- Coś drgnęło w narodzie - mówi Alena Dzianishchyts, jedna z organizatorek akcji. - Przyszło naprawdę dużo osób i po raz pierwszy z tak licznymi flagami i transparentami. Nie widziałam dotąd tak dużej determinacji i kreatywności.
Alena Dzianishchyts pochodzi z miasteczka Stolin na Polesiu, znajdującego się 15 km od granicy białorusko-ukraińskiej. Od pięciu lat mieszka w Gdańsku.
Zdecydowana większość osób, które przyszły na manifestację, to białoruska młodzież, która mieszka i pracuje w Trójmieście, część z nich uczy się lub studiuje. Są proeuropejscy, mają dość biedy, braku wolności i braku perspektyw w swojej ojczyźnie. Mają dość rządów Aleksandra Łukaszenki, który od 25 lat jest autorytarnym władcą Białorusi. Dyktator traci poparcie w miastach i w młodym pokoleniu, ale wciąż ceniony jest na białoruskiej prowincji i wśród ludzi starszych, którzy wychowali się i dojrzewali w ZSRR.
Sobotni happening zaczął się od tego, że grupki Białorusinów z wolnościowymi hasłami spacerowały po ulicy Długiej i Długim Targu. Część osób miała za sobą białoruskie biało-czerwono-białe flagi, które zostały zakazane przez Łukaszenkę w 1995 roku. Po kilkudziesięciu minutach uczestnicy manifestacji zebrali się pod Fontanną Neptuna. Tam - z przedproża Dworu Artusa - przemawiali organizatorzy protestu. Oprócz Białorusinów, głos zabierali także Polacy i Ukraińcy. Manifestacja spotkała się z zainteresowaniem przechodzących tamtędy gdańszczan i turystów.
Na Białorusi trwa kampania prezydencka, i nikt nie ma złudzeń, że wybory będą uczciwe - wszystko zostało podporządkowane zwycięstwu Łukaszenki: nie zarejestrowano dwóch głównych kontrkandydatów, uczestnicy antyrządowych manifestacji są bici i zastraszani, w kraju trwają rewizje i aresztowania. To reakcja władz na mnożące się od miesiąca protesty i manifestacje w miastach Białorusi. Z takim oporem reżim Łukaszenki nie miał do czynienia od ćwierć wieku.
Uczestnicy gdańskiej manifestacji domagają się wypuszczenia na wolność więźniów politycznych, wolnych wyborów i demokratyzacji Białorusi.
Wybory na Białorusi zaplanowano na 9 sierpnia. Manifestacje jak ta w Gdańsku odbyły się także w Warszawie i Białymstoku - i mają być powtórzone.
Niektórzy z uczestników gdańskiej manifestacji mieli tablice z napisem “Jesteśmy tacy jak Wy 97 proc. Chcemy być wolni”.
O co chodzi z tymi 97 procentami?
- Chodzi o to, jakie jest rzeczywiste poparcie Łukaszenki w kraju - tłumaczy Alena Dzianishchyts. - Od wiosny tego roku jakiekolwiek badania socjologiczne na temat oceny prezydenta przez obywateli są zakazane. To się stało po tym, jak jednocześnie na kilku stronach internetowych liczba osób, popierających jego politykę, wyniosła 3%. Stąd popularne wśród Białorusinów memy: Sasza 3% i My 97%.