Zreaktywowana na potrzeby OFF Festival legenda polskiego gitarowego undegroundu rusza w trasę. Oldskulowe klawisze, świetne transowe rytmy i „filmowe” opowieści. Protoplasta Contemporary Noise Quintet, stawiany w jednym szeregu ze Ścianką, gdy chodzi o zasługi dla polskiej muzyki gitarowej.
Something Like Elvis zaczerpnęli swą nazwę z filmu „Dzikość Serca" Davida Lyncha. Początki zespołu sięgają 1994 roku. Ich znakiem rozpoznawczym było brzmienie łączące harcorowe gitary z transem i dźwiękiem akordeonu. Już pierwsza płyta „Personal Vertigo" (1997) spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem krytyki. Zaskoczonych muzyków okrzykiwano debiutantami roku, a debiutancki krążek doczekał się edycji w holenderskiej wytwórni Smoeff/Konkurrent. SLE nigdy nie ograniczał się tylko do rocka. Podejmując współpracę z performerami, gościł często w galeriach, muzeach czy klubach zorientowanych na muzykę improwizowaną. O uznaniu, jakim cieszył się SLE świadczyć może wystosowane w 1998 zaproszenie na europejską trasę NoMeansNo (CAN).
W 1999 roku ukazała się druga, bardziej dopracowana i dojrzalsza płyta „Shape", z którą jesienią tego samego roku zespół odwiedził Niemcy, Belgię, Holandię, Czechy i Austrię. Część trasy stanowiły koncerty u boku kolejnych gigantów alternatywy: Amerykanów z Fugazi. Wydany w 2002 krążek „Cigarette Smoke Phantom" wykraczał już znacznie poza estetykę hardcore'ową, stanowiąc zestaw długich kompozycji, w oryginalny sposób nawiązujących do post rocka i jazzu.
Mimo zaledwie kilku lat istnienia, Something Like Elvis stał się jednym z filarów polskiego undergroundu. Swoją działalność zakończył w 2003, ale wciąż inspiruje innych artystów. Po rozwiązaniu Elvisa, bracia Kapsowie założyli Contemporary Noise Quintet, a reszta zespołu utworzyła grupę Potty Umbrella. Po siedmiu latach milczenia Something Like Elvis powraca, pierwszy koncert na Off Festivalu, jesienią trasa w Polsce i być może za granicą.
Zespół Something Like Elvis, bo to z jego powodu całe to pisanie, jest jednym z kilku okrętów flagowych w skromnej flotylli polskich bandów grających muzykę niezależną. Matowe i ociężałe struktury rozmazanych klawiszy, poukładane, regularne, choć nierzadko ocierające się o jazz rytmy, mięsiste, smakowite dźwięki basu, wspaniałe, misiowate partie gitar i snujące się leniwie jak papierosowy dym intrygujące opowieści wokalisty.
To, co uderza w tym wydawnictwie to niezwykła spójność, każdy kawałek jest na swoim miejscu, niczym w solidnej, markowej układance. Wszystkie pasują do siebie, a jednocześnie każdy znakomicie istnieje w pojedynkę, każdy dysponuje czymś niepowtarzalnym. (artrock.pl)
Twilite to dwóch przyjaciół, którym opatrzność podpowiedziała, żeby chwycili za akustyczne gitary i, robiąc z nich pożytek, dali światu swoją muzykę. Paweł Milewski i Rafał Bawirsz nie lubią się sprzeciwiać opatrzności.
Nagrane w domowych warunkach utwory udało im się dzięki pomocy kilku życzliwych osób (jak Piotr Maciejewski) zamieścić na płytach drugiej („How can you sleep") i trzeciej („Disobey") edycji Trójkowej Offensywy Piotra Stelmacha oraz internetowej kompilacji bloga Don't Panic We Are From Poland vol.2 („All you need"). W maju 2008 r., zauważeni i zaproszeni przez braci Kapsa z Contemporary Noise Quintet, Milewski i Bawirsz nagrali w Electric Eye Studio materiał na debiutancki album „Bits & pieces", który jest zbiorem kompozycji z ostatnich dwóch lat przebywania muzyków w Dublinie. W listopadzie 2008 roku zespół zagrał koncert promujący płytę w studiu koncertowym im. Agnieszki Osieckiej, transmitowany na antenie radiowej „Trójki”. Płyta „Bits & pieces” ujrzała światło dzienne 24 stycznia 2009 r. W 2009 roku Twilite wystąpił na Scenie Młodych Talentów Heineken Open’er Festival.
Liczba miejsc siedzących ograniczona, miejsca nienumerowane, a w przypadku bardzo dużego zainteresowania koncertem tylko miejsca stojące.