Marco Paixao zapuścił wąsa niewątpliwej urody. Można go było podziwiać na telebimach, po tym, jak zdobył gola po podaniu Grzegorza Kuświka w 25. minucie. Kuświk przepchnął się w polu karnym i wyłożył Portugalczykowi piłkę, którą ten musiał tylko wepchnąć do siatki. Formalność.
Serduszko ułożone z dłoni, spojrzenie w górę. Paixao potrzebował tej bramki, by uciszyć krytyków i uspokoić siebie, że wciąż potrafi zdobywać gole.
Lechia też tej bramki potrzebowała.
Nie był to jakiś wymagający przeciwnik. Zespół z Łęcznej gra tak, jak na 16 drużynę w tabeli przystało. Walczy o życie, żeby utrzymać się w Ekstraklasie, ale nie ma specjalnie przekonujących argumentów. W Gdańsku drużyna z Łęcznej nie miała żadnych argumentów!
Jeżeli ktoś mógł Górnika uratować, to były piłkarz Lechii Piotr Grzelczak, który w 47. minucie miał sytuację sam na sam z bramkarzem Lechii, ale posłał piłkę - chyba w przedwczesnym mikołajkowym prezencie - dzieciom siedzącym w sektorze rodzinnym.
Lechia nie zachwycała, ale po serii zwycięstw jedną bramką (1:0, 2:1, 3:2) wreszcie wygrała większą różnicą goli. Zdobyła trzy. I nie straciła żadnego po raz pierwszy od ośmiu meczów!
W pierwszej połowie biało-zieloni oddali raptem… dwa celne strzały na bramkę Górnika. Zresztą goście na bramkę Lechii też dwa. Podłym kłamstwem byłoby jednak stwierdzić, że nic nie różniło pierwszej i szesnastej drużyny z tabeli. Lechia była lepsza, ale raziła brakiem skuteczności.
Kuświk, Kuświk i Kuświk (ten sam piłkarz) miał kilka okazji, żeby podwyższyć wynik. Albo strzelał obok bramki w sytuacji sam na sam, albo nie był w stanie sięgnąć piłki.
W drugiej połowie od 60. minuty zaczęły się straty, niecelne podania, wybicia do nikogo, spowalnianie gry, podania w poprzek, zamiast do przodu, gubienie piłki. Mało porywający futbol.
Zziębnięci kibice zaczęli gwizdać. W końcu to był poniedziałkowy wieczór, było coraz zimniej, a Lechia nie potrafiła wyjść poza skromne 1:0.
W końcu, w 69. minucie, w swoim polu karnym poślizgnął się Jarecki z Górnika, podcza przepychanki z Paixao. Jarecki stracił piłkę, dostał ją Rafał Wolski i posłał płaskim strzałem po ziemi w róg bramki. 2:0.
Wolski zrobił to chwilę przed tym, jak został zmieniony na Lukasa Haraslina. A Słowak w 86 minucie, po zamieszaniu podbramkowym, strzelił na 3:0.
Tak więc w zimny poniedziałkowy wieczór Lechia obroniła pozycję lidera. Mecz w ziąbie i chłodzie, przy pustawym stadionie. Ale takie mecze też trzeba grać i trzeba wygrywać. Gratulacje!
Trener Łęcznej, Andrzej Rybarski, powiedział po meczu: - Przegraliśmy z bardzo dobrą drużyną. Z drużyną, która może zdobyć mistrzostwo. Lechia na każdej pozycji ma bardzo dobrego zawodnika i oni wykorzystali swoje atuty. Lechia była lepsza i dlatego przegraliśmy.
Trener Lechii Piotr Nowak: - Słowa uznania dla Górnika, życie nam utrudnili. Na takie zwycięstwo czekaliśmy kilka dobrych miesięcy. Jedyna strata to kontuzja Malocy. Zobaczymy, co mu jest dokładnie. W przerwie zwracałem moim piłkarzom uwagę, żeby nie pchać się środkiem, żeby robić to od boku, skrzydłem. I to poskutkowało!
Po 17. kolejkach gdańszczanie prowadzą (36 punktów) przed Jagiellonią Białystok (33), Bruk-Bet Termalica Nieciecza (30) oraz Legią Warszawa i Lechem Poznań (po 28).
Lechia Gdańsk - Górnik Łęczna 3:0 (1:0)
Bramki: M. Paixao (25.), Wolski (69.), Haraslin (86.)
Żółte kartki: Jarecki, Gerson
Lechia: Milinković-Savić - Stolarski (58. Nunes), Janicki, Maloca (81. Vitoria), Wojtkowiak - Wolski (71. Haraslin), Chrapek, Krasić, Peszko - Kuświk, M. Paixao
Górnik: Małecki - Sasin, Komor, Szmatiuk, Jarecki - Bonin (80. Hernandez), Gerson, Tymiński (72. Dzalamidze), Drewniak, Grzelczak - Śpiączka (85. Ubiparip)