PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Uprowadzenie Doroty

Uprowadzenie Doroty

Pewnego dnia nadmotławskim grodem wstrząsnęła wiadomość: staremu kotwicznikowi Ambrożemu zaginęła jedyna córka Dorota. Gdańszczanie bezskutecznie szukali od paru dni dziewczyny, jakby zapadła się pod ziemię. Przypuszczano, że wpadła do Motławy i utonęła lub została porwana. O wszystkim dowiedział się Bartel, który zabiegał o serce Doroty. Chłopak pracował w wielkiej kuźni Ambrożego i przez lata wyrósł na tęgiego mężczyznę, który pragnie samodzielnej pracy we własnej kuźni. Ale Bartel nie miał pieniędzy na kuźnię, pochodził z biednej rodziny i nie był gdańszczaninem z urodzenia. A gdyby tak Dorota spojrzała na niego łaskawym okiem, to kto wie, może podupadający na zdrowiu mistrz nie miał by nic przeciwko? Wychowana w dostatku Dorota marzyła o innym mężu dla siebie, zamożnym i światowym. Dlatego teraz kiedy zaginęła ukochana Bartel postanowił rozwiązać zagadkę jej zniknięcia. Przechodząc koło kościoła szarych mnichów - Św. Trójcy, postanowił wstąpić i zmówić pacierz za szybkie odnalezienie zaginionej. Pogrążony w modlitwie zasnął. Nikt go nie zauważył przed zamknięciem świątyni. Przebudziły go śpiewy żałobne, ujrzał sześciu braci zakonnych niosących otwarta trumnę, a w niej... swoją ukochaną. Osłupiały nie był w stanie nic zrobić, obserwował ceremonię z ukrycia. Widział jak mnisi zamykali wieko trumny, jak odsunęli w posadzce wielki kamień, jak zasunęli grób ciężką płytą kamienną.

Nazajutrz Bartel przebudził się sam jeden w pustym kościele, nie wiedział czy to jawa czy sen. Pobiegł najszybciej jak mógł do starego Ambrożego i zdał mu relację. Obaj udali się do Ratusza i Bartel opowiedział wszystko jeszcze raz burmistrzowi, rajcom i sędziom. Kazano wezwać franciszkańskiego przeora. Ten uznał, że wszystko co "widział" Bartel jest wynikiem zmęczenia i wyobraźni. W mieście zawrzało, niektórzy chcieli sami sądzić franciszkanów. Przejęty przełożony klasztoru był gotów otworzyć najświeższe groby. Jednak chłopak nie umiał wskazać miejsca pochówku ukochanej.

Nie wiadomo, jaki byłby koniec tej historii, gdyby nie morscy strażnicy spod Wisłoujścia, którzy sprawdzali wszystkie statki wychodzące z gdańskiego portu. Przybyli na Ratusz wołając: "Lewiatan połknął Dorotę, mamy winowajcę!". Oni to bowiem znaleźli zamkniętą dziewczynę na pokładzie żaglowca "Lewiatan". To kapitan Knut, który zamawiał u kotwicznika Ambrożego nową kotwę, porwał Dorotę. Mistrz Ambroży nie posiadał się ze szczęścia, że Dorota jest cala i zdrowa. Bartel przeprosił przeora szarych mnichów za zniewagę, a ten po kilku miesiącach pobłogosławił jego związek z Dorotą. Ambroży wraz z zięciem, który został jego następcą, postanowili nigdy więcej nie wykuć kotwicy. Od tej pory kuli podkowy, przynoszące ludziom szczęście.