• Start
  • Wiadomości
  • Strajk rodziców po raz drugi: w części szkół absencja w granicach 90 procent!

Strajk rodziców po raz drugi: w części szkół absencja w granicach 90 procent!

W piątek, 10 marca, część rodziców po raz drugi nie posłała dzieci do szkół w ramach protestu przeciw PiS-owskiej reformie edukacji. W niektórych szkołach w Gdańsku klasy znów były puste. Ojciec Paweł Adamowicz też nie posłał do szkoły swojej córki, gimnazjalistki.
10.03.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Godz. 13, lekcja zajęć plastycznych w Gimnazjum nr 26 przy ul. Traugutta w Gdańsku. Frekwencja - 0 procent, absencja - 100 procent. MEN już wie, co ci rodzice sądzą o reformie edukacji

Telewizja Trwam zapytała Mariusza Wyciszkiewicza, ojca 13-letniej gimnazjalistki, dlaczego nie puścił swojego dziecka do szkoły w ramach Strajku Rodziców. W Polsce jest przecież obowiązek szkolny.

- A jak są rekolekcje to dzieci chodzą do szkoły? - odpowiedział pytaniem na pytanie Wyciszkiewicz. - Nie! Wtedy szkoła też jest zamknięta.

Córka Wyciszkiewicza chodzi na rekolekcje, więc jej ojcu nie o religię tu chodziło, ale o zasadę. Są oczywiście wątpliwości, i to uzasadnione, czy można posługiwać się dziećmi w walce przeciw PiS-owskiej reformie edukacji. Wyciszkiewicz: - Wszystkie inne formy protestu zawiodły i jesteśmy zdesperowani. Walczymy przecież o nasze dzieci. O ich dobro tu chodzi. Jak mam wytłumaczyć córce, że gdy trafi do liceum, jeśłi w ogóle się dostanie, bo to rocznik skumulowany, to w jednej klasie będą dzieci po gimnazjum, a w innej po podstawówce, inne programy, a szkoła ta sama. Sam nie wiem, o co tu chodzi.

Katarzyna Gwóźdź, matka gimnazjalisty z Gimnazjum nr 3 na Chełmie co prawda posłała go do rano szkoły, ale o godz.10.30 zabrała do siedziby Rady Miasta Gdańska na tzw. lekcję obywatelską, prowadzoną przez prezydenta Pawła Adamowicza. Gwóźdź: - Syn pyta mnie, po co ta reforma, a ja nie wiem, co mu odpowiedzieć. Nie przekonują mnie argumenty MEN. Nie widzę żadnych korzyści z tej reformy. 

Podobnie inni rodzice, którzy zdecydowali się nie posłać w piątek dzieci do szkół. Frekwencja znów wahała się od szkoły do szkoły:

  • Gimnazjum nr 26 przy ul. Traugutta - frekwencja 10 procent.
  • Gimnazjum nr 33 w Gdańsku Osowej - frekwencja 20 procent.
  • Gimnazjum nr 25 we Wrzeszczu - frekwencja 64 procent.
  • Gimnazjum nr 10 przy ul. Gościnnej - frekwencja 30 procent.

Kilka szkół odmówiło nam podania danych.

Rodzice i nauczyciele, z którymi rozmawialiśmy, mówili, że czują, że rząd ich nie słucha i wprowadza reformy bez konsultacji społecznych.

Joanna Krysiak, jedna z matek, która organizowała Strajk Rodziców, powiedziała naszemu portalowi, że miała problem z dostaniem się do niektórych szkół, żeby rozwiesić plakaty czy rozdać ulotki informujące o strajku: - Niektórzy dyrektorzy szkół po prostu bali się konsekwencji, więc nie wpuszczali nas do szkoły - mówi Krysiak. - Ale to nie jest akcja partii politycznej, tylko protest zwykłych rodziców. Rodzice mają prawo poinformować innych rodziców, o tym, co im się nie podoba w szkole. Po to na przykład są tablice korkowe przeznaczone dla rad rodziców. Powinniśmy mieć do nich swobodny dostęp. To nasze prawo!

Na spotkaniu z rodzicami w gimnazjum nr 26 przy ul. Traugutta w czwartek, 9 marca, pomorska kurator oświaty Monika Kończyk, poinformowała rodziców, że żadne konsekwencje nie zostaną wyciągnięte wobec pracowników tych szkół, które zezwalały na informowanie o strajku i agitację rodziców. Zapewniała, że jest nieprawdą, jakoby dyrektorzy szkół byli zastraszani przez kuratorium. Spotkanie skończyło się awanturą, bo rodziców likwidowanego gimnazjum nr 26 nie przekonały żadne argumenty pani kurator w obronie reformy.

Paweł Adamowicz został poproszony przez strajkujące matki, żeby dał dzieciom lekcję o samorządzie

Adamowicz: strajk jest wtedy, gdy rząd nie słucha

W piątek, w czasie Strajku Rodziców, odbyła się lekcja obywatelska, którą w siedzibie Rady Miasta przeprowadził prezydent Paweł Adamowicz. Prezydent Gdańska przez godzinę tłumaczył dzieciom z gimnazjów i podstawówek ideę samorządu, zadania samorządu oraz wyjaśniał, jak miasto utrzymywane jest z podatków i na co one idą. 

Z sali padło pytanie uczennicy: - Co pan sądzi o likwidacji gimnazjów?

Adamowicz: - Nie podoba mi się ta likwidacja. Zmiany trzeba w szkołach podejmować, ale bez wywracania wszystkiego do góry nogami. Ja też protestuję, ale za bardzo nie możemy nic jako miasto zrobić. Zmieniliśmy już sieć szkół. Może zbierzemy podpisy pod referendum, gdzie wszyscy rodzice będą mogli się wypowiedzieć. Pani minister edukacji jest uparta jak osioł. Obiecuje, że wszyscy nauczyciele znajdą po reformie pracę. Chyba więc ci nauczyciele, którzy jednak ją stracą, pojadą do Warszawy do ministerstwa i tam się zgłoszą u minister Zalewskiej po pracę.

Adamowicz w rozmowie z mediami tłumaczył: - Chcę, by młodzi ludzie byli świadomymi obywatelami, by potrafili krytycznie myśleć. Dziś jest ogólnopolski protest przeciw likwidacji gimnazjów. Ja też jestem przeciwko jako rodzic. Uważam to za jeden w większych skandali! Wydaliśmy jako samorząd ogromną ilość pieniędzy na budowę i dostosowanie gimnazjów. Nauczyciele zdobyli kompetencje. To wszystko jest teraz wyrzucane do kosza. To są wielkie konsekwencje finansowe, edukacyjne i psychologiczne. Nikt z nas nie wie, po co jest ta reforma. Sam mam córkę, Antoninę, gimnazjalistkę i ona dziś nie poszła do szkoły.

Czy nieposyłanie dzieci do szkół to dobra forma protestu?

Adamowicz: - Jako licealista w stanie wojennym chodziłem na lekcje milczenia, stosowałem różne formy oporu. W społeczeństwie demokratycznym mamy prawo do wyrażania sprzeciwu. Jeśli władza nie konsultuje swoich decyzji z rodzicami, z samorządami, z nauczycielami, to władza sama wyłącza się spod reguł demokratycznych. Co może zrobić społeczeństwo, kiedy nie jest słuchane? Decyduje nogami, decyduje absencją w szkole, decyduje strajkiem. 

W piątek w ECS odbyła się także lekcja historii dla dzieci, którą poprowadzili mecenas Jacek Taylor i były opozycjonista Zbigniew Lis. Dzieci mówiły, że “przyszły zobaczyć Solidarność”. Zbigniew Lis wspominał czasy, gdy w PRL trzeba było pracować w soboty, co prawda nie osiem godzin, ale sześć, oraz tłumaczył dzieciom, że “kiedyś w sklepach była tylko jedna kiełbaska, a nie 10 rodzajów szyneczki”.

Dzieci były zdumione.

Czytaj także o pierwszym Strajku Rodziców - 10 lutego.

Czytaj: "Nie ma głupich pytań" - lekcja obywatelska z prezydentem Adamowiczem

TV

Mevo się kręci!