Historie zwierząt z gdańskiego zoo - SŁONIE

Historie zwierząt z gdańskiego zoo to nowy cykl, który będziemy prezentować na łamach naszego portalu w programie Wszystkie Strony Miasta. Podczas pierwszej rozmowy - Michał Targowski dyrektor zoo - opowiedział o słoniach, które od drugiej połowy XX wieku mieszkały w Gdańsku.
59:21
2020-04-29
Produkcja:

Gdańskie Centrum Multimedialne

Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Pierwszy słoń dla którego Gdański Ogród Zoologiczny stał się docelowym domem, przypłynął statkiem z Rotterdamu w 1960 roku. Była to trzyletnia słonica indyjska o imieniu Bonza. Pojawienie się słonia w istniejącym od czterech lat ogrodzie, było dużym wydarzeniem i cieszyło się zainteresowaniem nie tylko gości, ale też ówczesnych władz i mediów. 

Siedem lat później, w roku 1967 do Bonzy dołączyła dwuletnia Samanta, także słonica indyjska. Bonza dobrze się nią opiekowała, wiele osób myślało, że gdańskie zoo doczekało się przychówku słoni, co nie było możliwe, ponieważ w naszym ogrodzie zoologicznym nigdy nie mieszkał samiec. Bonza przeżyła w gdańskim zoo 16 lat. W listopadzie 1976 została otruta przez osobę chorą umysłowo. Samanta bardzo przeżyła śmierć swojej przybranej mamy. 

W 1977 roku do Samanty dołączyła Sitta. Niestety nowa słonica była nerwowa i złośliwa, nie umiała wejść w dobrą relację z przedstawicielką swojego gatunku. Być może to właśnie trudny charakter Sitty przyczynił się do zawału serca Samanty, która z tego powodu zmarła w 1986 roku. Sitta zmarła cztery lata później. Przyczyną śmierci był guz mózgu.

- Trochę mieliśmy szczęścia w tej zoologicznej tragedii, ponieważ w opinii lekarzy, którzy przeprowadzili sekcję, Sitta mogła być nieobliczalna w swoim zachowaniu. W najmniej oczekiwanym momencie mogła zaatakować opiekunów, co na szczęście się nie wydarzyło. Taka sekcja to coś nieprawdopodobnie ponurego, bo tutaj w grę wchodzą piły mechaniczne, topory, tasaki - mówił Michał Targowski, dyrektor Gdańskiego Ogrodu Zoologicznego.

25 lipca 1992 roku do gdańskiego zoo przyjechała osiemnastoletnia Mongu. Była to pierwsza w historii zoo słonica afrykańska. Jej przyjazd do Gdańska Michał Targowski pamięta wyjątkowo dobrze. Mongu była pierwszym zwierzęciem, które zostało sprowadzone do ogrodu przez świeżo upieczonego dyrektora. 

- To były trudne lata, bo Polska budziła się w nowej rzeczywistości. Taki słoń miał wartość ok. 30 tys. dolarów. Szczęście uśmiechnęło się do nas, dostaliśmy z Rostocku informację, że mają dla nas słonia do oddania - wspomina Targowski. 

Okazało się, że zoo w Niemczech chciało pozbyć się pięknej słonicy, ponieważ zabiła człowieka.

- Gdy się o tym dowiedzieliśmy, nogi się pod nami ugięły - wspomina dyrektor Targowski. 

Słonie w Rostocku nie były dobrze traktowane. Mongu, która nie była zbyt posłuszna, dostawała kary cielesne. To prawdopodobnie było przyczyną zaatakowania człowieka. 

- Słonie są pamiętliwe, jeżeli ktoś zrobi im krzywdę, to nawet po paru latach słoń potrafi się zemścić - wyjaśniał dyrektor Targowski. 

Mongu nie była posłuszna w Rostocku, ale nie można tego powiedzieć o jej zachowaniu w gdańskim zoo. Dzięki trosce i opiece, współpracowała z człowiekiem. Nawet wtedy, gdy zraniła sobie stopę tak poważnie, że wdało się zakażenie i pojawił się olbrzymi problem, by wyleczyć ranę. Podeszwa stopy nie chciała się goić, dla Mongu uszyto więc specjalny, gigantyczny but, który znajduje się w zasobach zoo do dnia dzisiejszego. 

W maju 1996 roku do Mongu dołączyła Jawa. Sześćdziesięcioletnia słonica indyjska trafiła do ogrodu w tragicznej kondycji fizycznej. Przez 30 lat pracowała w cyrku. Była wyniszczona, wychudzona, miała nieodwracalne zmiany w kręgosłupie. Jawa spędziła w zoo niespełna rok, zmarła w lutym 1997 roku. 

- Przyjechało do nas zwierzę kompletnie zniszczone, chude, ale cudowne w kontakcie. Jak wyszła na wybieg, to chyba nigdy w życiu takiej przestrzeni nie widziała. Była zszokowana trawą, która porastała na wybiegu. W cyrku trzymana była w zamkniętym pomieszczeniu, łańcuchami przymocowana do podłogi. Była niestety bazą na której słonie opierały swoje kończyny, tworząc tak zwaną piramidę - mówi Michał Targowski. 

W czerwcu 1997 roku z ośrodka cyrkowego w Julinku trafiły do zoo dwie słonice indyjskie Darka i Iki. Obie miały ponad trzydzieści lat, nie pałały sympatią do Mongu. Darka odeszła w 2003 roku, Iki rok później. Śmierć tych słoni była zaskoczeniem, przyczyny nie są znane. 

Mongu przeżyła w zoo 14 lat, zmarła w 2006 roku. Zabił ją pęknięty wrzód okrężnicy - doszło do zapalenia otrzewnej.

W 2006 roku do Gdańskiego Ogrodu Zoologicznego trafiły dwie słonice: Katka i Wiki. Zamieszkują one nasz ogród do dzisiaj, ale jak podkreśla dyrektor Targowski, każdy kolejny rok jest darem, ponieważ słonice są wiekowe. Katka ma 50 lat, Wiki około 65. 

Wiki jest słoniem indyjskim. Urodziła się na wolności. Została złapana przez kłusowników i sprzedana do niemieckiego cyrku. Zarówno o jej prawa, jak i czterech pracujących z nią słoni, upomnieli się obrońcy praw zwierząt z organizacji One Voice. Gdy zdobyli niezbędne dokumenty, by odebrać zwierzęta, te zniknęły. Po wielu miesiącach Wiki została znaleziona w ciemnym kontenerze. Z pięciu słoni, które pracowały z nią w cyrku, tylko ona przeżyła. Pozostałością po pracy w cyrku jest dziś przede wszystkim częściowo sparaliżowana trąba - to wynik dźwigania ciężkich przedmiotów. 

Katka jest jednym z dwóch słoni afrykańskich w dotychczasowej historii gdańskiego zoo. Samica urodzona w 1970 roku, przybyła do zoo z Francji. Wcześniej jednak przebywała w zoo w Czechach. Doskonała pamięć pozwoliła jej na rozpoznanie po 16 latach rozłąki swojego czeskiego opiekuna.


 

Powiązane:
Więcej z: Wszystkie strony Miasta