• Start
  • Wiadomości
  • Prof. Cezary Obracht-Prondzyński przekonuje: gdańska kultura ma się dobrze

Prof. Cezary Obracht-Prondzyński przekonuje: gdańska kultura ma się dobrze

- W Gdańsku mamy dziś ogromną ofertę kulturalną: Europejskie Centrum Solidarności, Narodowe Muzeum Morskie, Centrum Hewelianum, Muzeum II Wojny Światowej, ale też prywatny Stary Maneż. Badacze w stosunku do naszego regionu używają określenia “rój kulturowy” - mówi prof. Cezary Obracht-Prondzyński*, jeden z panelistów Kongresu Kultury Pomorskiej, który rozpocznie się 20 marca.
16.03.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Prof. Cezary Obracht-Prondzyński wygłosi wykład na Kongresie Kultury Pomorskiej 23 marca na Uniwersytecie Gdańskim


O KONGRESIE CZYTAJ TEŻ: Artyści, aktywiści, biznesmeni, politycy. Wszyscy razem na Kongresie Kultury Pomorskiej

Anna Umięcka: - Rozmawiamy tuż przed rozpoczęciem Kongresu Kultury Pomorskiej. Wydarzenia, w ramach którego artyści, animatorzy, aktywiści, urzędnicy, politycy, biznesmeni dyskutować będą o stanie kultury w naszym okręgu. Aż mnie korci, by zadać pytanie: czy w ogóle taki kongres jest nam potrzebny?

Prof. Cezary Obracht-Prondzyński: - Zawsze ważna jest obecność i aktywność. Jeśli są ludzie, którzy chcą organizować i tacy, którzy chcą słuchać to znaczy, że ma to sens. Praktyka jest sprawdzianem intencji. Ważny jest też fakt, że intencja jest oddolna, bo kongres organizują ludzie ze środowiska animatorów kultury, związani z teatrem, a nie urzędnicy, politycy czy naukowcy.

A może o kulturze nie ma co dyskutować, tylko należy po prostu w niej uczestniczyć?

- To fałszywa alternatywa, bo uczestnictwo w dyskusji jest też uczestnictwem w kulturze. Zresztą w takich sytuacjach są zawsze dwa stanowiska: jedni mówią, że za dużo już mówimy, a inni: że mamy wciąż deficyt rozmów, nie wszystko jeszcze przetrawiliśmy.

- Dziś obowiązuje tzw. kultura błyskotek, czyli każdego dnia coś innego, ale jednocześnie w każdym następnym pokoleniu pojawia się mnóstwo ludzi twórczych - mówi prof. Cezary Obracht-Prondzyński

Panel, który pan ma poprowadzić, 23 marca na Uniwersytecie Gdańskim, zatytułowano: edukacja kulturalna i kulturowa. Czy jest między nimi różnica?

- Mam skłonność do myślenia holistycznego i ten podział nie wydaje mi się słuszny. Ciekawsza będzie rozmowa na temat: jakimi narzędziami edukacyjnymi możemy zrobić coś w kulturze? I odwrotnie: jakie znaczenie mają narzędzia kulturowe w budowaniu kultury edukacyjnej, kultury uczenia się, dyskutowania, ale też mentalnego uczestniczenia w różnych formach kultury. Samo pojęcie uczestnictwa w kulturze rozmywa się.

W ramach Obserwatorium Kultury, organizowanego przez Instytut Kultury Miejskiej, przeprowadziliśmy badanie szukając odpowiedzi na pytanie: kim są ci, których nie ma w kulturze? Dlaczego ich nie ma? I co robią, kiedy ich nie ma? Bo w antropologicznym rozumieniu, ludzie nieuczestniczący w kulturze nie istnieją. Pytanie tylko: w jakiej kulturze i w jaki sposób uczestniczą? I wiemy, że kultura bardzo się zindywidualizowała, sprywatyzowała - to też efekt zmiany technologicznej.

Zamiast chodzić do kina włączamy film w internecie?

- Kino nie jest dobrym przykładem. Ostatnie lata pokazują ogromny przyrost widowni kinowej. Padają kolejne rekordy.

Może nacieszyliśmy się już technologią w zaciszu i z domu wyciąga nas potrzeba wspólnego przeżycia?

- Z naciskiem na słowo “wspólne”. Kultura jest bardzo silnym narzędziem uspołeczniania, socjalizowania, budowania grupy, poczucia, że “jestem we wspólnocie”. Czasem pytamy żartobliwie: idziemy do kina czy na film? Bo kino owszem, jest ważne, ale jest coś jeszcze: spotykamy się. Po seansie rozmawiamy, siadamy w kawiarni, jesteśmy razem. Ciekawe jest też, dlaczego ludzie nie chodzą, na przykład, do kina.

Dlaczego? Co wtedy mówią?

- Najczęściej: “nie mamy czasu, nie mamy z kim, nie mam pieniędzy, za daleko, nie znamy się” - jest mnóstwo powodów.

Czy udało się ustalić, kim są ci - nieuczestniczący w kulturze?

- Przyczyny są często strukturalne - to ludzie z klas uboższych albo z grup peryferyjnych. Niektórym brakuje wyrobionych nawyków, inni przechodzą trudny okres w życiu: zwłaszcza ludzie 30, 40-letni. Mają małe dzieci, pracę, rodzinę i mówią: “brakuje nam czasu”. Wtedy jednak widać ich dbałość o kulturę dla dzieci.

Obserwujemy też element wycofania się z instytucjonalnego życia kulturalnego. Jej prywatyzacja, indywidualizacja, usieciowienie to wielki problem dla instytucji - jak tego uczestnika znów przyciągnąć do siebie?

Można też mówić o tzw. nowym modelu powinnościowym, czyli: ludzie wiedzą, że trzeba chodzić do teatru, muzeum, ale tego nie robią, bo jak tłumaczą: “zanim wrócę do siebie na osiedle, zjem obiad, to już mi się nie chce wracać do teatru do Gdańska”.

Ale powstał też inny model powinnościowy, w którym kultura nie jest już wartością autoteliczną [samą w sobie - od red.], ale powinna czemuś służyć, na przykład samorozwojowi. Czytałem wywiady z osobami, które twierdziły, że nie czytają literatury pięknej, tylko non-fiction, reportaże, wywiady-rzeki, bo muszą się czegoś z lektury dowiedzieć. To rodzaj silnej pragmatyzacji kultury. Co ciekawe, nawet instytucje i animatorzy wchodzą w ten dyskurs pragmatyczny głosząc hasło: kultura się liczy, czyli że ma sens, warto ją wspierać, bo służy do rozwoju.

W materiałach skierowanych do uczestników kongresu postawiono tezę, że to kultura jest najważniejsza i z niej wynikają polityka i gospodarka.

- To raczej element prowokacji, pozorna opozycja. Polityka jest niezwykle istotna, bo określa w jakich realiach prawnych i instytucjonalnych realizuje się kultura. Źle dzieje się wtedy, gdy zaczyna w nią ingerować, chociaż w jakimś stopniu ingeruje zawsze, bo przecież każdy rząd realizuje jakąś politykę kulturalną.

Gospodarka również - kultura musi funkcjonować o jakieś finansowe zaplecze. Aczkolwiek nie jest tylko kosztem, ale też poważną inwestycją, zasobem rozwojowym.

Za czasów poprzedniego rządu dało się słyszeć w środowisku narzekania na brak zainteresowania polityków kulturą. Teraz jest wręcz odwrotnie, wciąż wybuchają nowe skandale.

- Są takie obszary, którymi ten rząd interesuje się bardzo, a innymi wcale - obcina dotacje, co ewidentnie szkodzi. Powinniśmy patrzeć na kulturę całościowo, bo wybiórcze jej traktowanie otwiera drogę do cenzury. Nie tylko politycznej, ale też do środowiskowych czy mentalnych presji, a mamy prawo oczekiwać, że te relacje będą się cywilizować. Człowiek przecież jest zwierzęciem społecznym, a kultura dzieje się między ludźmi.

Ale jeszcze gorszy jest brak kryteriów. Gdyby priorytety były jasno określone, nawet poddawane pod dyskusję, to wiedzielibyśmy chociaż, dlaczego tak się dzieje. A nieprzewidywalność jest w tej dziedzinie najgorsza, bo kultura dzieje się w długich horyzontach czasu. Dzieło muzyczne czy literatura pochłaniają miesiące pracy: trzeba zainwestować swoją energię, czas, środki... To kosztuje.

Rozmawiając o kulturze nie unikniemy rozmowy o pieniądzach. Jeśli to obszar tak wrażliwy na wahania finansowania, to można by wysnuć wniosek, że będzie się rozwijała tylko w krajach zamożnych, a przecież tak nie jest.

- To prawda. Bogate kraje mają inne oprzyrządowanie instytucjonalne, inną skalę, ale potrzeba twórczej aktywności jest przyrodzoną cechą człowieka i nawet w najuboższych, w poturbowanych przez historię społecznościach zawsze znajdą się tacy, którzy mają rodzaj wewnętrznej sprężyny, która każe im tworzyć. Często w geście protestu, rozpaczy, ale jest w tym wyraz artystyczny.

Społeczeństwa też różnią się znacząco etosem, czyli przyzwyczajeniem i gotowością, aby na kulturę łożyć. W mieszczańskich społeczeństwach zachodnich mamy do czynienia ze sponsoringiem instytucjonalnym, a nie okazjonalnym. Ludzie tam sami się dzielą, bo uważają, że tak trzeba.

A jak jest w Gdańsku?

- Kultura nigdy nie jest priorytetem dla władzy, ale trzeba przyznać, że porównując z innymi miastami - w Gdańsku sytuacja jest naprawdę dobra. Nawet czasach kryzysu, w latach 2008-2010, nie było tutaj takich cięć dotacji i zwolnień jak w innych ośrodkach w kraju.

Gdańsk jest zresztą bardzo pobudzony kulturalnie. Widać to choćby podczas przyznawania grantów - zawsze jest nadmiar podań.

W Gdańsku mamy dziś ogromną ofertę kulturalną: powstało Europejskie Centrum Solidarności, Narodowe Muzeum Morskie, Centrum Hewelianum, Muzeum II Wojny Światowej, ale też prywatny Stary Maneż, a w związku z tym mnóstwo seansów, warsztatów, spektakli, koncertów. Gdyby chcieć zrobić kalendarium życia kulturalnego, choćby z jednego roku, powstałaby gigantyczna książka. Badacze, w stosunku do naszego regionu, używają nawet określenia “rój kulturowy”.

Czyli narzekać nie powinniśmy?

- Nie, bo chociaż obserwujemy problem zanikających kodów kulturowych (czy dzisiaj byłaby zrozumiała dla młodego pokolenia reklama: “ojciec prać?”) i obowiązuje tzw. kultura błyskotek, migotania, przejaśnienia, czyli każdego dnia coś innego, jeden wielki kosmiczny salon, to jednocześnie w każdym następnym pokoleniu pojawia się mnóstwo ludzi twórczych.

A byłem ostatnio na uroczystości rozdania stypendiów Marszałka Województwa Pomorskiego i zobaczyłem młodych ludzi filmu, muzyki, performerów… Byłem pod niesamowitym wrażeniem niezwykłego bogactwa gatunkowego uprawianej przez nich sztuki: piszą poezję, dramat, tworzą sztuki wizualne. Mają ogromną potrzebę uczestnictwa w kulturze. To daje nadzieję.

Kongres Kultury Pomorskiej, 20 marca do 11 kwietna 2017. Wstęp na obrady wolny. Należy się tylko zarejestrować na stronie http://kongres.pomorzekultury.pl.

*Prof. dr hab. Cezary Obracht-Prondzyński, prof. zw. dr hab., socjolog, antropolog, historyk. kierownik Zakładu Antropologii Społecznej na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego. W polu jego zainteresowań badawczych leżą m.in.: socjologia etniczności, w tym: mniejszości narodowe i etniczne we współczesnej Polsce i Europie; stosunki etniczne na Pomorzu; stosunki polsko-niemieckie, ze szczególnym uwzględnieniem sytuacji pomorskiej, wielokulturowość, socjologia kultury, socjologia pogranicza, Kaszubi - ich tożsamość, kultura, historia, historia i kultura Pomorza XIX i XX w.



TV

Światowa stolica bursztynu