”Strzebielinek, milczący świadek historii” to tytuł pracy Karoliny Marzec, przygotowanej na konkurs gdańskiego Instytutu Pamięci Narodowej. - Na początku miał być to wywiad z moim wujkiem, Janem Skibą, internowanym w 1982 roku w Strzebielinku – mówi Karolina. Jednak wujek skontaktował się z innymi. Dzwonił do wszystkich znajomych, do których miał kontakt. Dzięki temu gimnazjalistka miała możliwość przeprowadzenia rozmów z Andrzejem Drzycimskim, Andrzejem Trzaską czy Andrzejem Rzeczyckim. Właśnie ta prezentacja stała się impulsem do podjęcia konkretnych działań. Ich wynikiem stał się zorganizowany 17 sierpnia 2014roku oficjalny zjazd Strzebielnikowców.
„A mury runą…”
Strzebielinek to niewielka wieś położona niedaleko Wejherowa, licząca kilkuset mieszkańców. To tutaj między 13 grudnia 1981 a 23 grudnia 1982 znajdował się jeden z największych i najdłużej funkcjonujących ośrodków odosobnienia. Na terenie byłego obozu, obecnie znajduje się dom pomocy społecznej. Z okien zniknęły kraty, z ogrodzenia zdjęto drut kolczasty, a cele przerobiona na wygodne pokoje. W niedzielne popołudnie, przed jego murami zebrało się blisko 500 osób. Przyjechali internowani z Polski i zagranicy, niektórzy z całymi rodzinami. Licznie pojawili się także mieszkańcy gminy Gniewino. – W życiu każdego narodu liczą się nie tylko dni chwały ale też te, w których ponieśliśmy klęskę. To one tworzą tożsamość i etos narodu – mówił Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego. Początek lat 80’, to jeden z ważniejszych okresów w dziejach współczesnej Polski. Jednak samo działanie obozu w Strzebielinku, to fragment historii Pomorza mało znany powszechnie. Tym ważniejsze jest zachowanie pamięci o nim, kontynuował marszałek. Świadectwo tamtym czasom ma dawać odsłonięta podczas zjazdu płyta, zaprojektowana przez Bogdana Pietruszkę, twórcę Pomnika Poległych Stoczniowców 1970 roku. – Dziękuję, że przyjechaliście – mówił Andrzej Drzycimski, jeden z organizatorów uroczystości. – Minęło 32 lata i chociaż świat jest zupełnie inny, my znów tutaj jesteśmy.
Dziennik Internowanego
Zjazd Strzebielnikowców poprzedziły długie miesiąca badań. Miały one na celu ustalenie kompletnej listy osób internowanych. – Już w ośrodku staraliśmy się prowadzić spis – mówi Andrzej Drzycimski. Na początku była to tylko kartoteka z fiszkami jak z biblioteki. Stanowiła jednak dobrą podstawę. – Wiele razy weryfikowaliśmy wyniki naszych poszukiwań z archiwami Instytutu Pamięci Narodowej, z dokumentacją więzienną zakładu w Wejherowie. Prowadziliśmy również intensywną korespondencję między sobą– kontynuuje Drzycimski. Wszystkie te działania, doprowadziły do ustalenia liczby, co do której nie było już żadnych wątpliwości. W ciągu 375 dni funkcjonowania obozu, przewinęło się przez niego 501 osób. Indeks nazwisk, wraz ze wspomnieniami kolejnych osób, stał się częścią wznowionego i poszerzonego wydania książki „Dziennik Internowanego”. Której autorami są Andrzej Drzycimski i Adam Kinaszewski. – W ośrodku robiliśmy notatki na bibułkach od papierosów, kawałkach papieru – mówi Drzycimski. – Kiedy wyszliśmy, pierwsza wersja książki była praktycznie gotowa – kontynuuje. Swój wkład w krzewienie pamięci o doświadczeniach ludzi internowanych w stanie wojennym miało także Europejskie Centrum Solidarności, które przygotowało wystawę: „Ocenzurowano. List ze Strzebielinka”. – Jest to opowieść dwuwarstwowa, złożona z osobistych notatek jednego z internowanych, Zygmunta Błażka – mówił Basil Kerski, dyrektor ECS. Wspomnienia Błażka zostały wykorzystane jako komentarz dla ponad 30 zdjęć autorstwa samych osadzonych i ich przyjaciół. Niemal wszystkie zostały wykonane aparatami przemyconymi w paczkach żywnościowych. – Czuję się szczególnie wyróżniony, mogąc uczestniczyć w tym zjeździe – mówił w niedzielę Kerski. – Marzy mi się następny zjazd Strzebielnikowców zorganizowany już w nowej siedzibie Europejskiego Centrum Solidarności.
Zaświadczamy
Zygmunt Błażek w swoim dzienniku zapisał, że społeczność osadzonych w celi to rodzina. Organizatorzy uroczystości postawili sobie za cel ponowną jej integrację. Dla wielu z internowanych zjazd, był pierwszą okazją do powrotu w okolice ośrodka. – Ostatni raz byłem w Strzebielinku w 1982 roku, w momencie opuszczenia obozu – mówi Marek Skański z Gdańska, zatrzymany za szkodzenie ustrojowi państwa. Mimo że tak wiele się zmieniło, wracały wspomnienia. Zarówno te bolesne, bo jak mówi Skański –Początki obozu, to była ciągły brak wody, brud i zaledwie godzina dziennie na dworze. Ale także te nieco lepsze, – Ośrodek pamiętam głównie przez pryzmat znakomitej grupy ludzi, pełnej zrozumienia– mówi Marek Sobociński, obecnie mieszkający w Norwegii artsta rzeźbiarz, który w Toruniu zajmował się projektowaniem znaczków i plakatów. Osadzonym w obozie starały się pomagać ich rodziny, przyjaciele, księża. Jednak największym wsparciem byli współwięźniowie. – W ciężkich chwilach pomagało nam przesłanie jednego z naszych kolegów, który powtarzał „Zaświadczamy, panowie” – wspomina Sobociński. Sama obecność więźniów, ich nazwisk na listach Międzynarodowego Czerwonego Krzyża sprawiały, że władza komunistyczna nie mogła wyprzeć się, że obywatele nie zgadzają się na panujący porządek. – Byli wśród nas ludzie wykształceni, więc organizowaliśmy wykłady, odczyty – mówi Jan Wiktorowski, który na spotkanie przyjechał z Francji. W pierwszym roku stanu wojennego Strzebielinku internowano czołówkę opozycji wybrzeża gdańskiego i sąsiednich województw, a także wielu działaczy komisji krajowej Solidarności. Wśród nich znalazł się Prezydent Rzeczpospolitej Polski, Lech Kaczyński a także premier pierwszego rządu niepodległej Polski, Tadeusz Mazowiecki.
Strona poświęcona Strzebielinkowi: http://www.strzebielinek.pl/
Strona wystawy Europejskiego Centrum Solidarności: http://old2013.ecs.gda.pl/Wystawa_List_ze_Strzebielinka




















