PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Jak Alojzy Rapior ratował Józefa Piłsudskiego

Jak Alojzy Rapior ratował Józefa Piłsudskiego
Alojzy Rapior, sekretarz sądu wojennego w Gdańsku, dzięki sprawnie przeprowadzonej intrydze spowodował, że w lipcu 1917 roku Józef Piłsudski i Kazimierz Sosnkowski wywiezieni zostali z Gdańska, z tzw. strefy przyfrontowej w głąb Niemiec.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Pobyt Komendanta w gdańskim więzieniu był mało badany przez historyków. Czy był epi­zodem niewiele znaczącym? Kiedy studiuje się dwa referaty Jana Pastwy (był to geograf, pedagog i działacz polonijny w Wolnym Mieście, żył w latach 1901-1972): jeden wygłoszony w 1972 roku na zjeździe Filomatów Gimnazjum Wejherowskiego oraz drugi, częściowo opublikowany w 1988 roku w dwutygodniku „Gwiazda Morza” (nr 8/125), możemy wnioskować, iż był to w życiu Piłsudskiego moment dramatyczny. Dowiadujemy się, że Marszałkowi groził w Gdańsku proces i niechybna śmierć. I mogło to nastąpić, gdyby nie pe­wien korzystny zbieg okoliczności.

 

Ks. Alojzy Rapior w latach, kiedy był proboszczem w Lubichowie

Sekretarz sądu wojennego w Gdańsku

W 1917 roku sekretarzem sądu wojennego w Gdańsku był Alojzy Rapior, Polak urodzony w 1893 roku w Pelplinie; absolwent Collegium Marianum z 1912 roku i gdańskiego gimnazjum realnego z 1915 roku. Powołany podczas I wojny światowej do wojska niemieckiego, początkowo bodaj do ciężkiej artylerii, później pełnił służbę w gdańskim sądzie wojennym jako zaprzysiężo­ny tłumacz i sekretarz sądowy (Staatlich Vereingter Deutsch-Polnischer Dolmetscher und Sekretar des Kriegsgerichts zu Danzig). Pastwa pisze, że Rapior często jeździł służbowo do Warszawy, gdzie nawiązał szerokie kontakty w środowisku wyższych urzędników niemieckiego generalgubernatorstwa, ale przy okazji także w polskich kołach wojskowych (zwłaszcza POW) i w warszawskim świecie artystycznym.

 

Dwie koperty

Rapior zaczynał służbę rano. Jego zwierzchnik, generał prezes sądu wojennego, we wszyst­kie poniedziałki zjawiał się dopiero w południe. Spotykamy Rapiora właśnie w poniedziałek rano, 23 lipca 1917 roku. Co robi? Widzimy go przyglądającego się dwóm kopertom sądowym. Wpatruje się w nie z rosnącym zacie­kawieniem. Na jednej wyraźnie można odczytać wykaligrafowany napis: „Brigadier Joseph v. Pilsudski”.

Błyskawiczna decyzja i pan sekretarz robi to, czego bez upoważ­nienia generała prezesa sądu wojennego robić nie wolno. Zagląda do kopert. „Dyrektywy wyłuszczone w tych aktach, przesłanych od generalnego gubernatora Beselera do generała prezesa sądu wo­jennego w Gdańsku” są dla Piłsudskiego i Sosnkowskiego „niedwu­znacznie zasądzające”.

Rapior doskonale rozumie, co w Gdańsku znaczą dyrektywy gene­ralnego gubernatora Beselera. To po prostu rozkazy. Życie Komen­danta i Sosnkowskiego znalazło się w poważnym niebezpieczeństwie: w przyfrontowym Gdańsku stosowano rygorystyczne prawo wojen­ne według paragrafów obowiązującego kodeksu „Reichsgesetzbuch”, orzekających likwidację osób szczególnie zagrażających sukcesom militarnym i politycznym Rzeszy. Rapior widział „jedyny ra­tunek dla obu, oskarżonych w jak najpośpieszniejszym przeniesie­niu sprawy i obu aresztantów (...) do strefy wewnętrznej Rzeszy”, tam bowiem nie zapadały tak pospolicie wyroki skazujące na śmierć.

Wykorzystując przedpołudniową nieobecność szefa, Rapior bez­zwłocznie zatelefonował do Warszawy i skontaktował się z „gronem rodaków” skupionych w Polskiej Organizacji Wojskowej, by ich zaalarmować wiadomością o niebezpieczeństwie „naszych mężów sta­nu”. Znajomych Niemców z generalgubernatorstwa zelektryzował zmyślonym naprędce kłamstwem, donosząc jakoby „pewne taj­ne grupy przygotowują atak na więzienie gdańskie i chcą wywołać na Pomorzu powstanie”.

 

Pospolite ruszenie

Na telefon Rapiora POW zareagowała energicznie. Pastwa tak pisze: „Polskie koła wojskowe podjęty odpowiednie kroki za pośrednictwem świata artystycznego. Mianowicie artystki te­atru w Warszawie utrzymywały kontakty towarzyskie z wyso­ko postawionymi urzędnikami gubernatorstwa i użyły swych wpływów, ażeby cofnąć i zmienić dyrektywy wysiane do sądu wojennego w Gdańsku”. Jeszcze w ten sam poniedziałek zatelefonowano z generalnego gubernatorstwa do Gdańska z dyrektywami, nakazującymi nie do­puścić do rozruchów oraz przenieść Polaków poza teren Gdańska. Nazajutrz zaś „dwa telegramy od władz okupacyjnych z Warszawy” spowodowały, że „już w dniu 29 VII 1917 obaj więźniowie zosta­li wywiezieni w głąb Rzeszy”.

Mamy powody przypuszczać, że Jan Pastwa był jedyną osobą, która wiedziała o za­angażowaniu Rapiora w sprawę Piłsudskiego i Sosnkowskiego. Jak mówi, wyjawił mu to sam Rapior w 1936 roku podczas zjazdu absolwentów Collegium Marianum zwołanego w Opaleniu, gdzie Rapior był proboszczem. Ksiądz zastrzegł sobie prawo mówienia o tej spra­wie publicznie. Stwierdził, że nawet opracował własną relację. Do­brze zabezpieczona ma czekać na swoją chwilę. Spisane w Opaleniu zapiski Pastwa wykorzystał dopiero po śmierci księdza, po wojnie. Potwierdzenia ich wiarygodności nie ma; nie ma też dowodów i po­szlak podważających ich prawdziwość.

 

Ksiądz Alojzy Rapior

Urodził się 2 czerwca 1893 roku w Pelplinie, gdzie Rapiorowie mieli mały dom przy Friedrichstrasse 16. Święcenia kapłańskie przyjął 17 czerwca 1923 roku w katedrze pelplińskiej. Był wika­rym w Śliwicach i Kościerzynie. W Brzeźnie był kuratusem (1926-1931), a następnie proboszczem w Opaleniu (1931-1937) i Lubichowie (1937-1939). Ks. Rapior miał w Opaleniu około 50 ha do­brej ziemi kościelnej. Działał w miejscowym kółku rolniczym. Bywał gościem u mieszkającego w Opaleniu generała Wojska Polskiego Burchardta, właściciela okazałego dworu. Ale też nie gardził towa­rzystwem zawiadowcy z Lip, z którym grywał w karty. Po wiel­kiej powodzi 1934 roku udzielał się w Komitecie Niesienia Pomo­cy Powodzianom. Wspierał miejscowe koło rezerwistów wojsko­wych. Należał do antyniemieckiego Związku Zachodniego.

Prze­nosząc się na parafię w Lubichowie, zabrał tam z Opalenia 16 ko­ni, 48 krów oraz maszyny rolnicze. Lubichowskie gospodarstwo kościelne liczyło blisko 100 hektarów. Większość parafian utrzy­mywała się z pracy u księdza. Mówiono tam, że ksiądz latał wła­snym dwupłatowcem, dzisiaj jednak nikt tego nie potwierdza

 Z chwilą wybuchu wojny wszystkie dokumenty dotyczące działal­ności patriotycznej księdza Rapiora i innych działaczy polskich zostały zamurowane w skrytce urządzonej w cegielni w Opaleniu. Ktoś doniósł o niej Niemcom. Księdza Rapiora Niemcy aresz­towali 13 października 1939 roku podczas nabożeństwa różańco­wego i uwięzili w Starogardzie Gdańskim. Trzy dni później zginął zamordowany w Lesie Szpęgawskim. Parafianie z Opalenia i Lubichowa wspominają go różnie, ale zawsze z sympatią. Jedni mó­wią: „Bardzo porządny. Wypił, pożartował. Lubił poszaleć! Po­ciągał młodzież”. Inni: „Zawsze uważający. Nie można słowa po­wiedzieć. Prawdziwy ksiądz”.

 

Tadeusz T. Głuszko

 

Pierwodruk: „30 Dni” 11-12/1999