PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Granica WMG – od morza w Kolibkach do morza na Mierzei Wiślanej

Granica WMG – od morza w Kolibkach do morza na Mierzei Wiślanej
28 czerwca 1919 roku „Mocarstwa Sprzymierzone i Skojarzone” podpisały w Wersalu traktat pokojowy z pokonanymi Niemcami. Artykuł 102. traktatu zobowiązywał mocarstwa do utworzenia Wolnego Miasta Gdańska.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Słup F002 na granicy gdańsko-niemieckiej, lata trzydzieste, w głębi tablica z napisem „Granica Rzeszy”
Słup F002 na granicy gdańsko-niemieckiej, lata trzydzieste, w głębi tablica z napisem „Granica Rzeszy”
Fot. Zbiory Archiwum Państwowego Gdańsk

Traktat wersalski – w  artykule setnym – dość ogólnikowo określał kształt, liczącej ponad 290 kilometrów (z czego ponad 55 kilometrów brzegiem Morza Bał­tyckiego) przyszłej granicy Wolnego Mia­sta. Bardzo często zamiast szczegółowego opisu w tekście układu umieszczano po prostu zdanie: „Linja, która zostanie na miejscu oznaczona”. Tym „oznaczaniem na miejscu” zajęła się specjalna między­narodowa Komisja do spraw Wytyczania Granicy Polsko-Gdańskiej, która działała w ramach polsko-niemieckiej komisji delimitacyjnej.

W jej skład weszli przedstawiciele Wiel­kiej Brytanii (delegacji brytyjskiej przewodniczył ppłk Boger), Włoch (ppłk Tonini), Polski (mjr dr Celestyn Rydlewski i ks. Feliks Bolt) i Niemiec (Lothar Förster). Ca­łości przewodniczył (w randze Wysokiego Komisarza Ligi Narodów) przedstawiciel Francji, gen. Dupont. Gdańsk reprezentowany był (ale tylko z głosem doradczym) przez nadburmistrza miasta (późniejszego pierwszego prezydenta Senatu Wolnego Miasta) Heinricha Sahma.

Pierwsze posiedzenie komisji odbyło się w połowie 1919 roku. Ustalono, że przy wytyczaniu granicy brane będą pod uwagę konkretne warunki naturalne, społeczne i ekonomiczne. Przeprowadzono ankiety wśród ludności terenów nadgra­nicznych, w których pytano o stosunki na­rodowościowe i wyznaniowe, przyjmowa­no petycje i manifesty, powołano w końcu specjalną grupę rzeczoznawców z różnych dziedzin, którzy przygotowywali własne ekspertyzy. Polsko-gdańska komisja gra­niczna zakończyła swa działalność w 1922 roku.

Już w pierwszych tygodniach pracy komisji doktor Rydlewski wystosował do polskich mieszkańców nadgranicznych gmin znamienne pismo: „Osoby i gminy interesowane przy regulacyi granicy pomię­dzy Polską a wolnem miastem Gdańskiem uprasza się o spieszne piśmienne zgła­szanie swoich życzeń i dostarczanie informacyi oraz materjałów na ręce P Dra. Wybickiego w Gdańsku, Reitbahn No 3”. Aby usprawnić zbieranie „życzeń, informacyi i materiałów” władze polskie kolportowały w spornych gminach (między innymi za pośrednictwem proboszczów katolic­kich parafii) specjalny druk: na liniowanej kartce umieszczono tekst: „My niżej podpi­sani mieszkańcy [tu należało wpisać nazwę miejscowości – przyp. MA] żądamy usilnie przyłączenia nas do Polski, ponieważ miej­scowość nasza jest przeważnie polską”. Wystarczyło jedynie dopisać nazwę miej­scowości, zebrać podpisy (czasami również uwiarygodnić je pieczęcią, podpisem i ad­notacją proboszcza: „Zgadza się z prawdą”) i wysłać do Gdańska.

Przechowywane w Archiwum Państwo­wym w Gdańsku akta polsko-gdańskiej komisji delimitacyjnej zawierają wiele takich pism. Pomiędzy nimi jednak znajdują się również dowody bardziej spontanicznych odruchów patriotycznych, jak choćby –pisany niewprawną ręką – list z 10 lipca 1919 roku: „Mi niżei potpiseni protestuiemi przecifko temu że mami pod niemcami zostać mi chcemi do Polski należic”, a pod nim podpisy Janikowskich, Kurowskich, Reschków, Winczewskich, Langerów.

Również strona niemiecka zasypywa­ła komisję dziesiątkami pism, manifestów, proklamacji żądających przyłączenia gmin do powstającego Wolnego Miasta Gdańska. Wszystkie one były skrupulatnie rozważa­ne, o czym świadczą odręczne adnotacje poszczególnych członków komisji i eks­pertów. Dla usprawnienia terenowych prac ko­misji całą granicę Wolnego Miasta podzie­lono na sekcje, oznaczone literami od A do G.

 

Granice Wolnego Miasta z zaznaczonymi sekcjami (litery A-F) i punktami kontroli celnej
Granice Wolnego Miasta z zaznaczonymi sekcjami (litery A-F) i punktami kontroli celnej
Fot. Zbiory Archiwum Państwowego Gdańsk

Sekcja A

Od Morza Bałtyckiego przez Kolibki/Steinfliess (Kamienny Potok), rzeką Swelinią (Menzelbach), Lasami Oliwskimi (Forst Oliva) do punktu granicznego Sulmin/Ottomin (Otomin).

Na liczącym blisko 40 kilometrów od­cinku granicy ustawiono 206 granitowych słupów granicznych z napisem: „Traite de Versailles / 28 Juin 1919”, dużymi literami F. D. od strony gdańskiej i P. od strony pol­skiej oraz kolejną numeracja od A001 do A206 (na pozostałych odcinkach granicy słupy oznaczano według tego samego klucza: litera sekcji i kolejny numer). Gdańsk i Polska wyznaczyły też punkty przekraczania granicy, gdzie dokonywano odpraw paszportowych i celnych. Najważniejszymi z nich w sekcji A były posterunki w Kolibkach przy szosie i nad morzem.

Plaża w okolicach Kolibek była „od zawsze” ulubionym miejscem spacerów i pikników. Dlatego też, by ułatwić życie turystom i spacerowiczom, już na począt­ku 1920 roku otwarto na polskim brzegu granicznej Swelini prowizoryczny punkt kontroli granicznej. Skromną wartownie wybudowano („wobec nieprzyznania na ten cel przez skarb państwa żadnych kre­dytów” – jak pisał wojewoda pomorski do starosty wejherowskiego w styczniu 1925 roku) metodami chałupniczymi. Nie dziw tedy, że już po kilku latach domek znalazł się w opłakanym stanie: „budka (...) wy­maga większego remontu, a szczególnie naprawy dachu, który został uszkodzony przez burze jeszcze w roku 1933. Z da­chu zerwana została papa, skutkiem czego przy opadach deszczowych woda zacieka do wnętrza budki” – informował w li­stopadzie 1934 roku Inspektorat Straży Granicznej.

Dlatego też Komisariat Rządu w Gdyni zwrócił się do Straży Granicznej z proś­bą o „postawienie nowej skromnej lecz estetycznej wartowni lub o gruntowne odświeżenie obecnej”, bowiem ta „swym wyglądem zewnętrznym nie przyczynia się do estetycznego wyglądu tego miejsca”, a przecież „w sezonie letnim z przejścia granicznego nad morzem korzystają duże rzesze spacerowiczów”, w tym „dużo cudzoziemców, którzy odnoszą złe wrażenie na widok tak obdartej kontrolnej budki”. (W tym miejscu warto dodać, że swobod­ne spacerowanie przez granicę na plaży w Kolibkach skończyło się latem 1939 roku, kiedy to władze gdańskie zamknę­ły przejście, a na plaży, wzdłuż Swelini, ustawiły zasieki z drutu kolczastego).

Naprawa wartowni na plaży „przy Ko­libkach” ciągnęła się latami. Dopiero 8 paź­dziernika 1938 roku oddano, za sumę 1206 złotych 26 groszy, nowa budkę kontroli gra­nicznej. Do jej budowy użyto materiałów z rozebranej wartowni przy szosie. Budy­nek o kubaturze 120 metrów sześciennych wykonano z drewna na betonowym funda­mencie i – co najważniejsze – dach „papą smołową pokryto”.

Nie lepiej wyglądały losy wartowni pol­skiej Straży Granicznej przy szosie nr l w Kolibkach. 28 lutego 1925 roku Wy­dział Powiatowy Starostwa Wejherowskiego uchwalił „wybudować jedną budkę dla granicznej Policji Państwowej”. Postawio­no ją przy ważnej, międzynarodowej szo­sie Gdańsk-Gdynia w roku 1926. Dzięki temu Policja Państwowa (reprezentująca skarb państwa) mogła we wrześniu tego roku zawrzeć kontrakt ze starostą wejherowskim „na wynajem ubikacji w domku granicznym powiatowym (...) przy Kolibkach” za 243 złote 81 groszy czynszu rocznie.

Niepozorny („składający się z dwóch ubikacyj, maleńkiego przedsionka i komór­ki”) drewniany budynek, nieremontowany przez lata, bardzo szybko popadł w ruinę. Komisja lustracyjna Referatu Budowlane­go na powiat morski i kartuski, Straży Granicznej i Policji Państwowej stwierdzi­ła 5 września 1934 roku, że „pokrycie dachowe z papy zwietrzałej i niesmarowanej czas dłuższy przecieka (...), ściany około 40 m kwadratowych należałoby ze­wnątrz l raz farbą olejna przemalować (...), podłogi przetarte należałoby wy­mienić”, nie mówiąc już o przepalonym piecyku żelaznym, który „winien być za­stąpiony nowym”, najlepiej „przenośnym kaflowym, jako zużywającym mniej opału niż zwykłe żelazne”.

Mimo, iż opłakany stan budynku znany był władzom powiatowym i wojewódzkim od lat, to dopiero w październiku 1936 roku Urząd Wojewódzki w Toruniu wydał polecenie „natychmiastowego rozpisania przetargu na budowę domu dla Kontroli Skarbowej w Kolibkach”. Budowę ukończono w rekordowym czasie, bo już pod koniec listopada 1936 roku Komisarz Rządu w Gdyni mógł poin­formować Urząd Wojewódzki w Toruniu, że „budowa strażnicy (...) została ukończo­na i oddana do użytku w dniu 27 listopada b.r. (...) Roboty zostały wykonane należy­cie, solidnie w ciągu jednego miesiąca”. Koszt całości wyniósł 7 300 złotych.

Nowy, murowany i przestronny bu­dynek kontroli granicznej w Kolibkach (w jego wnętrzu mieściły się między innymi biura Straży Granicznej, Kontroli Celnej, Policji Państwowej, dwa areszty i magazyny, gdzie składowano zarekwirowaną kontrabandę) można było oddać do użytku jeszcze wcze­śniej, gdyby nie... przydrożne drzewo.

7 listopada 1936 roku Kierownik Refe­ratu Budowlanego Komisarza Rządu w Gdyni wystosował pismo do Kierow­nictwa Przebudowy Dróg Starostwa Mor­skiego w Wejherowie następującej treści: „W związku z budową budynku Kontroli Skarbowej Kolibki-Orłowo stwierdza się, że zachodzi konieczność usunięcia jednego drzewa przydrożnego, stojącego obok narożnika nowo wzniesionego budynku. Drzewo zastania widok z okna kontro­li na szosę oraz uniemożliwia podjazd samochodów pod dach celem dokona­nia kontroli w dni słotne. Do usunię­cia powyższego drzewa Komisarjat Rządu zamierza w krótkim czasie przystąpić”. W odpowiedzi Kierownictwo Przebudo­wy Dróg poinformowało po tygodniu, że „pozwolenie na wycięcie drzew przydroż­nych wydaje Urząd Wojewódzki” i dlatego z wycięciem drzewa należy się wstrzy­mać „do chwili nadejścia pozwolenia”. Na szczęście już na początku grudnia 1937 roku pozwolenie z Torunia nadeszło, z za­strzeżeniem jednak, że „usunięte drzewo winno być sprzedane z licytacji, otrzymana zaś kwota winna być wpłacona na konto Państwowego Funduszu Drogowego” oraz z zaleceniem, by licytację „przeprowadził drogomistrz Talaśka zamieszkały w Redzie, którego należy powiadomić o dniu wycię­cia”. Nie zważając jednak na polecenia z województwa, drogomistrza powiado­miono już po fakcie wycięcia drzewa (15 grudnia) i wezwano do przeprowadzenia „sprzedaży z licytacji”.

Tyle o „drzewie przydrożnym” w Kolibkach mówią dokumenty. Nie wiemy więc, jaką sumę „z licytacji” wpłacono na Pań­stwowy Fundusz Drogowy. Wiemy jednak, z relacji pana Franciszka Talaśki z Redy, sy­na przedwojennego drogomistrza, że takie licytacje odbywały się często.

Kontrola dokumentów na gdańskim punkcie granicznym w Kolibkach przy plaży; w głębi po prawej widoczna polska „obdarta kontrolna budka”
Kontrola dokumentów na gdańskim punkcie granicznym w Kolibkach przy plaży; w głębi po prawej widoczna polska „obdarta kontrolna budka”
Fot. Zbiory Archiwum Państwowego Gdańsk

Drogomistrz Franciszek Talaśka-ojciec odpowiedzialny był za utrzymanie w należytym stanie dróg na odcinku od Kolibek do Strzebielina. Miał pod sobą kilku „dróżników”, którzy między innymi naprawiali pobocza, karczowali przydrożne krzaki i kosili tra­wy (również ze sprzedaży siana pieniądze zasilały Fundusz Drogowy). Drogomistrz Talaśka (przybył do Redy z Chojnic w 1929 roku) był więc osoba odpowiedzialną za sprawna komunikację drogową w tym re­jonie powiatu wejherowskiego. Był też osobą mocno zaangażowaną społecznie, jako prezes ochotniczej straży pożarnej i przewodniczący koła Związku Zachodnie­go. Niemcy aresztowali go już na początku wojny, jesienią 1939 roku. 11 listopada, w Dzień Niepodległości, został rozstrze­lany w Lasach Piaśnickich. Jego drogomistrzówkę w Redzie objął po wojnie syn.

Archiwa nic nie mówią o budowla­nych kłopotach po gdańskiej stronie gra­nicy w Kolibkach. Grenzwache Steinfliess usytuowana kilkaset metrów od granicy mieściła się z początku (jak zaświadczają o tym stare fotografie) również w budynku drewnianym. Na początku lat trzydziestych pobudowano jednak dość obszerny (choć mniejszy niż ten po polskiej stronie) mu­rowany dom kryty czerwoną dachówką, przed którym ustawiono szlaban z herbem Gdańska.

Również i to przejście zamknięto w ostatnich dniach sierpnia 1939 roku, a szlaban zamieniono na stalową zaporę. Tędy, rankiem l września 1939 roku, ru­szyły w kierunku Gdyni konne oddziały Danziger Landespolizei. Moment wyłamy­wania polskiego szlabanu i bezczeszcze­nia polskiego godła, sfotografowany przez niemieckich reporterów wojennych, tak przypadł do gustu hitlerowskim propagandzistom, że kilka dni później zainscenizowali tę sytuację na potrzeby niemieckiej kroniki filmowej. Paradoksalnie, dzięki te­mu, przetrwał obraz polskiego posterunku granicznego w Kolibkach, solidnego, mu­rowanego budynku z rampą, przy której ustawiały się, odprawiane przez celników, samochody.

Rankiem 1 września 1939 roku gdańskie oddziały Landespolizei zniszczyły polski szlaban w Kolibkach
Rankiem 1 września 1939 roku gdańskie oddziały Landespolizei zniszczyły polski szlaban w Kolibkach
Fot. Zbiory Archiwum Państwowego Gdańsk

Dziś dawną granicą polsko-gdańską przebiega granica między Sopotem i Gdy­nią. Tylko wprawne oko zauważy jeszcze betonowe fundamenty słupów i wartowni.

Trzecie przejście graniczne w sekcji A umieszczono na leśnej drodze z Sopotu do Wielkiego Kacka, w Brodwinie (Brombeertal). Było to lokalne przejście (czynne tylko kilka godzin dziennie) przeznaczo­ne do obsługi ruchu przygranicznego. Do historii przeszło, jako to miejsce, w któ­rym „Führer Tysiącletniej Rzeszy” wkro­czył triumfalnie na „gdańskie terytorium”. Zdjęcia z 19 września 1939 roku pokazu­ją dawny polsko-gdański punkt graniczny obwieszony hitlerowskimi flagami i transparentami z napisem: „Wyzwolony Gdańsk pozdrawia swego Führera”, wzdłuż leśnej drogi stoją w karnych szeregach oddziały Landwehry, oficerowie prężą się jak struny, nad drogą wiszą girlandy kwiatów, a na sa­mochodach Ministerstwa Propagandy Rzeszy pracują kamery telewizyjne i filmowe. Na poboczu drogi zaś leży obalony kilka dni wcześniej szlaban graniczny.

Bardziej optymistyczne (przynajmniej dla Polaków) jest inne z zachowanych zdjęć granicznych. Oto przed leśnym budyn­kiem polskiej Straży Granicznej w Wysokiej widzimy grupę uśmiechniętych rodaków. Może są to uczestnicy wycieczki Polaków z Gdańska odwiedzających Macierz, może grupa polskich studentów pragnących zobaczyć „stary, polski Gdańsk”... W każdym razie dobrze się czują pod – wymalowanym w barwy narodowe – masztem z polską fla­gą. Dziś również po tym budynku nie ma już śladu, a po tym, który stał z drugiej stro­ny granicy pozostał niewielki placyk przy drodze prowadzącej z Oliwy do trójmiejskiej obwodnicy i betonowe fundamenty granicznych słupów.

Z Wysokiej niedaleko już do Otomina. Granica między Wolnym Miastem Gdańskiem a Rzeczpospolitą biegła środkiem lasu między wsią Ottomin (w Gdańsku) i wsią Sulmin (w Polsce).

Z relacji pana Brunona Richerta z Sulmina wiemy, że nie tylko z powodu lasu była to granica zielona. W tych okolicach (jak zresztą na całej gdańskiej granicy) kwitł lokalny przemyt. Mieszkańcy nadgra­nicznych wsi, znający się od lat, prowadzili własny, nieclony handel międzynarodowy. Do Gdańska dostarczano głównie warzywa i mięso, do Polski przemycano drożdże i zapałki. Sposób był prosty: wystarczyło wyczekać moment, gdy gdański strażnik graniczny przeszedł swój odcinek, a polscy pogranicznicy przejechali w drugą stronę na rowerach lub konno (przynajmniej tu­taj byliśmy lepsi, bo ..zmechanizowani”), by krowy, które pasły się w Polsce momentalnie znalazły się w Gdańsku. Nad bezpieczeństwem całej „akcji” czuwali zaczajeni w krzakach chłopcy (między innymi mały Bruno), którzy przeraźliwym gwizdem informowali o zbliżających się strażnikach.

Przez granicę nielegalnie przechodzo­no również na zabawy w Otominie nad jeziorem, lub na... nabożeństwa w sulmińskim kościele. I polscy, i gdańscy strażnicy graniczni o wszystkim wiedzieli, ale na drobny handel, sobotnie i niedzielne wyprawy po prostu przymykali oko. W końcu i oni byli w większości stąd.

 

Sekcja B

Od punktu Niestępowo/Löblau (Lublewo Gdańskie), między Borczem i Meidahnen (Majdany) do Jeziora Połęczyńskiego (Pollenczyner See).

Ten odcinek granicy liczył około 30 ki­lometrów. Ustawiono na nim 180 słupów granicznych i wyznaczono cztery przejścia.

 

Sekcja C

Od Połęczyna (Pollenschin), zachod­nim brzegiem Jeziora Łąkiego (Lonker See), przez punkt między Strippau (Trzepowo), a Szatarpami do punktu między Bożym Polem, a Postelau (Postołowo).

Na tym odcinku, liczącym blisko 30 kilometrów ustawiono 137 słupów gra­nicznych, z czego aż 35 na zachodnim i południowym brzegu Jeziora Łąkiego. Otwarto tu pięć przejść.

 

Sekcja D

Od punktu Boże Pole/Postelau (Po­stołowo), przez punkt Gołębiewko/Mittel Golmkau (Gołębiewo Średnie), między Dalwinem, a Sobbowitz (Sobowidz), mię­dzy Miłobądzem, a Kohlin (Kolnik), przez Łąki Tczewskie (Wiesenau) do Wisły.

170 słupów granicznych ustawiono na odcinku liczącym ponad 30 kilometrów. Wyznaczono trzy przejścia. Rolniczy charakter terenów przygra­nicznych spowodował duże problemy w bezkonfliktowym wyznaczeniu grani­cy. Mimo przeprowadzonych wywłaszczeń i dobrowolnych sprzedaży gruntów wielu właścicieli miało swoje pola i łąki po obu stronach granicy.

Również problemy narodowościowe nie ułatwiały pracy komisji delimitacyjnej. Już w roku 1919 zaczęły do niej napływać liczne żądania, petycje i manifesty. I tak np. 51 mieszkańców Dalwina pisało: „Wio­ska nasza ma 2400 mórg, z czego 2056 jest w rękach niemieckich, a 340 w rękach pol­skich. Dalwin ma 365 mieszkańców, w tym 280 Niemców, 30 Niemców-katolików i 55 Polaków. Aż do l lipca 1919 roku nie było właścicieli polskich w naszej wiosce. Ale zaraz po ogłoszeniu Traktatu Pokojowego kilku kolonistów sprzedało swoje działki ponieważ obawiali się być wywłaszczeni przez Polaków. My wszyscy pragniemy być przyłączeni do Wolnego Miasta Gdańska, ponieważ Polacy grożą nam wywłaszcze­niem, które nas zrujnuje”. Odpowiedzią na niemieckie petycje był list Jana Żelewskiego (potomka starego, szlacheckiego rodu pomorskiego) z Dalwina: „Przed około 4 miesiącami tutaj nie było żadnego Pola­ka, bo Dalwin jest Ansiedlungsdorf. (...) Teraz kupiło 10 Polaków gospodarstwa od lutrów i jeszcze więcej przybędzie. Nas wszystkich niechce sołtys do listy wybor­czej wpisać. Myśmy protestowali u sołtysa i zażalenie z 30 podpisami się wysłało do prezydenta rejencyjnego i landrata. Dotychczas i Niemcy wierzyli że Dalwin do Polski przydzie, ale teraz otwarcie mówią, że do wolnego miasta Gdańska. Będzie mo­że trzeba protestować żeby nas do Polski przyłączono i zapytuje się w jaki sposób to trzeba zrobić”.

Protesty i petycje Polaków z Dalwina przyniosły widać skutek, skoro wieś znalazła się w granicach Rzeczpospoli­tej. Jan Żelewski przez lata był sołtysem w Turzu (sołectwo obejmowało również Dalwin) i gospodarzył przy samej granicy. Jego syn, Leon, który do dziś mieszka na ojcowiźnie, również wspomina przygra­niczną, sąsiedzką kontrabandę i sobotnie wypady na tańce do nieodległego Sobowidza. Jednak już mniej przyjacielskie, bo często kończące się bójkami z młodymi hitlerowcami.

 

Sekcja E

Od Tczewskich Łąk środkiem Wisły do Mostów Tczewskich, Mosty Tczewskie obok Liessau (Lisewo) i ponownie środkiem Wisły do początku Nogatu.

Mimo iż odcinek liczył ponad 28 ki­lometrów umieszczono na nim jedynie sześć słupów granicznych. Stały one przy wschodnich przyczółkach Mostów Tczew­skich, a więc niejako na terytorium gdań­skim. Na pozostałym odcinku granica bie­gła środkiem koryta Wisły. Kolejowe i dro­gowe przejścia tej sekcji znajdowały się w Lisewie.

Mosty Tczewskie należały do najważ­niejszych, strategicznych punktów gra­nicy państwowej Rzeczpospolitej. Tędy biegł ważny szlak kolejowy łączący Prusy Wschodnie z Gdańskiem i Berlinem oraz drugi – dużo ważniejszy dla Polski – łączący Górny Śląsk z portami w Gdańsku i Gdyni. Nic dziwnego zatem, że dla odradzającej się Rzeczpospolitej sprawą żywotną by­ło utrzymanie mostów. Traktat wersalski tymczasem stanowił, że granica przebie­gać będzie „głównym żeglownym korytem Wisły w dół aż do punktu oddalonego około 6 km 500 m na północ od mostu tczewskiego”, czyli przecinać będzie most w połowie. Z tym Polska nie mogła się pogodzić. Zastosowano więc metodę faktów dokonanych: na początku 1920 roku polskie oddziały zajęły wschodnie przyczółki mostowe.

Spotkało się to z gwałtowną reakcją Peł­nomocnika Głównych Mocarstw Sprzymierzonych i Stowarzyszonych (późniejszego pierwszego Wysokiego Komisarza Ligi Na­rodów w Gdańsku) sir Reginalda Towera (znanego z niechętnego, często wrogiego stosunku do Polski i Polaków), który w liście do Komisarza Generalnego RP w Gdańsku pisał: „Poinformowano mnie, że Polacy zajęli siłą zbrojną całe mosty i wymagają od przejezdnych i przechodzących most paszportów. (...) Ufam, że Pan to doniesie do wiadomości Rządu Polskiego, by wydano instrukcję oddziałom polskim do ograniczenia ich akcji tylko do polskiej strony mostu i by gdański koniec mostu opróżniono”.

Gdańskiego końca jednak nie opróż­niono, a w trakcie negocjacji w ramach komisji delimitacyjnej strona polska obsta­wała bezkompromisowo przy utrzymaniu status quo. Ostatecznie na Mostach Tczewskich pozostała polska załoga. „Są one w cało­ści przyznane Polsce wraz z pasem ziemi liczącym 20 metrów na północ i południe od środka przyczółków mostowych (...) oraz z leżącym na wschód od mostów pa­sem ziemi, która rozciąga się na odległość siedmiu metrów od szczytu wschodnich słupów od strony Lisewa” – jak szcze­gółowo mówił opis dołączony do map granicznych,

O wadze Mostów Tczewskich na polsko-gdańskiej granicy świadczy fakt, że już rankiem l września 1939 roku wschodnie przyczółki zostały wysadzone w powie­trze przez polskich saperów. Odcięło to, co prawda, drogę wojskom niemieckim w głąb Polski, ale – niestety – równocze­śnie uniemożliwiło skuteczny kontratak armii polskiej na teren Prus Wschodnich.

 

Sekcja F

Od punktu Pieckel/Weissberg (Piekło/Biała Góra), Nogatem do Frisches Haff (Zalew Wiślany).

Liczący 58 kilometrów odcinek granicy biegł w zasadzie środkiem koryta Nogatu. Tylko w okolicach Wernersdorf (Pogorzała Wieś) na odcinku kilku kilometrów granica przechodziła na wschodni brzeg rzeki, a w rejonie mostów malborskich na brzeg zachodni, zatrzymując przyczółki w Kałdowie po stronie niemieckiej. Na ca­łym odcinku sekcji F ustawiono 24 słupy graniczne.

Istniało tu siedem gdańskich i kilka polskich (między innymi w Piekle, Kałdowie, Sztutowie i Nowym Dworze) punktów kontro­li celnej i szesnaście przejść granicznych. W latach trzydziestych otwarto dodatkowych dzie­sięć przejść dla ruchu przygranicznego, a w lipcu 1934 roku nowe, duże przejście w Jazowie.

Polscy celnicy pełnili służbę również na tym odcinku granicy gdańskiej na mocy artykułu 13 polsko-gdańskiej „konwencji pa­ryskiej” z 9 listopada 1920 roku, który mówił: „Wolne Miasto Gdańsk jest objęte polską granicą celną; Polska i Wolne Miasto Gdańsk stanowią jeden obszar celny poddany prawodawstwu i taryfie celnej polskiej”.

Do 1934 roku przejście graniczne w Kałdowie było największym i najważniejszym przejściem na granicy gdańsko-niemieckiej; tu znajdował się ważny gdański urząd celny, w którym pracowali również polscy celnicy
Do 1934 roku przejście graniczne w Kałdowie było największym i najważniejszym przejściem na granicy gdańsko-niemieckiej; tu znajdował się ważny gdański urząd celny, w którym pracowali również polscy celnicy
Fot. Zbiory Archiwum Państwowego Gdańsk

Z punktu widzenia polskich służb cel­nych był to najtrudniejszy odcinek gdań­skiej granicy. Przemyt kwitł tu na wielką skalę. I nie była to już drobna, sąsiedzka kontrabanda, ale potężny strumień zor­ganizowanego przemytu. Tędy przemyca­no np. duże ilości sprzętu dla gdańskiej NSDAP. a z czasem również sprzęt wojsko­wy (samochody, broń i amunicję).

Nielegalne transporty szły również w druga stronę: z Gdańska do Niemiec. Np. w maju 1935 roku informatorzy pol­skich służb celnych alarmowali, że gdań­skie banki wywożą do swoich berlińskich central po kilka kilogramów złota dziennie. Zdarzały się również wyjątkowo duże trans­porty. 31 maja Dresdner Bank w Gdańsku przekazał swojej centrali w Berlinie pół tony złota wartości dwóch i pół miliona guldenów, a w połowie czerwca Bank von Danzig wysłał do Niemiec 100 kilogramów tego kruszcu. Wszystkie transporty przechodziły przez most w Kałdowie i Jazowie. Oczywiście przy biernej postawie (lub wręcz pomocy) gdańskich i niemieckich celników. Trudno się temu dziwić, skoro w tę sprawnie zorganizowaną kontraban­dę zaangażowane były instytucje rządowe i partyjne z Gdańska i Niemiec.

Aby chronić interesy Polski, Inspekto­rat Celny musiał zmobilizować dodatkowe siły. Nad Nogat wysłano wiec w połowie lat trzydziestych kolejnych czternastu inspektorów, któ­rzy przez cala dobę kontrolowali urzędy celne, między innymi w Kałdowie i Jazowie, a na wo­dy Nogatu i licznych kanałów na gdańskim brzegu Zalewu Wiślanego wysłano czte­ry motorówki z celnikami: „Strażnik II”, „Krakowiak”, „Kujawiak” i „Czujka”. Jednak mimo wzmożonej kontroli polskich służb celnych zorganizowany przemyt na granicy gdańsko-niemieckiej kwitł w najlepsze.

„Ułatwienia” w przekraczaniu granicy gdańsko-niemieckiej, jakie stwarzały służ­by obu krajów swoim obywatelom nie były niczym innym, jak łamaniem międzynarodowych umów o ruchu granicznym. Już w lutym 1933 roku polski konsul w Olsztynie, Mieczysław Rogalski, informował MSZ w Warszawie: „Ostatnio zaszedł znów charakterystyczny wypadek, gdzie władze gra­niczne policyjno-celne gdańsko-niemieckie, celem ułatwienia wzięcia udziału lud­ności niemieckiej z Niemiec w zabawie na terenie Wolnego Miasta Gdańska, otworzy­ły przejście graniczne między godziną 2 i 3 w nocy. (. .) By obywatele niemieccy nie musieli czekać do rana na otwarcie grani­cy, otworzono w wyżej oznaczonym czasie bramę na śluzie nad Nogatem, jedynem połączeniem obu brzegów”. Warto dodać, że w tym czasie na przejściu granicznym nie było oczywiście polskich celników.

 

Sekcja G

Od ujścia Nogatu do Frisches Haff (Za­lew Wiślany), torem wodnym Danziger Fahrwasser do Frische Nehrung (Mierzeja Wiślana) na zachód od wsi Pröbbernau (Przebrno), wzdłuż Theerbuder Seeweg do Morza Bałtyckiego.

Ten odcinek granicy liczył blisko 20 ki­lometrów, z czego tylko około 3 kilometrów biegło przez Mierzeję Wiślaną. Na tym fragmencie granicy ustawiono 17 słupów. W postanowieniach dołączonych do traktatu wersalskiego ustalono, że Niem­cy „przystąpią do koniecznych prac pogłę­biających, które utrzymają Danziger Farhwasser w stanie nawigacyjnym takim, jaki był przed wejściem w moc traktatu”. Było to o tyle ważne, że gdański szlak wod­ny był ważną drogą wodną dla gdańskich rybaków.

Również i ten odcinek granicy gdańsko-niemieckiej był szlakiem przerzutowym kontrabandy. Pomimo stałej kontroli wód Zalewu przez polskie motorówki celne udawało się Niemcom dostarczać do Gdańska broń i amunicje. Wiadomo np., że asystent gdańskiego urzędu celnego w Nowym Dworze, Hugo Becker, przemy­cał tedy (w styczniu i lutym 1935 roku) z Prus Wschodnich do Gdańska karabiny maszynowe dla szkolonych przez siebie oddziałów SS i SA.

l września 1939 roku terytorium Wol­nego Miasta Gdańska włączono – decyzją niemieckiego agresora – w obszar „tysiącletniej Rzeszy”. Poczęto likwidować punkty graniczne, wykopywać słupy ze znienawi­dzonym przez Niemców napisem: „Traktat wersalski”.

Dziś po dawnej granicy gdańskiej po­zostały tylko nieliczne ślady.

 

Mieczysław Abramowicz

 

Pierwodruk: Kwartalnik „Był sobie Gdańsk” 2(5)/1998