Obrazy Ogniem Malowane to najstarsze wydarzenie organizowane przez gdańską Plamę. Od 1993 roku, co roku, w jedną z sobót pod koniec października na trawniku przed klubem performerzy ustawiają instalacje, które podczas wieczoru widowiskowo płoną.
- Od kilku lat na Zaspę ściągają prawdziwe tłumy. Być może przyciąga je magia ognia, chęć spotkania się z innymi na świeżym powietrzu, przy ciepłym koksowniku i płonącej instalacji. A może to zasługa tego, że wydarzenie odbywa się w plenerze - od stycznia do grudnia Plama działa w plenerze i zawsze spotykamy się z tłumem gdańszczan, ale także innych mieszkańców Trójmiasta, którzy chcą z nami być - mówi dyrektor Plamy Szymon Wróblewski.
Kierownik klubu zdradził, że nieprzypadkowo Obrazy Ogniem Malowane odbywają się jesienią. - To wydarzenie zawsze będzie odbywało się tuż przed listopadowymi świętami, kiedy spotykamy się przy pomnikach naszych bliskich i ich wspominamy. Ten ogień jest kierunkiem, który ma wskazywać, że zbliża się ten czas.
Jak podkreślają organizatorzy, najważniejsze w tym wydarzeniu jest to, że jest otwarte - nie tylko dla publiczności, ale także dla twórców instalacji, artystów i performerów. - Bardzo cieszę się z tego, że zgłaszają się do nas nowe osoby, które chcą brać udział w Obrazach. To, że my przygotowujemy co roku jakąś instalację, to jest jedna rzecz, ale liczy się to, że zgłaszają się do nas ludzie z zewnątrz, którzy widzą sens w tym, żeby poświęcić sporo swojego czasu, żeby coś zbudować, co następnie cieszy oko płonąc i znika - mówi Wróblewski.
Wśród osób, które w tym roku zgłosiły się do Plamy był reżyser Marek Brand. - Na początku miałem zrobić tylko małą instalację. Pomyślałem sobie, że chciałbym spalić wszystkie swoje złe sny, złe myśli. Ten pomysł dojrzewał długo, biłem się z myślami. Miałem takie łóżko, które ciągle mnie intrygowało, zastanawiałem się, co z nim zrobić - czy spektakl, czy w jakiś inny sposób je wykorzystać. Wymyśliłem, że na Obrazy Ogniem Malowane chciałbym to łóżko spalić. Ale nie tak po prostu, tylko, żeby to coś znaczyło - opowiada autor instalacji.
- Każdy sobie oczywiście dopowiada swoją historię. Mi chodziło o to, żeby się oczyścić z tych różnych złych snów, ale też z rzeczywistości, która jest trochę senna. To jest mój pierwszy performans, zajmuję się raczej teatrem, gdzie wszystko ma mieć swoją logikę, coś z czegoś wynika… To jest po prostu żywioł, który chciałem sprawdzić, przekonać się, czy przyniesie mi to jakąś frajdę. I rzeczywiście, jest w tym jakaś frajda - mówi Brand.
Oprócz łóżka ze złymi snami i myślami, przed Plamą stanęło pięć instalacji. Wśród nich była żyrafa, której długa szyja widowiskowo płonęła, a także koszmar najmłodszych widzów - prace domowe. Rzeźbom towarzyszyły pokazy fireshow i instalacje świetlne, występ przygotowała także grupa tancerek i tancerzy z Company Oiseau działającej w Akademii Artystycznej w Gdańsku.