Od zarania dziejów człowiek łączył mostami dwa brzegi rzeki, gdy tylko to było potrzebne. A jeśli była potrzeba żeglowania - budował mosty zwodzone. I ówcześni żeglarze to rozumieli, i armatorzy to rozumieli, i dla mieszkańców było to z pożytkiem.
A i atrakcją niemałą było mieć w mieście most zwodzony. I taka właśnie jest tradycja hanzeatycka. Liczba mostów zwodzonych na Motławie w dawnych latach o tym świadczy. A przygotowanie w czasie remontu w 1994 roku Mostu Zielonego do przywrócenia jego zwodzenia świadczy o rozumieniu tej tradycji przez władze Gdańska.
Analiza nawigacyjna
A jeśli chodzi o kładkę na Motławie. Analiza nawigacyjna dla kładki na Ołowiankę wykonana w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni wykazała, że przy bardzo ostrożnie przyjętych parametrach przewidujących 20 minut na stan otwarcia kładki, 20 minut na stan zamknięcia i dwa razy po 10 minut na operacje otwierania i zamykania zapewnią przepływ wszystkich jednostek z mariny przy Szafarni w ciągu jednego cyklu. Nie ma więc mowy o „poważnym utrudnieniu dla ruchu pojazdów wodnych” jak pisze prof. Andrzej Januszajtis w artykule „Kładka na Ołowiankę i nowe możliwości” w „Gazecie Wyborczej Trójmiasto”.
Może prom?
Propozycja uruchomienia promu jako lepszego środka komunikacji przez rzekę jest co najmniej nietrafna. Otóż prom kursujący w poprzek rzeki będzie również utrudniał żeglugę wzdłuż rzeki, podobnie jak zwodzona kładka. Poza tym, nawet jeśli prom będzie przystosowany dla osób niepełnosprawnych, większość z nich, także osoby starsze, kobiety w ciąży czy z małymi dziećmi, osoby z chorobą komunikacyjną nie będą z niego korzystać. Po prostu słabsi zostaną wykluczeni. Ponadto prom ma zbyt małą przepustowość na potrzeby związane z wydarzeniami masowymi jak na przykład koncert w filharmonii.
Kładka – ale jaka?
Kładka zwodzona zaś daje wspaniałą elastyczność. Może być dłużej otwarta dla żeglugi gdy jest taka potrzeba, lub dłużej dla pieszych np. po koncercie lub zimą, gdy żeglarzy niewielu.
Kładka stała odcięłaby akweny poza nią, co jest nie do przyjęcia dla żeglarzy i wodniaków. Brak kładki utrzyma stan odcięcia Ołowianki i terenów Szafarni od miasta, co jest nie do zaakceptowania przez mieszkańców i użytkowników tego obszaru. Kładka zwodzona, to konsensus, który zabezpiecza potrzeby i jednych i drugich. Kładka ruchoma (zwodzona, podnoszona, obrotowa) może też być, poza walorami użytkowymi, znakomitą atrakcją i wartością dodaną, czego przykładem jest znana już na całym świecie kładka piesza podnoszona w Newcastle w Wielkiej Brytanii.
Spór o model rozwoju miasta
Problem kładki jest jednak szerszy. To przejaw trwającego od lat sporu o model rozwoju miasta, o proporcje pomiędzy zachowaniem - nawet przywracaniem - miasta z minionych wieków, a jego rozwojem, dostosowywaniem do dzisiejszych potrzeb i z wykorzystaniem dzisiejszych możliwości. Zwolennicy miasta z minionych lat, w tym i prof. Januszajtis, są przeciwnikami kładki, bo jej tam nigdy nie było. Paradoksalnie prezentują oni stanowisko ahistoryczne, a co gorsza antyrozwojowe.
Zawsze w historii potrzeba dyktowała zmiany i rozwój. Potrzeba pogodzenia ruchu statków wzdłuż rzeki z koniecznością przekraczania rzeki w poprzek żeby dotrzeć do pracy, na pole, na jarmark wymusiła rozwiązania w postaci mostów zwodzonych. Konstrukcje te rozwijały się w miarę rozwoju techniki i myśli inżynierskiej.
Wzbogacić widok na stary port
Jeżeli sto czy dwieście lat temu nie było mostu zwodzonego na Ołowiankę, to dlatego że nie było na Ołowiance filharmonii, ani żadnej innej generującej znaczący ruch funkcji. Nawet profesor Januszajtis nie zaprzeczy, że gdyby sto lat temu odbywały się na Ołowiance jarmarki czy powstał teatr, zwodzony most zbudowano by niechybnie. Jeśli więc powstała filharmonia oraz muzeum – logicznym jest, zgodnie z historyczną zasadą budowania tego, co potrzebne – zbudować kładkę. Naszą rolą jest budować tak, aby nie zepsuła widoku na stary port, a w miarę możliwości wzbogaciła go.
I na konie apel: Panowie żeglarze! Może, w imię zachowania historycznego obrazu portu na Motławie przesiądziecie się na jednostki pływające z czasów świetności tego portu – łodzie wiosłowe i żaglowe, jakimi pływano onegdaj. Pozostanie już tylko uszyć stroje z epoki.
Od zarania dziejów człowiek łączył mostami dwa brzegi rzeki, gdy tylko to było potrzebne. A jeśli była potrzeba żeglowania - budował mosty zwodzone. I ówcześni żeglarze to rozumieli, i armatorzy to rozumieli, i dla mieszkańców było to z pożytkiem.
Publikacja: 09 marca 2015 r.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl





















