Pomysł na zjednoczenie dramaturgów i reżyserów, i włączenie ich do grupy nie tylko wspólnie pracującej nad wzajemnym zrozumieniem, ale także szkolącym swój warsztat aktorski, wziął się stąd, że zdaniem Iwana Wyrypajewa... dramaturdzy, a więc osoby - których zadanie polega na, uogólniając, przygotowaniu materiału literackiego do pracy scenicznej dla reżysera i aktorów - nie znają się na teatrze.
„W historii teatru zawsze było tak, że dramaturg przede wszystkim był aktorem, a przynajmniej był związany z teatrem” - przypomniał Wyrypajew podczas spotkania w Pomorskim Inkubatorze Kultury. Rzeczywiście, daleko szukać nie trzeba - wystarczy sięgnąć po pierwsze z brzegu nazwiska, jak Szekspir czy Molier. Wśród dramaturgów-prekursorów, niezwiązanych z teatrem, owszem znajdują się Czechow, Ibsen czy Strindberg (choć w biografii tych dwóch ostatnich można odszukać związki z teatralnym zawodem), ale to wybitne przypadki.
Teraz tej tradycji teatralnej nie ma, zawód dramaturga został niejako wyizolowany - i jest to zdaniem mistrza problem, bo, jak tłumaczył, „jeżeli scenarzysta nie ma podstaw wiedzy o zawodzie filmowca, nie był nigdy na planie, nie wie, w jaki sposób pracują filmowi operatorzy i kamery, nie będzie w stanie napisać gotowego scenariusza filmowego, a jedynie jego literacki odpowiednik, nieuwzględniający produkcyjnych realiów”. Dlatego, jego zdaniem ważne, jest aby, analogicznie, także współczesny dramaturg, choć to może się wydawać już niemodne, miał jednak w ręku fach teatralny - tylko wtedy będzie mógł przygotować dramat odpowiedni do wystawienia na scenie.
Problemem współczesnego teatru jest także w opinii Wyrypajewa nieznajomość specyfiki pracy aktorskiej od środka wśród samych reżyserów. On sam może pochwalić się wykształceniem aktorskim, co dzisiaj bardzo ceni. Ale tajniki tej sztuki zgłębił też na reżyserii, dzięki specyfice teatralnych szkół w Rosji - tam każdy przyszły reżyser przez pierwsze dwa lata pobiera nauki aktorskie. „Reżyser powinien chociaż raz, a najlepiej parę razy zagrać na deskach teatralnych. Powinien przez to przejść, by móc potem dawać uwagi aktorom i wiedzieć, czy dzięki nim osiągnie upragniony efekt. Musi w pełni rozumieć to, co dzieje się na scenie” - mówił mistrz.
Współcześni reżyserzy maja też jego zdaniem problem z wystawianiem sztuk - nie rozumieją, czym jest dramat, a co za tym idzie pozwalają sobie na zbytnią ingerencję w tekst, który dowolnie modelują i aranżują pod siebie, tytułując się autorami spektaklu. To specyfika funkcjonującego obecnie teatru reżyserskiego, który wyparł teatr dramatyczny - wspomniał również niegdyś o tym zjawisku świętej pamięci Andrzej Wajda, tłumacząc, dlaczego... przestał chodzić do teatru. Iwan Wyrypajew także nie jest miłośnikiem teatru reżyserskiego; reżysera uważa za zawód wykonawczy, a więc taki, który ma realizować założenia autora - który z kolei nie jest, jak uważa, jedynie autorem tekstu, a całego spektaklu. „Reżyser powinien wystawić sztukę dokładnie tak, jak została napisana” - podkreślał podczas spotkania, dodając, że praca reżysera polega na nadaniu sztuce kształtu obrazu artystycznego, nie może zaś zmieniać jej sensów ani rozłożonych akcentów.
Wyrypajew odniósł się także do poruszanego obecnie powszechnie problemu przemocy, zarówno fizycznej, jak i psychicznej czy emocjonalnej, w szkołach teatralnych i samych teatrach. Zaznaczył, że niezbędne jest wypracowanie nowych środków współpracy, opartej na byciu świadomym. Przyznał, że on również mógłby opowiedzieć o doświadczeniu zachowań dzisiaj pojmowanych jako różnego rodzaju mobbing, ale wówczas postrzegane były one jako zupełnie normalne. On sam nie ma złych wspomnień, choć nie ukrywa, że stres był ogromny, i tego stresu stara się dziś swoim studentom oszczędzić.
„Studiowałem dwa razy, najpierw aktorstwo, a później reżyserię. Miałem wybitnych, legendarnych nauczycieli starej szkoły w Moskwie. To, co teraz młodzi nazywają mobbingiem to jedna setna procenta tego, co było u nas” - nie ukrywał. „Po pierwsze w Moskwie było dwieście osób na jedno miejsce. Jak już się dostałeś, na starcie słyszałeś: jest was 25 osób, zostanie 12. Wyrzucali nas ot tak. Stres, który nam towarzyszył, był nie do opisania. Młody człowiek przyjeżdżał z Irkucka za ostatnie pieniądze, trafił do wybitnego pedagoga, i bał się, czy uda mu się zostać”.
W czasach, gdy on pobierał nauki, podczas pracy ze studentami ze strony pedagogów nie było żadnej delikatności. Przekleństwa i krzyki były na porządku dziennym. Ale, jak twierdzi, dziś nie mógłby powiedzieć złego słowa o swoich nauczycielach. „Nie pamiętam, żeby mi zrobili jakąś krzywdę. Byli srodzy, ale ja to szanuję. Ich zachowanie wynikało z ogromnego szacunku do sztuki.”
Wyrazisty pogląd Iwan Wyrypajew ma także na nagość w teatrze. Jego zdaniem w aż 99,9 procentach jest ona nieuzasadniona. Reżyser mówił wprost: "to jest bez sensu. Sztuka jest sztuczna, umowna, co oznacza, że ja tworzę sztuczny świat. Kiedy kobieta lub mężczyzna na scenie się rozbiera, to widz nie myśli już o postaci, a o ciele. Zawstydza się albo przygląda, przestaje się skupiać na przedstawieniu. Nie ma potrzeby rozbierania aktora". Dodał, że ciało ani golizna nie są dla niego problemem, ceni na przykład prace słynnej tancerki Piny Bausch, ale wszystko musi być uzasadnione. Tymczasem współcześnie w teatrach nagość stosowana jest jako element szokowania.
Podobnie, co ciekawe, w ocenie mistrza należy rezygnować z zapraszania do występów w spektaklach dzieci. nieprzygotowanych do świadomej gry aktorskiej, osób o stopniu niepełnosprawności uniemożliwiającym zdawanie sobie sprawy z tego, co dokładnie dzieje się na scenie, oraz zwierząt. „Zapraszanie na scenę tych, którzy nie mają narzędzi do oceny tego, co grają, jest niedopuszczalne” - podkreślił.
Spotkanie z Iwanem Wyrypajewem odbyło się w sobotę, 22 stycznia. Do Gdańska reżyser przyjechał na zaproszenie Pomorskiego Inkubatora Kultury - mieszczącego się we Wrzeszczu ośrodka artystycznego, który powstał z inicjatywy artystycznego środowiska pozarządowego, wspartego przez marszałka województwa pomorskiego Mieczysława Struka oraz Port Lotniczy Gdańsk im. Lecha Wałęsy.
Lekka komedyjka w kampowej estetyce. „Bunbury” Oscara Wilde'a na Scenie Kameralnej. RECENZJA