PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Matematyka w orientalnym wydaniu, czyli studia w Singapurze, cz. II

Matematyka w orientalnym wydaniu, czyli studia w Singapurze, cz. II
Moja wymiana studencka to w dużym skrócie nieudolna próba pogodzenia pasji do podróżowania oraz obowiązków związanych ze studiami. Sprawę dodatkowo utrudnia tropikalny klimat, który z jednej strony sprawia, że czuję się jak na niekończących się wakacjach, a z drugiej strony męczy i spowalnia wszystko kilkukrotnie. W poprzednim wpisie starałem się opowiedzieć trochę o Singapurze, teraz przyszedł czas na sprawy związane bezpośrednio z nauką i uniwersytetem. Ostatnia, trzecia część będzie za to o podróżowaniu.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Studenci przyjeżdżają na wymianę do Singapuru z takich krajów jak Norwegia, Indie czy Australia

Wiele kultur i kampus wśród zieleni

Uczelnia, na której obecnie studiuję nazywa się National University of Singapore (w skrócie: NUS) i jest jedną z dwóch wiodących uczelni w tym kraju, a także jedną z najlepszych w Azji. Posiada ona bogatą listę uniwersytetów, z którymi współpracuje, dlatego też można tu spotkać studentów na wymianie z bardzo wielu krajów. NUS prowadzi również wymianę z polskimi uczelniami, np. Szkołą Główną Handlową w Warszawie, Uniwersytetem Jagiellońskim, czy Politechniką Warszawską. Co przyciąga tutaj studentów? Jednych jakość kształcenia, drugich egzotyka miejsca, trzecich z kolei możliwość podróżowania po regionie.

Na warsztatach z modelarstwa szybowców

Sama jednak możliwość spotkania tak wielu kultur w jednym miejscu to już niesamowite doświadczenie. Przykładem mogą być projekty, w jakich uczestniczę. W jednej grupie pracuję z osobami ze Szwecji, Wlk. Brytanii i Kanady, a w drugiej z kolegami z Francji, Danii i Singapuru. Fantastyczne jest to, jak wiele można się dowiedzieć, nie tylko o samej kulturze Singapuru, ale również o innych regionach i krajach.

Jeżeli przeczytaliście mój poprzedni wpis o Singapurze, to wiecie, że na tej wyspie wielkości chusteczki do nosa mieszka obecnie prawie 6 milionów ludzi. Dlatego też nie przestaje mnie zachwycać przestrzeń kampusu uniwersyteckiego. Obsadzone wielkimi drzewami budynki zdają się tonąć w zieleni, a w ulewne dni zadaszone kładki przeprowadzą nas suchą stopą po całym obszarze uniwersytetu.

Mój akademik – Ridge View Residential College

Integralną częścią poszczególnych wydziałów są również „food courty” (tzw. „Hawker centers”). Singapurczycy uwielbiają przesiadywać tam nad jedzeniem, a jest z czego wybierać. Każde stoisko proponuje kuchnię innego regionu. Na wydziale inżynierii mamy na przykład do wyboru dania indyjskie, malezyjskie, chińskie, indonezyjskie oraz europejskie. Koszt takiego lunchu na uniwersyteckiej stołówce jest niewygórowany w porównaniu z cenami w mieście – zwykle jest to mniej niż 10 zł.

Nauka w Singapurze – wymiana zagraniczna

Jedzenie azjatyckie może być jednak nie tylko przygodą, ale i wyzwaniem. Przeciętna ostrość tutejszych dań nie ma porównania z naszymi przyzwyczajeniami. Z reguły proszę obsługę restauracji o nieostre dania, a i tak dostaję potrawy, które w polskim menu dostałyby znaczek czerwonej papryczki. Szczególnie potrawy tajskie i indyjskie znane są z ostrości przypraw w nich używanych.

Zaproszeni przez opiekunów jednego z akademików, wraz z dwojgiem studentów z wymiany próbujemy przysmaków lokalnej kuchni

Żeby spróbować orientalnych dań nie trzeba wyjechać z Singapuru. Mimo to smakują one najlepiej w miejscach z których pochodzą; dlatego też większość studentów z wymiany wyjeżdża w poszukiwaniu przygód i kulinarnych doświadczeń, gdy tylko nadarzy się okazja. Staliśmy się specjalistami od wyszukiwania tanich połączeń lotniczych, a w trakcie długich weekendów trudno wręcz znaleźć na kampusie zagranicznych studentów. Mimo to prace i projekty na zajęcia muszą zostać wykonane. Nie jest więc niczym dziwnym spotkanie sporej grupy ludzi siedzących w Starbucksie (całodobowym) po północy, bądź grupek znajomych snujących się po kampusie o 3 w nocy. Praca w grupach staje się czasem małym koszmarem, gdy okazuje się, że w weekend przed terminem oddania projektu jeden kolega wyjeżdża na Bali, koleżanka do Bangkoku, a drugi kolega do Hongkongu. Na szczęście, studenci zza granicy mogą często liczyć na wyrozumiałość swoich lokalnych kolegów oraz wykładowców.

Wspólne zdjęcie w gronie NUS Catholic Students Society

Muszę powiedzieć, że spotkałem się również z ogromną życzliwością studentów oraz pracowników uniwersytetu. Byłem zapraszany na obiady, zostałem częścią drużyn sportowych i kół zainteresowań. Spotkałem bardzo wiele osób chętnych do wymiany doświadczeń i dzielenia się swoją kulturą. Najbardziej otwarte były te osoby, które wcześniej również wyjechały na wymianę (do Europy, Ameryki, Australii) i rozumieją problemy, z którymi borykam się na co dzień. Ku mojemu zaskoczeniu, spotkałem również Singapurczyków, którzy byli lub są w Polsce! Kilkoro moich znajomych przyjechało na przykład na Światowe Dni Młodzieży, a jeden kolega przebywa obecnie na wymianie w Wilnie. Na jego Facebookowym profilu znalazło się niedawno zdjęcie z Gdańska.

Ukryte skarby Singapuru ,czyli miejsca, gdzie turysta sam nie trafi – Haw Par Villa

Singapurski system edukacji – jak uczą się miejscowi

Wracając jednak do samej nauki na uczelni: czy różni się ona znacząco od tego, czego doświadczyłem w Europie? Zasadniczo, sposób nauczania w Singapurze nie odbiega zbytnio od tego, co miałem w Londynie. Jest to mieszanka wykładów, ćwiczeń i laboratoriów, gdzie ich proporcje zależą de facto od wyboru samych przedmiotów. Różnica między Azją a Europą polega jednak głównie na podejściu do nauki.

University Town (miasteczko akademickie), czyli akademiki, centra sportowe, „Hawker centres” oraz całodobowy Starbucks

W Europie panuje pewien stereotyp, że Azjaci są ogólnie bardzo pracowici oraz że poziom rywalizacji na tutejszych uniwersytetach jest dość wysoki. Chociaż muszę się zgodzić z oboma stwierdzeniami, to postaram się wytłumaczyć, dlaczego to nie jest do końca tak, jak nam się wydaje.

Z wizytą u rodziny mojej pani opiekun wymiany

Po pierwsze Singapurczycy bardzo dużo rzeczy robią „na wszelki wypadek”. Tego typu postawę nazywa się tutaj „kiasu”, co w chińskim dialekcie Hokkien znaczy „strach przed zmarnowaniem okazji albo konsekwencjami tego”. Wiąże się to z tym, że ludzie mają tendencję to gromadzenia wokół siebie wszystkiego co może im się przydać, żeby potem nie żałować że tego nie wzięli. Trudno jest to opisać, dlatego postaram się przytoczyć pewne sytuacje:

Sytuacja 1: Jeden z moich przedmiotów w zeszłym semestrze obejmował projekt końcowy: do wyboru były dwa zadania, z których należało wybrać jedno. Na każde z nich liczba była ograniczona do połowy wielkości grupy na zajęciach. Każdy student musiał zapisać się na jeden z projektów. Część studentów nie była pewna, który bardziej im odpowiada i zdecydowała odroczyć decyzję w czasie: zapisała się na oba projekty na raz aby potem móc wypisać się z tego, który okaże się trudniejszy. W związku z tym zablokowali oni miejsca w projekcie przed innymi, którzy byli akurat tym tematem zainteresowani.

Sytuacja 2: Singapur jest bardzo bezpiecznym krajem, w którym kradzieże po prostu się nie zdarzają. W związku z tym studenci bardzo często zostawiają swoje rzeczy w różnych miejscach, aby na przykład zająć stolik na stołówce. Robią to również dlatego, że boją się, że gdy kupią już sobie obiad, to nie będzie gdzie usiąść. Pora lunchu na wydziale inżynierii to istna mania zajmowania stolików. Gdy odbieram swój lunch, znalezienie miejsca zajmuje mi zwykle kilka minut. Nie dlatego, że nie ma pustych stolików, przy większości z nich nikt nie siedzi. Wszystkie jednak są zajęte przez czyjeś plecaki, laptopy, telefony czy parasolki.

Zwiedzając Singapur z lokalnymi studentami

Muszę również powiedzieć, że uniwersytet wspiera niestety rywalizację między studentami. Oceny z egzaminów są tutaj zależne od rozkładu ocen całej grupy. Można więc na przykład osiągnąć wynik z egzaminu powyżej 90%, a z przedmiotu otrzymać ocenę odpowiadającą trójce lub czwórce. Moim zdaniem ma to bardzo negatywny wpływ na podejście do nauki, bo nie liczy się ilość zdobytej wiedzy, ale to, czy wie się więcej od innych.

Teraz trochę o legendarnej pracowitości. Uważam, że w Singapurze bardzo dużo oczekuje się od młodych ludzi. Ta spirala ciągle rosnących oczekiwań ze strony rodziny i nauczycieli zaczyna się bardzo wcześnie. Okazuje się, że egzamin po ukończeniu szkoły podstawowej jest tutaj jednym z najważniejszych wyznaczników przyszłej kariery i może w bardzo duży sposób wpłynąć na ścieżkę edukacji dziecka. W związku z tym uczniowie są tutaj przymuszani do ciężkiej nauki bardzo wcześnie.

Jak to się przekłada na naukę na uniwersytecie? Z moich doświadczeń wynika, że tutejsza pracowitość to lekka „ściema”. Owszem, lokalni studenci spędzają znacznie więcej czasu nad książkami i w laptopach, ale często niewiele z tego wynika. Może najlepiej opowiedzieć to przy pomocy przykładu:

Sytuacja 3: W okresie przed egzaminami często uczę się w takich dużych (i co najważniejsze) klimatyzowanych salach do nauki. Oto, jak wygląda nauka osób, które siedzą obok mnie: o godz. 9 przychodzi student, zostawia swoje rzeczy, żeby zająć biurko z kontaktem (patrz – „kiasu”) i idzie zjeść śniadanie. Wraca po 45 minutach, siada, kładzie się na swoich książkach i zasypia na kolejne 45 minut. Potem budzi się, sprawdza wszystkie wiadomości na telefonie i zabiera się do nauki. Nie mijają 2 godziny, gdy wyrusza na lunch. Możecie sobie wyobrazić, że pewien cykl spania, jedzenia i nauki powtarza się kilkukrotnie do późnych godzin nocnych.

„Hawker Centre” na Wydziale Inżynierii, NUS

Podsumowując dwa ostatnie posty o Singapurze, jest to miasto pełne kontrastów. Choć wydaje się cudowne i piękne, to na twarzach ludzi często maluje się stres i zmęczenie. Ma w sobie wszystkie zalety płynące ze swojej lokalizacji, ale i wiele wad typowego wielkiego miasta. Mimo to zachwyca swoją różnorodnością, czystością i porządkiem. W następnym wpisie będzie jeszcze bardziej egzotycznie, będzie o podróżach, o kulturach i oczywiście o jedzeniu…

Adam Małagowski

Adam Małagowski