20 maja – Światowy Dzień Pszczół
Z okazji Światowego Dnia Pszczół, warto poruszyć temat mitów, jakie narosły wokół pszczół. Postanowiliśmy zapytać o to specjalistkę – Kamilę Chomicz.

Kamila Chomicz – biolożka, artystka wizualna, reżyserka, fotografka. Absolwentka biologii Uniwersytetu Gdańskiego oraz reżyserii filmowej w Warszawie. Łączy sztukę i naukę, tworząc projekty o ekologii, relacjach człowieka z naturą i bioróżnorodności. Realizuje filmy, instalacje i działania edukacyjne, współpracując z naukowcami, artystami i społecznościami lokalnymi. Inicjatorka i koordynatorka projektów, takich jak „Voice of the Lagoon”, „Bees on My Way”, „Urodzajnia” czy „Dzikie Trójmiasto”. Twórczyni koncepcji „Gdańsk jako miasto przyjazne zapylaczom”. Poprzez sztukę i edukację promuje ochronę dzikich zapylaczy oraz refleksję nad współczesnymi wyzwaniami ekologicznymi.
- Czy pszczoła miodna rzeczywiście jest zagrożona?
- Nie. Pszczoła miodna w Polsce to gatunek hodowlany. Można ją porównać do krowy czy kury: rozmnażana przez człowieka, utrzymywana i przewożona tam, gdzie może przynieść korzyść – głównie miód. W Polsce liczba uli rośnie, a wraz z nią wskaźnik tzw. napszczelenia, czyli ilość rodzin pszczelich przypadający na jeden kilometr kwadratowy. Za optymalny uznaje się 3 rodziny/km², a za maksymalny poziom bezpieczeństwa: 5. Są regiony, gdzie normy te są przekroczone nawet czterokrotnie. Wyobraźmy sobie, że cały kraj to jedna ogromna restauracja. Tylko że liczba stolików z jedzeniem (czyli kwiatów) się nie zmienia, a pszczół przybywa. Zaczyna się walka o pyłek i nektar. Dochodzi do rabunków i głodowania. W silnej konkurencji dzikie i małe pszczoły specjalistki, które nie latają na dalekie odległości i korzystają z pokarmu tylko z wybranych gatunków roślin, bez wsparcia człowieka – są w tej sytuacji jak cichy gość bez rezerwacji: wypierane, ignorowane, znikają.
Pojęcie bee-washingu (czyli działania, które wygląda na pomoc dla przyrody, ale w praktyce może jej szkodzić) idealnie oddaje ten paradoks. Miejskie pasieki często mają „ratować pszczoły”, ale realnie często dokładają presji tam, gdzie i tak jest już ciasno i często brakuje pokarmu. Ochrona zapylaczy to nie mnożenie uli, tylko ochrona dzikiej różnorodności.

- Ile gatunków pszczół mamy naprawdę?
- Pszczoła miodna to tylko jeden ze stwierdzonych prawie 500 gatunków występujących w Polsce. Na świecie opisano ich ponad 20 tysięcy gatunków pszczół, choć wiele nadal pozostaje niezbadanych. Są wśród nich pszczoły, samotnice, społeczne i pasożytnicze. Najwięcej gatunków gniazduje w ziemi, są też takie które tworzą gniazda w pustych muszlach ślimaków, łodygach, szczelinach murów. Niektóre znoszą do gniazd płatki kwiatów, inne budują miniaturowe szałasy. Większość żyje samotnie, nie produkuje miodu i nie żądli w obronie gniazd.
- Dlaczego różnorodność pszczół jest tak ważna – szczególnie w miastach?
- Bo różnorodność daje odporność. I ciągłość. I elastyczność. A pszczoły dzikie są tu jak specjalistyczne narzędzia – każda do innego zadania.
W Polsce 78% roślin okrytonasiennych zapylają owady. Wśród nich są trzmiele (Bombus spp.), które radzą sobie w zimne dni i wykonują tzw. zapylanie wibracyjne, niezbędne np. w uprawie pomidorów czy borówek. Murarki rogate czy ogrodowe lepiej zapylają jabłonie niż pszczoły miodne – szybko zwiększają plon i poprawiają jakość owoców. Są też pszczoły specjalistki, które doskonale zapylają wybrane gatunki roślin. Tymczasem coraz więcej badań (m.in. z Getyngi, Kalifornii, Polski) pokazuje, że różnorodność dzikich pszczół w niektórych miastach jest wyższa niż na terenach wiejskich. Dlaczego? Bo wieś bywa dziś zielona tylko z daleka – z bliska to często pola jak dywany jednego koloru, bez miedz, bez chwastów, z częstymi opryskami. Miasto może być enklawą. O ile tylko pozwolimy dzikim zapylaczom znaleźć dla siebie miejsce. Różnorodność pszczół to także strategia przetrwania. Jeśli postawimy wszystko na jedną kartę – pszczołę miodną – i pojawi się nowy, śmiertelny dla tego gatunku patogen, cała populacja może runąć w krótkim czasie. Co będzie dalej, możecie to sobie Państwo wyobrazić.

- Czy miejskie pasieki pomagają, czy szkodzą?
- Jeden ul to nawet 50 tysięcy pszczół. W ciągu sezonu taka kolonia może zebrać kilkadziesiąt kilogramów pyłku i ponad 100 kg nektaru. To tak, jakby nagle do ogrodu wpadł autokar głodnych gości, którzy opróżniają bufet, zanim ktokolwiek inny zdąży podejść do stołu.
Dzikie pszczoły – samotne, mniejsze, często wyspecjalizowane – zostają z niczym. Zwłaszcza że nie mieszkają w ulach, nie mają dokarmiania ani wsparcia człowieka.Badania z Paryża, Montrealu, Szwajcarii i wielu innych miast pokazują jasno: im więcej uli, tym mniej dzikich pszczół. W miastach, gdzie terenów zielonych i kwiatów jest ograniczona liczba, duża ilość uli prowadzi do konkurencji o pokarm i zaburza naturalną równowagę. To zjawisko nazwano już bee-washingiem. Dodatkowo, jak pokazują badania z Wielkiej Brytanii, mieszkańcy chętniej wspierają pszczoły miodne, bo je znają – mimo że to dzikie pszczoły są naprawdę zagrożone. Dlatego w ochronie przyrody liczy się jakość, nie ilość. Lepiej mieć mniej uli, ale więcej różnorodnych roślin, mniej koszenia i więcej miejsc do gniazdowania.

- Co więc możemy zrobić, by realnie pomóc?
- Przede wszystkim chronić dzikie siedliska. Nie wszystko, co wygląda „nieładnie”, jest bezwartościowe. Skarpy, piaszczyste ścieżki, dzikie zakątki mogą być domem dla wielu gatunków pszczół. Kolejny krok to ciągłość kwitnienia – od marca do października powinno rosnąć coś, co kwitnie i karmi owady. Wybierajmy rośliny rodzime, bo najlepiej wspierają lokalną faunę. Unikajmy gatunków inwazyjnych, takich jak nawłoć kanadyjska, ponieważ wypierają inne rośliny i zaburzają równowagę w przyrodzie. Zwracajmy też uwagę nie tylko na gatunki, ale i odmiany roślin. Wiele ogrodowych ozdobników – jak pełne róże – choć efektowne, są bezużyteczne dla zapylaczy. Proste, otwarte kwiaty, z łatwo dostępnym pyłkiem i nektarem, to najlepszy wybór.
Patrzmy na ogród oczami pszczoły. Kwiaty mają przede wszystkim karmić, a nie tylko dekorować. Zrezygnujmy z chemii w ogrodach, parkach, na działkach i wszystkich możliwych miejscach. Ograniczajmy koszenie lub przeprowadzajmy je rzadziej, mozaikowo, najlepiej w terminach sianokosów. I wreszcie – uczmy się lokalnej przyrody i aktywnie ją obserwujmy. Wspierajmy programy nauki obywatelskiej (citizen science), które angażują mieszkańców we współpracy ze specjalistami i praktykami – w monitoring i ochronę dzikich zapylaczy. Tylko w ten sposób możemy działać skutecznie: łącząc wiedzę naukową z lokalnym zaangażowaniem i myśleniem długofalowym.

Pod linkiem FILM O PSZCZOŁACH znajduje się film poruszający temat problemów, z jakim spotykają się dzicy zapylacze.
Zachęcamy do obserwowania strony poświęconej edukacji ekologicznej:
Polecamy również odwiedzić stronę prowadzoną przez Kamilę Chomicz poświęconej pszczelej tematyce:
Zachęcamy do obserwowania strony Zielony Gdańsk – Ekologia aby być na bieżąco z ekologicznymi sprawami w naszym mieście.
- Decyzje o środowiskowych uwarunkowaniach
- Duzi i mali gdańszczanie o gospodarce odpadami - co się zmieniło od 2019 roku?
- EKOzwroty - kolejny krok w stronę ograniczenia nadmiernego konsumpcjonizmu
- Gdańska Karta dla Drzew już obowiązuje i wprowadza arbotagi
- Jasień przywitał wiosnę rodzinnym sadzeniem mikrolasu
- Komunikaty dla Rolnictwa
- Nowe drzewa pojawiły się na ulicy Worcella - w ramach Zielonego Budżetu Obywatelskiego
- Ocena stanu środowiska w gminie Gdańsk
- Odpady
- Ostatnia odsłona tegorocznego Sprzątania Świata 2.0 w Gdańsku
- Pierwszy dzień wiosny. Gdańskie zieleńce nabierają kolorów
- Przyroda
- Startuje największy projekt edukacji ekologicznej w metropolii. Weźmie w nim udział 40 szkół
- Szkolenia z zakresu pomocy rannym dzikim zwierzętom
- Woda, ścieki, geologia
- Wykaz danych o środowisku i jego ochronie
- Zgłoś drzewo na pomnik przyrody
- Zielono nam! Posadź mikrolas w sobotę na Jasieniu