębokim rowem otoczony, jeszcze przed dwudziestoma laty przedstawiał obraz zniszczenia. Dopiero dzisiejszy król pruski [Fryderyk Wilhelm IV Hohenzollern (1795-1861), król Prus od 1840 roku], wielki miłośnik budownictwa, przedsięwziął szacowny ten pomnik historyczny z ruiny wydźwignąć, i uskutecznił to w sposób odpowiedni smakowi, w jakim pierwotnie zamek był zbudowany. Nie cały jednak zamek jest wewnątrz tak odświeżony jak był dawniej, część przeznaczona na mieszkania rycerzy tylko wewnątrz z cegły czerwonej odnowiona, jest dziś składem królewskim zboża. Sale zaś zgromadzeń, refektarz, mieszkanie mistrza i komtura, tudzież krużganki odnowione są zupełnie w guście dawnym. Okna gotyckie ze szkła kolorowego, często nawet z malowidłami na szkle wykonanymi, nadają sali posiedzeń o siedmiu oknach po każdej stronie postać wspaniałą; a wszystkie mury z kamienia zachowane, posadzka ułożona z cegieł polewanych w różne barwy nadaje całości harmonię.

Zbrojownia mieszcząca w sobie stare łuki, kusze, pancerze i samopały porządnie ułożone, przenosi zwiedzających w owe wieki, w których siła fizyczna pojedynczych ludzi stanowiła o losie bitew. Pokazują tu także ciekawy srebrny ołtarzyk połowy mistrza krzyżackiego Ulryka von Jungingen, który padł w bitwie pod Grunwaldem roku 1410. Ołtarzyk ten zdobyty w obozie krzyżackim ofiarował Władysław Jagiełło kościołowi gnieźnieńskiemu; kapituła zaś gnieźnieńska, chcąc się przypodobać królewiczowi następcy tronu [chodzi o tego samego Fryderyka Wilhelma IV, który na początku lat 20. XIX wieku, kiedy prowadzono pierwszą odbudowę zamku, był następcą tronu], restaurującemu zamek malborski, darowała mu ołtarzyk, przechowany obecnie w tym zamku. W trzech szafach szklanych mieści się niewielka, lecz dobrana biblioteka dzieł drukowanych treści historycznej, wyświecających pruskie dzieje. Kaplica wielkiego mistrza ozdobiona starymi napisami i obrazami, urządzenie kościelne ma albo współczesne, albo w tym guście nowo dorobione.

Po krętych schodach kamiennych wychodzi się na płaski dach zamkowy, otoczony dokoła murem wysokości połowy człowieka, skąd na Nogat i obszerne pola żyzne i dobrze obrobione widok najpiękniejszy.

Na każdej stacji pocztowej w Prusach jest pokój dla podróżnych, opatrzony w sofy i stoły, niewykwintne wprawdzie, ale porządne. Brak podobnego urządzenia czują wszyscy podróżni w Austrii. Między czekającymi w podobnym pokoju na wóz pocztowy przez Malborg do Gdańska w nocy przechodzący, znajdował się także oficer pruski. W rozmowie, która się toczyła o starożytnym zamku i moście drewnianym na Nogacie, przez który wiedzie gościniec do Gdańska, ktoś napomknął o Fryderyku Wielkim i o sposobach, jakich używał, aby Polaków do ustąpienia Gdańska spowodować; między innymi wspomniał ów oficer niegodny środek, którego się chwycił Fryderyk, rozkazując ramię Wisły ku Gdańskowi skierowane zarzucać kamieniami; otwartość oficera fakt ten opowiadającego, równie jak sąd o nim wcale niepochlebny nie tylko nie znalazł przeciwnika, ale wszyscy się nań zgodzili.

Niedługo czekaliśmy na wóz pocztowy; pruska poczta jakkolwiek nie bardzo spiesząca się, nadzwyczajnie rzadko spóźnia się. Wsiadłszy w szybkowóz [pospieszny dyliżans pocztowy], stanęliśmy nad rankiem w Dyrszawie [Tczewie], gdzie założono wielkie fabryki machin do kolei żelaznej, mającej połączyć Królewiec i Gdańsk z Berlinem; rano na koniec stanęliśmy w Gdańsku.

Gdańsk główna siedziba handlu polskiego, od dawnych czasów miejsce warowne, a więc niemogące się rozprzestrzeniać z budowlami, ma – podobnie jak Ryga leżąca u ujścia Dźwiny – ulice ciasne; nie ma tu placów obszernych, a i ów koło ratusza starego jest raczej ulicą szeroką [autor ma na myśli Długi Targ]. W takim mieście trudno się prędko zorientować, kamienice bowiem ważkie o dwóch lub trzech frontowych oknach z facjatami spiczastymi wszystkie niemal do siebie podobne, nie dają pamięci przedmiotu do wypoczynku i orientowania się potrzebnego. Wszystkie domy prywatne są małe, a służąc najczęściej jednej tylko rodzinie za mieszkanie, zwykle są zamknięte. Wyjątek od tego stanowią domy zajezdne.

Gały Gdańsk zachował cechę starożytności. Kościoły liczne, prawie wszystkie  opatrzone są zegarami, wybijającymi godziny i kwadranse melodyjne kilkoma dzwonkami; a gdy się nie wszystkie zgadzają, nie ma prawie chwili, w której by nie było słychać dzwonienia, tak że wśród mnóstwa zegarów, trudno by – nie mając własnego – wiedzieć godzinę. I w prywatnych domach bywają wieże ponad dachy sięgające, z których piękne są widoki na całe miasto, Wisłę i okolicę. W wielu domach prywatnych i zajezdnych można jeszcze widzieć szafy, krzesła i inne sprzęty starożytnego kształtu; ciężkie i sute [obszerne], wprawdzie wiele zabierają miejsca, ale za to trwałości swojej dały już dowody. Do  najciekawszych budynków należą niewątpliwie ratusz gotycki, kościół Panny Maryi i giełda [chodzi o Dwór Artusa]. W nich przechowały się najszacowniejsze zabytki starożytności, przypominające za każdym krokiem związek Gdańska z Polską.

Ratusz miejski z wieżą, zbudowany w stylu gotyckim, zewnątrz prawie czarny, wewnątrz ma salę radną [autor pisze prawdopodobnie o Wielkiej Sali Rady, czyli Sali Czerwonej], zupełnie w smaku XVII wieku urządzoną. Wszystkie w niej stoły, krzesła i zegary, ozdobione arabeskami i filigranami, podobnie malowane ściany, a na sklepieniach alegoryczne figury odpowiednie przeznaczeniu miejsca. Tuż obok sali archiwum miejskie dosyć porządnie utrzymane [archiwum miejskie mieściło się w ratuszu na drugim piętrze], zawiera nie tylko dyplomata [tak nazywano korespondencję dyplomatyczną] i dokumenta urzędowe, z których Lengnich korzystał, ale są tu nieoszacowane skarby, zawierające w 75 tomach relacje ajentów gdańskich [mowa jest o stałych przedstawicielach Gdańska, którzy rezydowali przy dworze królewskim] bawiących od  roku 1527 przy dworze królów polskich, tudzież sprawozdania burmistrzów i ławników gdańskich, wysyłanych w szczególnych poleceniach na sejmy polskie. Nie ma wprawdzie rękopisów starożytnych, które by nie były znane, ale dyplomata, wspomniane relacje ajentów gdańskich, i listy co tydzień z Warszawy lub Krakowa pisane, są materiałem historycznym wielkiej wagi, dotąd bardzo mało wyzyskanym. W archiwum znajduje się także mała biblioteka, po największej części treści historycznej. Są w niej kronikarze polscy i broszury do rozmaitych wypadków w Gdańsku zaszłych odnoszące się, których daremnie szukać by w najzamożniejszych bibliotekach polskich.

Nierównie jednak zasobniejszą w dzieła drukowane tego rodzaju jest biblioteka gimnazjalna i biblioteka zmarłego rajcy Józefa Uphagena [chodzi zapewne o Johanna Uphagena, bibliofila i miłośnika nauk]. Pierwsza, licząca 27 000 tomów, z których niejeden mieści w sobie po kilkanaście lub kilkadziesiąt broszur [chodzi o rodzaj zszywek umieszczanych w jednym tomie, choć niekoniecznie dotyczyły tego samego tematu], dla tych właśnie jest najciekawszą. Czterdzieści siedem woluminów in quarto zawierają do 300 broszur niemieckich i łacińskich od  roku 1525 do 1725, w których są skreślone wszystkie ważniejsze zdarzenia i wypadki zaszłe w Gdańsku w ciągu dwu wieków, w których związek Gdańska z Polską był najściślejszy [Szlchtowski podaje w przypisie, że: „Spis bibliograficzny tych broszur otrzymałem za pośrednictwem profesora gimnazjum gdańskiego p. Hirscha, światłego znawcy historii Gdańska. Wydał on pierwszy tom historii kościoła Panny Maryi”]. Biblioteka radcy Uphagena, dziś jest fideikomisem [rodzaj zapisu w testamencie polegający na nieformalnym poleceniu]. Liczy ona 23 000 tomów doboru historycznych dzieł.

Uphagen był jednym z najuczeńszych gdańszczan z końcem zeszłego wieku żyjących [Johann Uphagen zmarł w 1802 roku], i łączył z nauką sumienność, której dowód dał, gdy na wywody praw, jakie sobie rościli Prusacy w urzędowych pismach swoich do Prus Królewskich, mianowicie na pismo Gerkena „von den Herzogen von Pommern Danziger Linie, Berlin 1774” [Philipp Wilhelm Gercken (1722-1791), „Gründliche Nachricht von den Herzogen von Pommern Danziger Linie”], nie oglądając się, tylko na prawdę patrząc, napisał odpowiedź gruntowną „Ehrenrettung der älteren polnischen Geschichtschreiber, 1774”, której żaden historyk dotąd nie zbił. Nawet stronniczy Voigt na to się nie odważył, chociaż w swojej historii Prus utrzymuje, że to jest „łatwą rzeczą”.

Gimnazjum gdańskie posiada bardzo ładny i zupełny zbiór monet tego miasta; nie ustępuje mu jednak zbiór p. Mathy kupca i konsula belgijskiego w Gdańsku, który zbierając tylko gdańskie monety do rzadkiej zupełności zbiór swój doprowadził.

Między budynkami publicznymi prócz ratusza zasługują na uwagę, giełda i kościół Panny Maryi. Kościół Panny Maryi w stylu gotyckim, wspaniale zbudowany, zastawiony został [w sensie: oddany w zastaw] w roku 1533 przez katolików protestantom, którzy go do tego czasu z tym tytułem trzymają, zachowując cały kościół ze sprzętami kościelnymi w tym stanie, w jakim go w zastaw otrzymali. W inwentarzu przy akcie zastawu zrobionym spisano i bibliotekę dotąd tam istniejącą, ciekawą z tego względu, iż gdy się od tego czasu nie pomnożyła, składa się dziś z samych inkunabułów, z których najpóźniejszy drukowany w roku 1532.

Handel gdański dziś mniej kwitnący, jak za czasów polskich, zatrudnia jednak prawie wyłącznie umysły mieszkańców, dziś zupełnie niemieckich, bo nawet mieszczanie z nazwiskami polskimi zapomnieli zupełnie swojego języka. Tylko niektórzy rzemieślnicy i fabrykanci zostający w bezpośrednim związku z ludem okolicznym z kaszubska po polsku mówiącym, umieją jeszcze po polsku.

„Spichlerze ogromnej wysokości, rzędem obok siebie stojące”; na Wyspie Spichrzów, fragment akwareli Johanna Nathanaela Boldta; przed 1831
Fot. Zbiory Muzeum Narodowego w Gdańsku

Szpichlerze nad Wisłą ogromnej wysokości, rzędem obok siebie stojące [oczywista pomyłka autora, spichlerze stoją nad Motławą], dają wyobrażenie o mnóstwie zboża, które z całej Polski tędy przeprowadzają. Wisła we wrześniu roku 1847 tak była cała okryta tratwami ze zbożem i budulcem z Polski sprowadzonymi, że ledwie ciasny przesmyk pozostawał dla krążących statków parowych. Coś uroczego i do myślenia skłaniającego ma dla nas ten pojedynczy widok płynących po Wiśle tratew, obsadzonych flisami polskie pieśni śpiewającymi, osobliwie, gdy pod wieczór rozgoreją na nich płomyki, przesuwające się z wolna ze statkami przed patrzącymi na nie z brzegu rzeki.

Widok ten wraca kilka razy na drodze z Gdańska do Torunia. Gościniec z Gdańska ku południowi do Torunia wiodący tylko do Wisły pod Chełmem [Chełmnem] jest bity, z Chełma zaś do Torunia idą wprawdzie wozy pocztowe, ale drogą miękką, a nawet dosyć źle utrzymaną i błotnistą. Z Gdańska wóz pocztowy zabierający podróżnych wychodzi co trzy godziny, a przecież liczba jadących jest tak wielka, że jechaliśmy w 32 osoby w 5 wozach pocztowych. Od Chełma jednak ku Toruniowi mało jest jadących. Przeprawa pod miastem na Wiśle szeroko tu rozlanej jest niedogodna, na promach nie bardzo bezpiecznych. Lewy brzeg, na którym stoi Chełm, bardzo jest wysoki; samo miasto stoi na wysokiej górze ma bardzo przestronny czworoboczny rynek z ratuszem w środku XVII wieku zbudowanym. Ludność w nim po części żydowska. Od Chełma ku Toruniowi ziemia coraz więcej gliniasto-piaszczysta, a z drugiej strony Wisły koło Torunia szczery piasek, który jednak z wielkim staraniem użyźniają mieszkańcy, przegradzając pola płotami i zasiewając owies piaskowy [jedna z pośledniejszych odmian owsa].

 

Przypomniane: „30 Dni” 4-5/2022