To była swoista kontynuacja Euro. Polki, które wcześniej grały w Gdańsku z przeciętną Rumunią czy Bośnią i Hercegowiną, tego lata na Euro w Szwajcarii awansowały do wyższej ligi, gdzie gra się w już poważną, dorosłą piłkę.
Przypomnijmy: Polska - jeszcze przed Euro - miała za sobą serię 11 meczów bez porażki - 10 zwycięstw i 1 remis. Potem dwie porażki na Euro (z Niemkami i Szwedkami) oraz pierwsze historyczne zwycięstwo nad Danią 3:2.
Piątkowy mecz z Holandią nie należał już więc do wagi piórkowej, ale do ciężkiej. To najwyższa półka w europejskim futbolu. Ten mecz był kontynuacją tego, co działo się w lipcu w Szwajcarii. Jesteśmy w elitarnym klubie i czekają nas teraz same poważne, oksfordzkie egzaminy, a nie jakieś pseudotesty w Collegium Humanum.
Tym bardziej szkoda, że nie było na boisku kontuzjowanej Ewy Pajor. W jej miejsce na środku ataku grała Paulina Tomasiak z Górnika Łęczna.
Do 15. minuty najważniejszym wydarzeniem na stadionie była informacja spikera, że Polki dopinguje Pierwsza Dama RP Marta Nawrocka. Obie drużyny grały dosyć zachowawczo, badając się, choć to Polki były agresywniejsze i to one stosowały agresywny pressing, starając się szybko odbierać Holenderkom piłkę.
Około 20. minuty do głosu zaczęły dochodzić Holenderki. Brylowała zwłaszcza Esmee Brugts, czyli młodsza koleżanka Ewy Pajor z FC Barcelony. Brugts, niczym Pajor, jest perfekcyjna technicznie, co kilka razy pokazała. Kółeczka w środku kręciła Wieke Maria Kaptein z Chelsea. Lineth Beerensteyn z Wolfsburga szalała na prawym skrzydle.
Holenderki były nieskazitelne jeśli chodzi o taktykę, ale Polki nadrabiały walecznością. Mecz był w zasadzie wyrównany. Holenderki - w końcu mistrzynie Europy z 2017 roku - dłużej utrzymywały się przy piłce (około 65 procent), wymieniały więcej podań, ale Polki mądrze przerywały ich akcje i próbowały kontratakować.
11 022 widzów na Polsat Plus Arena Gdańsk (to nowy rekord na meczu kobiecej kadry!) musiało uznać, że wynik 0:0 do przerwy był sprawiedliwy.
Polska - Bośnia i Hercegowina 5:1
Złota szansa Zawistowskiej
Po przerwie trener Holandii Arjan Veurink dał swoim zawodniczkom sygnał do ataku. Pomarańczowe lwice (choć grały na niebiesko, w strojach wyjazdowych) oblegały nasze pole karne. Było w nim tłoczno niczym na targowisku tulipanów Bloemenmarkt w centrum Amsterdamu w weekend.
Polki odważnie i szybko kontratakowały, a swoją doskonałą szansę zmarnowała Nadia Krezyman. To był pierwszy celny strzał Polek - dopiero w 60. minucie!
Świetnie w polskiej bramce spisywała się Kinga Szemik. Oliwia Woś przybijała z nią piątki po każdej dobrej interwencji naszej goalkiperki. Adriana Achcińska widząc, że nasza drużyna jest zbyt gościnna i zaprosiła już wszystkie Holenderki, poza bramkarką, na naszą połowę, gwałtownie machała, pokazując: wyjdźmy wyżej!
W 70. minucie, gdy wydawało się, że teraz już Beerensteyn na pewno umieści piłkę w siatce, po mistrzowsku w polu karnym przepchnęła ją Emilia Szymczak z Liverpoolu, nie dając Holenderce strzelić.
W 84. minucie po błyskawicznej kontrze Polek stuprocentowej sytuacji nie wykorzystała Weronika Zawistowska. Dostała perfekcyjne podanie od Martyny Wiankowskiej, była sam na sam z holenderską bramkarką Lize Kop i strzeliła.. prosto w nią!!!
Wynik już się nie zmienił. Polska będzie grała teraz na wyjeździe z Walią (28 października), a potem znów w Gdańsku w listopadzie (towarzysko ze Słowenią i Łotwą) oraz w lutym 2026 - wtedy już w ramach Ligi Narodów Dywizji A.
Trener Nina Patalon zadowolona po meczu powiedziała: - Dziewczyny do ostatniej minuty były zdyscyplinowane. Zagrały bardzo odpowiedzialnie. Potrafiły reagować na duże rotacje taktyczne drużyny Holandii. Młode piłkarki zdobyły ważne doświadczenie.
ZOBACZ FOTOGALERIĘ Z MECZU POLSKA - HOLANDIA