![]() |
Klucz był tak naprawdę jeden - okazałych rozmiarów dzieło artysty-kowala. Kupców reprezentował Andrzej Kasprzak, prezes spółki Międzynarodowe Targi Gdańskie, która jest głównym organizatorem Jarmarku.
- Jesteśmy dumni, że udało nam się przetrwać z tak wieloletnią tradycją Jarmarku - mówił Andrzej Bojanowski, wiceprezydent Gdańska. - Dumni z tego, że odwiedzają nas goście i kupcy po to, by poczuć smak ducha, który ożywia Jarmark od 755 lat. Bo poza tym, że zmieniły się trochę towary, poza tym, ze zmienia się wygląd naszego miasta, to duch tej imprezy - spokój, radość, uśmiechy na twarzach uczestników - to wszystko zostaje niezmienne. Życzę Państwu udanego wypoczynku, miłych doznań. Mimo źle zapowiadającej się pogody jesteśmy przekonani, że będą to wspaniałe trzy tygodnie.
Dokładnie o godz. 12.19. wiceprezydent Bojanowski przekazał Andrzejowi Kasprzakowi klucz do miasta.
- Panie prezesie, przekazuję panu ten ciężki klucz - mówił Bojanowski. - Ten klucz z taką wagą, z jaką przejmuje pan odpowiedzialność za miasto. Przez trzy tygodnie będziecie rządzić w tym mieście, pamiętajcie, aby nie zgubić tego klucza. Liczymy na to, że za trzy tygodnie powróci on do naszych rąk.
Kasprzak najwyraźniej wziął sobie do serca słowa wiceprezydenta Bojanowskiego - gdy schodził ze sceny, trzymał w dłoni klucz, który był już starannie opakowany w pokrowiec.
755 rytmicznych uderzeń w wielki bęben przypieczętowało otwarcie Jarmarku Dominikańskiego 2015 r.
Wszystko to się działo na scenie ustawionej na Długim Targu, plecami do Zielonej Bramy.
Było wesoło i międzynarodowo. Mistrz ceremonii - Michał Juszczakiewicz - zauważył ze sceny dwie skośnookie panie. Zaczął dopytywać po angielsku, skąd przyjechały:
- Japonia? Wietnam? Korea? Chiny?
- Australia - odpowiedziały turystki.
Juszczakiewicz wytłumaczył obu paniom, a przy okazji innym obcokrajowcom, że mają zaszczyt uczestniczyć w imprezie, która liczy sobie już 755 lat. Że w roku 1260 gdańscy dominikanie otrzymali od papieża Aleksandra IV bullę, która upoważniła ich do udzielania odpustu i organizowania jarmarku.
Zebrani wesoło powitali postać przebraną za koguta - jako symbol cierpliwości i zapobiegliwości kupców. Chwilę później oklaskiwana była parada, która przywędrowała do sceny spod pobliskiego Dworu Artusa. Kilka barwnych postaci na szczudłach, które efektownie wywijały flagami z herbem miasta, herbem województwa pomorskiego i orłem Królestwa Polskiego. Byli też halabardnicy, dobosze, cały korowód młodzieży w strojach z XVII i XVIII w. Poprzedzali oni wszyscy delegację gdańskich radnych i notabli z marszałkiem Senatu RP Bogdanem Borusewiczem na czele. Towarzyszył im przeor gdańskich dominikanów o. Marcin Mogielski.
Przewodniczący Rady Miasta życzył zebranym m.in. dobrej pogody - co było o tyle uzasadnione, że pół godziny wcześniej padał mocny deszcz, a prognozy na resztę dnia nie były optymistyczne.
Po krótkich przemówieniach, nastąpiło wspomniane już przekazanie kluczy miasta i scenę zasypał wir złotego konfetti, wyrzucany w powietrze przez specjalne dysze.
Mistrz ceremonii zaapelował do wszystkich:
- A my teraz, kochani, zakładamy nosy - na znak tego, że w Gdańsku nastał czas radości i zabawy.
I tak się stało. Uczestnicy przedstawienia założyli klaunowskie czerwone nosy. Na czas Jarmarku mają one przyozdobić również miejskie rzeźby. Na starówce zapanował karnawałowy nastrój.
|
Jerzy Marcinkowski ![]() - Przyjechaliśmy do Gdańska specjalnie na otwarcie Jarmarku Dominikańskiego. Od 35 lat mieszkam w Kalifornii, w Dolinie Krzemowej. Moja żona, Brygida, nie była w Polsce od ośmiu lat. Dla naszych dzieci, Julii i Zosi, to jest w ogóle pierwsza podróż do kraju. Czy nam się tu podoba? Bardzo. Rok temu byłem w Gdańsku w związku z interesami i przy okazji widziałem poprzednie otwarcie Jarmarku. Dlatego chciałem, by zobaczyła to moja rodzina. Córki są zachwycone tym wszystkim, całą oprawą, biciem w bębny, postaciami na szczudłach. W Trójmieście spędzimy dwa tygodnie. Mamy wspaniałe wakacje. Uwielbiamy Trójmiasto, choć stąd nie pochodzimy - wprawdzie żona mieszkała dziesięć lat w Gdańsku, ale jest z Łodzi. Ja jestem z okolic Wrocławia. Niedawno kupiliśmy w Trójmieście niewielkie mieszkanie, więc będziemy przyjeżdżać co roku. To ważne dla nas, i dla dzieci. Zależy nam, by córki wychowywały się w poczuciu polskości, by miały stały kontakt z Ojczyzną i mówiły po polsku. |




