PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Relacja z koncertu Cappelli Gedanensis - Wirujące pałeczki

Relacja z koncertu Cappelli Gedanensis - Wirujące pałeczki
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Czy perkusja służy do grania utworów Lady Pank czy zespołu Maanam? Wątpliwości nikt nie ma. Ale czy może być też użyta przy kompozycjach Mozarta, Vivaldiego, Beethovena lub Straussa? Tu już pojawia się zdziwienie połączone z politowaniem…

Zdziwienie – bez politowania, za to z aplauzem – towarzyszyło słuchaczom muzyki klasycznej, otwartym jednakowoż na dźwięki przez wielu zwane „z piekła rodem”, podczas ostatniego koncertu Cappelli Gedanensis w Ratuszu Staromiejskim (1.03) ze znakomitym perkusistą Igorem Faleckim. Ten na dzień przed występem – ku rozbawieniu wielu telewidzów gdańskiej „Panoramy” – wspomniał o sobie, że gdy był… młody, nieco się przed grą tremował. Młodość w wydaniu Igora to zatem pojęcie wielce względne, nawiązujące nawet do Einsteina, „grać” bowiem zaczął w wieku… czterech lat! Wtedy to po raz pierwszy, podsłuchując dźwięki wydobyte z gitary basowej przez ojca Artura, zaczął posługiwać się własnymi zabawkami, uderzając w poduszki i w książkę kucharską mamy Sylwii – na co dzień alt w Cappelli. Robił to na tyle sprytnie, że wprawione uszy rodziców dostrzegły w uderzeniach intrygującą prawidłowość. Rok później Igor otrzymał pierwszą perkusję.

Podczas koncertu młody artysta, który w lutym skończył 12 lat, pokazał prawdziwą muzyczną dojrzałość. Po „rozgrzewce” z Mozartem i gdańskim muzykiem Johannem Valentinem Mederem, przeszedł do słynnego „Bolera” Maurice'a Ravela oraz 5. Symfonii Beethovena. Przy pierwszym utworze, wygrywając rytm na werblu, trzymał w pogotowiu drugą rękę, obsługując nią inne urządzenia dudniące tudzież talerze. Do tego stopnia, że zastąpił trzech werblistów i przynajmniej jednego „talerzowca”, co ma miejsce w normalnej orkiestrze symfonicznej. Apogeum koncertu to Vivaldi, zagrany niejako na cztery ręce: Igora i Przemysława Mazura na skrzypcach. Obaj omal nie przeszli samych siebie, albo inaczej nie wyskoczyli ze skóry. Z tym, że skrzypce, instrument stworzony wręcz do kompozycji „rudego księdza”, musiał – nieznacznie! – ustąpić zachwytom nad rękami Igora. Dwie trzymane przez niego pałeczki wirowały niczym grad spadający nie na ziemię, ale na perkusję, w różnych konfiguracjach i szybkościach, także tych bliskich światłu – to przy utworze „Lato – Burza” z „Czterech pór roku”. Podobnie było przy „Zimie”. Nic dziwnego, że Vivaldiego Igor z Przemkiem musieli powtarzać aż dwa razy. I gdyby żył sam Ludwik von Beethoven, przez niektórych uważany za prekursora muzyki nowoczesnej, to… jestem przekonany, że słuchając Igora dodałby do swojej piątej symfonii perkusyjne brzmienie lub też napisał ją na nowo.

Przy okazji koncertu młodego gdańszczanina warto oddać się nieco szaleństwu techniki i wejść w tzw. „interniet”, wpisując w przeglądarkę słynne www.youtube.com. Tam też łatwo znajdziemy filmy z występów chłopca utalentowanego, a co ważne, również bardzo skromnego. Warto wreszcie podkreślić, że o fenomenie młodego perkusisty z miasta nad Motławą mówiły już stacje ABC, CBS, NBC i inne „si”, o MTV nie wspominając. Nic dziwnego, że chłopak ma miliony fanów na całym świecie. Ostatniego wieczoru zyskał zapewne wielu nowych.

Sławomir Czalej