Buńczuczna, zachrypnięta i charyzmatyczna Marianne

– Jeśli chcieliście posłuchać utworów w stylu „greatest hits”, powinniście byli pójść na koncert Rolling Stones albo Lady Gagi. Mój koncert to zupełnie inny rodzaj show – powiedziała do publiczności zebranej w Starym Maneżu legendarna brytyjska wokalistka Marianne Faithfull.
27.10.2015
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Marianne Faithfull zachwyciła gdańską publiczność.

Artystka dała w Polsce tylko dwa koncerty – w Gdańsku i Chorzowie. Ten w Starym Maneżu, który odbył się 25 października 2015 r., był bardzo kameralny i pozbawiony fajerwerków. Zamiast rock’n’rollowego szaleństwa, publiczność obserwowała, jak brytyjska ikona lat 60. robi sobie na estradzie przerwy na herbatkę i snucie wspomnień. A jednak 69-letnia dziś artystka nadal zachwycała i będzie zachwycać – choćby bezpośredniością i dystansem do samej siebie.

Gdański koncert odbył się w ramach trasy podsumowującej 50-lecie pracy artystycznej Faithfull. Wokalistka zainaugurowała wieczór piosenką promującą jej najnowszy album o tym samym tytule: „Give My Love to London”. Publiczność usłyszała również pochodzącą z tej płyty balladę „Love More or Less”, napisaną wspólnie z Nickiem Cavem piosenkę „Deep Water", czy „Sparrows Will Sing”, za której powstanie odpowiedzialny jest Roger Waters z Pink Floyd.

Nowe, świeże przeboje przeplatały się tego wieczoru ze starszymi, także tymi kultowymi, utworami. Nie mogło zabraknąć debiutanckiego utworu wokalistki – nagranej w 1964 roku popowej ballady „As Tears Go By”, którą dla Faithfull napisali Mick Jagger, Keith Richards i ówczesny manager Rolling Stonesów, Andrew Loog Oldham. O tym, jak ważny jest to utwór, świadczyła reakcja widowni, która przyłączyła się do śpiewania, co gwiazda skomentowała słowami „dobra robota!”.

Brytyjka zaśpiewała również cover znanej piosenki Boba Dylana z 1985 roku, „It's All Over Now, Baby Blue”. Podczas koncertu nie zabrakło takich hitów, jak uznawana za „comeback song” piosenka „Broken English” z płyty pod tym samym tytułem, a także „Ballad of Lucy Jordan”, która spotkała się z niezwykle ciepłym przyjęciem publiczności.

Choć chwilami słychać było, że czas i przebyte doświadczenia nie obeszły się z jej głosem łaskawie, artystka nadrabiała charyzmą i charakterystyczną zawadiacką chrypką. Pomiędzy piosenkami bardzo dużo mówiła do publiczności, łącząc urok starszej pani z buńczucznymi manifestami. Piosenkę „The Stations” napisaną przez Grega Dulliego i Marka Lanegana, z albumu „Horses and High Heels” z 2011 roku, zapowiedziała słowami: „Ta piosenka jest bardzo antyreligijna – tak jak ja”. Wykonała też buntowniczą balladę „Vagabond Ways” z płyty o tym samym tytule (1999). Nawiązała również do swojej burzliwej, rock’n’rollowej przeszłości, opowiadając o makijażowej wpadce z czerwoną szminką, jaką popełniła, będąc pod wpływem narkotykowych używek. – Cieszę się, że te czasy już minęły – skomentowała wyznanie, a publiczność nie kryła rozbawienia.

Pomimo wieku i widocznych problemów ze zdrowiem, Faithfull nie opuszczał dobry humor i przez cały koncert miała fantastyczny kontakt z publicznością. Opowiadała liczne anegdoty i dużo żartowała, nie tylko z samej siebie, ale i z kolegów i koleżanek z branży muzycznej. – Jeśli chcieliście posłuchać utworów w stylu „greatest hits”, powinniście byli pójść na koncert Rolling Stones albo Lady Gagi. Mój koncert to zupełnie inny rodzaj show – mówiła w Starym Maneżu. I rzeczywiście – to, co Faithfull zaprezentowała w niedzielny wieczór, daleko wykraczało poza typowy koncert.

 

TV

Świąteczne i noworoczne życzenia